Kipo and the Age of Wonderbeasts to jedna z wielu animacji dostępnych na Netflixie i jedna z najciekawszych. Rozmawiamy o tym, dlaczego tak sądzimy.
Uwaga na pewne ilości spoilerów.
Ewelinkja: Może zacznę od tego, co przyciągnęło moją uwagę – warstwa wizualna. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam zajawkę Kipo na Netflixie, nie mogłam oderwać oczu. To właśnie kreska i kolorystyka sprawiły, że uznałam ten serial za dobrą opcję na spędzenie wieczoru. Zaczynałam zatem bez oczekiwań. Chciałam popatrzeć na coś miłego dla oka.
Ginny N.: Nas zachęciły posty na Tumblrze. Do samej kreski musieliśmy przywyknąć, bo bez kontekstu nie wydawała nam się aż tak ładna, ale my tak zwykle mamy – doceniamy kreskę dopiero jak zobaczymy ją w ruchu. I tu było podobnie. Ale też siadaliśmy bez wielkich oczekiwań, po prostu mając ochotę na coś lekkiego i fajnego w klimacie fantasy.
Ewelinka: I tutaj się zaczyna! Bo z jednej strony niby bajka dla dzieci od lat siedmiu, przyjemna animacja, a z drugiej… Świat postapokaliptyczny pełen uprzedzeń i gatunkizmu. Pod tym przyjemnym dla oka płaszczykiem kryje się całe morze dylematów moralnych i społecznych – co zresztą nie powinno dziwić, bo motyw postapokaliptycznego świata jakoś tak powiązany jest z rozważaniami nad człowieczeństwem i moralnością. Jest to klimat, który do mnie przemawia w literaturze, filmie i grach. Początkowy brak oczekiwań bardzo szybko zmienił się w „całkiem spore oczekiwania”. Serio… Tak już w pierwszych minutach patrzyłam i myślałam, że ta produkcja ma spore możliwości, żeby być czymś więcej niż kolejnym serialem z Netflixa, który jest spoko i tyle.
Ginny N.: Zgodzimy się, że od początku widać było, że to nie tylko ot taka tam baja, bez większych aluzji do świata „dorosłych”. Zdecydowanie jest to serial dla tych mniejszych dzieci, i pozostaje nim od początku do końca, a niektóre wątki są trochę zbyt oklepane. Ale też zostaliśmy przy nim właśnie dlatego, że porusza te trudniejsze tematy, w teorii „nie dla dzieci” właśnie, ale które przecież także dzieci dotykają. I jakkolwiek postapo to nie jest nasza tematyka, tutaj wyjątkowo bardzo dobrze nam podeszło, bo skupia się nie tyle na tym, co się stało i jak, ale na implikacjach moralnych życia po. A zarazem świat, który pokazuje, nie jest szary i ponury, jak w większości postapo, a właśnie kolorowy i ciekawy. Mamy tu miszmasz zniszczonych ludzkich struktur, groźnej natury i skłóconych między sobą i z ludźmi mutantów, ale i bawienia się dziwnym światem zamieszkanym przez zmutowane w nowych ludzi gatunki zwierząt i przez tytułowe wonderbeasts, czyli megamutanty.
Ewelinkja: O tej różnorodności świata chciałabym właśnie nieco więcej powiedzieć. Nie ma tu wizji, w której świat bez ludzi staje się ruiną. Owszem, są budynki, które niszczeją, mamy stare sklepy, splądrowane w poszukiwaniu przydatnych rzeczy, ale z drugiej strony to wszystko jest piękne i kolorowe. Natura kwitnie, wokół rosną gigantyczne lasy, wielkie łąki, morza pełne są życia. Ludzie nie potrafiąc czy też nie chcąc przyjąć nowego porządku – tego, że nie są jedynymi mówiącymi, zdolnymi do abstrakcyjnego myślenia stworzeniami – chowają się pod ziemię. Do takiego kolorowego, niezwykłego świata trafia trzynastoletnia Kipo – dziewczyna z Nory. I to właśnie fakt, że główną bohaterką jest bardzo młoda osoba, wpływa na wyjątkowość serialu. Kipo w naturalny dla dziecka sposób zachwyca się światem. Nie zakłada z góry złej woli napotkanych ludzi i mutantów. To jest coś, co z perspektywy dorosłego człowieka często zostanie określone mianem naiwności. Faktem jest, że Kipo często jest nieco naiwna, ale to nie jest „głupia” naiwność. To wiara w ludzi, w świat, w mutanty i w to, że każdy ma w sobie dobro. Warto jednak podkreślić, że nie sprawia to, że ta postać jest nudna – bo często się słyszy, że takie dobre, kochające postaci są płaskie i nudne do bólu. Nie w tym wypadku! Kipo to dzielna, nieustępliwa, kochająca, ciekawa świata, pozytywna i szalenie inteligentna dziewczyna. I hej! Więcej takich dziewczyn proszę!
