Hilda jest jedną z ciekawszych animacji, której drugi sezon ukazał się pod koniec zeszłego roku. Jak podoba nam się ta adaptacja komiksów o niebieskowłosej dziewczynce?
Ginny N.: Jako że mówimy o drugim sezonie animacji, chcielibyśmy zacząć od porównania obu. Tym bardziej, że mamy tu wyraźne rozłamanie. Do szczegółów jeszcze przejdziemy, ale podstawową różnicą jest to, że drugi sezon jest mroczniejszy od pierwszego. Choć i pierwszy miał sporo poważniejszych elementów i trudno nazwać go tylko wesołym i przyjemnym, to wciąż pozostawał bardzo skierowany do dzieci – w taki dobry, mądry sposób, który nie ucieka od trudnych tematów, ale też je w miarę szybko przepracowuje. Tym razem pozostajemy jednak niepewni, czy młodsze widzki nie będą po prostu przestraszone a to, że mamy otwarty finał i brak odpowiedzi na główny wątek spinający tę serię może tylko pogłębić ten lęk. Sami mamy w sobie pewne poczucie dyskomfortu i napięcia, które towarzyszyło nam od pierwszego odcinka aż do końca sezonu i wcale potem nie znikło.
Do tego bardzo nie spodobało nam się to jak wprowadzono konflikt między Johanną i Hildą. Jasne, nieraz bywa tak, że rodzice i dzieci się nie dogadują, ale my przez tę serię cały czas pytaliśmy co takiego się stało, że Hilda przestała ufać mamie, na tyle by opowiadać jej o swoich przygodach. Wcześniej Johanna choć nieraz się o Hildę martwiła to ufała jej, ponieważ Hilda wyjaśniała jej co robi (choćby i już po samej przygodzie, ale zawsze) i po prostu była między nimi taka szczerość. A tu zupełnie nie pokazuje nam się dlaczego Johanna jest po prostu nieprzyjemna i cały czas zła na Hildę, zamiast poprosić ją o wyjaśnienie i powiedzieć jej dlaczego sama tak się denerwuje.
Ewelinkja: Dokładnie. Ten rozłam między matką i córką powoduje dyskomfort. Nie wiem, czy twórcy chcieli przedstawić w ten sposób wejście w jakiś etap dorastania, czy pokazać konflikt, który jest bliski wielu dzieciom. W zasadzie z niczego on nie wynika. Fakt, dla Hildy przeprowadzka była ciężka, straciła dom i musiała porzucić dotychczasowy styl życia. Jednak konflikt powstaje dopiero w momencie, kiedy Hilda już sobie jakoś to życie poukładała. Znalazła swoje miejsce i nie brakuje jej przygód, które tak kocha. Matka nie zrobiła nic, żeby zasłużyć na brak zaufania ze strony córki. Życie w mieście powoduje u Johanny duży stres, to widać, że jest zdenerwowana, dużo pracuje. Nie jest już tak pogodna i otwarta jak wcześniej, gdy mieszkały na pustkowiu.
Ginny N.: A my do tego polubiliśmy Hildę właśnie dlatego, że relacja Hildy i jej mamy była tak ciepła i nawet jeśli wpadała na pewne nieporozumienia to zawsze obie sobie wszystko wyjaśniały. A tu nagle mamy imperatyw fabularny, pod który musiano dopasować relację mamy i córki. Tak, jest w tym sezonie sporo elementów stresogennych i one mogą mieć konkretne efekty, ale ostatecznie i tak zostajemy z poczuciem, że ten wątek wprowadzono źle i niepotrzebnie.
Wróćmy jednak jeszcze do samej tej mroczności drugiego sezonu. Już w pierwszym mieliśmy naturę i istoty ze skandynawskiego folkloru i mitologii, których należało się strzec, ale które też niejednokrotnie budziły melancholię, nostalgię czy po prostu smutek – a nawet współczucie. W pierwszym sezonie dostaliśmy opowieść o naturze i szacunku do niej, który nie jest łatwy we współczesnym świecie. Drugi sezon ten wątek ciągnie dalej, ale jednocześnie zmienia spojrzenie, pokazując naturę jako także okrutną i przerażającą.
