Nie wiem jak wy, ale ja marzyłam, by zobaczyć jeszcze „written by Steven Moffat” pod tytułem odcinka Doctor Who. Nastawiałam się, że nigdy do tego nie dojdzie, więc moja radość z informacji o jego powrocie była więc ogromna. A gdy okazało się, że powroty będą dwa…!
Nowe odcinki oznaczają trochę moffatowego gadulstwa. Wybrałam dla was co ciekawsze wypowiedzi z kilku wywiadów; odnośniki do pełnych wersji znajdziecie pod artykułem.
Steven Moffat o powrocie do Doctor Who
My Boom dopiero poznaliśmy, ale dla Stevena Moffata powrót nastąpił już dość dawno temu. Zarys pomysłu przedstawił Russellowi T Daviesowi dwa i pół roku temu; scenariusz powstał dwa lata temu; sam odcinek nakręcono rok temu. Czas dla twórców i widzów biegnie nieco inaczej, zwłaszcza ostatnio, kiedy odcinki są kręcone z bezprecedensowo dużym wyprzedzeniem. Czy trudno było Moffatowi utrzymać powrót w tajemnicy? W końcu pytanie o to, czy wróci do Doctor Who, musiał słyszeć regularnie…
Nigdy nie wiedziałem, jak odpowiadać, co chyba było widać. Byłem trochę zakłopotany, bo dopiero się pożegnałem, a tu znowu można mnie zastać w tej piaskownicy! Russell powiedział, żebyśmy spróbowali to zachować w sekrecie, bo to będzie wielki news, ale cóż to takiego – gość, który napisał mnóstwo odcinków, ujawnia, że napisał kolejne… Nie chciałem też kłamać, więc za każdym razem, gdy słyszałem pytanie o powrót, unikałem odpowiedzi w coraz bardziej kwiecisty sposób. Zacząłem od „za wcześnie mówić o powrocie”, co było prawdą, później było „musiałbym upaść na głowę, by wrócić na juniorskie stanowisko w pracy, w której byłem szefem”, co również było prawdą, aż doszedłem do „fani Doctor Who nie wytrzymaliby, gdybym wrócił za szybko”.
Steven Moffat został też zapytany o możliwość powrotu w programie Newsnight i odparł, nieco zirytowany, że to przecież nie tak, że następnego dnia wskoczy do pociągu do Cardiff.
Tylko że rano jechał do Cardiff. Na spotkanie o Boom.
Jak widać, robił co w jego mocy, by nie kłamać.
Bardzo ujmuje mnie też historia o tym, jak Steven Moffat zareagował na wieść, że Russell T Davies wraca do Doctor Who. Najpierw mu nie uwierzył, a potem zapytał go, czy czytał taką książkę – The Writer’s Tale, w której niejaki Russell T Davies, taki scenarzysta serialowy, opowiada o wielkich bólach tworzenia serii pewnego serialu…
A jak zareagowały różne osoby na wieść, że Steven Moffat też wraca do Doctor Who?
Matt Smith był bardzo rozbawiony, a Peter Capaldi wybuchł śmiechem. „Wiedziałem, że do tego dojdzie”, powiedział. Nikt nigdy tak naprawdę nie opuszcza tego świata. Cała obsada przechodzi przez swego rodzaju doktorowe zaświaty na przykład z wizytami na konwentach. A ja piszę kolejne odcinki…
Współpraca z Russellem T Daviesem
Steven Moffat nie został wprost poproszony o napisanie scenariusza, ale Russell T Davies, obecny showrunner, dał mu jasno do zrozumienia, że gdyby tylko wpadł na jakiś pomysł…
Nie byłem pewien, czy mam w sobie jeszcze jakieś pomysły. Tyle tego wyprodukowałem, i to tak niedawno… Ale to było nieuniknione. Zawsze gadaliśmy o Doctor Who, więc i tym razem coś zaczęło się pojawiać. Może czas wrócić do Ciszy i zrobić to lepiej? Może warto byłoby znów pokazać Płaczące Anioły? Raz się zdarzyło, że opisałem Russellowi pomysł na The God Complex, a on na to: „Steven, to już było, napisał to Toby Whithouse…”. Faktycznie!
