Gry to świetna rozrywka na długie godziny. Planszówki, komputerowe, RPG – wybór jest przeogromny. Nasza redakcja postanowiła więc zebrać się i polecić wam te, które sprawiają nam najwięcej radości i frajdy.
REKA
Czyli tytuł, który ma ukazać się dopiero w przyszłym roku, ale zapowiada się doprawdy wybornie. Z zapowiedzi i screenów wynika, że dostaniemy w swoje ręce symulator życia wioskowej (czy też może raczej leśnej) wiedźmy, której dni kręcą się wokół zbierania ziół, rozmów z duchami, przygotowywania naparów i eliksirów czy ogarniania domku na kurzej nóżce. Czyli wszystko to, co wiedźmy lubią najbardziej! A że twórcy obiecują możliwość dekorowania swojej chatki wedle własnego gustu, to spodziewam się również zalewu przepięknych modów stworzonych przez społeczność. (Pryvian)
Avatar Legends: The Roleplaying Game
Nigdy wcześniej nie grałam w RPG-a – po części dlatego, że długo wzbraniałam się przed jakąkolwiek formą improwizacji – i pewnie nie zaczęłabym grać, gdyby nie ten konkretny system. Świat stworzony w animacji Avatar: The Last Airbender momentalnie urzeka na tyle, że można się w nim zatracić – i to obecnie robię w dwóch oddzielnych kampaniach.
Gra jest utrzymana w konwencji obu serii (Avatar: The Last Airbender, The Legend of Korra), książek (The Rise of Kyoshi, The Shadow of Kyoshi), a także licznych komiksów. Ogrom materiału pozwala na wybranie ery, w której będzie osadzona fabuła. Każda era zaś odpowiada życiu jednego Avatara (lub jego brakowi w przypadku Stuletniej Wojny) i zawiera typowe dla siebie motywy i nastroje, np. era Kyoshi odnosi się do wydarzeń z wyżej wymienionych powieści i skupia się na bandytach, gangach i korupcji rządu, a era Aanga jest umiejscowiona po jego przygodach w komiksowej trylogii Imbalance i dotyka wątków reperkusji wojny oraz budowania lepszej przyszłości.
Przy kreowaniu postaci, wybiera się m.in. jej wyszkolenie (jedną z form magii, technologię lub broń) oraz playbook, czyli zbiór reguł określających balans postaci (np. The Icon: obowiązek kontra wolność, The Hammer: moc kontra troska), który wytycza jej wewnętrzne konflikty i motywacje, a także rolę w grupie i kierunki rozwoju.
Mechanika gry jest wystarczająco prosta, by nie przestraszyć osób raczkujących w RPG-ach. Rzuca się tylko dwiema sześciennymi kośćmi, a wynik rzutu oznacza jedną z trzech sytuacji: porażkę (2-6), połowiczny sukces (7-9) i kompletny sukces (10-12). Rzuty wykonuje się przy standardowych czynnościach, jak ocena sytuacji, podstęp, czy (kochana!) porada i otucha; ruchach specyficznych dla danego playbooka oraz podczas walki.
Wisienką na torcie – i jednocześnie jego solidnym biszkoptem – jest zachęta twórców systemu do praktykowania inkluzywności w grze i odczuwania empatii, zwłaszcza w przypadku doświadczeń innych niż swoje.
What’s most important about playing outside your experience is that you portray a whole person, not just an identity or a label. The stories of Avatar are often about learning the depth of others’ experiences, even if we might not truly understand what it’s like to live them. […] When you play Avatar Legends: The Roleplaying Game, you can take the opportunity to consider other perspectives and challenge your preconceptions. In doing so, you have the chance to grow your own empathy with others as you play, just like your favorite heroes do.
