Wyimki z wywiadu, którego Steven Moffat udzielił magazynowi Radio Times w 2017 roku.
Zacznijmy od Twice Upon a Time, twojego ostatniego odcinka świątecznego. Jak byś go przedstawił naszym czytelnikom?
Skończyliśmy ostatnią serię z Dwunastym Doktorem Petera Capaldiego tuż przed regeneracją, której on odmawia. Nie chce już być nikim innym. Na tym skupia się odcinek świąteczny. Doktor przegina. W zimowym krajobrazie spotyka Pierwszego Doktora, który także odmawia zmiany.
Ale jak Doktor może powstrzymać swoją regenerację?
Wychodzimy z założenia, że jest to do pewnego stopnia dobrowolne. Pamiętaj, że Mistrz Johna Simma odmówił regeneracji w The Last of the Time Lords. Więc musisz tego chcieć i podjąć decyzję, że to zrobisz, zamiast umrzeć. W pokręconej nauce regeneracji płeć nie jest problemem, ale zawsze zastanawiało mnie, jak zmienia się wzrost? Między Colinem Bakerem i Sylvestrem McCoyem z wszechświata znika mnóstwo materii. Gdzie się podziała?
Właśnie! Okej, wracając do odcinka świątecznego…
Zaczyna się powrotem do The Tenth Planet [finału Pierwszego Doktora z 1966 roku]. Robimy „Poprzednio w Doctor Who…” i śledzimy Pierwszego Doktora po tej przygodzie, kiedy zostawił swoich towarzyszy, Bena i Polly. Wtedy Dwunasty Doktor mówi mu, że musi zregenerować i zdaje sobie sprawę, że sam też musi to zrobić. W tym momencie podejmuje decyzję. To będzie też jedyna okazja, żeby David Bradley zagrał młodszą wersję Jodie Whittaker.
Ale to nie tylko odcinek o śmierci dwóch starców. Jest o wiele bardziej komediowy i zabawny.
Tak, na końcu ostatniej serii dotarliśmy do mocno mrocznego i angstowego miejsca. Teraz z kolei będzie pierwszy dzień Bożego Narodzenia, więc nie damy wam godziny dwóch samobójczych Doktorów. To nie pasuje ani do świąt, ani do Doctor Who. Istnieje tradycja, że kiedy spotykają się Doktorzy, jest zabawnie. Kiedy oni się spotykają, my się śmiejemy. Podejrzewam też, że od dawna w tyle głowy miałem świadomość, że następny Doktor będzie kobietą – choć nie wiedziałem którą – więc zastanawiałem się: „Dlaczego podświadomie podejmuje tę decyzję?”. Może widząc całe swoje dotychczasowe życie w ciele mężczyzn, może widząc siebie jako Doktora Hartnella, pomyślał, że to już czas być bardziej postępowym. Kiedy patrzysz na Pierwszego Doktora, widzisz, że on jest niesamowicie niepostępowy.
Bez przesadnej złości, myślę, że odtworzyliśmy tę wersję Doktora Hartnella z całą polityczną niepoprawnością lat 60. Jednocześnie oryginalny Doktor ma sporo zabawy, widząc soniczne okulary i elektryczną gitarę Dwunastego. Jest coś zabawnego w tym, jak Dwunasty Doktor odkrywa, że kiedyś był tym niepoprawnym politycznie, zabawnym staruszkiem. Tym właśnie był.
Czy przydały ci się scenariusze The Tenth Planet, które ci dałem?
Tak. Nie wykorzystaliśmy aż tyle w ostatecznej wersji odcinka. Problem jest też w tym, że wtedy większość aktorów i tak nie trzymała się zbyt mocno scenariuszy. Michael Craze i Anneke Wills [towarzysze Ben i Polly] dużo improwizowali i to wychodziło na lepsze. Wiesz, że w oryginalnym scenariuszu jest kwestia, którą opuścili – gdzie Doktor przeciwstawia się regeneracji. W tej chwili mamy ją w odcinku świątecznym, ale możliwe, że ją wytniemy, ponieważ czyni to scenę odrobinę inną od tej, którą widzieliśmy na końcu The Doctor Falls.
