Obecnie większość fanów czeka z niecierpliwością na ostatni odcinek z udziałem Trzynastej Doktor. Wieloletnia producentka serialu Nikki Wilson postanowiła na łamach Doctor Who Magazine opowiedzieć szerzej o swojej pracy. Opowiedziała między innymi o ulubionym odcinku, który współtworzyła, oraz podzieliła się anegdotami związanymi z pełnieniem tak odpowiedzialnego stanowiska.
Nikki Wilson urodziła i wychowała się w Somerset. Swoją karierę w telewizji rozpoczęła jako edytorka scenariuszy do serialu Trial and Retribution. Jej pierwsze zawodowe spotkanie z Doktorem miało miejsce w roku 2008, kiedy to została zatrudniona do pracy przy skryptach do dwuczęściowej historii The Sontaran Stratagem/The Poison Sky. Poznała wówczas Russella T Daviesa, z którym od razu się zaprzyjaźniła. W przeciągu następnych lat wyprodukowała wiele odcinków Doctor Who oraz The Sarah Jane Adventures. Miała więc znaczący wpływ na kształt samego serialu w przeciągu ostatnich lat. Podczas jej kadencji za sterami TARDIS zasiadało aż czterech odtwórców/czyń tytułowej roli (wraz z Doktor graną przez Jo Martin). Jak sama przyznaje:
Gdyby ktoś powiedział mi lata temu, że będę pracowała nad tym serialem przez ponad dekadę, roześmiałbym się. Wszyscy aktorzy, którzy wcielali się w postać Doktor(a), byli zupełnie różni i mieli inne podejście do grania swojego bohatera. Jednocześnie każde z nich uwielbiało serial i swoją rolę. Wiedzieli, że nie jest to jakakolwiek inna praca, którą wykonywali wcześniej lub kiedykolwiek podejmą w przyszłości. W zasadzie jest to praca na całe życie, ponieważ wiesz, że na zawsze będziesz Doktor(em). Wydaje mi się, że wszyscy to doceniali i uważali za zaszczyt.
Producentka wypowiedziała się również na temat aktorek, z którym miała okazję pracować.
Jodie [Whittaker] jest po prostu czystą radością i świetną figurą dla reszty obsady. Naprawdę ją podziwiam za prostotę – nigdy nie sprawia żadnych kłopotów i zawsze mówi tak, jak jest. Jodie to znacząca część zespołu i doprowadzenie jej ery do końca było prawdziwym zaszczytem. Wyprodukowałem także dwie serie The Sarah Jane Adventures, gdzie poznałam Lis [Elisabeth Sladen]. Była wyjątkową kobietą i absolutnie ją uwielbiałam. Zasze profesjonalna, miła i pełna pasji wobec tego, co robiła. Byłam zdruzgotana, kiedy ją straciłam. To było ciężkie przeżycie.
Podczas ery Petera Capaldiego Nikki Wilson dzieliła obowiązki producenckie z Peterem Bennettem. Wraz z debiutem Jodie Whittaker w roli Doktor została jednak główną producentką serialu.
Myślałam, że odejdę wraz z Stevenem [Moffatem]. Jednak Chris [Chibnall] i Strevs [Matt Strevens] przekonali mnie, żebym została. Jestem im za to naprawdę wdzięczna. Podobnie jak w przypadku aktorów, tak i każdy z showrunnerów wnosił coś nowego. Chociaż mieli swoje własne sposoby pracy, to wszyscy byli bardzo przychylni w kwestii edytowania swoich opowieści – to w końcu twoja ostatnia szansa na zmianę historii lub podkreślenie jej najważniejszych elementów.