A z prywatnych plusów… możliwość praktykowania spontaniczności. (Yuka)
Gris
Nasze pierwsze zetknięcie z Gris to przepiękne screeny i gify na Tumblrze. Przez jakiś czas myślałem, że to tylko animacja, ale od samego początku chciałem ją poznać. I zdecydowanie było warto. Gris to mała gra o żałobie. Prowadzimy w niej tytułową Gris przez przepiękny świat, z początku pozbawiony koloru. Kolory powracają powoli dzięki naszym postępom, wzbogacając też świat, odblokowując kolejne biomy, w których zbieramy wspomnienia i mierzymy się z żałobą postaci, by pomóc jej pójść dalej i odzyskać głos. (Ginny N.)
Seria Crash Bandicoot
Crash Bandicoot towarzyszy mi w sumie od 2000 roku. Jedną z moich pierwszych platformówek na Playstation był Crash Bandicoot 3: Warped. Godzinami zagrywałem się w przygody jamraja i jego siostry sam, z bratem, czasem z tatą, a także z kumplami z przedszkola i ze szkoły. Mam wiele wspomnień związanych z tą częścią gry. Później grałem w Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back, która jeszcze bardziej podbiła moje serce i do dziś jest moją ulubioną częścią z oryginalnej trylogii. A następnie pojawiły się Crash Bandicoot, Crash Team Racing i Crash Bash. Crash to zręcznościowa platformówka, w której przechodzimy kolorowe i ciekawe poziomy, zbijając skrzynki i zbierając owoce wumpa (często nazywane przez graczy jabłkami). Czasem jeździmy na jakimś zwierzaku czy sprzęcie, czasem uciekamy do ekranu przed dinozaurem czy wielkim głazem. Żeby wymasterować grę na 100% trzeba mieć czasem dużo cierpliwości, szczególnie w pierwszej części serii, która nie wybaczała najmniejszych błędów i była zdecydowanie najtrudniejsza.
Kolejne gry z serii były dla mnie równie dobre, jednak nie kupił mnie semi-reboot Crash of the Titans i Crash: Mind of the Mutant. „Niedawno” seria powróciła – najpierw dostaliśmy genialnie zremasterowaną trylogię z czasów pierwszego Playstation – dla mnie to było spełnienie growych marzeń i grywam w nią w kółko po dziś. W tym przypadku najbardziej lubię pierwszego Crasha, bo wygląda przepięknie i naprawiono trochę gameplay. Poza tym była to najstarsza część gry, więc po prostu jest najbardziej odświeżona. Później otrzymaliśmy wspaniały remake Crash Team Racing z dołączeniem elementów z Crash Nitro Kart jako Crash Team Racing: Nitro Fueled, który posiadał również tryb gry online, w którym spędziłem setki godzin.
Ostatnią produkcją z serii był Crash Bandicoot 4: It’s About Time, który skierował serię na nową linię czasu i jest sequelem dziejącym się po Crash 3 z 1998 roku. Gra się udała, jednak moim zdaniem jest dość trudna i wymagająca dla osób, które chcą zebrać wszystko. Ja, jako hardcore’owy fan serii, musiałem odpuścić, bo gra mnie bardziej frustrowała niż dawała mi przyjemność. Twórcy niepotrzebnie wydłużali grę do granic możliwości, np. wprowadzili odwrócone poziomy, które poza utrudniającym grę filtrem nie różniły się w rozgrywce od podstawowych. Było też kilka nietrafionych pomysłów. Jednak do zwykłego, casualowego grania jest to świetny fabularnie i bardzo grywalny tytuł. W 2023 roku ma odbyć się premiera kolejnej odsłony: Crash Team Rumble – która będzie prawdopodobnie grą typu party/bijatyka online – ale nie wiadomo jeszcze wiele na jej temat. (Clever Boy)
Disco Elysium