Ewelinkja: Dla mnie chyba najwspanialszą częścią tej animacji był ten niesamowity, mityczny świat. Dzika i wspaniała natura na wyciągnięcie ręki, gotowa by ją odkryć i bez skrępowania jej doświadczać. Wraz ze zmianą otoczenia zmienia się spojrzenie na te wszystkie wspaniałe mityczne stworzenia. Choćby bardzo ważne w całej historii trolle – wcześniej były częścią świata, owszem straszną, ale po prostu jedną z wielu wspaniałych cząstek otaczającego świata. W pierwszym sezonie świat był niezwykły, magiczny, pełen wolności i szacunku do wszystkich istot. Było w nim pełno zrozumienia i miłości do otaczającej natury. Po przeniesieniu akcji do miasta widzimy paniczny lęk przed otaczającą naturą, wraz z jej mitycznymi stworzeniami. W mieście panuje lęk przed trollami, który poskutkował odgrodzeniem się murem. I tutaj mamy taką właśnie wyraźną granicę – z jednej strony ludzie i cywilizacja, z drugiej straszna nieokiełznana natura. Jasne, zobaczenie zderzenia tych dwóch rzeczywistości – ufnego, ciekawego i idealistycznego świata prezentowanego przez ciekawską Hildę z przesiąkniętym strachem światem miasta.
Ginny N.: Tak, taka zmiana optyki ma swoje ukorzenienie w tym, że Hilda staje się trochę bardziej miejską dziewczynką, choć nadal nie w pełni. A zarazem ma też sens pokazanie tego, że trolle są złe na ludzi – tu nie trzeba nawet wielkiego wyjaśnienia dlaczego, bo to dość ładnie zostało pokazane i w pierwszym sezonie (gdzie nieraz pada informacja, że Trollberg został zbudowany na terenach trolli) i jest dalej pokazywane tutaj. Jasne, mamy Alberga, który z tym jego planem wkurzenia trolli irytuje, ale to nie tak, że ktokolwiek poza Hildą i jej przyjaciółmi podejmuje się jakichś sensownych działań, które mogłyby pokazać trollom, że ludzie nie są tacy źli. Ba, wszyscy właściwie popierają jego działania i uważają za sensowne. Trolle są przerażające w swoim braku sympatii wobec ludzi, nadal też jednak – nawet z takim, a nie innym finałem – budzą współczucie, ponieważ ten sezon bardzo wyraźnie skupia się na ludzkiej arogancji. Hilda może być pełna nadziei i ciekawa świata i jego magii, ale nawet ona jest arogancka, zakładając, że wszystko jej się należy tylko dlatego, że jest też przyjazna i wcale nie chce dla trolli ani żadnych innych istot źle.
Ewelinkja: Wątek typowych ludzkich zachowań jest tutaj bardzo widoczny. Ludzie uważają, że coś im się należy, zabierają cudze miejsce do życia i mają pretensje, że ci, którym zabrali część świata, nie są dobrze nastawieni. Jedna przyjazna dziewczynka, nawet jeśli namówi na współpracę przyjaciół nie jest tu w stanie nic zmienić. Wiem jakie emocje powinno to wzbudzać i rzeczywiście to trafia u mnie tam, gdzie ma trafić, ale… nie tego oczekiwałam. Choć ten sezon również mi się podoba, to jest dla mnie przykre, że tracimy w nim tę łączność z niezwykłym światem natury. Twórcy wrzucają nas za ten mur Trollbergu i zabierają nam nieskrępowaną radość z obcowania z mitycznymi stworzeniami. Choć one nadal są obecne, to jednak występują częściej jako szkodniki, coś złego, czy mrocznego.
Ginny N.: Właśnie. My bardzo lubimy takie ciężkie, mroczniejsze narracje i one też są bardzo ważne, tylko też – nie tego spodziewaliśmy się po Hildzie. Jasne, obejrzymy trzeci sezon, ale jednocześnie czujemy się jakby w trudnym i męczącym roku zabrano nam coś puchatego i pocieszającego i jesteśmy tym rozczarowani. To był taki przyjemny magiczny świat, gdzie wszystko jest możliwe i jasne i te wątki wciąż tam są i o nich też chętnie jeszcze porozmawiamy, ale to mroczność dominuje ten sezon. Zostańmy więc jeszcze na moment przy tej dominującej mroczności.
Oprócz trolli mocno wbił się tu nam w pamięć wątek yeti zjadającej co roku gulasz ze złych ludzi. To był wręcz wątek, który kazał nam myśleć nawet nie o Skandynawii, a o germańskich bajkach, gdzie wieje grozą z każdego zdania.
