Niedługo będziemy mogli zobaczyć Sachę Dhawana w roli Orlo w serialu The Great, będącym luźną interpretacją dojścia Katarzyny Wielkiej do władzy.
W poniższym wywiadzie aktor opowiada o swojej nowej roli, ale również tych dotychczasowych, w tym o roli Mistrza.
Czego widzowie mogą się spodziewać w The Great?
The Great jest dość nietypowym serialem luźno wzorowanym na życiu oraz dojściu do władzy Katarzyny Wielkiej. Jest niezwykły, ponieważ jednocześnie podchodzi z szacunkiem do okresu, w którym dzieje się akcja, ale i zupełnie ignoruje ten okres. To trudny do utrzymania balans, ale serial robi to świetnie, przy czym stawia pewne wyzwanie przed odbiorem widzów od samego początku. Lubię myśleć o tym jako o połączeniu współczesnych postaci, które z jakiegoś powodu istnieją w okresie akcji serialu, z wyzwaniami i dylematami, z którymi muszą się zmierzyć, które są tak samo ważne, jak nasze dzisiejsze wyzwania i dylematy.
Jak twoja postać wpasowuje się w tę opowieść?
Orlo jest pierwszym rosyjskim geekiem, kiedy mówimy o książkach. W dużej mierze ignorowany doradca Piotra III, Cesarza Wszechrusi, ma za zadanie wnieść do dyskusji intelektualne i prawne aspekty. Pod całym tym neurotycznym niepokojem bije serce Lwa. Orlo zostaje partnerem w zbrodni Katarzyny.
Jak myślisz, jaki jest jego ostateczny cel?
Orlo chce doprowadzić Rosję z powrotem do wielkości, ale chce też być dostrzeżony i usłyszany. Praktycznie zagubił się w literaturze i polityce, to jego wygodny koc z daleka od chaosu dworu Piotra III. Teraz Katarzyna zmusza go, aby skonfrontował się nie tylko ze stanem kraju, ale również z samym sobą, wyzwolił swoje lwie serce i przewyższył swoje własne oczekiwania.
Pamiętasz jakieś zabawne momenty mające miejsce podczas filmowania?
Szczerze mówiąc, praktycznie nie przestawaliśmy się śmiać z powodu zwariowanych i niespodziewanych akcji, które mają miejsce w bardzo wielu scenach, albo z momentów, w których ktoś z obsady zrobił coś zupełnie spontanicznego i nieprzewidywalnego. To było spore wyzwanie, bo przecież musieliśmy zachować pokerowe twarze, aby żarty faktycznie były zabawne. A to naprawdę trudne, zwłaszcza w zupełnie absurdalnych scenach! Mówię tu konkretnie o scenie zawierającej ogromne sztuczne sutki… powinienem mówić więcej?
Jak pracowało się z Nicholą Houltem i Elle Fanning?
To dwójka naprawdę niesamowitych aktorów, którzy dobrze znają swoją pracę, to praktycznie ich druga natura. Świetnie się bawiliśmy zarówno przed kamerami, jak i poza planem. Z Phoebe (Marial) oraz Elle stworzyliśmy poza ekranem swoją „grupę zamachu stanu”, która robiła sobie selfie za każdym razem, gdy spotykaliśmy się we wspólnej scenie. To był nasz zabawny i głupi sposób celebrowania jak beznadziejnie naiwne były momentami nasze postacie!
Nigdy nie mieliśmy prób przed kamerą z Elle, więc nie wiedzieliśmy, jaka będzie nasza dynamika, póki nie spotkaliśmy się na planie. To było trochę denerwujące, bo relacja Orlo z Katarzyną jest bardzo ważna w serialu. Nie tylko byli partnerami w zbrodni, ale byli nieco jak rodzeństwo – kochający się i dbający o siebie, ale również podatni na kłótnie między sobą. Na szczęście dogadaliśmy się z Elle niemalże natychmiastowo, co sprawiło, że relacja Orlo i Katarzyny wydaje się bardzo naturalna, niewymuszona w żaden sposób.
Nad czym wciąż pracujesz jako aktor?
Nad zrozumieniem, że presja, jaką na siebie nakładam, aby zrobić coś idealnie, nie jest aż tak produktywna, jak myślę, że jest. Jest dobra do przygotowań, ale równie ważne jest zostawienie miejsca na nowe odkrycia, ponieważ według mnie to wtedy podejmowane są najbardziej interesujące wybory postaci. W momencie ich podejmowania. Często miewam z tym problem, bo przekonywałem się, że niebezpiecznie jest być spontanicznym, bo to sprawia, że możesz popełnić błąd. Ale to właśnie w nieznanym leżą wspaniałe i nieprzewidziane rzeczy, które mogą się zdarzyć. A co więcej, jeśli nie krępuje cię strach przed porażką, łatwiej ci być odważnym artystą. Chodzi o bycie pewnym siebie na tyle, aby zaufać sobie, że jest się dostatecznie przygotowanym i ciągłe wracanie do przygotować niekoniecznie sprawi, że występ będzie lepszy. Pamiętam, jak jako dziecięcy aktor przystępowałem do nagrywania scen bez nadmiernych przemyśleń, ale co ważniejsze, czerpałem przyjemność z grania. Mam wrażenie, że utraciłem poczucie tej ważnej części aktorstwa i staram się do niej wrócić.