To gra, która trochę onieśmiela, nie jest też najbardziej dynamiczna – dużo czytania, mało robienia – ale jest po prostu fenomenalną otchłanią dziwnych idei i filozofii politycznej, w której tonie się z ogromną przyjemnością, próbując wesprzeć bohatera, typowego złamanego przez życie policjanta, w śledztwie związanym m.in. ze strajkiem robotniczym w przedziwnym, rewolucyjnym świecie. Fenomenalna gra, z której można się wiele nauczyć, która potrafi wiele razy zaskoczyć i do której ma się ochotę wrócić, by przetestować na przykład różne aspekty pewnego krawata. (Lierre)
Hades
Trudno mi sobie wyobrazić, żeby w fandomowym Internecie uchowała się jakaś osoba, która nie słyszała o Hadesie. Gra oparta na greckiej mitologii, w której Zagreus, jeden z pomniejszych bogów, robi co w jego mocy, aby wydostać się z Hadesu, pokonując (albo i nie) kolejne poziomy zaświatów, poznając kolejne mniej lub bardziej chętne mu do pomocy bóstwa i postacie z mitów i eksperymentując z nowymi broniami i mocami. Osobiście przyznaję, że nadal nie udało mi się tej gry ukończyć, ale satysfakcjonuje mnie samo zapoznanie się z wątkiem Tanatosa i Megaery. Ale skoro twórcy zapowiedzieli już sequel, w którym wcielimy się w Melinoe, siostrę Zagreusa, panią koszmarów i niespokojnych dusz, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko zachęcić wszystkich, którzy tego jeszcze nie zrobili, aby chwycili myszki czy pady w dłoń i dali szansę pierwszej części zanim nadejdzie druga (miejmy nadzieję, że równie zachwycająca!). (Pryvian)
OneShot
W OneShot pomagamy uroczej kotkoosobie imieniem Niko w podróży przez dziwny, ginący świat. Niko ma za zadanie ocalić to miejsce zwracając światło (pod postacią dużej magicznej żarówki) do wieży w centrum świata. A przynajmniej tak twierdzą wszystkie roboty i osoby wokół. Po drodze Niko musi zbierać kolejne przedmioty, które pomagają je_ przejść dalej. Stworzenie jednak poza tym, że chętnie pomoże, skoro już wylądowało w tym świecie, przede wszystkim chce wrócić do domu, do swojej mamy. (Ginny N.)
Oryginalna trylogia Spyro the Dragon
Tam gdzie Crash, jest również Spyro. Fioletowy smok podbił moje serce, gdy byłem mały i do dziś to moja ulubiona gra. Chociaż Spyro doczekał się wielu gier (jedne lepsze, drugie gorsze, trzecie okropne) to na zawsze pozostanie ze mną oryginalna trylogia. Pierwszy Spyro the Dragon jest moim ulubionym. Wcielamy się w młodego, fioletowego smoka, który musi zbierać klejnoty i przemierzać smocze krainy, by uratować swoich „rodaków”, zamienionych w kryształ przez złego Gnasty Gnorca. Zwiedzamy sześć światów, a każdy jest inny. Jest to platformówka w pełnym 3D. Często musimy wykazać się tutaj zręcznością, rozglądać się i kombinować jak dostać się do półek ze skarbami, które widzimy w oddali. Znam każdy centymetr gry na pamięć, przechodziłem ją chyba z 50 razy i nigdy mi się nie znudzi.
Spyro the Dragon 2: Gateway to Glimmer/Ripto’s Rage to naprawdę udany sequel, który zmienił mechanikę gry i ją urozmaicił. W pierwszej grze podróżowaliśmy po światach zbierając znajdźki, tutaj mamy więcej fabuły. Zwiedzając światy poznajemy ich mieszkańców, pomagamy rozwiązywać problemy i gramy w różne minigry. W tej części spędziłem również wiele godzin. Jedynym rozczarowaniem był dla mnie brak smoków /śmiech/. W tej części Spyro przez przypadek trafia do świata Avalar, w którym władzę przejął zły jaszczur Ripto. Wraz z postaciami z „ruchu oporu” Spyro przemierza krainy, pomaga w opałach i sprząta po zamęcie, który wywołał Ripto i jego sługusy. Przy okazji Spyro zdobywa nowe umiejętności np. pływanie. Gra jest przepiękna i nie nudzi. Chociaż zawsze wydaje mi się krótsza od pierwszej części.