Plany z The Tenth Planet – baza polarna i statek Cybermanów – odtworzono naprawdę imponująco.
W skończonym odcinku baza pojawia się ledwie na moment. Jedyne, co robimy mniej więcej całkowicie w środku, to scena, w której Ben i Polly wyciągają Doktora z jego celi na statku Cybermenów i on mówi „daleko jeszcze do końca”.
Obsadziłeś w rolach żołnierzy z pierwszej wojny światowej Marka Gatissa i Toby’ego Whithouse’a.
Spytałem Marka dawno temu, żeby mieć pewność, że będzie mógł to zrobić, i potrzebowałem jeszcze jednego aktora, żeby leżał w kraterze po bombie i mówił po niemiecku. Pomyślałem: „Czy nie byłoby świetnie, gdybyśmy namówili Toby’ego?”, który jest także bardzo dobrym aktorem. Więc mamy dwie postaci w moim gabinecie, które mierzą do siebie z broni.
Kusiło cię, by wrzucić tam też Chrisa Chibnalla?
My dwaj nie jesteśmy aktorami, więc nie powinno nas tam być. Istnieje być może świat, w którym moglibyśmy zagrać dwa trupy, jeśli mielibyśmy czas. A tych dwóch jest wybitnymi aktorami.
Jak to się stało, że Pierwszego Doktora gra więcej aktorów niż inne jego inkarnacje?
Z Pierwszym Doktorem stało się coś dziwnego. W The Five Doctors, który uwielbiam, nie pamiętaliśmy, jaki naprawdę był Hartnell. Pojawił się ktoś inny, kto nie wyglądał ani nie zachowywał się jak on. Nosił też uderzająco odmienny kostium. Ale był dość podobny, by oddać ogólny zarys postaci. Richard Hurndall był całkiem dobry i bardzo angażujący, ale prawda jest taka, że nie był Doktorem Hartnella.
Ale nawet wcześniej, w połowie lat 60., kiedy Hartnell wciąż grał Doktora w telewizji, pojawił się Peter Cushing w dwóch filmach z Dalekami, grający postać podobną do Doktora-dziadka.
To coś innego. Uwielbiam Petera Cushinga, ale myślę, że poza magicznym kręgiem tych szalonych – i mam na myśli NAS i takich jak my – ludzie nie wiedzieli, że był Doktorem. Wiedzą, że był Sherlockiem Holmesem i Van Helsingiem. Nie wiedzą, że był Doktorem Who.
Jestem pewien, że w końcu się dowiedzieli. W swoim czasie to były bardzo popularne filmy. Więc nawet w latach 60. było do zaakceptowania, żeby zrobić coś takiego z postacią.
Tak, ale to samo stało się z Quatermassem. Kiedy przekraczasz medium, łatwiej ci zaakceptować zmianę aktora. Oni zrobili też reboot i Doktor Cushinga był człowiekiem. Kiedy nagrywali The Five Doctors, minęło wystarczająco dużo czasu i już go tak dobrze nie pamiętaliśmy. Muszę przyznać, że podjęli pełną klasy decyzję, by umieścić tam klip z Williamem Hartnellem zapowiadającym, co się stanie. To w dziwny sposób unaukowiło przejęcie przez Hurndalla roli. Tak jakby powiedzieli: „Nie żartujemy sobie z ciebie, nie udajemy, że to ten sam człowiek. Jesteśmy świadomi oryginału”.
Tak samo jak wtedy, w odcinku świątecznym na samym początku mamy Hartnella i oryginalnych towarzyszy i wtedy on staje się Davidem Bradleyem. Mówimy więc: „To prawdziwy oryginalny Pierwszy Doktor. A to nasz, aż dziwne, że są tak podobni”. Postać Anneke, Polly też tam jest i mówi „Czy nie masz uczuć?”.
