Andy Pryor, odpowiedzialny za dobór aktorów do poszczególnych ról w Doctor Who, opowiada o drodze od pomysłu na postać do obsadzenia w niej konkretnej osoby.
Andy Pryor nie jest jedyną osobą odpowiedzialną za casting. Wpływ na tę kluczową decyzję ma również scenarzysta prowadzący cały serial (czyli obecnie Chris Chibnall), producent wykonawczy oraz osoba wcielająca się w rolę Doktor(a) – w końcu to ona musi się idealnie zgrać z towarzyszką czy towarzyszem, by relacja głównych bohaterów wyglądała na ekranie wiarygodnie. Czy wielu jest chętnych do roli? Wielu to mało powiedziane… W przypadku castingu do roli Bill, jak mówi Andy Pryor:
Najpierw przyjrzeliśmy się siedemdziesięciu osobom, spotkaliśmy się z pięćdziesięcioma, skontaktowaliśmy się ponownie z dziesięcioma, a wybraną piątkę zaprosiliśmy na spotkanie z Peterem Capaldim.
Byliśmy zdecydowani szukać kogoś zupełnie nowego. Jak wszyscy wiedzą, często się zdarzało, że aktor pojawiał się w Doctor Who w roli epizodycznej i tak przypadał do gustu twórcom, że wracał w większej roli. Tym razem jednak chcieliśmy to zrobić inaczej.
Widziałem wcześniej Pearl Mackie w sztuce Dziwny przypadek psa nocną porą i kilku sztukach alternatywnych. Moi asystenci widzieli ją w paru innych sztukach, w większej liczbie niż ja.
Nasza praca polega w dużym stopniu na chodzeniu do teatru. To właśnie tam szkolą się najlepsi młodzi aktorzy. Czasami oglądam jedną sztukę tygodniowo, czasami trzy. Nasza ekipa liczy trzy osoby, więc łącznie oglądamy pewnie koło 300 sztuk rocznie.
Nie wystarczy jednak zrobić dobrego wrażenia.
Między aktorami musi zaiskrzyć i bardzo trudno to osiągnąć. Nie można tego przewidzieć – to musi się po prostu wydarzyć między dwójką aktorów. Przed dobrze dobranym duetem otwierają się ogromne możliwości. Niemal niemożliwe byłoby wybranie aktorki do roli towarzyszki bez skonfrontowania jej z odtwórcą roli Doktor(a). Ich relacja jest absolutnie kluczowa. Spędzą razem długie miesiące – na ekranie i na planie.
Andy Pryor był również odpowiedzialny za skompletowanie obsady Undercover, produkcji chwalonej za obowiązujący obecnie w wielu brytyjskich produkcjach „ślepy” dobór aktorów, a więc bez zwracania uwagi na ich kolor skóry. Czy podobne cele stawia sobie Doctor Who?
Jestem dumny z osiągnięć Doctor Who na tym polu. Rolą telewizji jest odzwierciedlanie świata, w którym żyjemy, i jeśli przy takim serialu jak Doctor Who nie jesteśmy w stanie tego dobrze zrobić, to gdzie byśmy mogli?
Ostatnio toczy się wiele dyskusji o różnorodności. I dobrze. To skomplikowana kwestia, ale w ostatecznym rozrachunku chodzi o to, by każdy, dorastając, mógł marzyć o pracy aktora, twórcy czy kogokolwiek związanego z telewizją. Trudno zobaczyć przyszłego siebie w jakimś zawodzie, kiedy nie widzi się w nim osób podobnych do siebie. Im lepiej udaje nam się odzwierciedlać strukturę demograficzną społeczeństwa, tym więcej osób stwierdza: tak, mogę się zdecydować na taką karierę, to nie jest profesja przeznaczona dla innego rodzaju ludzi.
Jest tyle historii wartych opowiedzenia. Powinniśmy opowiadać historie najróżniejszych ludzi. Dla mnie to istotne, by być świadomym różnorodności we wszystkim, nad czym pracuję.
Czy kompletowanie obsady Doctor Who różni się od pracy nad innymi produkcjami?
Ogłaszając nowego towarzysza Doktor(a), lądujesz w świetle reflektorów. To decyzje, które spotykają się z dużym odzewem publiczności, wszyscy czekają na wieści. W przypadku innych seriali przed premierą zazwyczaj nie ma tyle szumu.
To, co mnie trzyma przy Doctor Who od tylu lat – poza naleganiami, bym się nigdzie stamtąd nie ruszał – to różnorodność. Każdy odcinek jest inny. Nie wiesz, czy będziesz pracować nad fabułą historyczną czy futurystyczną, science fiction, współczesną brytyjską czy amerykańską. W innych produkcjach, jakkolwiek rewelacyjnie nie byłyby napisane, obsadzasz banalne role: policjanta, pielęgniarki, złoczyńcy… To ciągle nasz świat. W przypadku Doctor Who nigdy nie wiesz, gdzie trafisz kolejnego dnia.
Trudniej jest znaleźć nowego Doktora czy towarzysza?
Myślę, że Doktora. Towarzysz będzie taki, jakim zechce go scenarzysta. W przypadku Doktora szuka się konkretnego rodzaju aktora wcielającego się w główną rolę, który ma w sobie tę doktorową dziwność.
Pracuję nad tym już tak długo, że mógłbym teraz wymienić listę przymiotników, ale dla każdego Doktora byłaby ona inna. Ale zawsze jest w nich pewna inność, a także zdolność do wcielania się w komediowe role połączona z umiejętnością odgrywania głębokich emocji.
Potrzebni są aktorzy elastyczni i zdolni do wielkiego zaangażowania. To nie jest łatwa praca i nie każdy sobie z nią poradzi.
Którą z dotychczasowych decyzji Andy Pryor uważa za najodważniejszą?
Jestem o to pytany dość często i ciągle zmieniam zdanie. Ale obsadzenie na samym początku w dwóch wiodących rolach Christophera Ecclestona i Billie Piper… Wielu myślało, że oszaleliśmy, ale było w tym duecie coś takiego, co bardzo nam pasowało. Billie wypadła na przesłuchaniu genialnie i z ekscytacją przyglądaliśmy się reakcjom fanów, którzy zastanawiali się, czy to może się udać, kiedy wiedzieliśmy, że się uda.
A które role waszym zdaniem obsadzono najlepiej w Doctor Who?
Źródło: Radio Times
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.