Ginny N.: Zgadzamy się całkowicie. To jest piękny, pełen życia świat, przed którym ludzie uciekli właściwie nawet nie do końca wiadomo dlaczego. Owszem, był niebezpieczny, ale przynajmniej w trzecim sezonie widać, że na początku ludzie żyli na powierzchni obok mutantów. Czy więc to naprawdę nienawiść zepchnęła ich pod ziemię?
Musimy jednak dodać, że bardzo ważne jest to, że ciekawość świata i wszystko to, jaka Kipo jest, nie bierze się znikąd. To jej tato nauczył ją być właśnie taką. Widzimy więc świat okiem dziecka, ale dziecka, które od zawsze miało dobre wzorce. Pokazuje nam się te wzorce w częstych flashbackach z życia Kipo przez tym, jak musiała opuścić Norę. Ważne jest więc nie tylko to, jaka Kipo jest, ale jej system wsparcia, do którego w pierwszym sezonie próbuje wrócić. Później dowiadujemy się też, że to nie tylko jej tato, ale i zaginiona mama pragnęła, by Kipo i jej brat odkryli świat na górze i pokochali go. Chcieli, by spróbowała go zrozumieć, wpoili jej więc radość poznawania bez ani krzty nienawiści, jakiej pełna była ich oryginalna kryjówka.
Z drugiej strony mamy za to perspektywę wychowanej i skrzywdzonej przez wilki (kolejne mutanty) Wolf. Wolf dba przede wszystkim o siebie samą, jest zadziorna i uparta, ale szybko zaprzyjaźnia się z Kipo, a choć do końca pozostaje kolczastą sobą, to dzięki Kipo zmienia się jej spojrzenie na świat powierzchni, w którym żyje.
Nie bez powodu też drużynę wkrótce dopełniają Dave i Benson, czyli zaprzyjaźniony mutant i chłopiec. Od samego początku mamy w ich postaci dowód, że przyjaźń i życie razem są możliwe.
Ewelinkja: Doskonale, że wspomnieliście o tym rodzicielskim wsparciu. Kochający i wspierający ojciec pragnący szczęścia dziecka. To nie tylko wychowanie córki, ale też wsparcie jej po ponownym spotkaniu – doradza jej, ale przede wszystkim wspiera i pozwala podejmować własne decyzje. Tata Kipo jest doskonałym przykładem nietoksycznego rodzicielstwa – opartego na szacunku do dziecka. Oczywiście nie jest bez wad, nikt na świecie przecież nie jest. Cieszę się, że możemy zobaczyć w tym serialu taką relację rodzinną.
No, ale oczywiście, świat – w tym świat Kipo – nie jest wolny od toksycznych, niszczących relacji. I przede wszystkim dotyczy to Wolf. Dziewczynka ubrana w wilczą skórę jest nieufna, ostrożna, szorstka i tak jak wspomnieliście, Ginny – kolczasta. Ją ukształtowało w ten sposób środowisko. To, co zdarzyło się w jej życiu, pozostawiło głębokie rany, które za każdym razem przypominają jej, że lepiej być samemu niż pozwolić komuś się do siebie zbliżyć i na skutek tego cierpieć. Jednak radosna energia Kipo powoli przebija się przez jej skorupę.
No i oczywiście Dave i Benson – niezwykła ludzko-mutancka para. Przyjaźń nie zna granic i oni są tego przykładem. Będą się wspierać i walczyć za siebie bez względu na wszystko. W trzecim sezonie dowiadujemy się, jak zaczęła się ich przyjaźń, i jest to może nieco przewidywalna, ale chwytająca za serce historia.