Od jak dawna planowałeś odcinek z Pierwszym Doktorem? W ostatniej serii pojawiło się sporo odniesień. Zaczynając od Bill i Heather nazwanych od Billa Hartnella i jego żony Heather.
To był szczęśliwy przypadek. Zupełnie przypadkowy.
Więc nie nazwałeś Bill po Hartnellu – ani po swoim własnym ojcu, Billu?
Nie, jeśli po kimkolwiek ją nazwałem, to dlatego, że kiedy kręciliśmy The Day of the Doctor, spodobało mi się, jak David Tennant nazwał Billie [Piper] Bill. Pomyślałem, że to dobre imię dla kogoś i ta myśl ze mną została.
Nie pisałem tych odcinków z myślą o powrocie Pierwszego Doktora. Mamy nagrany dokładny moment, w którym na ten powrót wpadłem. To było podczas zeszłorocznego New York ComicCon, kiedy ktoś spytał, którymi Doktorami chciałbym być w The Day of the Doctor. Doktor, co do którego naprawdę chciałbyś, żeby spotkał swoje ostatnie inkarnacje, to Doktor Williama Hartnella, ponieważ tak bardzo się zmienił, ponieważ to by tak bardzo wywróciło życie jego postaci. Pierwszy Doktor byłby tak bardzo zszokowany, że zostanie tym dumnym megalomanem. Powiedziałem wtedy: „Ale nie da się tego zrobić”, na co Pearl zauważyła: „Moglibyśmy zatrudnić Davida Bradleya”. „Och, tak…!”.
Zaskoczyło cię, jak bardzo jest popularna Pearl Mackie i Bill?
Nie. Wiesz, że to gwiazda, gdy ją widzisz. Pearl jest świetna. Ludzie silnie na nią reagują i podoba im się kontrast między nią i Peterem. Lubią też Nardole’a i całą tę małą rodzinę w ich wszechświecie. Mógłbyś oglądać ich przez pięć lat w tym układzie. I widzieć o wiele więcej z jego wykładów i scen, których nigdy nie napisałem, gdzie Doktor bardzo poważnie bierze swoją rolę na uniwersytecie i chodzi na spotkania w sprawie budżetu uczelni i wykłóca się o pieniądze na nowy blok nauk ścisłych. Nie udaje profesora. Jest nim i ma bardzo poważne poglądy na swoją pracę.
Czy to twoja wczesna praca jako nauczyciel wypływa na wierzch?
Nie, niespecjalnie. Byłem marnym nauczycielem i uciekłbym z tej pracy tak szybko, jak tylko bym mógł w moim wehikule czasu. To było całe życie temu. Odszedłem w późnych latach 80.
Czy któryś z twoich uczniów nawiązał z tobą kiedykolwiek kontakt?
Rzadko. Spotkałem kilku. Oczywiście wyglądają jakby byli w tym samym wieku co ja, ponieważ byłem młodym nauczycielem. Miałem trochę ponad dwadzieścia lat, a oni byli prawie dorosłymi nastolatkami.
Doctor Who ma talent do wyłapywania talentów, aktorów, którzy dopiero zaczynają, jak Andrew Garfield, który zagrał w Daleks in Manhattan, a obecnie robi ogromną karierę w Hollywood.
Nasz dyrektor castingowy, Andy Pryor, przykłada ogromną wagę do tego, kogo zatrudniamy. Gdyby nie on, nigdy nie zobaczylibyśmy Matta Smitha. Mieliśmy Olivię Coleman na mrugnięcie oka zanim stała się boginią. Była już uważana za naprawdę świetną aktorkę, ale w przeciągu roku stała się ukochaną aktorką narodu.
Tak samo było z Carey Mulligan jako Sally Sparrow w Blink – debiucie Płaczących Aniołów i ulubionym odcinku czytelników Radio Times.
