W ciągu kilku dekad podróży przez czas i przestrzeń Doktor miał dziesiątki towarzyszy. Nie jest niczym dziwnym, że przyjaźń bardzo często przenosiła się z wnętrza TARDIS do rzeczywistości. Aktorka Katy Manning powraca we wspomnieniach do czasów, kiedy świat telewizji znał ją jako Jo Grant i do więzi, jaka łączyła ją z Jonem Pertweem, Trzecim Doktorem.
Okazuje się, że cała ówczesna ekipa Doctor Who trzymała się razem:
Przede wszystkim, to był prawdziwy dar – Nicholas Courtney (który grał brygadiera Lethbridge-Stewarta), jeden z najmilszych, najcudowniejszych ludzi jakich można sobie wyobrazić i Roger Delgado (Mistrz). My – to znaczy Jon i ja – jadaliśmy kolacje z Rogerem i jego żoną Kismet. Byliśmy bardzo silnym zespołem na planie, ale ta przyjaźń wychodziła na zewnątrz, co, jak się zastanowić, było naprawdę niezwykłe, bo pracowaliśmy codziennie, od rana do wieczora.
Katy Manning przypomina sobie wakacyjny wyjazd z Pertweem i jego żoną, Ineborg Rhoesą. Opowiada:
To przykład na to jak ta zawodowa relacja mieszała się z naszym życiem prywatnym, co nie jest takie częste. Jon bardzo wiele mnie nauczył. Tak samo było z Nicholasem i Rogerem – obaj nauczyli mnie różnych rzeczy. Jon nauczył mnie, jak działa biznes – i niewiele się pod tym względem zmieniło. Jon inspirował mnie, bo był świetny w naśladownictwie głosów. Odgrywaliśmy różne postacie i powiedział kiedyś: „Któregoś dnia zagrasz wszystkie te role, które odgrywasz ze mną”. Odpowiedziałam: „O, nie, nie, ja robię to tylko dla zabawy!”. To kolejna rzecz, która nas łączyła. W trakcie kręcenia plenerów robiliśmy sobie wycieczki i odkrywaliśmy niezwykłe nazwy angielskich wiosek. Przemienialiśmy je w bohaterów i wymyślaliśmy o nich historie. Był wybitnym gawędziarzem. Często opowiadał ciekawe historie, ale przekazał mi jedną zasadę – nigdy nie psuj dobrej opowieści prawdą. Istotą prawdy jest stworzenie dobrej historii.
Aktorka opowiada o podejściu Pertweego do roli Trzeciego Doktora:
Wszyscy odtwórcy tej roli wnosili do niej swoją magię i kreatywność. W każdym biły dwa serca – jedno Doktora, a drugie aktorskie. A Jon miał prawdziwy talent komediowy. Słuchałam Radio 4 i słyszałam jego wspaniały głos w tych wszystkich audycjach. Nigdy nie brał udziału w tym, co z braku lepszego słowa, można nazwać poważnym aktorstwem; bez zabawy, bez śmiesznych głosów i charakteru. Traktował to śmiertelnie serio.
Manning przywołuje pracę na planie:
Kiedy ludzie pytają o Doctor Who, padają pytania: „Ile zarobiłaś?”, „Dobrze się bawiłaś?”. To jest bardzo wymagający serial. Kiedy grasz w studiu, wszystko musi być na czas i używa się nowych technik i umiejętności. Wszyscy musieliśmy być maksymalnie skupieni, a Jon w tym przodował. Był świetnym liderem, bo dzięki niemu potrafiliśmy przejść od rozluźnienia – żartów i rozmów – do absolutnego skupienia nad pracą. Kiedy ma się do czynienia z obcymi rasami z dziwnych planet, trzeba być wiarygodnym i prawdziwym. Trzeba je naprawdę widzieć i w nie uwierzyć. Inaczej nikogo nie przekonasz, i to było najważniejsze. Musieliśmy grać bardzo szybkie ujęcia. Pracowaliśmy z nową technologią, która pochłaniała sporo czasu. Lecz Jon był, jak już powiedziałam, niesamowitą głową zespołu.
Na koniec dodaje:
Dla mnie był guru. Najbliższym przyjacielem. Najcudowniejszym, najbardziej uprzejmym, szczodrym, zabawnym i odważnym facetem. Uwielbiałam go. Nie mogłabym mieć więcej szczęścia.
Oglądaliście którąś z przygód Trzeciego Doktora i Jo? Dajcie nam znać w naszej grupie.
Źródło: Radio Times

Autorka bloga Anndycja, nauczycielka angielskiego, bibliotekarka, pisarka fanfiction, a przede wszystkim fanka. Gdyby mogła być zwierzątkiem, byłaby fenkiem. Regularnie pozwala, żeby popkultura łamała jej serce i przywracała do życia. Lubi filmy Disneya i horrory o duchach, literaturę dziecięcą i reportaże true crime. Miłośniczka brytyjskich seriali, teatru, herbaty, kotków i Neila Gaimana. W Doctor Who wkręciła się dość późno – w 2011 roku – ale wystarczająco wcześnie, by napisać o nim pracę magisterską. Od tamtej chwili większość czasu spędza w TARDIS. Najchętniej z Dziesiątym Doktorem.