Skoro jesteśmy w temacie nauki, jaką niesie ze sobą ta animacja, jeszcze jedna rzecz, która utkwiła mi w głowie: słowa Kipo – „wojen nie kończy się, walcząc”. Właśnie to, obok tego, że wszyscy, choć różni, jesteśmy tacy sami, jest przesłaniem tego serialu.
Ginny N.: To było bardzo dobre, mocne zdanie. Mamy wiele różnych narracji, ale sami spotykamy się z podobnym, jasno wyrażonym stwierdzeniem po raz pierwszy. I choć przecież proste i może też oczywiste, to właśnie uderza tym mocniej, że nawet jeśli od początku przekazem całego serialu jest szukanie pokojowych rozwiązań (czego jedną z kulminacji jest choćby właśnie wyjawienie tego, jak poznali się Dave i Benson), do tej pory nikt go nie wypowiedział. Nikt o czymś tak oczywistym, ale ważnym nie pomyślał. Żeby osiągnąć pokój, trzeba przestać walczyć. Inaczej nic poza dalszą walką się nie osiągnie.
I podobnie Wolf, żeby naprawdę otworzyć się na swoich przyjaciół, musi odrzucić wilczy strój, który nosi prawie do samego końca, pomimo tego, że od dłuższego czasu robi wiele, by pokazać, że jest po stronie Kipo. Ale też do końca podejmuje decyzje wbrew temu, czego Kipo by chciała. I dopiero gdy rozumie, że nie może walczyć, by wygrać, odrzuca wilczą skórę.
Ewelinkja: Można powiedzieć, że to taka prosta, dziecięca logika. Nie chcemy wojny, to musimy przestać walczyć. I tutaj też jest przesłanie płynące z tej animacji: słuchajcie, dzieci, spróbujcie spojrzeć na świat tak jak one. Prawdą jest przecież, że dzieci rodzą się bez uprzedzeń. No i pojmują świat w inny sposób. Kipo prezentuje z jednej strony mądrą, silną osobowość, a z drugiej dziecięce spojrzenie na świat: bez uprzedzeń, proste i przepełnione zachwytem. Ja jestem zdania, że każdy powinien czasem zachwycić się światem tak, jak potrafią to robić dzieci.
Ginny N.: Tak. Nam, dorosłym, wmawia się, że to, co dziecinne i dziecięce, powinniśmy zostawić za sobą najpóźniej w dniu osiemnastych urodzin. A w przypadku Wolf, gdy sama jeszcze była dzieckiem. Podczas gdy nieraz to dziecięce spojrzenie – niekoniecznie naiwne, ale pełne nadziei, że można działać razem, jeśli tylko się chce – jest tym, co pozwala przetrwać w świecie, który często bywa trudny do zniesienia. Ale też myślimy, że podejście Kipo działa właśnie dlatego, że jest ona wciąż dziewczynką. Nawet jej rodzice, choć przecież też idealistyczni i marzący o koegzystencji, pewnych prób by już nie podjęli. Tato Kipo, owszem, ufa jej, gdy ta chce dać szansę doktor Emelii, ale sam rozumie też, że to szansa, która się nie powiedzie. Emelia dawno dokonała wyboru i nawet mądra, pełna serca dziewczynka tego nie zmieni. Kipo musi to jeszcze zrozumieć. Ale też to, że jej rodzice pozwalają jej na rozwiązanie konfliktu na jej sposób sprawia, że pomimo tego, że Emelia ostatecznie prawie wszystko niweczy, sama Kipo wciąż może pozostać sobą.
Ewelinkja: I znowu wracamy do tematu zaufania wobec dziecka. Może przemawia przeze mnie matka, może studia pedagogiczne, ale to mnie strasznie ujęło w tym serialu. Wokół (również w naszych osobistych doświadczeniach) mamy pełno zupełnie innych wzorców. Zdaje mi się, że też seriale tworzone dla młodzieży bez refleksji podejmują wątek skłóconego z rodzicami dziecka. Mam takie wrażenie, że próbuje się usprawiedliwiać zaborczość i brak zaufania rodziców ich dobrą wolą i troską. To nie tak. Nie potrzebujemy usprawiedliwiania złych zachowań – potrzebujemy pozytywnych wzorców! W tym serialu właśnie to zawarto i dla mnie jest to bardzo ważne. Pokazujmy inne rozwiązania, nowe możliwości. Nie tłumaczmy dzieciom, że może nie szanuje się ich wyborów, ale to dla ich dobra i jak urosną trochę, to zrozumieją. Szacunek dla wszystkich! Kipo pokazuje, jakie wspaniałe osoby daje nam takie podejście do dziecka.