Zacząłeś ten rok z Doctor Who. Bazując na swoich doświadczeniach, zaskoczyła cię reakcja fanów na ponowne pojawienie się tej kultowej postaci?
Nie tylko kultowej postaci we Whoniversum, ale również postaci, którą fani tak dobrze znają. Wszyscy poprzedni aktorzy, którzy grali tę rolę, zrobili to wspaniale! To było niesamowicie stresujące wstąpienie do tego świata. Ale to, czego fani nie widzą, to fakt, że wszyscy pracujący nad Doctor Who są najwspanialszą ekipą z jaką miałem przyjemność pracować. Zwłaszcza Jodie Whittaker. Kiedy jesteś na planie, zdarza ci się zapomnieć, jak kultowy jest to serial (poza momentami, gdy wchodzisz do TARDIS, oczywiście – to uczucie nigdy nie znika!), co szczerze mówiąc było niczym błogosławieństwo. Czułem się podobnie jak na innych planach, na których pracowałem, ale wszyscy byli bardzo wspierający, co zachęciło mnie do podejmowania bardziej ryzykowanych decyzji niż normalnie, i czerpania z tego radości!
Dopiero, kiedy pierwszy odcinek został wyemitowany w Nowy Rok, uświadomiłem sobie skalę serialu, którego byłem częścią. Nikt nie może cię na to przygotować. To wyjątkowe uczucie, widzieć, jak ludzie z całego świata łączą się z serialem. Przytłaczające, tak naprawdę. Dziwnie było pomyśleć, że dopiero rok temu rozłączyłem się ze swoim agentem i myślałem nad tym, czemu producenci wybrali akurat mnie, z wszystkich możliwych osób, do zagrania tej roli. Zadzwonili do złego gościa? Miło było wreszcie zobaczyć swoją postać w pełnej chwale, i móc o tym mówić! Byłem niesamowicie dumny, nie tylko z reakcji fanów z całego świata, ale przede wszystkim z reakcji fanów południowoazjatyckiej społeczności brytyjskiej, która była dla mnie wielką częścią tego momentu w historii Doctor Who.
Od swojego ostatniego pojawienia się w serialu, miałeś ochotę wrócić do podróży w czasie i przestrzeni?
Miałem ochotę wrócić, ale to raczej kwestia dostania telefonu od producentów, którzy zechcą mnie z powrotem! Co jest wspaniałe w postaci Mistrza to to, że zawsze jest możliwość jego powrotu, w dowolnym momencie, bez względu na sytuację i okoliczności. I moim zdaniem ta inkarnacja jest bardzo plastyczna, więc jest wiele do odkrycia i wiele do zgłębienia. Granie go sprawia mi ogromną przyjemność, bo bez przerwy dostaję nowe wyzwania, które zmuszają mnie do wyjścia ze swojej strefy komfortu.
Skąd wiesz, kiedy czytasz wybitny scenariusz?
Wiem, że scenariusz, który trzymam w rękach, jest wybitny, gdy czuję się tak wciągnięty, że zapominam, że to scenariusz, gdy wszystko sprawia wrażenie, że z łatwością ucieka z kartek w rzeczywistość.
Jak ważna jest dla ciebie reprezentacja na ekranie, jak i poza nim?
Nie było to dla mnie ważne, bo miałem na tyle szczęścia, by zabezpieczyć sobie swoje miejsce przy stole. Więc dlaczego miałoby to mieć znaczenie? Ale wtedy myślałem nad tym przez kilka lat. Czułem się nieszczęśliwy i niepewny. Uzmysłowiłem sobie, że zatraciłem swoje poczucie siebie, bo myślałem, że nie ma tam miejsca dla ludzi jak ja. Ludzi, którzy dorastali w dwóch różnych kulturach, ale nigdy tak naprawdę nie czuli się chciani w żadnej z nich. Często liczyłem na przemysł, aby zidentyfikował to miejsce dla mnie, ale to tylko mocniej uświadamiało mi moje położenie. Odpowiedzialność leży na nas, na południowoazjatyckich Brytyjczykach, aby z dumą reprezentować nie tylko to, co najlepsze z obydwu, ale również aby nie czuć, że nasza tożsamość jest zdefiniowana jedynie przez społeczności, z jakich pochodzimy. Właściwie, w reprezentacji chodzi o posiadanie dostatecznej pewności siebie, aby reprezentować samego siebie. To niesamowite, jaką siłę czujesz, kiedy myślisz w ten sposób. Po prostu wchodzisz do pomieszczenia bez przepraszania za bycie mniejszością. I zamiast czekać na przemysł, aby poczynił pierwszy krok, znajdujesz pewność siebie, aby zrobić go samemu. Nie chodzi już o zabezpieczenie miejsca dla siebie przy istniejącym stole, chodzi o zbudowanie swojego miejsca przy swoim własnym stole.
