Era Russella T Daviesa w Doctor Who jest już dawno za nami, ale to nie znaczy, że znamy wszystkie jej sekrety.
Niedawno pierwszy producent wykonawczy nowej ery serialu opowiedział o tym, jak powstawało The Christmas Invasion i jak stworzyło tradycję odcinków świątecznych Doctor Who. Zdradził też krótko, jaki serial jego autorstwa obejrzymy w nieodległej przyszłości.
Odcinek wprowadzający Dziesiątego Doktora i objaśniający nowym widzom koncepcję regeneracji wyemitowano 25 grudnia 2005 roku. Dziś, prawie piętnaście lat później czekamy za to na 12 odcinek świąteczny (albo drugi noworoczny) – a Davies zapowiada, że będzie go oglądał i już nie może doczekać się starcia Trzynastej Doktor i Daleków.
To może nie najbardziej profesjonalne otwarcie wywiadu, ale obejrzałem ponownie odcinek specjalny z 2005 roku i przepłakałem cały. Moja dziewczyna, która nie jest aż taką whovianką pytała: „Dlaczego płaczesz? To nawet nie jest smutne!”.
Uwielbiam to. Uwielbiam dobrą, emocjonalną reakcję na Doctor Who. Nikt nie kocha go bardziej niż ja i nie mógłbym bardziej cieszyć się z jego powrotu. Nawet dziś jestem tak bardzo szczęśliwy, że wciąż tu jest.
Skąd wziął się pomysł na świąteczny odcinek specjalny?
W pierwszym podejściu tak naprawdę nie było odcinków specjalnych na święta. No, właściwie jest ten odcinek Doctor Who z 1965, który wyemitowano w Boże Narodzenie, gdzie Doktor odwraca się do kamery i mówi „Wesołych Świąt”, co wciąż wywołuje w fanach konsternację. Bo zaczynasz pytać, co jest kanonem, a co nie.
W naszym wypadku to BBC poprosiło o taki odcinek. Przywróciliśmy Doctor Who w 2005 roku, a ja tak bardzo nie zdawałem sobie sprawy, że możemy mieć osobny odcinek świąteczny, że zrobiłem go w środku pierwszej serii, gdzie Doktor spotyka Charlesa Dickensa, trwa Boże Narodzenie, pada śnieg i są tam duchy. Więc właściwie to pierwszy nieoficjalny odcinek świąteczny, który po prostu nie ukazał się w święta. Kiedy wypuściliśmy pierwszą serię w 2005, okazała się ona takim sukcesem, że BBC zwróciło się do mnie z prośbą o odcinek świąteczny. Zamówili dwie kolejne serie i dwa kolejne odcinki świąteczne na jednym oddechu. Co było cudowne, ale zobaczyłem też, jak znika moje życie [śmiech]. Pomyślałem: O boże, ktoś właśnie zatrzasnął drzwi do celi! Ale nie mógłbym być szczęśliwszy. W Ameryce jest zupełnie inaczej. Nie mają tam specjalnego programu w telewizji na Boże Narodzenie, prawda? Tutaj za to programy wyświetlane w Boże Narodzenie mają największe ratingi, bo wtedy pokazują największe programy. To nie był tylko odcinek świąteczny, ale zagwarantowane miejsce w ramówce w Boże Narodzenie o 7:00 wieczorem, czyli samym sercu ramówki w całym roku. To było jak dostanie największego możliwego prezentu w brytyjskiej telewizji, jaki można sobie wymarzyć. Dlatego musieliśmy podnieść stawki! Musieliśmy dostarczyć wielki blockbuster, który wszystkim by się spodobał!
Wprowadzałeś też nowego Doktora.
Tak. Jako coś, co miało sprzedać ludziom odcinek świąteczny, nie mogliśmy lepiej trafić. Co za niespodzianka, którą trzymałem w dłoniach – przyjdź i spotkaj nowego Doktora! A David Tennant okazał się jednym z najbardziej lubianych Doktorów w historii serialu. Więc to był wielki przypływ energii. I było to miłe. Seria skończyła się cliffhangerem z pojawieniem się nowego Doktora, a w odcinku świątecznym mogliśmy ten cliffhanger zaadresować. To zapewniało nam, że część widzów do nas wróci. Ale zwróć uwagę, że odcinek świąteczny ma przyciągnąć wszystkich widzów, nie tylko fanów. Wszyscy powinni go obejrzeć.
W tym odcinku Doktor Davida Tennanta pyta „Kim jestem?”. Jak podchodziłeś do pisania jego Władcy Czasu?