Jak wspomnieliście, Wolf jest tutaj przeciwwagą – osobą, która miała odrzucić „naiwne” myślenie, by przetrwać. Całe szczęście, pod wilczą skórą pozostała dobrą osobą. Potrzebowała jednak potwierdzenia, że nie musi być tak, jak jej wmówiono. Choć patrzy na świat zupełnie inaczej niż Kipo, to w pewnym sensie przekonuje się do punktu widzenia przyjaciółki. Choć i ona pełni tu w pewnym momencie tę stereotypową rolę rodzica, który musi zrobić coś dla dobra dziecka – działa za plecami Kipo, bo uważa, że lepiej zna świat, lepiej wszystko rozumie i musi troszczyć się o lekkomyślną kumpelę.
Ginny N.: Sami nie wypowiemy się jako rodzic ani pedagog, a jedynie jako czyjeś, kiedyś, dziecko, ale tak. Wolf jako ta, która musiała dojrzeć szybciej i porzucić dziecięcość, by przetrwać, w naturalny sposób przejmuje rodzicielską rolę. Po tego typu traumie, jaką zafundowali jej dorośli, nie jest jej łatwo po prostu być radosną, pełną życia dziewczynką, która może sobie pozwolić na beztroską zabawę. W jej odczuciu musi być tą poirytowaną brawurowymi i bezmyślnymi zachowaniami Kipo i odpowiedzialną osobą, jeśli obie mają przetrwać.
Ale też choć Lio i Song byli (i wciąż są), można powiedzieć, wzorcowymi rodzicami dla Kipo, to ważne, że animacja nie pokazuje ich jako osób, które nigdy nie popełniają błędów (nawet jeśli właściwie zawsze mają dobre intencje). Z jednej strony więc urocza jest seria scen, gdy Lio miota się po kociej wiosce, kiedy Kipo jest na misji, ale zamiast narzekać i być zły na nią, znajduje sobie zajęcia, by przestać się martwić. I jest szczery w tym, dlaczego nie może spać do rana. Z drugiej nie możemy zapomnieć o tym, że zostawił swojego pierwszego syna, Hugo, na łaskę losu, a wcześniej razem z Song pozwolili Emeli go sobie odebrać i poddać torturom. Nic dziwnego, że pomimo, że w Hugo wciąż tli się jakaś iskierka dobroci, to na zasianym w nim żalu wyrosła nienawiść do ludzi.
Ewelinkja: Dobrze, że o tym wspomnieliście. Przy historii Hugo targały mną ogromne emocje. Nie wyobrażam sobie tego, co przeżywali ci rodzice… Z jednej strony – jedno z dzieci porzucili, a z drugiej, mieli możliwość uratowania tylko jednego z nich. Wybierając, dawali jednemu większe szanse na przeżycie. To fakt – porzucenie własnego dziecka to coś okropnego i myślę, że samo to było dla nich ogromną karą. Może na decyzji zaważyło to, że Kipo była kluczem do „wszystkiego”? Jestem tutaj daleka od stwierdzenia, że wybrali Kipo, bo była ich dzieckiem genetycznie. Tym oto sposobem dotarliśmy do tematu moralności i etyki. Ludzie, mutanty, szukanie leku, podawanie mutagenów… To jest wielka część całej tej historii, choć nie jest to temat mocno uwypuklony. Mam wrażenie, że jest tu dodany jako coś do przemyślenia przez starszego widza.
Ginny N.: Tak, podejrzewamy, że planując od początku trzy sezony, twórcy wiedzieli, że z pogłębienia pewnych wątków będą musieli zrezygnować. I też nie myślimy, żeby Song i Lio zdecydowali się na wybór Kipo dlatego, że była ich biologiczną córką. W końcu Hugo kochali tak samo i to na długo zanim Kipo była w planach. Właściwie mieliśmy takie odczucie, że gdyby Song nie zmieniła się w megamałpę, wróciłaby po Hugo. Ale to też ciekawe z punktu moralności, że postanowili Kipo wykorzystać od początku, modyfikując ją genetycznie, tak by mogła być dosłownym połączeniem obu światów. Kipo, gdy się dowiaduje, nie ma im tego za złe – rozumie i popiera ich cel – ale też powstaje tu pytanie, czy każda osoba zareagowałaby tak samo? To są w końcu praktyki eugeniczne, choć paradoksalnie praktykowane w dobrej wierze i ku pozytywnemu efektowi.
