Oglądaliście film Doctor Who z 1996 roku? To tam po raz pierwszy pojawił się Paul McGann w roli Ósmego Doktora. W wywiadzie opowiedział o pracy nad filmem i nadziejami, jakie się z nim wiązały.
Grający ósmą inkarnację Doktora Paul McGann opowiedział portalowi Digital Spy o tym, jak powstawał film oraz o późniejszym o prawie dekadę powrocie serialu do telewizji.
Fox, BBC i Universal mieli sprecyzowaną wizję tego, co mam zrobić. Nie dali mi zbyt dużej swobody. Dopiero nabierali rozmachu, bo wszystko było mocno niepewne.
Kręcąc film, postępowaliśmy zgodnie z dość jasnymi wytycznymi. Doktor musi zrobić to, film musi zawierać to, on musi nosić to. Ale mieliśmy klauzulę, że jeśli całość wypali, pozwolą nam na więcej swobody i zgodzą się na niektóre z moich pomysłów. Ale to tylko teoretyzowanie, ponieważ jednak się nie udało.
Aktor dodaje, że jego debiut w Doctor Who „jest dziś trochę jak sen”.
Jasne, wtedy, na przełomie 1996 i 1997 roku, gdy pilotowi nie udało się zapoczątkować serialu, byłem przez chwilę rozczarowany, ale tylko dlatego, że zobaczyłem trochę funtów. Moje dzieci były wtedy małe, więc to pozwoliłoby je utrzymać – to był dobry, duży kontrakt.
Ale tak to jest, kiedy pracujesz w sztuce. W jednej chwili to masz, w następnej znika, a ty robisz co innego – i nagle twoje dzieci nie muszą być Kanadyjczykami, możesz zostać w domu, a trzy tygodnie później pojawia się nowa propozycja.
Ludzie powtarzają, że szkoda, że serial się wtedy nie odrodził, na co odpowiadam: „Okej, pomyślmy o tym przez chwilę i wyobraźmy sobie, że jednak się udało. Jak bardzo lubisz Matta Smitha i Davida Tennanta? Mogliby nigdy nie stać się częścią tej historii, bo wszystko potoczyłoby się inaczej!”. Więc trzeba uważać na to, czego sobie życzymy. Stało się tak, jak się stało. Ale fajnie jest spekulować i teoretyzować.
Oczywiście, kiedy ja dołączyłem do Doctor Who, nic się nie wydarzyło – projekt odłożono na półkę i postanowiono o nim zapomnieć. Pojawiło się rozczarowanie, trochę goryczy i niepewność. Dziś serial jest ważny i wspaniały, to szczęśliwe dni i wciąż pozostaje to miłe spekulowanie – co stanie się dalej? Mój Doktor, oczywiście, jest tego częścią.
Od powrotu serialu na antenę mijały kolejne lata, aż wreszcie doczekaliśmy się powrotu na ekrany także Ósmego – w miniodcinku The Night of the Doctor w 2013 roku.
Uznałem, że już do mnie nie zadzwonią. Byliśmy zajęci kręceniem The Five(ish) Doctors Reboot, filmu o tym, że nikt z nas nie został poproszony o zrobienie czegokolwiek w odcinku rocznicowym – mocno z tego pociskaliśmy.
I nagle, w środku nagrań, poproszono mnie o powrót, o czym nie mogłem powiedzieć pozostałym, więc czułem się trochę jakbym siedział na szpilkach. Ale wstydu oszczędził mi Tom Baker, który nie pisnął słówka o tym, że sam pojawia się w odcinku rocznicowym – więc to trochę umniejszyło moje kłamstwo!
I nagle zdarza mi się podpisywać zdjęcia z Ósmym na środku, na których Matt Smith stoi z boku. Na szkolnych zdjęciach byłem dodawany później – tam, gdzie dokleja się w chmurze głowy osób, które tego dnia nie przyszły na lekcje. To było wyzwanie. Pojawiło się to miłe uczucie bycia akceptowanym.
Miniodcinek okazał się więc sukcesem, a McGann nie odmówiłby powrotu do serialu. Jak żartuje:
Nie przeszkadzałoby mi, gdybym mógł zagrać w nim od czasu do czasu i skraść całą chwałę! To niezła zabawa. Pojawiasz się w osiemdziesiątej dziewiątej minucie nagrania i zgarniasz wygraną – tak, zrobiłbym to bez wahania. Ktoś inny niech odwala najcięższą robotę!
Na osobistym poziomie, jeśli kiedykolwiek miałem obawy odnośnie samego bycia w Doctor Who albo jego natury, to dawno się one rozwiały. Dziś sprawia mi to ogromną przyjemność. Dobrze jest być częścią tej rodziny – a ona wciąż dokądś zmierza. To świetna rzecz, z którą można zostać powiązanym.
A jak wam podobał się film z Ósmym Doktorem i mini odcinek z nim? Jak dziś wyglądałby serial, gdyby Amerykanom się udało?
Źródło: Digital Spy