Za nami ostatnia pełna seria Jodie Whittaker w roli Trzynastej Doktor. Przed nami – trzy odcinki specjalne i nieuchronna regeneracja, zasugerowana już zresztą w The Vanquishers… Jak ta rola zmieniła życie Jodie Whittaker? Jak sobie radzi z kolejną wielką zmianą w życiu i czy ma już jakieś plany na przyszłość? Na te i inne pytania odpowiedziała w wywiadzie przeprowadzonym dla The Guardian. Oto polska wersja.
Kilka miesięcy temu powiedziałaś, że pod koniec przygody z Doctor Who ogarnie cię rozpacz. Dziś masz już za sobą plan zdjęciowy – nakręciłaś swoje ostatnie sceny w roli Doktor. Jak się czujesz?
Dosłownie przed chwilą rozmawiałam z Mandip Gill [która wciela się w towarzyszkę Doktor, Yasmin Khan]. To były cztery długie lata. Żal związany z pożegnaniem z rolą to jedno. Jeszcze do mnie nie dotarło, że to koniec. Bardziej tęsknię za codziennymi spotkaniami, tą grupą, atmosferą pracy… Ciągle zaczepiam różne osoby przez WhatsAppa i wygłaszam monologi, sprawdzam, czy za mną tęsknią! Mandip przestała odczytywać moje wiadomości. Twierdzi, że jestem „męcząca”.
Nie chcę zabrzmieć protekcjonalnie, ale obudzi się we mnie instynkt opiekuńczy. Nawet jeśli ta osoba będzie dwadzieścia lat starsza ode mnie, to ja będę wiedzieć, jak to jest: ach, ależ się będziesz fantastycznie bawić i jak cudown_ będziesz w tej roli! Dla mnie to jest dobre, że jeszcze jej nie wybrano. Nie muszę o niczym wiedzieć. Ciągle więc to moja postać, co jest cudowne – bo mogę się tym jeszcze szczerze cieszyć i wyrażać nadzieję, że wszystkim się podoba.
Chris Chibnall powiedział, że z Mandip nagrałyście w sekrecie filmik dla całej ekipy. Co w nim było?
Chcielibyście się dowiedzieć! Tak się składa, że lubię ballady. Był to więc filmik muzyczny. Nakręciłyśmy go w jednej z lokacji, w nocy, po zdjęciach. Lało jak z cebra. Wciągnęłyśmy do współpracy jeszcze kilka osób, ale musiały przysiąc, że nikomu się nie zdradzą. Chciałyśmy nakręcić tandetne, łzawe pożegnanie, i zamieścić w nim zdjęcia z ostatnich czterech lat. Po emisji serii pewnie pozwolę Mandip zamieścić go na Instagramie… To moje wielkie dzieło. Myślę, że świetnie podsumowuje nasze osobowości – ja jestem sentymentalna, a Mandip przezabawna. Jakiż ona ma talent komediowy! To nie jest zwyczajny prezent pożegnalny.
Brzmi jak wspaniały prezent. Mieliście też pożegnalną imprezę…
Tak. Była wspaniała. Ubraliśmy się elegancko. Dałam z siebie wszystko. Podchodzę do takich rzeczy bardzo poważnie. Filmik pożegnalny, strój… być może jako trzydziestodziewięciolatka powinnam mieć inne priorytety… To była jedna z tych sytuacji, kiedy wszystko jest idealne, ale wiesz, że to, co najlepsze, jest już za tobą: te cztery wspaniałe lata wypełnione niespodziankami. Ta praca ma elementy, których nie sposób sobie wyobrazić – jak przypadkowe spotkania z osobami, które są fanami Doctor Who dłużej, niż żyję. To zdecydowanie więcej niż po prostu rola…
Czułaś na pewno presję?