Dość szybko jednak narodził się pomysł na Boom. Świetny wgląd w proces twórczy:
Pojawiła mi się myśl, poniekąd chyba prawdziwa, że Doctor Who rzadko gra napięciem. Takim naprawdę ciężkim napięciem. Bywa tam romans, przygoda, komedia, wszystko… Ale nie takie prawdziwe napięcie, bo Doktor zawsze napięcie rozładowuje. Wiadomo, że wygra. Brak Doktora może być źródłem napięcia (jak w Blink). Źródłem grozy jest to, że Doktor mówi: „Przepraszam, nie dam rady tym razem, musisz sobie poradzić sam_”. To najstraszniejsze słowa, bo oznaczają, że go nie ma.
Jak jednak zbudować takie napięcie bez pozbywania się Doktora? Zwinąłem pomysł z pierwszej części Genesis of the Daleks (z 1975 roku), gdzie Doktor Toma Bakera przez dwie minuty stoi na minie. Co, jeśli Doktor wybiegnie z TARDIS, stanie na minie i nie będzie mógł drgnąć przez cały odcinek? A musi zakończyć wojnę, rozgryźć, co się naprawdę dzieje, ocalić wszystkich, zdemaskować kosmitów… Tylko że nie może się ruszyć, obrócić głowy ani za bardzo się zdenerwować, bo to taka sprytna mina, która wszystko, absolutnie wszystko wykrywa. Jego życie jest więc nieustannie zagrożone. I nic nie może zrobić. To wielkie wyzwanie dla tak pełnego życia i energicznego bohatera jak Doktor Ncutiego Gatwy.
Nigdy nie dostałem tak szybkiej odpowiedzi na maila. Po 30 sekundach Russell odpisał „Tak, o rany, zróbmy to!”.
Steven Moffat wprawdzie długo był szefem Doctor Who, ale wcześniej współpracował już z Russellem T Daviesem, pisząc za jego rządów wiele kultowych odcinków. Czy współpraca wtedy i teraz czymś się różni?
Bardzo się różni, a zarazem jest podobna. Wtedy, lata temu, ledwo znałem te osoby – a obecnie Russell T Davies, Phil Collinson i Julie Gardner to starzy przyjaciele. Podeszli z wielką wrażliwością do faktu, że sam stałem za sterami Doctor Who przez wiele lat. Mogę używać starego tytułu stanowiska, dopóki nie opuszczam budynku!
Tak, to oznacza, że Steven Moffat był też producentem wykonawczym Boom, a nie tylko autorem scenariusza. To znacznie więcej pracy, ale raczej przywykł…
Jak powstawał odcinek Boom?
Świetnie mi szło pisanie, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że czas leci, a Doktor jeszcze nie wpadł na minę. Więc skasowałem wszystko. Postanowiłem, że stanie na minie jeszcze przed czołówką. Pisałem i pisałem, ale to ciągle nie było to.
Inną kwestią było to, że dla serialu takiego jak Doctor Who zatrzymanie akcji w jednym miejscu jest mocno problematyczne. Czas musi biec realistycznie, trzeba też jakoś uzasadnić, dlaczego wszystko się odbywa właśnie w tym miejscu. Nie będę jednak udawać, że nie wpadłem od razu w tryb pisania Doctor Who – robiłem tego w życiu tyle, że przychodzi mi to z łatwością. Wiem, jak to działa, mam wyrobiony styl.
Pojawił się pomysł, by Boom było odcinkiem otwierającym serię.
Uznałem, że to nie pasuje – nie możemy zabrać Ruby na ekscytującą obcą planetę i zaraz prawie ją zabić! Tak, to byłby trafny przedsmak tego, co ją czeka, jednakże… Bill Potts daliśmy najpierw kilka spokojnych przygód i nie tak groźnych potworów, a dopiero później Oxygen i mordercze zombie!