O mój Boże, Carey Mulligan! To zabawne, bo Blink, muszę przyznać nieskromnie, to bardzo sławny odcinek w telewizji, a jednak Carey Mulligan, która zagrała w nim główną rolę – jestem tego prawie całkowicie pewien – prawdopodobnie nawet nie pamięta tego, że była w Doctor Who. Nie sądzę, żeby była fanką. Tak bardzo się spodobała, że zaproponowano jej rolę następnej towarzyszki, a ona powiedziała nie. Boże, była tak niesamowita.
Więc nigdy nie próbowałeś sprowadzić jej w żadnej roli?
Nie. Wiem, że by się nie zgodziła.
Jaka szkoda!
Zgadzam się. Ale czy jej postać nie stała się bardziej wyjątkowa dlatego, że już więcej jej nie zobaczyliśmy? Po prostu przemyka przez życie Doktora. To zaskakuje ludzi, którzy uwielbiają grać w Doctor Who. John Hurt uwielbiał bycie Doktorem i ciągle pytał „Czy naprawdę jestem Doktorem? Czy naprawdę się liczę?”. Odpowiadaliśmy „Tak, liczysz się. Jesteś na plakacie. To na pewno ty”. David Bradley jest zachwycony faktem, że teraz naprawdę jest Doktorem. Oczywiście wcześniej, w An Adventure in Space and Time, był nim w pewnym sensie. Od zawsze jest gwiazdą, ale granie Doktora jest z jakiegoś powodu wyjątkowe. Jest trochę jak Hartnell. Ma nieprzyjemną twarz, ale to najmilszy człowiek na świecie, tak słodki i szczodry.
Wygląda na to, że od bardzo dawna kładłeś podwaliny pod ideę kobiety w roli Doktora. Ostatecznie to ty zaprosiłeś do tej roli (w skeczu) pierwszą aktorkę – Joannę Lumley.
Zawsze pytałem na konwentach: „Ilu z was by się to spodobało?”. Albo nie. Mówiąc całkowicie jasno, nie chodzi o politykę czy feminizm. Chodzi tylko o to, czy to by ci się spodobało. Początkowo niewielu ludzi lubiło ten pomysł, ale z każdym kolejnym razem coraz więcej dawało pozytywną odpowiedź. Jeśli chodzi o „mądrość tłumu”, to się w zmieniało ten sposób.
Jeśli zamienilibyśmy Davida Tennanta na kobietę, to by nie zadziałało. Było za wcześnie. Może gdybyśmy zmienili Matta Smitha w kobietę – w końcu jego Doktor był bardziej bezpłciowy, mniej męski… Ale wtedy dostałem obsesji na punkcie tego, żeby Doktorem został Peter Capaldi. Chciałem go zobaczyć w TARDIS. Nie żałuję ani trochę!
Przetarłeś też ścieżkę z Mistrzem i Missy.
I wszyscy to kupili. To było dla mnie ostatnim elementem układanki, ponieważ nikt nie miał problemu z tym, że to ta sama postać. Wszyscy zaakceptowali to, że Missy była nowym Mistrzem. Zregenerowaliśmy generała Władców Czasu w ciemnoskórą kobietę, zrobiliśmy też kilka odniesień do tego, że Doktor nie jest do końca pewien, czy zawsze był mężczyzną, a czasem nawet, czy jest mężczyzną w danym momencie.
Musimy martwić się o to, czy nasi widzowie, także ci czytający Daily Mail, nie stwierdzą: „To nie ta sama osoba!”. To nie jest serial wyłącznie dla postępowych liberałów; to także serial dla ludzi, którzy zagłosowali za Brexitem. To zupełnie nie moje polityczne regiony, ale musimy utrzymać wszystkich na pokładzie. Nie możemy pisać tylko dla postępowców; to musi być coś, co zaakceptują wszyscy, z całego spektrum.
Ale to Chris Chibnall, i tylko on, podjął tę ogromną decyzję. To tylko jego zasługa. Będzie działać, wiem, że tak. Coraz więcej widzów tego chciało. To zdecydowanie dobra decyzja. Nadszedł odpowiedni czas. Nie jestem przekonany, czy kiedykolwiek wcześniej taki był.