Kiedy zacząłeś widzieć aktorstwo jako możliwą dla siebie karierę?
Kiedy zacząłem naśladować Michaela Jacksona podczas rodzinnych spotkań, gdyby byłem dzieckiem. Moje ciocie i wujkowie gromadzili się wokół parkietu i dawali mi „błogosławieństwa” w postaci gotówki, która okrążała moją głowę. Nigdy tak właściwie nie dostałem tych pieniędzy. Zawsze były gromadzone przez naszego lokalnego bohaterskiego DJa „Freddiego Fritza”, który zawsze był na pokładzie.
Jak ważne są dla ciebie teraz media społecznościowe?
Mam nienawistno-miłosną relację z mediami społecznościowymi. Idą wprzód zbyt szybko, abym mógł za nimi wszystkimi nadążyć. Jeśli już, to zwłaszcza ostatnie kilka lat sprawiło, że przeanalizowałem wpływ, jaki mają nie tylko na moje relacje z innymi, ale także na moją relację z samym sobą. Nie ma już granic. I ten „bąbelek” mediów społecznościowych może być naprawdę toksyczny i krzywdzący, ale nasze uzależnienie przewyższa potrzebę przeanalizowania tych rzeczy i wprowadzenia ograniczeń. Mówię o tym, chociaż sam nie potrafię się oderwać, ale staram się wprowadzić trochę świadomych zmian co do tego, kiedy i jak używam mediów społecznościowych.
Nie wątpię jednak w ich plusy. Połączyły nas w sposób, o jakim nie sądziłem, że jest możliwy. Pozwoliły mi na rozmowy z innymi na ważne tematy zdrowotne, między innymi w kwestii zdrowia psychicznego, które jest dla mnie bardzo ważne. Jako że od wielu lat cierpię na Chorobę Crohna, media społecznościowe pozwoliły mi bezpośrednio dotrzeć do społeczności IBD, co było prawdziwym błogosławieństwem.
Jesteśmy pokoleniem, które ciągle porównuje się do innych, dzięki „Insta”. To dlatego nasze profile są pełne nieadekwatnych obrazów tego, kim tak naprawdę jesteśmy. Stało się to dodatkową presją, zwłaszcza dla tych w centrum uwagi, którzy znaleźli się na wirtualnym piedestale, przerażeni możliwością ujawnienia swoich słabości, swoich niepewności. Więc chociaż było to dla mnie początkowo zniechęcające, moje zdrowie psychiczne poprawiło się przez wykorzystanie platformy do szczerego i otwartego mówienia o swoich doświadczeniach zamiast do uciekania od nich. Nie tylko inspiruje to innych do zrobienia tego samego, ale również daje mi to poczucie siły w wiedzy, że nie jestem sam.
Poza nadchodzącymi projektami, co ekscytuje cię w przyszłości?
Wciąż próbuję przemyśleć swoje doświadczenia z 2020 roku. Ten rok zdecydowanie miał wzloty i upadki, ale mieliśmy na tyle szczęścia, aby być świadkami pewnych kluczowych historycznych zmian i mam nadzieję, że rzucą one nieco światła na ten – dla wielu osób – ciemny okres. To był burzliwy rok, ale dał nam możliwość zastanowienia się nad wieloma rzeczami i nawiązanie kontaktu z tymi, które są naprawdę ważne. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość, ale cokolwiek się nie stanie, wiem, że nasza siła pomoże dostosować się do wszystkiego, co przyniesie życie. Nauczyłem się po prostu starać się być tak obecnym, jak tylko możliwe, korzystać z każdego momentu, który ma miejsce, i upewniać się, że w tym wszystkim opiekujemy się sobą nawzajem.
Źródło: Crookes Magazine
Chaos ucieleśniony. Troszkę pisarz, troszkę aktywista, bardzo tęczowy, bardzo krzykliwy. Na co dzień szuka kosmitów w Walii. Miłośnik rozmaitej popkultury, herbaty mango oraz koloru fioletowego; a przede wszystkim Doctor Who od 2015.
(on/jego)