Boom, nie inaczej zresztą niż Space Babies i wiele innych odcinków, zawiera mocny i bardzo konkretny komentarz społeczny. Wszystko kręci się wokół kapitalizmu, algorytmizacji służby zdrowia, bezsensu militaryzmu…
To nie tyle mój wkład, co sedno postaci Doktora. On dosłownie stoi na minie. To nie jest moment na zniuansowane opinie na temat przemysłu zbrojeniowego. Jego niechęć do żołnierzy jest stałą cechą, nawet jeśli bywa to trochę dziwne. Zwłaszcza że jego najbliższy przyjaciel jest żołnierzem (brygadier Lethbridge-Stewart), a i samego Doktora trudno nie nazwać wojownikiem. Niechęć do innych wywodzi się z niechęci do siebie… Tak samo ciśnie po idei wiary, a potem sam wzywa do wiary właśnie. Doktor jest pełen sprzeczności.
Pisanie dla nowego Doktora
Boom to przede wszystkim pierwsze spotkanie Stevena Moffata i nowego Doktora, w którego wciela się Ncuti Gatwa. Jak Moffatowi pisało się tę postać?
Pisałem już wiele inkarnacji Doktora. Doktor to Doktor. To najważniejsze. Robimy sporo zamieszania wokół kolejnych inkarnacji, ale jeśli dzieci przestaną wierzyć, że to ciągle ten sam Doktor, to serial będzie skończony. To bardzo ważne, by było widać, że to ten sam bohater, który tylko patrzy innymi oczami – męskimi, kobiecymi, to bez znaczenia.
Widziałem nagranie z castingu i przeczytałem kilka scenariuszy, więc miałem pojęcie, w co celujemy z Ncutim. Ale gdy pojawia się kryzys, Doktor doktoruje – znikają manieryzmy i ozdobniki, na wierzch wypływa prastary przywódca, jest władczy, przerażający i pełen współczucia zarazem (choć niekoniecznie w każdym momencie). Trzeba pamiętać, że on kocha akcję – naprawdę lubi być na eksplodującym statku kosmicznym i próbować go naprawić kawałkiem sznurka. Pisanie do Ncutiego było więc pisaniem Doktora, ale z nowym głosem.
Gdy stoi na minie, próbuje wydawać rozkazy, boi się – zdajemy sobie sprawę, że ciągle jest w nim Doktor Capaldiego, Doktor Bakera, Doktor Hartnella. Za nowymi oczami jest ta sama prastara istota.
Istotne było też dla mnie to, by na początku pokazać Doktora Gatwy unieruchomionego. Nie może ciągle biegać.
Ta kosmiczna przygoda jest też bez wątpienia punktem zwrotnym dla Ruby.
Wspaniale się podróżuje z Doktorem po wszechświecie, ale Ruby musi się zderzyć z rzeczywistością. Odkrywa, że Doktor jest nieprzewidywalny i niebezpieczny. Podróżowanie z nim może zakończyć się dla niej tragicznie. O mało nie została przez niego osamotniona na planecie ogarniętej wojną. Oto lekcja – to nie tylko zabawa, to też podróż z szaleńcem. Trzeba pamiętać, że Ruby jest bardzo młoda – jak Amy, jak Rose. Nie pojmuje w pełni tego niebezpieczeństwa.
Zawsze powtarzałem, że Jackie Tyler miała rację. Gdyby dziewiętnastoletnia przyjaciółka powiedziała wam: „Zamierzam zwiać z gościem, który jeździ kamperem, lubi wpadać w środek wojen i je zatrzymywać”, powiedzielibyśmy raczej: „Nie rób tego”. Ruby jest młoda i jest bystra, ale nie jest mądra. Mądrość przychodzi później. Millie fenomenalnie to pokazuje.