Poznałeś Jodie Whittaker?
Niedawno. Wpadliśmy na siebie kilka tygodni temu w teatrze. Zastanawiałem się, czy nie będzie zbyt poważna, ponieważ Doktor musi być zabawny, ale kiedy spotykasz Jodie, okazuje się ognistą kulą psotności i braku poszanowania. Myślę, że będzie genialna jako Doktor. Oczywiście widziałem jej fragment pod koniec odcinka świątecznego.
Biada temu, kto jako pierwszy zmieni ją z powrotem w niego.
Lubię myśleć, że w przyszłości przestaniemy się tym przejmować. To, co zrobiliśmy, to potencjalnie podwoiliśmy liczbę ludzi, którzy mogą zagrać tę rolę.
Jak w praktyce wyglądało przejęcie serialu od twojego zespołu przez zespół Chrisa?
Mówiąc brutalnie, my odeszliśmy, oni przybyli. Przez jakiś czas czekali na końcu korytarza i czasem szedłem się z nimi spotkać – wszyscy byli kochani. Poprzednio, w 2009, wyglądało to tak, że Russell T Davies i Julie Gardner odeszli, zostawiając mnie z mniej więcej tą samą ekipą. Tym razem także zespół w większości odchodzi.
Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, powiedziałeś, że jesteś „aktywnie zaangażowany” w szukanie swojego następcy. Jak to tak właściwie wyglądało?
Rozmawiałem o odejściu. Powiedziałem, że chcę odejść i wtedy rozmawialiśmy o tym, kto powinien przejąć serial. Podejrzewam, że nie zdawałem sobie w pełni sprawy, że chcieli poznać moje zdanie. Myślałem: „Hej, dzięki, właściwie to nie moje zadanie”. W tej chwili nie pamiętam dokładnej kolejności wydarzeń. Myślę, że zanim wparowałem do nich ze swoim odejściem, zaprosiłem Chrisa na przyjacielską kolację, żeby dowiedzieć się, jakie ma plany, ale nie spytałem go o Doctor Who. To wyglądało bardziej jak: „Robisz trzecie Broadchurch? Kiedy dokładnie?”. Wróciłem do domu myśląc, że jeśli zrobię jeszcze jedną serię Doctor Who, on będzie mógł go ode mnie przejąć. Ponieważ dość długo myślałem, że 9 seria może być moją ostatnią.
Potem to Chris rozmawiał z BBC o swoich planach i o tym, czego oczekuje, jeśli ma przejąć serial. Nie byłem częścią tych dyskusji, więc natychmiast uformowała się przyszłość, której częścią nie będę.
Czy pójdziesz w ślady swojego poprzednika Russella T Daviesa i będziesz odmawiał zaproszeniom do pisania odcinków Doctor Who?
Myślę, że oddzielę serial grubą kreską. I tak napisałem więcej odcinków niż ktokolwiek inny, nawet biorąc pod uwagę mały margines błędu. Więcej niż Russell, więcej niż Terrance Dicks, jeśli liczyć tylko te, które faktycznie mu nakręcili. Choć mgła zakryła wszystko, co przepisał. Terrance może zdawać się być dość nisko na liście, jeśli patrzysz tylko na te, które mu przypisano, ale przepisał przecież wszystkie historie Jona Pertwee’ego. Ja także przepisałem mnóstwo odcinków i tak samo Russell. Jakkolwiek to podzielisz, prawdopodobnie napisałem najwięcej. Więc tyle wystarczy.
Osiągnąłeś w Doctor Who wszystko, co chciałeś?
Jeśli ktoś zażądałby, żebym jutro napisał kolejny odcinek, jestem pewien, że coś bym wymyślił. Mam pewną formę. Ale tak naprawdę nie będę żył wiecznie. Mam 55 lat. Zrobiłem dosyć Doctor Who. Poza tym Chris musi mieć dość czasu bez swojego poprzednika, więc nie mogę się teraz pojawić i napisać odcinek. Nie mogę kręcić się w pobliżu. Nie chcieliby mnie tam. To byłoby okropne. Czy chciałbym wrócić za kilka lat? Nie mogę przewidzieć przyszłości. Nie sądzę. Zrobiłem swoje. Absolutnie to kocham. To moja ulubiona praca. Ale nie ma najmniejszej części mnie, która chciałaby teraz być w Cardiff i kręcić następną serię. Ani trochę.