Doctor Who jest serialem, który wymaga sporo pracy. Często zdarza się, że to właśnie na producentce spoczywa największa odpowiedzialność – od krótkiego omówienia całości produkcji, poprzez zatrudnianie obsady, aż po nadzorowanie postprodukcji. Na planie trzeba niekiedy pełnić wiele różnych funkcji i każde z producentów podchodzi do swojego zawodu na inny sposób. Nikki Wilson zdradziła, jakie sytuacje były dla niej najbardziej wymagające:
Jednym z trudniejszych doświadczeń było nasze pierwsze spotkanie w RPA z Jamiem Magnusem Stonem, który miał wyreżyserować Spyfall. Na tym etapie nie mieliśmy jeszcze pełnego scenariusza, więc Chris [Chibnall] pisał do nas wiadomości typu: „Po prostu piszę ten kawałek… czy możesz poszukać czegoś takiego?” albo „Myślę, że w pewnym momencie będę potrzebować pościgu motocyklowego”. Odwiedzaliśmy wtedy dom Bartona, który był otoczony winnicami. Jamie zaproponował zatem nagranie pościgu właśnie w tym miejscu. Poszedł tam ze swoim iPhonem i dosłownie robił transmisję na żywo dla Chrisa, mówiąc: „Możemy zejść tutaj i skręcić tu za rogiem…”. Wiele rzeczy działało właśnie w taki sposób.
W pracy producentki najmniej lubię szybkie rozwiązywanie problemów, jeśli harmonogram nie idzie zgodnie z planem. Sesja ujęciowa jest dla mnie z kolei tym momentem, kiedy ciąży nade mną największa odpowiedzialność, a jednocześnie mam najmniej do powiedzenia. Pełnia władzy spoczywa wówczas w rękach reżysera oraz jego asystenta. Z drugiej strony, kocham rozwiązywać problemy. Moja mama nauczała historii sztuki, a mój tata był fizykiem, więc mam kreatywny mózg. Jestem także bardzo uporządkowaną osobą, co pomaga w tego typu pracy.
Wilson została także spytana o swój ulubiony odcinek, który współtworzyła:
Myślę, że odcinkiem, z którego jestem najbardziej dumna, jest Rosa. Czułam się naprawdę poruszona tą historią, a praca nad nią była niezwykle emocjonalna. Z kolei odcinkiem, który był moim zdaniem najzabawniejszy oraz najbardziej pokręcony – oprócz ostatniego odcinka Trzynastej Doktor – był Spyfall. Wciąż go sobie przypominam i boże… ten moment w samolocie, kiedy poznajemy prawdziwą tożsamość „O”. To był jeden z najwspanialszych występów, jakie kiedykolwiek widziałam. Czuję się niezwykle zaszczycona, że mogłam być częścią chwil takich jak te.
Producentka jest również wdzięczna wszystkim osobom i całej ekipie, z którą miała przyjemność pracować w ciągu ostatnich lat:
Może wydawać się to banałem, ale ekipa produkcyjna Doctor Who jest najlepsza w tej branży. Przez lata mieliśmy szczęście do wszystkich fantastycznych zespołów kreatywnych, które łączyły wszystko w całość. Czasami padałam ze zmęczenia, kiedy oni właśnie kończyli przygotowywać plan zdjęciowy i pytałam samą siebie: „Jak oni zdążyli to zrobić w dostępnym czasie?”. Dział artystyczny Doctor Who jest fenomenalny – detale scenografii, wielkość lokacji, kostiumy… . Fakt, że oni ciągle tworzą te niesamowite rzeczy, po prostu mnie zachwyca. Oczywiście, czarodzieje od scenografii oraz efektów wizualnych robią to już od prawie 60 lat i muszą znosić dekady nieśmiesznych (i często niesprawiedliwych) żartów o chwiejnych sceneriach oraz gumowych potworach. Z biegiem lat okazało się, że jest to dział, w którym trzeba mierzyć się z największą liczbą przeciwności.
