Przedstawiamy wywiad ze scenarzystką odcinka Face the Raven, Sarah Dollard.
Dollard udzieliła wywiadu portalowi Blogtor Who podczas londyńskiego Doctor Who Festival.
Kiedy zaczęła się twoja przygoda z Doctor Who i kiedy zostałaś fanką?
Myślę, że prawdziwą, zwariowaną fanką stałam się w momencie odnowienia serialu, ale oglądałam go od dzieciństwa. Oglądałam go w latach 80., ale wtedy byłam bardzo młoda. W Australii puszczali go na ABC, nie miałam pojęcia, jakie szczęście mamy, byłam po prostu dzieciakiem oglądającym ten fantastyczny program każdego popołudnia po powrocie ze szkoły.
Na ABC puszczali go w pomieszanej kolejności. To znaczy, pokazywali całe pojedyncze historie w całości, ale pomiędzy nimi przeskakiwali nie po kolei. Więc widziałam wielu różnych Doktorów, ale większość moich wspomnień związanych jest z Tomem Bakerem i Peterem Davisonem.
Co czułaś, kiedy w 2005 serial powrócił?
Byłam bardzo podekscytowana. W moim domu urządziliśmy imprezę, podczas której obejrzeliśmy pierwszy odcinek.
Zaszła spora zmiana w kierunku emocjonalnym Doctor Who, jeśli chodzi o klasyczne i nowe serie, czy uważasz, że obecnie jest on spójny?
Tak, ale to nie znaczy, że nie możesz mieć niezwykle zabawnego odcinka, który nie ma w sobie smutnych uczuć albo naprawdę strasznej, mrocznej historii, bez zabawnych elementów.
Myślę jednak, że jeśli miałbyś całą serię bez tego serca, czułbyś, że czegoś w nim brakuje.
Twój odcinek miał pojawić się w serii wcześniej, w jaki sposób te plany uległy zmianie?
Kiedy zaczynałam pisać, nie wiedziałam nawet, że mam miejsce w serii! [śmiech] Wszystko, co do niego wnosiłam, było swego rodzaju balansowaniem na krawędzi. W jakiś sposób czułam, że każde słowo, które spisuję, jest przesłuchiwane, zachowywałam się jak wariatka! [śmiech] Na co dzień jestem dostatecznie niespokojna, ale w tym wypadku moje obawy miały dodatkowe warstwy. [śmiech]
Skończyłam pierwszy szkic, który został przeczytany przez wszystkich. Przyjechałam na spotkanie z drugim szkicem i siedziałam przy stole, a wtedy Steven Moffat powiedział: „Dobra wiadomość jest taka, że naprawdę nam się podoba. Podoba nam się tak bardzo, że chcielibyśmy porozmawiać o umieszczeniu go w takim momencie serii, że stałby się częścią głównego wątku”.
Powiedział, że kiedy czytał ten szkic w pociągu, wywołałam w nim emocje. On jest naprawdę emocjonalny. Nikt nie mógłby pisać w ten sposób, gdyby nie był emocjonalny.
W Face the Raven powraca Rigsy, którego poznaliśmy we Flatline. Czy od początku taki był plan?
Tak, pojawił się już w dyskusji, zanim zaczęłam pisać. Rigsy od samego początku był gościnną postacią, a potrzebowałam kogoś, kogo Doktor i Clara znali i komu ufali. To musiał być ktoś, kto pojawiłby się i powiedział „nie zrobiłem tego”, a my od razu byśmy mu uwierzyli. Nie tylko Doktor i Clara, ale także widzowie. W chwili, kiedy ktoś zasugerował Rigsy’ego, powiedziałam: „Tak! To jest to! Zaklepmy to. Zdecydowanie Rigsy!”.
Podoba mi się, że jest przyjacielem Clary, nie Doktora.
To dlatego od razu się na to zgodziłam. We Flatline ona była jego „Doktorem”. Wszystkie wspaniałe i dobre rzeczy, które towarzysz wynosi z przebywania z Doktorem, Rigsy otrzymał od Clary. Więc w odcinku, gdzie jest ona bardzo doktorowa i który jest jej odcinkiem na wiele sposobów, wprowadzenie Rigsy’ego na jej pozycję w jej świecie było idealnym posunięciem.
Niektórzy porównali ulicę-pułapkę do ulicy Pokątnej z Harry’ego Pottera.
Wiesz co? Jestem naprawdę wielką fanką Harry’ego Pottera, a jednak pisząc o ukrytej ulicy, nigdy nie przyszło mi na myśl, że jest ona jak ulica Pokątna. Wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. Opis w scenariuszu jest całkiem inny i po prostu tak wyszło, że Michael Pickwoad tak ją zaprojektował.