Największą presję czułam we wrześniu 2018 roku na Comic Conie w Nowym Jorku, w Madison Square Garden, podczas pokazu pierwszego odcinka z udziałem ogromnie licznej publiczności. Siedziałam z moim mężem i miałam w głowie tylko jedną myśl: „Siedzę w tłumie whovian, którzy są bardzo podekscytowani, pełni miłości i wsparcia. A co jeśli wyszło zupełnie nie tak? Co jeśli zniszczyłam to dla innych aktorek?”. Bo dobrze wiedziałam, że kiedy Doktora grali kolejni mężczyźni, nie reprezentowali mężczyzn, reprezentowali tylko siebie. Gdy była mowa o mnie, nagłówki nie brzmiały: „Czy Jodie Whittaker da sobie radę”. tylko „Doktor to teraz kobieta!”. Zastanawiałam się więc: „Czy ja tego nie zniszczyłam? Czy nie rozczaruję?”. Doskonale się czułam podczas kręcenia pierwszej serii, byłam bardzo pewna siebie przez cały czas. A potem przyszedł ten moment…
Nie wydaje mi się, żeby krytyka faktu, że Doktora zagra teraz kobieta, była aż tak wielka, jak wiele osób się spodziewało.
„TARDIS pełna staników” i takie tam…? Wokół absolutnie każdej rzeczy jest takie marudzenie i na szczęście nijak to na mnie nie wpływa. Po emisji pierwszego odcinka sprawa była jasna – albo się podoba, albo nie. Zrozumiałam, że reprezentuję wyłącznie siebie. Później pojawiła się fenomenalna Jo Martin – druga kobieta w roli Doktor. Sensacja wokół istnienia pierwszej była już przeszłością. Mam nadzieję, że przed nami piętnaście kolejnych inkarnacji i już nigdy nie będziemy musieli odbywać takich rozmów. To wielki zaszczyt, że byłam pierwsza, ale na szczęście nikt inny już nie będzie przez to przechodzić.
Matt Smith powiedział kiedyś, że rola Doktor(a) „niesamowicie odmienia życie, bo to wszystko przekracza pokolenia”. Ty też się o tym przekonałaś?
Przyjaźnię się z Davidem Tennantem od czasu Broadchurch, w którym wystąpił już po odejściu z Doctor Who. Nigdy nie widziałam, by ktoś do niego podszedł i powiedział: „O, jesteś tym gościem z Broadchurch!”. To zawsze jest: „Doktor!”. Nawet po latach. Byłam więc świadoma tego, co się dzieje wokół tego serialu.
Niektórzy widzowie są bardzo młodzi. Nie miałaś chyba wcześniej okazji wcielać się w role tak…
…familijne? Świąteczny film Get Santa to było moje jedyne doświadczenie z takimi produkcjami. Uwielbiam je. Sama jestem fanką. Kocham Brooklyn Nine-Nine i na Comic-Conie spotkałam całą obsadę. Myślałam, że wyjdę z siebie! Chciałam tylko zacytować im wszystkie najlepsze kwestie. Szukam eskapizmu w muzyce, filmach, telewizji. Tak odreagowuję chaos w swojej głowie, która jest zawsze nadaktywna. Całe życie tak robię. Możliwość dzielenia się tym od tej drugiej strony z wszystkimi pokoleniami widzów jest dla mnie najlepszą rzeczą w Doctor Who. Jest dla wszystkich, dla każdego, nikogo nie wyklucza. Stawia w centrum outsiderów, którzy chcą zmieniać świat na lepsze. Uwielbiam to.
Czy zdajesz sobie sprawę z shipowania Doktor i jej towarzyszki?
Nie znam tego pojęcia!
To taka rzecz w internecie. Gdy się shipuje dwie postacie, to znaczy, że chciałoby się, żeby były razem.
Mandip używa mediów społecznościowych, więc słyszałam o tym. Prawdopodobnie bierze się to też z tego, że na wszystkich wspólnych zdjęciach z planu zawsze obejmuję Mandip… Uwielbiam ją i nigdy się od niej nie oddalam, w życiu też.
Którzy z wrogów Doktor naprawdę są straszni?