Ewelinkja: Ale nie samym mrokiem te legendy stoją. Od pierwszej chwili moje serce należy do Alfura. Niezwykły, zdolny do wielkich poświęceń dla przyjaciół i choć pewnie sam, by tego nie przyznał niezwykle dzielny. Bardzo się cieszę, że Alfur dostał swój odcinek. Oglądając jego przygody płakałam ze śmiechu, bo choć początkowo przestraszyłam się, że go stracimy, to szybko przyszła świadomość, że to się tak nie skończy. Elfy mają w moim sercu specjalne miejsce, a te z Hildy rozłożyły mnie na łopatki. W drugim sezonie poznajemy zupełnie inne plemię Elfów. Pozornie dzikie, stylizowane na wikingów, latające na bojowych gołębiach. Nie wiem, czy można by cokolwiek do tego jeszcze dodać. [wszocięcie Alfura <3]
Ginny N.: Tak, Alfur dodaje elementu lekkości. Nawet gdy odwołuje się do czarnego humoru, to jego przygody zdecydowanie wywołują uśmiech na twarzy. Sam pomysł na elfy, które są malutkie, niewidoczne, jeśli nie podpisze się odpowiednich dokumentów i (poza plemieniem z Trollbergu, które poznaliśmy już w pierwszej serii, ale w tej dostało więcej czasu ekranowego) zafiksowane na dokumentach właśnie, jest odświeżający. A pomysł na to, że elfy żyjące za miastem nie wierzą w prawdziwość raportów Alfura z Trollbergu dopóki na własne oczy nie przekonają się, że Alfur pisze samą prawdę? To było cudne i bardzo dobrze pomyślane. Ale też cieszy, że tutaj dostaliśmy happy end. Zresztą, jeśli o happy endach mowa, nie możemy nie powiedzieć o odcinku o Twiggu.
Ewelinkja: Ten odcinek był magiczny. Początek rozdarł mi serce, bo to odrzucenie małego Rożka było niesamowicie smutnym momentem. Podczas poszukiwania lisojelenia poznajemy historię jego przyjaźni z Hildą i dowiadujemy się też skąd pochodzi. Podróż, którą pokazano nam w tym odcinku była niezwykła i wielowymiarowa, ale zakończenie… przyćmiło wszystko. Świat lisojeleni wrył mi się głęboko w pamięć. To było to, czego oczekuję od tej animacji. Magia i piękno mitycznego świata, których doświadczamy wraz z bohaterami to coś, co mnie przyciągnęło do tego serialu.
Ginny N.: Tak, odcinek o Twiggu przywrócił magię, za którą pokochaliśmy Hildę. Do tego poszerza też świat przedstawiony, który okazuje się nawet bardziej magiczny niż myśleliśmy do tej pory. Początek jest smutny i ucieczka Twigga jest też zrozumiała, ale w tej przygodzie dowiadujemy się też jak silna jest więź Hildy i liskojelenia. I choć przez pewien czas nawet oczekiwaliśmy, że Twigg odejdzie i dostaniemy słodko-gorzkie zakończenie, to ucieszyło nas, że jednak postanowił wrócić do Hildy.
Ewelinkja: Najlepszym wyznacznikiem prawdziwej przyjaźni był fakt, że Hilda, choć chciała być ze swoim lisojeleniem, nie próbowała zatrzymać go na siłę. Pozwoliła mu wybrać to, co uszczęśliwi go bardziej. Okazało się, że dla niego przyjaciółka jest najważniejsza. Powrót magicznego świata był dla mnie bardzo ważny, bo oczywiście w Trollbergu jest mnóstwo magii (są przecież nawet wiedźmy) ale jest to zupełnie inna magia niż ta, która tak urzekała w pierwszym sezonie. W mieście jest w zupełnie inaczej niż na Pustkowiu i choć Hilda nadal przeżywa podobne przygody, to brakowało mi piękna dzikiej, mitycznej natury, a ten odcinek mi je zwrócił.
Ginny N.: Tak. Drugi sezon bardzo mocno skupiał się na życiu w mieście i podprowadzanym w tle wątkiem trolli, które palą więcej ognisk – czego Hilda długo nie badała – a życie poza miastem zeszło na drugi plan. Owszem, mieliśmy odcinek o wikingach i odwadze, który skupił się na Davidzie, ale dopiero odcinek o Twiggu wprowadził znów tą naturę do historii w jednoznaczny sposób. Trolle odegrały istotną rolę, ale też wyraźnie były dopiero początkiem wątku, który, jak widać po zakończeniu serii, jest zaplanowany na trzeci sezon. I tak jak wątek wiedźm i Kaisy, wiedźmy bibliotekarki bardzo nam się podobał, tak to przesunięcie środków ciężkości zastanawia.
Ewelinkja: Wprowadzenie wątku z wiedźmami bardzo mi się spodobało. Już nie tylko Hilda jest niezwykła. Oto jej przyjaciółka zaczyna uczyć się magii. Ale odchodząc od wspaniałości magii chciałabym zwrócić uwagę na samą bibliotekę. Ta kraina książek jest absolutnie fantastyczna. Motyw zaczarowanej biblioteki wprowadził prawdziwą „miejską” magię do serialu. Do tej pory magia miasta opierała się na istotach pochodzących z natury, z tego świata, w którym do niedawna jeszcze żyła Hilda. Wiedźmy i ich biblioteka tworzą specjalną przestrzeń dla niezwykłości, która istnieje wśród ludzi, budynków, samochodów… jest to coś co nieco przybliża ten świat widzowi, który nie żyje w głuszy, a to podejrzewam większość widzów serialu.