Na brak smoków nie mogłem narzekać przy trzeciej części, czyli Spyro: Year of the Dragon. Tutaj smocze jaja zostały ukradzione na zlecenie złej Czarownicy, a my musimy wyruszyć do Zapomnianych Światów, by je odzyskać. Zwiedzamy kolejne piękne światy, a tym razem, by urozmaicić rozgrywkę, możemy także sterować czterema (a w sumie nawet sześcioma) innymi postaciami. Stworzone przez Insomniac Games światy są fantastyczne i chce się je eksplorować. Grając w trójkę, mam jednak wrażenie, że przesadzono z liczbą minigier, zwłaszcza że niektóre z nich są denerwujące. Cała trylogia jest warta ogrania, również za sprawą rewelacyjnej muzyki.
W 2018 roku wydano Spyro: Reignited Trilogy. To remaster-remake trzech pierwszych części gry. Otrzymaliśmy wszystko, co kocham w Spyro, w nowej, pięknej wersji. Tak jak w przypadku Crasha – moje serce najbardziej podbiła odnowiona jedynka, bo ta część zestarzała się najbardziej. Twórcy pozwolili sobie na więcej kreatywnej otwartości w porównaniu z odświeżeniem Crasha i np. niektóre krainy lekko się zmieniły, dzięki czemu zyskały dodatkowej magii i charakteru, a każdy ze smoków jest inny. Niestety Toys for Bob nie otrzymało wystarczająco czasu, by dopracować grę – przy trzeciej części znaczący udział miało Sanzaru Games. Rozczarowuje brak różnorodności wśród małych smoków (jest ich kilkanaście wariantów), niektórych postaci w krainach, a także bugi. Wiem, że Toys for Bob miało ciekawe plany, ale niestety zabrakło na nie czasu (mieliśmy dostać np. żeńskie dorosłe smoki). Do tworzenia zremasterowanej muzyki z trylogii powrócił Steven Copeland (można wybrać czy wolimy słuchać oryginalnego soundtracku, czy odświeżonego), udało się też sprowadzić niektórych aktorów, by od nowa podłożyli głosy postaciom. W Polsce dostaliśmy świetne, pełne tłumaczenie z dubbingiem (chociaż boli mnie zamiana imienia Sparx na Iskier). Gorąco polecam wszystkim – małym i dużym. To przygoda na wiele godzin. (Clever Boy)
Dixit
Dixit jest zwyczajnie piękny. To prosta gra karciana w skojarzenia, która zawsze sprawia nam radość. Zwykle nie udaje nam się wygrać, jakoś tak mamy z planszówkami, że choć je lubimy, nie jesteśmy w nie super dobrzy, ale jeśli z jakiegoś powodu nie znacie Dixit, koniecznie się z nim zapoznajcie. Podstawowa talia ma 84 karty i planszę do liczenia punktów z pionkami. Grę można jednak wzbogacić, a każdy z obecnie już ponad dziesięciu, jeśli dobrze liczymy, dodatków jest wart uwagi. I w każdy z nich można grać osobno, albo można je przemieszać i zrobić sobie taką miszmaszową talię 84 kart – system liczenia punktów jest prosty i wystarczy kartka do zapisywania i podliczania kolejnych wyników. (Ginny N.)