Myślę, że chodzi o czas powstania. Sposób, w jaki działa mitologia ulicy, wywodzi się z faktu, że okres, w którym została stworzona i ukryta przed światem, jest prawdopodobnie mniej więcej tym samym okresem, w którym powstała ulica Pokątna. Ale wyobrażam sobie, że od momentu, kiedy została zablokowana dla ludzi i jest dostępna tylko dla kosmitów, pojawiły się na niej kosmiczne ulepszenia.
W scenariuszu opisałam ją jako galimatias złożony z części ze statków kosmicznych i małych kwadratowych domów. Widać to w scenie z ciałem w komorze statycznej. W mojej głowie cała ulica miała tak wyglądać, miała stanowić mieszankę kosmicznej technologii i brytyjskiej architektury.
Doktor jest przepełniony gniewem, co jest dość niezwykłe w tym serialu. Czy ten moment od początku był częścią planu?
Peter Capaldi jest w tym naprawdę dobry. Ten element pojawił się dopiero w ostatnim szkicu, ponieważ dość długo myślałam, że Clara odejdzie szybciej. Z dwiema minutami i Krukiem zlatującym ze swojej grzędy dawałoby im to mniej wspólnego czasu.
Sądzę, że ta idea jest naprawdę ważna, ponieważ myślę – jako widzka – że Doktor Petera Capaldiego czuje się niekomfortowo, gdy jest podatny na zranienia. Podczas gdy Dziesiąty czy Jedenasty trzymali swoje serca w rękawach, Dwunasty trzyma je bliżej swojej piersi.
Niektórzy komentują, że Doktor Petera Capaldiego funkcjonuje w spektrum. Myślę, że to ciekawe odczytanie, ale nie uważam, żeby było ono prawidłowe. Myślę, że on po prostu nie ma dużo czasu dla uczuć innych ludzi.
Sądzę, że obecnie termin „spektrum” jest często nadużywany.
Tak, myślę, że to skrót myślowy, często używany niewłaściwie. Mówi się tak o Dwunastym Doktorze, bo on czuje się niekomfortowo, zajmując się emocjami innych osób, ale to nie znaczy, że nie wrzą w nim uczucia, przykryte są jednak warstwą ponurego, marudnego wygrażania. [śmiech]
W scenie pożegnania Doktor nie potrafi patrzeć na Clarę. Jego oczy umykają po całym pokoju. A ona jest tak skoncentrowana, tak obecna, zmusza go, żeby przestał i spojrzał na nią – stawił temu czoła. Myślę, że ten moment, kiedy on nie wie, gdzie spojrzeć, jest dla mnie straszniejszy niż ten, kiedy wścieka się na Ashildr.
Kiedy dowiedziałaś się, że Clara ma umrzeć?
Pierwszy szkic scenariusza został zaakceptowany i spotkaliśmy się, by omówić poprawki. Steven Moffat powiedział wtedy, że ma dobrą wiadomość: mój scenariusz tak bardzo się spodobał, że pojawiła się możliwość mocniejszego powiązania go z przewodnim wątkiem serii.
Wtedy powiedzieli mi o Ashildr – na co pomyślałam: „świetnie”. Kiedy dowiedziałam się, że grać ją będzie Maisie Williams, z wrażenia oblałam się wodą. [śmiech] Nie sądzę, żeby Steven Moffat był już wtedy do końca pewny, jak chce zakończyć historię Clary. Z pewnością dyskutowali o uśmierceniu jej, ale nie był pewien, czy będzie to miało miejsce w odcinku dziesiątym czy dwunastym.
Wiedzieliśmy z całkowitą pewnością, że chciał, żeby w jedenastym odcinku Doktor był sam, bez nadziei, TARDIS i przyjaciół.
Nie miała sensu opcja, żeby Clara została gdzieś bez niego, ponieważ jeśli mielibyśmy Clarę w odwodzie, widząc Doktora samego w jedenastym odcinku, spodziewalibyśmy się, że mogłaby nagle pojawić się w TARDIS albo coś w tym stylu.
Podczas tego spotkania zdecydowano więc, że dostanę szansę napisania tego scenariusza. Nie wszystko zostało do końca zaplanowane, ale wiedzieliśmy, że musimy dać Doktorowi teleporter, który gdzieś go wyśle. Ashildr musiała mieć dobre zamiary, ale też przyczynić się do śmierci! Mimo że w tym momencie już na pewno byłam w sezonie, nie wszystko było jeszcze ustalone. Myślę, że pokładali wiele zaufania w scenopisarce, której nie znali. Wszystko było jeszcze trochę niestabilne, ale spodobało im się to, co napisałam, więc wszystko skończyło się dobrze.
Myślałam: „On pokłada we mnie wiele nadziei, to świetnie!”. [śmiech]
Lubicie odcinki Sarah Dollard? Chcielibyście, żeby jeszcze coś napisała dla Doctor Who?
Źródło: Blogtor Who