Chciałem pokazać wszystkie moce i pasję Doktora. Co było niezłą sztuczką do wykonania w odcinku, w którym Doktora nie ma w kadrze przez pierwsze czterdzieści minut. Ale pomyślałem, że jeśli będzie go za dużo w trakcie pierwszych dziesięciu minut ludzie zobaczą Doktora, a potem wyłączą odcinek i pójdą na świąteczną kolację. Byłem świadomy, że muszę ich zaciekawić, dlatego ukryłem go na pierwsze czterdzieści minut i potem przez następne dwadzieścia minut robi dokładnie wszystko to co, Doktor robił zawsze. Jest niesamowity w słowie i fizycznie, walczy na miecze, wygrywa walkę na miecze, rujnuje karierę premiery w sześciu słowach. Jest absolutnie wszystkim przez te dwadzieścia minut. To niesamowity kawałek castingu na świecie – nie dla Davida, on już dostał tę rolę, ale występuje przed wielką brytyjską publiczności mówiąc „No dalej, polubcie mnie.”. I myślę, że się udało!
Traci też rękę. Czy pojawiły się uwagi i narzekania na to?
Nie. Nic takiego się nie wydarzyło. To znaczy, nie było tam krwi. W żadnym z moich odcinków Doctor Who nie było krwi, bo to serial dla całej rodziny, jest siódma wieczorem i nawet czterolatki oglądają Doctor Who, więc obrałem taką nieznaszalną zasadę – nie BBC, ale ja. Nie, nie sądzę, żeby ktoś narzekał. Mieliśmy wtedy mnóstwo zabawy. I widywało się odcinane dłonie. To celowe nawiązanie do The Empire Strikes Back. Zresztą zaraz odrasta! Co za bezczelność! [śmiech]
Wprowadzałeś też nowy wygląd Doktora. Co stało za takim właśnie wyborem?
To w tym odcinku w nowych seriach po raz pierwszy pokazaliśmy inny pokój w TARDIS, bo wcześniej nigdy nie mieliśmy na to pieniędzy. Zawsze chcieliśmy mieć drzwi wiodące do innych pomieszczeń wewnątrz i z czasem zaczęło się to udawać, ale to był drobny świąteczny prezent dla fanów. Spora część ubrań na wieszakach to stroje z klasyków – nawet z lat 60. Możecie zobaczyć tam sweter Stevena Taylora, a on był towarzyszem Pierwszego Doktora w 1965 roku. Mieliśmy tam takie drobne prezenciki dla długoletnich fanów, którzy uwielbiają tego typu detale. Sam jestem takim fanem.
Głównym założeniem było, żeby David dobrze się czuł, bo to miał być kostium, który będzie nosił cały czas. Wprowadziliśmy pewne wariacje – czasami ubieraliśmy go w czarny garnitur z muszką, czasami nosił niebieską wersję swojego garnituru – ale przede wszystkim chodziło o to, czego on sam chciał. Oczywiście nam też musiał się spodobać ten strój. Gdyby powiedział, że chce zagrać całą rolę ubrany w onesie moglibyśmy mieć jakieś uwagi. Ale ubranie przystojnego mężczyzny w dopasowany garnitur, wyglądający tak dobrze – nie mieliśmy zastrzeżeń, że to strój, który będzie działać. Kochaliśmy go.
Skąd wziął się pomysł na wrogów odcinka, Sycoraxów?
Chciałem rasy wielkich kosmicznych podbójców. Tylko tyle. [śmiech] W science-fiction statki kosmiczne i kosmici często są z metalu. Po pierwszej serii z Dalekami i statkami kosmicznymi chciałem zrobić coś, co będzie bardziej fizyczne, z twarzami z kości, żyjącego w skale, ale wciąż niesamowicie potężnego z potężną technologią. To było po prostu nowe podejście.
Czy w następnych latach planowałeś, mając z tyłu głowy kolejny odcinek specjalny?
Tak, w kolejnych latach, zawsze planowałem odcinek świąteczny naprzód. Kochałem to. Jestem wielkim widzem telewizyjnym. Przez całe moje życie Boże Narodzenie było największym dniem telewizji w Wielkiej Brytanii. Więc budzenie się rano wiedząc, że nasz program będzie tego dnia w telewizji, to była wielka radość. Profesjonalnie i osobiście wiele to dla mnie znaczyło. Kochałem to. Kochałem to miejsce w ramówce bardziej niż cokolwiek innego.
Nad czym obecnie pracujesz?
Mam nowy serial, który pojawi się na HBO Max. Nazywa się It’s a Sin. Jestem z niego niezwykle dumny. Opowiada mniej więcej o AIDS w latach 80., ale mówi o przeżywaniu życia w trakcie tej pandemii. Wszystko zostało nakręcone przed obecną pandemią, więc jest skończone i odkurzone. Ale jest też pełne życia. Nie skupia się tylko na śmierci, opowiada o życiu i o wspaniałych życiach, które utraciliśmy. Jestem z tego serialu naprawdę dumny.
Źródło: Entertainment Weekly