Seria Uncharted
Po stworzeniu Crash Bandicoot i Jak and Dexter studio Naughty Dog przerzuciło się z tworzenia platformówek na gry przygodowe. Uncharted to gra o łowcy skarbów Nathanie Drake’u, który przemierza świat w poszukiwaniu różnych reliktów. Bawię się przy niej lepiej niż przy Tomb Raiderach (a te nowe bardzo lubię). Oprócz samej eksploracji i strzelania do wrogów, liczy się tutaj przede wszystkim fabuła, która jest bardzo filmowa. Ktoś mógłby siedzieć obok nas i oglądać, jak przechodzimy gry, i czuć się trochę, jakby oglądał filmy przygodowe. Moją ulubioną częścią jest Uncharted 2: Among Thieves. Obecnie seria, zawierająca cztery częściy, jeden prequel i jeden spin-off ma przerwę. Chociaż krążą plotki, że otrzymamy nową grę w tym uniwersum. Ograłem te gry kilka razy i za każdym razem bawię się przy nich rewelacyjnie. (Clever Boy)
My Time at Portia
Już o tej grze kilka razy wspominałam na Whosome, ciągle też jej nie skończyłam – ale wprawiła mnie w absolutny zachwyt, regularnie do niej wracam, by powłóczyć się po tym przepięknym miasteczku wyrastającym na ruinach dawnej cywilizacji, niczym po lokacji z któregoś z filmów studia Ghibli. To taki typowy cozy symulator – konstruuje się rzeczy, uprawia się rośliny, hoduje zwierzęta, kopie w kopalni, romansuje z sąsiadkami – ale jest dla mnie niezwykle estetyczny i bardzo wciągający, może za sprawą tego, że w odróżnieniu od wielu gier tego typu ta jest w 3D, a spotykane postacie wydają się rzeczywiście mieć swoje życie, sprawy i aspiracje, a nie powtarzają tylko kilka kwestii na krzyż. (Lierre)
The Last of Us i The Last of Us: Part 2
Pozostając jeszcze przy Naughty Dog – nie mógłbym nie polecić genialnej The Last of Us i jej drugiej części. To opowieść-podróż, która skupia się na przetrwaniu w postapokaliptycznym świecie. Obecnie możemy dodatkowo oglądać wspaniałą adaptację (piszemy o niej TUTAJ). Pierwsza część jest niesamowita, obfituje w emocje i pełna jest zwrotów akcji. Bardzo szybko przywiązujemy się do postaci i tego niebezpiecznego świata. Opowieść nie dłuży się (a jest bardzo długa!) i zaskakuje do samego końca.
Moje serce podbiła jednak The Last of Us: Part 2, które jest ciekawą historią o zemście i miłości. Nie chcę pisać za dużo, bo każdy spoiler może popsuć zabawę. Gra wywarła na mnie ogromny wpływ, zdarzyło mi się płakać lub nie chcieć czegoś zrobić. Kilkakrotnie pękało mi serce, wkurzałem się na poczynania różnych postaci, w tym mojej. Niesamowicie wciągająca aż do samego końca (i bardzo długa!). Graficznie jak zwykle przepiękna, muzycznie i dźwiękowo również. Bardzo podobało mi się, że ludzcy przeciwnicy, z którymi walczymy, nie są randomowymi postaciami – mają imiona i relacje z innymi wrogami. Także w ten sposób gra na nas działa – gdy kogoś zabijemy, możemy słyszeć, jak inni opłakują daną postać, a my z poczuciem winy (lub bez) idziemy dalej. Podoba mi się to, jak rozbudowano świat w stosunku do pierwszej części. Bardzo chcę do niego wrócić, więc liczę, że dostaniemy The Last of Us: Part 3. (Clever Boy)
Spiritfarer
Czy grę o śmierci i przechodzeniu do innego świata można określić mianem cozy game? Oczywiście, że tak. A Spiritfarer jest taką właśnie grą. Wcielamy się w niej w postać Stelli, młodej kobiety, która budzi się na łodzi Charona, a ten przekazuje jej (i jej kotkowi, Daffodilowi) swoją pracę. Od tej pory Stella przewozi do Wszechprzejścia duchy osób, które znała za (ich) życia, rozbudowuje swoją łódź, zbiera zasoby, odkrywa kolejne fragmenty mapy i spełnia życzenia swoich pasażer_. Są w tej grze momenty bardzo smutne i bolesne, ale Sprirtfarer podchodzi do tematu śmierci (który był Stelli bliski i w jej poprzedniej pracy, jako pielęgniarki) z dobrocią i ciepłem, które sprawiają, że chce się wracać do tej gry. (Ginny N.)