Przetrwałem to. Wyszedłem na drugim końcu. Nie wiem, jak to będzie, kiedy wyemitują serial i już nie będę jego częścią. Zastanawiam się nad pierwszym dniem świąt i myślą „To nie ja!” w ostatniej minucie. Czy mnie to wkurzy? Nie, ponieważ widziałem ten ostatni fragment i jest świetny.
Więc optymistycznie patrzysz na przyszłość Doctor Who?
W stu procentach optymistycznie. Nie sądzę, żebyśmy byli gdziekolwiek blisko połowy nowych serii. Albo jednej trzeciej. Ludzie gadają bzdury o ratingach i tak dalej. Nie dodają tam iPlayera. Jedyny sposób, by zrobić z Doctor Who porażkę, to przypadkiem zapomnieć o dodaniu iPlayera. Świetnie sobie radzi międzynarodowo. Jodie jako nowa Doktor budzi mnóstwo ekscytacji. To podniesie wszystko. Będzie zawsze. Mogą nadejść czasy – i nie będą złe – gdy zniknie na trochę, ale prawie podoba mi się ta wizja. Przypomni ludziom, że za tym tęsknią. Myślę, że jest tu na dobre. I wkroczy właśnie w swój złoty okres.
Wkroczy? Ponad to i poza tym, co osiągnęliście ty i Russell?
Mam nadzieję, że to, co zrobiliśmy, było całkiem złote, ale idźmy dalej! Chris jest niezwykle utalentowaną osobą, która została trzecim producentem wykonawczym. Serialu, który trwa już od dwunastu lat [Oczywiście chodzi tylko o nowe serie – dop. red.]. Zwykle ktoś taki nie marzyłby o zostaniu trzecim producentem wykonawczym starego serialu. To by się nie wydarzyło nigdzie indziej niż w Doctor Who.
Oczywiście pomaga to, że sam jest jego fanem.
Oczywiście. Z dziwnych rzeczy, które zrobiliśmy, ta przetrwa najdłużej. Rozmawiam z Russellem dość często, by wiedzieć, że ani trochę nie żałuje, że robił Doctor Who. Ja też nie. To ekscytująca rzecz.
A ty osiągnąłeś z nią niezwykły sukces.
Tak, i to sukces, który – mimo że już nie robię tego serialu – nadal trwa. Zostaje się na zawsze jednym z ludzi, którzy robili Doctor Who, tak jak wszyscy Doktorzy są wciąż Doktorem.
Spodziewasz się, że będzie radykalnie inny?
Nie powinienem spekulować. Ale myślę, że Chris będzie odważny. To jego natura. Bardzo dobrze zna Doctor Who i będzie uważał, że nadszedł czas na odważne posunięcia.
Mogę z tym żyć.
O boże, tak! Powiedziałem Chrisowi: „Nie uznam, że zmiana będzie formą krytyki. Jeśli zmienisz wszystko, to w porządku”. Serial zawsze tego potrzebuje. Wiem bardzo mało o tym, co nas czeka, ale myślę, że będzie niesamowite. Ludzie będą tym zszokowani i na nowo się zakochają. Pracują nad nim wspaniali ludzie. Nie zobaczysz, jak Chris Chibnall to zepsuje. Jest na to zbyt dobry. Jodie Whittaker jest genialną aktorką. Zrobią naprawdę dobrą Doctor Who, a bardzo dobra Doctor Who, cokolwiek ktokolwiek będzie myślał o ratingach, zawsze bardzo dobrze sobie poradzi.
Źródło: Radio Times
Część druga znajduje się tutaj.