Zarazem mamy też wątek Song, która (chyba w wyniku ciąży z Kipo) sama stała się mutantką. To z pewnością daje obu silny punkt porozumienia, gdy już udaje im się spotkać i poznać. Jakkolwiek trochę nużące było dla nas to, gdy w drugim sezonie było już wiadomo, że megamałpa to właśnie Song, a Kipo dowiedziała się dopiero parę odcinków później. Może młodsza osoba nie zwróciłaby tu uwagi na zabiegi techniczne jasno na to wskazujące, ale sami akurat nie lubimy takiego przeciągania narracji ukrywającej coś przed postaciami, a nie przed widzkami. Wracając jednak do Song, cieszy to, że choć na początku była po prostu martwą mamą Kipo, odwrócono ten wątek i okazało się, że Song przeżyła – i że ostatecznie można sprawić, by wróciła na stałe do swojego ludzkiego ciała. Ale też znów, choć narracyjnie jest to pokazane jako jednoznacznie dobre, bo sama nie potrafiłaby się już przemienić z powrotem, to pozostaje faktem, że ostatecznie Song traci umiejętność przemiany w mutantkę i jest to pokazywane jako dobre, podczas gdy mamy jednocześnie wierzyć, że to, że Kipo jest pół-człowiekiem pół-megajaguarem jest dobre.
Ewelinkja: Zgadzam się – trochę to wszystko niespójnie wyszło. Rozumiem, że to jest bajka dla dzieci, ale podejmowanie tego wątku i robienie go niespójnie sprawia, że serial na tym traci. Ja nawet trochę uległam narracji twórców. Kiedy megamałpa-Song dostała antidotum, poczułam smutek. To chyba wynik tego, że to całe lekarstwo na mutanty jest przedstawione jako coś złego. Dodatkowo wspomniane przez was podkreślanie faktu, że połączenie dziewczynki i megajaguara jest czymś dobrym. A sama reakcja Kipo na długo zagościła w mojej głowie. Być może to jej naukowy umysł kazał jej się zachwycić faktem, że jest hybrydą czy też ogniwem łączącym gatunki? Moim zdaniem niewiele osób zareagowałoby tak jak ona. Dla niej to coś niezwykłego, fascynującego i wspaniałego. Jednak rodzice, bawiąc się genetyką, nie mogli wiedzieć, co z tego wyjdzie i jak zareaguje na to ich przyszłe dziecko.
Ginny N.: No właśnie. Choć Kipo miała być taką trochę niezwykłą dziewczynką o nietypowym podejściu, czasami trochę trudno o zawieszenie niewiary. Oczywiście, nadal cenimy sobie tę animację i jej przekaz, ale kiedy zastanawiamy się nad tymi wątkami, dochodzimy do wniosku, że wprowadzają one pewien zgrzyt w nasz odbiór. Jest zresztą kilka takich momentów, które trochę psuły nam przyjemność z oglądania, nawet jeśli nie przeważyły nad pozytywnymi odczuciami. To momenty, w których myślimy, że twórcy mogliby postarać się trochę bardziej. Poza wątkiem modyfikacji genetycznych na właściwie wtedy jeszcze płodzie Kipo i wątkiem z jej mamą, jest finał pierwszej serii. Przez całą tę serię celem Kipo jest odnalezienie taty, które jest ciągle odwlekane, bo to czy tamto. Ale w końcu się jej udaje, oczywiście w finale i po to, by zaraz znów go utracić w imię kiepskiego cliffhangera. To motyw, który na własne potrzeby nazywamy „ganianiem w kółko macieju”, kiedy bohaterka dokądś dąży i dąży, i co chwilę ma być bliżej, ale co chwilę coś ją od celu oddala. Ten motyw pokazuje, jak bardzo twórcy nie mają pomysłu na lepsze prowadzenie i zawieszenie fabuły, tak by utrzymać zainteresowanie widzów. Ziew. Choć na szczęście przynajmniej druga seria zaraz od tego motywu odchodzi i jakkolwiek tam też Kipo i Lio się rozstają, to robią to celowo, by móc spełnić konkretne role w konkretnych miejscach świata przedstawionego.