Until Dawn
To gra horror, w której to my podejmujemy decyzje wpływające na to, jak potoczy się rozgrywka. Sterujemy różnymi postaciami i możemy sprawić, że wszyscy umrą i nie przeżyją morderczej przygody, ale możemy również wszystkich ocalić. Fabuła jest „typowa” dla horroru. Nastolatkowie bawią się w rezydencji w górach, gdzie ucinają psikusa jednej z postaci. Dziewczyna ucieka, a za nią rusza jej siostra. Obie trafiają na tajemniczą postać, przez którą spadają z klifu. Nikomu nie udaje się odnaleźć ich ciał, więc zostają uznane za zaginione. Po roku brat dziewczyn zaprasza ekipę do tego samego domku. To tam i w jego okolicy rozegrają się tajemnicze i mroczne wydarzenia, które mogą zmrozić krew w żyłach, jak na horror przystało. I gra spisuje się w tym bardzo dobrze. Wielokrotnie możemy się wystraszyć, a szczególnie, gdy musimy sprawnie podejmować decyzje, nasze serce bije bardzo szybko. Until Dawn posiada pełne tłumaczenie na polski, ale nie jest ono idealne – szczególnie na początku gry. Do dziś ze znajomymi pamiętamy tekst „To tylko małe jajo, Hannah” – gdy chodziło o żart. Gra jest bardzo filmowa, więc możemy usiąść obok i oglądać, jak gra ktoś inny, obserwując konsekwencje je_ wyborów. Jeśli lubicie czuć dreszczyk – to gra idealna dla was. (Clever Boy)
M20 Victorian Age Mage
Mage: The Ascension to bez wątpienia mój absolutnie ulubiony system RPG – zarówno jako dla graczki, jak i Mistrzyni Gry. Jest niesamowicie otwarty, nastawiony głównie na roleplay i nagradzający kreatywność osób przy stole. Ale jednak nadaje się głównie do prowadzenia kampanii w czasach współczesnych, a czasem chciałoby się jednak przenieść trochę w przeszłość. Od tego roku jest to możliwe dzięki nowemu podręcznikowi, który udało się wypuścić po zbiórce crowdfundingowej. M20 Victorian Age Mage oferuje całkiem sporo nowych informacji na temat historii Dziewięciu Mistycznych Tradycji oraz Technokracji w czasach, gdy nazywała się jeszcze Zakonem Rozsądku. Co zaś najważniejsze – twórcy zrobili naprawdę wiele, aby odejść od spojrzenia całkowicie europo-(ewentualnie amerykańsko-)centrycznego i pokazać, co politycznie i magicznie działo się w innych zakątkach świata. Jeśli ktoś tak jak ja uwielbia erpegi i fantasy of manners to myślę, że bardzo szybko pokocha ten podręcznik (albo znienawidzi za milion pomysłów na kampanię na minutę). (Pryvian)
Marvel’s Spider-Man
Od dziecka moim ulubionym superbohaterem był Spider-Man. Oglądałem i czytałem komiksy, Spider-Man: The Animated Series z lat 90. znam na pamięć, grałem w grę na Pegasusa, a później w świetnego Spider-Man na Playstation i nieco mniej udanego Spider-Man 2: Enter Electro. Po drodze było też kilka fajnych gier z Pająkiem w roli głównej, ale żadna moim zdaniem nie może dorównać temu, co Insomniac Games (ci od Spyro) zrobili w 2018 roku. Otrzymujemy ciekawą historię, w której Spider-Man powstrzymuje szefa kryminalistów – Kingpina, który „pilnował porządku” w mieście i musi liczyć się z konsekwencjami tego działania. Peter Parker jest tutaj młody, ale doświadczony. Musi zmagać się z problemami w pracy, niepowodzeniem w związku, nieopłaconym czynszem i złoczyńcami. Już od pierwszych minut bawimy się dobrze. W grze możemy swobodnie przemierzać dużą część Nowego Jorku i oglądać znane obiekty, a także miejsca znane ze świata Marvela i nawiązujące do różnych postaci. Oprócz głównej fabuły mamy różne dodatkowe misje oraz znajdźki do odnalezienia. Eksploracja świata i bujanie się na pajęczynie, dopełnione świetną muzyką, jest chyba największą atrakcją gry. Dla