Wydaje mi się, że w miarę jak efekty wizualne w szeroko pojętej branży stały się bardziej spektakularne, wzrosły również oczekiwania odbiorców. Musieliśmy zatem stać się pod tym względem bardziej zaawansowani. Osoba w kostiumie składającym się w dużej mierze z protetyki jest znaczną częścią tożsamości serialu. Jednak jest to również element, w którym jeśli zrobisz coś źle, może naprawdę wyrwać publiczność z zanurzenia się w historii. Nasi projektanci ciągle pracują do późna – to nie jest bowiem film, w którym ma się wiele tygodni na dopracowywanie wszystkiego. Kiedy więc wprowadzamy jakiegoś potwora, to, jak go oświetlimy i nakręcimy, jest kluczowe. Czasami trzeba być w tej kwestii bardziej oszczędnym. Musimy podążać za instynktem – jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, za każdym razem kiedy myślisz: „Och, to wygląda trochę jajkowato”, to nie możesz tego tak zostawić. Na przestrzeni lat w serialu pojawiały się absolutnie genialne, fenomenalne projekty, które wytrzymały próbę czasu. Inne z nich nie były… aż tak udane.
Nabywając doświadczenia, zdałam sobie sprawę, że jeśli potwór nie mówi, to często najlepiej przedstawić go jako tradycyjny efekt wizualny. Gdybyś powiedział komuś innemu w branży, że Doctor Who nie ma oddanego swojej pracy producenta efektów wizualnych, to odpowiedziałby: „Na głowę upadłeś?”. Jednak ponieważ tak wiele decyzji dotyczących tych efektów jest zarówno podyktowanych czynnikami wydawniczymi, jak i finansowanymi, od zawsze miałam z tym kontakt. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak by to działało, gdyby zarządzał tym ktoś inny. Jest to bowiem największa część mojego budżetu, ale także ogromny fragment opowiadanej historii i fundamentalny element podejmowania decyzji produkcyjnych.
Ostatnim odcinkiem wyprodukowanym przez Nikki Wilson będzie finałowa historia Trzynastej Doktor, która ukaże się jesienią tego roku. Tak producentka wypowiedziała się na temat swojego odejścia:
Danie Jodie godnego pożegnania było naprawdę ważne. Była taka fenomenalna jako Doktor, po prostu chcieliśmy oddać jej sprawiedliwość w ekscytującej opowieści. Naprawdę czuję, że udało nam się to osiągnąć. Efekty wizualne tego odcinka stoją na wysokim poziomie. Wydaje mi się, że dopiero niedawno go ukończyli, więc dość dziwnie było nie uczestniczyć w etapie postprodukcji. Zdecydowałam jednak, że nie chcę tego robić, ponieważby zostanie tam byłoby zbyt trudne w momencie wykonywania innej pracy. Uważam ten wybór za właściwy.
Zawsze będę darzyła serial ogromnym uczuciem. Tak wiele się nauczyłem podczas jego produkcji, nawiązałam przyjaźnie na całe życie i poznałam jednych z najlepszych twórców w branży. Zdecydowanie zdarzają się chwile, kiedy jesteś na planie i nagle mówisz: „O mój boże, w jakiej innej pracy bym to robiła?”. Pamiętam taki moment podczas kręcenia The Sarah Jane Adventures – byli tam ci dwaj masywni, pomarańczowi, kosmici zwani Blathereenami. Z jednego wydobywał się głos Miriam Margolyes, a z drugiego głos Simona Callowa. Próbowali podnieść miski zupy tymi wielkimi protezami rąk, a ja tylko się rozejrzałam i pomyślałam: „Tak, to to świetna praca!”.
Ostatni odcinek Trzynastej Doktor zobaczymy już tej jesieni. Czekacie na tę historię? I czy doceniacie pracę producentki sporej części New Who? Jeśli tak, dajcie znać na naszym Facebooku.
Źródło: Doctor Who Magazine #580
Introwertyczny miłośnik popkultury, który bezpowrotnie zakochał się w Doctor Who. Whoviańskie serce oddał Dwunastemu, a duszę Ósmemu Doktorowi. Po godzinach można go znaleźć w pracowni, gdzie przesiaduje w otoczeniu różnych replik rekwizytów z filmów, seriali oraz gier.