Ginny N.: Tak, magiczna biblioteka, która okazuje się o wiele większa w środku była cudna. I faktycznie – pokazuje inny aspekt magii komplikując konstrukcję świata przedstawionego. Nic dziwnego też, że to jednak nie Hilda zostaje jej adeptką, a Frida. Hilda w końcu, pomimo że mieszka w mieście już jakiś czas, i jak napisaliśmy, trochę nim nasiąknęła, jest jednak wciąż bardzo mocno powiązana z naturą. Ale ciekawe było to, że Hilda zostaje familiarem Fridy. Zwykle familiar to zwierzę, tu mamy też chmurę Tildie, ale to nadal coś zwierzątko-podobnego, więc familiar-dziewczynka, nas zaskoczyła. Na pewno czekamy na to jak ten wątek zostanie wykorzystany w kolejnej serii.
Ale skoro przy Fridzie jesteśmy to wróćmy jeszcze do początku serii, bo tu pojawiła się w naszym odczuciu pewna niedoróbka. Otóż na samym początku Hilda jest zupełnie bez Davida i Fridy i mieliśmy poczucie, że chodzi o to, że Hilda odsunęła się od swoich przyjaciół i ma więcej przygód całkiem sama – a potem ten wątek nie zostaje nijak skomentowany. Czy ciebie też to uderzyło?
Ewelinkja: Macie rację. Te samotne przygody nijak nie zostały wytłumaczone. Gdzie byli, jak ich nie było? Może Hilda nie umiała utrzymać tej znajomości? Może przestali się rozumieć… i nagle puf i są. Trochę to wyszło jakby scenarzyści nie wiedzieli jak wcisnąć jeszcze dwójkę dzieciaków do historii, bo fabularnie było to kompletnie niezrozumiałe. Swoją drogą, jeśli już jestem przy przyjaciołach Hildy muszę wspomnieć o Davidzie. Bardzo bym chciała, żeby dostał więcej niż jeden odcinek. Zdaje się on wspaniałą postacią, walczy z własnymi lękami, ale jeżeli trzeba pomóc przyjaciołom to przezwycięża wszystko, przekracza własne granice. Hilda jest główną bohaterką ze wspaniałymi przygodami i zrozumieniem natury, Frida uczy się na wiedźmę. A David? Ginie gdzieś w tle i bardzo tego żałuję, bo jest postacią, z której można wycisnąć więcej niż ten sympatyczny chłopak, który wszystkiego się boi. Nie wiem, czy też tak to widzicie, ale moim zdaniem dostajemy go za mało.
Ginny N.: Zdecydowanie. David dostaje swój odcinek o tym jak być odważnym, ale to jest tylko odcinek, z którego niewiele wynika w dalszej kolejności. Frida dostaje nową rolę, uczy się magii – jednym słowem, kiedy już się w kadrze pojawia jest czymś więcej niż tylko postacią w tle. A u Davida nawet nikt nie wypomina mu już, że ma na sobie jakiegoś robaka, co było uroczym elementem tworzącym jego postać w pierwszym sezonie. Zabrakło czegoś więcej niż szkic postaci. Zastanawiamy się z czego to wynikało. Może twórcy o tym, że dostają drugi sezon dowiedzieli się bardzo późno i mieli za mało czasu, żeby rozpisać go na spokojnie i poprawić te wątki, które się nie stykały? A może wynikało to z jeszcze czegoś innego? Niemniej jest w tej drugiej serii wyraźnie mniej zbalansowania niż w serii pierwszej.
Ewelinkja: Właśnie ta różnica między sezonami bardzo mnie zdziwiła. Hilda nadal jest magiczną, wspaniałą opowieścią, ale mam wrażenie, że coś ważnego straciła. Coś, co zbudowało we mnie ten niezwykły zachwyt. Zrozumienie, dzika przyroda i połączenie mitologii z codziennością. Niezwykłość pustkowia, coś czego większość z nas doświadcza bardzo rzadko, albo wcale – jedność z przyrodą. Może też był w tym cel? W końcu, zaczęłam odczuwać tęsknotę za pustkowiem tak samo jak Hilda i myślę, że to nie jest tylko moje odczucie.
Czekamy więc na trzeci sezon Hildy w nadziei, że odzyska ona cały swój urok, który tak kupił nas w sezonie pierwszym ale i z obawą o dalszy rozwój animacji. Wciąż jednak jest to niebanalna opowieść, po którą mimo wszystko warto sięgnąć.

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.