Uważam, że Doktor nie zawsze ma rację. Jest nieobliczalny. I ma pewną fantazję na własny temat: zawsze mówi, że tylko wędruje i odkrywa, podczas gdy tak naprawdę szuka guza, wpada w środek awantury i decyduje, kto powinien wygrać. Taki właśnie jest. Ciekawie było więc umieścić go w świecie Boom i pokazać Ruby tę jego twarz. Musi ją poznać. Doktor jest miły i uroczy, ale jest też niebezpieczny.
Boom to odcinek pełen niespodzianek
W Boom poznajemy Mundy Flynn graną przez Varadę Sethu – która została już potwierdzona jako nowa towarzyszka Doktora, jednak dopiero w następnej serii… Całkiem podobnie było z Jenną Coleman, którą poznaliśmy znienacka (w Asylum of the Daleks, jako Oswin) kilka odcinków przed tym, w którym miała nam zostać przedstawiona. (Wiecie, że to było 12 lat temu?)
Tak, znowu to zrobiliśmy. Tak po prostu. Fajnie, prawda?
A dlaczego właśnie tak się nazywa?
Nic nie powiem. Nie powiem ani słowa o tym, co się tam dzieje. Niczego się nie dowiecie. To plan Russella i poznacie go we właściwym czasie.
Hmm!
W odcinku Boom pojawia się militarna korporacja Villengard, wielki producent broni obsługujący wszystkie strony wyniszczającego konfliktu. Jeśli ta nazwa zabrzmiała wam znajomo – nie wydawało wam się. Villengard pojawiał się w odcinkach pióra Stevena Moffata już dwukrotnie. W Twice Upon a Time, pożegnalnym odcinku Dwunastego Doktora, tam właśnie, na planecie w centrum wszechświata, lądują bohaterowie. Zaś w The Doctor Dances pada mimochodem fraza, która z czasem nabrała pięknej wymowy – mianowicie dowiadujemy się, że dzięki interwencji Doktora na miejscu fabryk broni rosną teraz bananowce.
Czy to pożegnanie Moffata z Doctor Who?
Russell T Davies i Steven Moffat ścigają się – choć raczej nie celowo – pod względem liczby napisanych odcinków. Obaj mają ich na koncie po ponad czterdzieści.
Co, napisałem 49 odcinków, poważnie? Nie mam poczucia, że napisałem więcej niż ktokolwiek inny… To trochę krępujące. „Jaki jest mój ulubiony serial? Ten, którego najwięcej odcinków napisałem”. To brzmi ciut niezdrowo.
Tak, to oznacza, że odcinek świąteczny, Joy to the World, będzie jego pięćdziesiątym scenariuszem Doctor Who. Czyż nie brzmi to bardzo ładnie?
Bardzo możliwe, że nie napiszę już więcej Doctor Who. Nie wiem. Naprawdę nie kłamię: nie jestem zaangażowany w następną serię. Mój wkład to odcinek świąteczny. Mam przed sobą sporo innej pracy. Trochę mnie smuci ta myśl, że nie będę wiedział, który odcinek będzie moim ostatnim. Myślałem, że wiem, jak się kończy moja historia – odcinkiem Twice Upon a Time, z którego nie jestem szczególnie zadowolony, ale jednak… Pamiętam, że myślałem sobie, że przynajmniej wiem, jak się to kończy. A teraz już nie wiem. To nie tak, że odmówię, jeśli znów zostanę zaproszony, ale nie odczuwam jakiejś ogromnej potrzeby napisania kolejnego scenariusza.
No nie wiem, ja tam mam nadzieję, że będzie wyskakiwać znienacka w każdej serii. A wy? Dajcie znać w komentarzu na Facebooku, które odcinki Moffata zamieszkują w waszych sercach i jak wam się podobało Boom!
Źródła: TV Choice Magazine, The Hollywood Reporter, DoctorWhoTV, Screenrant, Radio Times, Nerdist
Ilustracje w tekście to screenshoty z Behind The Scenes | Boom.
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.