Kiedy stoisz naprzeciw grupy Płaczących Aniołów i nie wiesz, które z nich to aktorki, a które elementami scenografii… I między ujęciami któraś podrapie się po nosie i aż podskakujesz z zaskoczenia! I grupy Cybermenów… ich obecność jest nie do przeoczenia. Zapierają dech.
Cokolwiek będziesz robić później, nic nie będzie takie samo, prawda?
Na pewno nie. To było doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Wątpię, bym kiedykolwiek poczuła, że coś jest podobne albo że to tak, jak w Doctor Who… Ten serial sprawia, że wszystko staje się ciekawe! Mam wrażenie, że zawsze obawiałam się wątków komediowych, bo nigdy tego nie robiłam, a wydaje się, że to świat pełen wybitnych talentów. Pewniej się czułam w produkcjach dramatycznych – sporo się napłakałam w różnych produkcjach. W Doctor Who jest wszystko. Czuję teraz, że nie chcę się już na nic zamykać. Mam też wielkie szczęście: dopiero skończyłam, na razie nie muszę niczego planować.
Niedawno ogłoszono sequel filmu Attack the Block. Pojawisz się w nim?
Na razie nie, ale muszę! Chcę dostać jakąś maleńką rólkę! Skoro jestem bezrobotna… Napiszę do reżysera, Joego Cornisha, bo kocham ten film. Mogę się raz przejść przed kamerą. Mogą mnie zamazać. Ale chcę tam być.
Zagrałaś w jednym z odcinków Black Mirror – The Entire History of You. Opowiadał o nagrywaniu i odtwarzaniu swoich wspomnień. Jaka jest twoja relacja z technologią? Nie ma cię w mediach społecznościowych.
Ten odcinek przedstawia moją prywatną wizję piekła. Nie chcę, by kiedykolwiek powstała taka technologia. Myślę, że zaszliśmy już wystarczająco daleko. Nigdy nie założyłam konta na Facebooku – nie jest to formą protestu, po prostu nie chciałam. A później się okazało, że jestem za stara. Twitter? Uznałam, że skoro nie ma mnie na Facebooku, to nie ma sensu wchodzić na Twittera. Instagram? To jeszcze większy skok. Dla mnie to naturalny postęp – nie zaczęłam się w to bawić i czuję się z tym dobrze. Zdaję sobie sprawę, że omija mnie wiele geekowych rzeczy, ale mam też z tego korzyści – spokojniejszą głowę.
To pomaga na głowę?
Znam siebie. Cenię to, że mam wady. Wszyscy mają wady. Chcę mieć wokół siebie osoby pełne wad. Nie interesuje mnie doskonałość. Zagubiłabym się, gdybym musiała pokazać jakąś formę doskonałości, która nie jest prawdziwa. Nie zamierzam w to wchodzić.
Jak będziesz oglądać ostatni odcinek Trzynastej Doktor?
Na pewno zrobię z tego święto. Na premierę pierwszego odcinka moi przyjaciele zorganizowali sobie imprezę. Z dziećmi, w śmiesznych strojach, niezwiązanych z Doctor Who, cokolwiek znaleźli na dnie szafy. Nagrywali się i jak to potem oglądałam, to zauważyłam, że gdy leciał odcinek, po prostu sobie siedzieli i gadali. Myślę więc, że zorganizuję coś takiego i podczas emisji będę mówić: „Cicho teraz! Zobaczcie ten kawałek!”. My nie oglądamy odcinków przed emisją.
Serio?!
Dostałam swój pierwszy odcinek, ale kolejnych już nie. Gdybym poprosiła, pewnie bym je dostawała, ale nie chciałam ich oglądać na małym ekranie laptopa, chcę je oglądać w telewizji. To dla mnie nowe i bardzo mi się podoba. Oglądam jak zwyczajna widzka. Na pewno więc będzie wokół mnie wiele osób, jeśli nie zakażą zgromadzeń, i będziemy siedzieć cicho.
Jodie Whittaker kilka miesięcy temu potwierdziła, że odchodzi z roli po trzech seriach i odcinkach specjalnych. Już wiemy, że będziemy bardzo za nią tęsknić. A wy?
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.