Ewelinkja: Nie wiem, czy twórcy po prostu nie chcieli za dużo i nie uciągnęli ciężaru fajnych skądinąd pomysłów? W pewnych momentach są poważne zgrzyty i możliwe, że wynika to z faktu, że twórcy założyli sobie: „to serial dla dzieci, nie ma co się zagłębiać”. Tutaj od razu podkreślę, że uważam takie podejście za błędne. Ale to już temat na inną analizę. To, co chciałam zaznaczyć, to fakt, że pomimo mojej ogromnej sympatii dla tego serialu, uważam, że twórcy nie ustrzegli się kilku błędów psujących odbiór. Takim przykładem jest choćby wykorzystanie wyświechtanego i trącącego zgniłą rybą motywu odkupienia przez śmierć. Och, to takie wspaniałe! Dajmy biednej postaci odkupienie i zbudujmy jej pomnik! Potraktowanie w ten sposób postaci, która doświadczyła tak wielkiego cierpienia i odrzucenia, że otarła się o szaleństwo, jest po prostu… miałkie. Oglądając scenę śmierci, czułam smutek… ale przebił się przez niego wewnętrzny krzyk: „oni serio to w ten sposób zrobili?!”.
Ginny N.: Dokładnie. Rozumiemy, że twórcy nieraz dopiero uczą się odchodzić od takich utartych schematów, widzki często dawno już dorosły do tego, by dostrzec, że śmierć to nie jest prawdziwe odkupienie, a ucieczka przed nim. I jasne, Kipo and the Wonderbeasts jest w zamierzeniu skierowane do bardzo młodych widzów, ale to nie znaczy, że twórcy nie powinni traktować ich jak osoby, którym można podsunąć byle co. Tym bardziej, że przez cały serial wątek Hugo/Scarlamaigne’a był jednym z najciekawszych, a w trzeciej serii bardzo ładnie prowadzono motyw tego, jak zaczyna rozumieć, co zrobił źle i jak może faktycznie te winy odkupić w pełni. A potem nie pozwala mu się żyć, by mógł dalej odczuwać konsekwencje swojego postępowania i nauczyć się porządnie funkcjonować w społeczności, którą skrzywdził. Nie, mamy tylko kiczowaty pomnik na otarcie łez. I tak jak podoba nam się dizajn dorosłej Kipo, a epilog poza tym sam w sobie jest ładny i przyjemny, wolelibyśmy, by Hugo był w nim obecny żywy.
Ale wracając do tego co dobre, pomówmy też krótko o wątku queerowym.
Ewelinkja: Z największą przyjemnością! Benson dostaje wspaniały prezent od losu. Ma szansę na normalne życie i udaje mu się tę szansę wykorzystać. Mówiąc krótko – uważam ten wątek za uroczy. Na początku typowe młodzieńcze zauroczenie, typowo młodzieżowe problemy. Po prostu fajny, nienachalny wątek miłosny. Ta historia miłosna jest zwyczajna, nie na siłę. Wszystko jest naturalne i robi się ciepło na serduchu, kiedy w tle tych wielkich rzeczy toczy się normalne życie – ze wzlotami i upadkami, z młodzieżowymi problemami i pragnieniami.
Ginny N.: Uroczy to dobre określenie. I właśnie też to jest fajne, że w tym świecie, który dorośli chcą widzieć jako niebezpieczny (i który taki bywa) i zły, mamy normalny młodzieżowy wątek miłości dwóch niebiałych chłopców (i na marginesie cieszy też to, że większość postaci ludzi w serialu jest niebiała). I to poprowadzony otwarcie, bez chowania go za półsłówkami i niedomówieniami. Może moglibyśmy się tu doczepić, że jest to jedyny queerowy wątek w serialu i znów mamy gejowską parę, gdy w prawdziwym życiu queery nie bez przyczyny tworzą swoje społeczności i nie są tylko gejami. Ale jeśli pominąć tę kwestię, to rozwój relacji Bensona i Troya ogląda się po prostu z przyjemnością i ogromnie cieszy, że został on wprowadzony do animacji dla dzieci jako coś normalnego.
I na tym kończymy naszą rozmowę. Kipo and the Age of Wonderbeasts to urocza animacja warta polecenia i młodszym, i starszym widzom, która w trzech niedługich sezonach wprowadzi w wasze życia trochę koloru i uśmiechu.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.