relaksu i zabawy można godzinami latać po Nowym Jorku i wykonywać różne powietrzne akrobacje. Fabularnie gra jest bardzo ciekawa, zaskakuje, ciekawi, a momentami łamie nasze serce. Ukazały się trzy minidodatki do gry – każdy z nich jest warty ogrania i dobrze się przy nich bawiłem. Przy okazji wprowadzają fantastyczną postać Black Cat. W 2020 roku otrzymaliśmy Spider-Man: Miles Morales, w którym wcielamy się w tytułową postać. Gra się również świetnie, a nowy bohater oznacza nowe umiejętności, nowe rodzaje aktywności itd. To taki tytuł dodatkowy – nie jest to rozszerzenie, a jednocześnie nie jest do końca pełną gra, bo jest krótsza. Fajnie jest zanurzyć się w świat Milesa. A już jesienią otrzymamy Marvel’s Spider-Man 2 i nie mogę się tego doczekać. To dla tej gry kupię Playstation 5. (Clever Boy)
Raven RPG
System, do którego podręcznik udało się stworzyć dzięki kampanii crowdfundingowej, i który niedługo ma ujrzeć światło dzienne – i to od razu w dwóch wersjach językowych, angielskiej i hiszpańskiej (i szczerze mówiąc nie umiem stwierdzić, której pragnę bardziej). Gra ma bazować na motywach z powieści gotyckich i poezji Edgara Alana Poe, można więc spodziewać się nawiedzonych domów, bijących serc zamurowanych w ścianach, nieszczęśliwych miłości i oczywiście masy kruków. Gracze natomiast mają się wcielić w członków rodu Corvus, którego protoplasta (imieniem Poe, ekhem ekhem) był założycielem miasta Raven, w którym dzieje się gra – oraz potężnym magiem, którego działania jednak zakończyły się nałożeniem na cały jego ród potężnej klątwy. Kolejne pokolenia obfitują więc w osoby parające się nekromancją, dziwacznymi eksperymentami, piszące łzawą poezję, czy rozmawiające z udręczonymi duchami. Jeśli ktoś kocha gotyckie klimaty i nie przeszkadza mu zabawa kliszami to jestem pewna, że w tym systemie może takie osoby czekać wiele godzin doskonałej zabawy przy stole. (Pryvian)
Party Time
To gra planszowa, w którą możemy bawić się zarówno ze znajomymi, jak i rodziną. Zasady są proste. Gramy w drużynach i w każdej turze wykonujemy jedno z pięciu zadań, w zależności od tego, na jakim polu staniemy. Do zadań należą: opisanie słów tak, by osoba z naszej drużyny je odgadła; pokazywanie słów przy pomocy pantomimy; wymyślenie 20 rzeczowników na daną literę; opisywanie celebrytów; rymowanie. Jest przy tym bardzo wesoło. Jedyny minus dla mnie to niektóre słowa w pantomimie – są tu zwierzęta i zawody, ale nie wszystkie moim zdaniem da się pokazać. Dodam, że każda runda grana jest na czas. Za każdym razem bawię się przy Party Time niesamowicie dobrze. (Clever Boy)
Capharnaum: The Tales of the Dragon-Marked
Oryginalnie francuskojęzyczna gra RPG i na ten moment na język angielski przetłumaczony został podręcznik główny oraz jedna ze startowych przygód. Wystarczy to jednak całkowicie, aby zanurzyć się w świat inspirowany Księgą Tysiąca i Jednej Nocy oraz czasami wypraw krzyżowych. Gracze wcielają się w tytułowych Bohaterów Naznaczonych przez Smoki: tutejszych strażników równowagi i boskich sług, którym pisana jest wielkość; jednak tylko od nich zależy jak tę wielkość zinterpretować. Czy będzie to mistrzostwo w ujeżdżaniu wielkich drapieżnych gadów, czy wzbogacanie się na handlu i prowadzeniu karawan, czy też obalenie złych rządów i wprowadzenie nowego porządku. Idealny system dla wszystkich fanów Księcia Persji oraz bliskowschodnich baśni. (Pryvian)
A w jakie fajne gry wy gracie? Dajcie znać na naszym Facebooku i w grupie Polifonia Fantastyczna.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.