W animacji Over The Moon mamy do czynienia z chińskim mitem, księżycowym świętem i opowieścią o żałobie. Porozmawiajmy, jak odbieramy to naszym zachodnim spojrzeniem.
Ginny N.: Over The Moon mogłoby być prostą animacją, ot, takim miłym filmem na wieczór, ale bez wielkich fajerwerków i możliwe też, że z zachodnio klocowatym przekazem trafiającym obok, zamiast w sedno. Tego sami się trochę obawialiśmy, znając zachodnie tendencje do sięgania po łopatologiczne prowadzenie wątków fabularnych w animacjach, ale szczęśliwie tym razem tak nie było. Dostaliśmy historię, której twórcy są od początku do końca świadomi tego, że lekcja, którą chcą przekazać nie brzmi „chciej, a otrzymasz wszystko, czego pragniesz”. A to tym trudniejsze, że mamy do czynienia z historią skierowaną do dzieci, o tym, jak radzić sobie z żałobą, i dodatkowo osadzoną w dalekowschodniej kulturze.
Ewelinkja: To prawda. Nie podchodziłam do tego filmu z wielkim entuzjazmem – skusił mnie estetyczny wygląd i fakt, że w kosmos leci dziewczyna (nadal ciężko o bohaterki bajek, które są po prostu fajne). Także dałam szansę i znalazłam więcej, niż się spodziewałam. Choć kiczowata piosenka już na początku może odstraszyć, to piękny, kolorowy kosmos na wstępie przeważył i ruszyłam na podbój księżyca.
Ginny N.: Nam tej warstwy muzycznej strasznie żal, bo właściwie dostajemy tu bardzo podobne do siebie popowe pioseneczki, które nijak nie zapadają w pamięć. Poza tym momentem, gdy mamy pół piosenki po chińsku, która wybrzmiewa właśnie bardzo charakterystycznie i pokazuje, że jednak można było zrobić coś ciekawego w tej warstwie opowieści, a potem przechodzi w ten sam niewpadający w ucho, serce ani pamięć popowy kawałek. Odniesiemy się do Lilo & Stitch gdzie mamy podobny moment, gdy Nani śpiewa lokalną pieśń po hawajsku, ale w pewnym momencie przechodzi na angielski – i oba te fragmenty pozostają w tej samej melodyce, są po prostu spójne. A tu mamy chińską piosenkę, która budzi emocje i uczucia, by przejść do takiego sobie popu, który niczego nie budzi. Oczywiście każda osoba ma swoje muzyczne upodobania, ale dla nas te musicalowe wstawki były najnudniejsze w całej animacji. Ten pop działa tylko w jednym momencie – gdy mamy bardzo w wysokim tonie, przerysowany występ Chang’e w popowym stylu, niby prosto z Eurowizji. Tutaj widać, że jest na tę scenę konkretny pomysł i że ma ona swoje uzasadnienie w całej animacji.
Ewelinkja: Te piosenki niszczyły odbiór. Trochę to irytujące, kiedy ogląda się ciekawie pokazaną historię, którą przerywają kiczowatą ścieżką dźwiękową w stylu „każda bajka Disneya ever”. Może niektórzy lubią takie popowe śpiewanko, ale mi przeszkadzało (oczywiście jest wiele piosenek z animacji, które znam na pamięć i nucę czasem, ale te nie należą do tej grupy). Także muzyka to jak dla mnie największy minus tego filmu. A co jest plusem? Zacznijmy od tego, co widać od razu – zdecydowanie warstwa wizualna. To bardzo ładna, przyjemna dla oka animacja, miła kreska. No i ten kosmos! Pamiętam, jak po włączeniu od razu wam chwaliłam cudowny kosmos, Ginny. Nie wiem jak wam, ale mi od razu skradł serce swoimi barwami i całym tym gwiezdnym pyłem. No i oczywiście kosmicznym pangolinem!
Ginny N.: Tak! My zawsze chętnie oglądamy piękny kosmos, czy to w filmach popularnonaukowych czy science-fiction, czy właśnie w animacjach. W tych 3D też może być ciężej nas zachwycić, więc tym bardziej to doceniamy, gdy się udaje i twoje słowa nas tym bardziej zachęciły, żeby zobaczyć Over The Moon. Choć właściwie mamy tu dwie warstwy wizualne – tę bardziej „realistyczną”, która zachwyciła nas najmocniej, i tę magiczną, która idzie w pewien popowy kolorowy kicz, ale też jest fajna i całkiem nietypowa.
To też, tak jak wspomniałaś, opowieść o dziewczynce i to takiej, która jednocześnie wierzy w magię i naukę. Rzadko kiedy w ogóle mamy takie historie (choć mamy poczucie, że to się powoli zmienia), gdzie i magia i nauka koegzystują. Tu zresztą spory wpływ na takie a nie inne przedstawienie tej opowieści miał zapewne wpływ fakt, że sięgnięto właśnie po mniej znaną na Zachodzie kulturę Dalekiego Wschodu.
Ewelinkja: Mam takie same odczucia. Rzeczywiście brakuje trochę historii, w których nie antagonizuje się magii i nauki. To, że bohaterka wierzy w magię, nie powoduje, że odrzuca naukę – wręcz przeciwnie! Dziewczynka świetnie się uczy i sama projektuje rakietę! Mądra dziewczyna w magicznym świecie – jak dla mnie świetny pomysł na stworzenie czegoś interesującego. Co do osadzenia historii, to muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobała ta podróż do Chin. Tak dobrze było odejść od judeochrześcijańskiej mitologii, która nas otacza, i zobaczyć na ekranie inne wierzenia. Miło było obejrzeć bajkę, która odróżnia się od większości tego, co widzimy na co dzień. Dla zachodniego widza to rzeczywiście magiczna podróż. Szczególnie ważne jest to, że jest to film dla dzieci, który może młodym widzom pokazać różnorodność świata.
Ginny N.: Różnorodność i podobieństwa. Cała historia jest bardzo mocno zakorzeniona w chińskiej mitologii i spinającym ją Święcie Środka Jesieni z jego kultem Księżyca i księżycowymi ciasteczkami. Tu smutnym końcem jest jednak nie tyle sama śmierć, co nieśmiertelność i samotność, którą ta ze sobą niesie, ale przecież lekcja, którą z tej bajki wynosimy, przemówi też do widza z Zachodu. To historia o tym, że każde z nas przechodzi żałobę inaczej i ma do tego prawo, ale jednocześnie, że nie możemy trwać w niej w nieskończoność, bo są ludzie, którzy nas kochają i się o nas martwią, i warto dać im szansę do nas dotrzeć.
Zarazem to, co jest tu inne od typowych zachodnich bajek to właściwie brak villaina. W pewnym momencie tę rolę podejmuje Chang’e – ta, która miała być dobra i szlachetna – ale szybko wskazuje nam się na to, że jej okrucieństwo i bezwzględność wynikają z żałoby i jakkolwiek nie są pochwalane, to widzimy, że powinniśmy jej współczuć. Zwycięstwo nie polega na jej pokonaniu czy nawet zabiciu, a na tym, by pomóc jej w przejściu przez jej żałobę.
Ewelinkja: W naszej kulturze przeżywanie żałoby to temat tabu. W szczególności żałoba dziecięca. Over The Moon to estetyczna, kolorowa animacja podejmująca trudny i ważny temat. Ta opowieść pokazuje różne strony żałoby, ale nie piętnuje jej. Każdy dostaje do niej prawo, zostaje ona wytłumaczona, zrozumiana, ujarzmiona. Myślę, że nie tylko dzieci mogą wyciągnąć z tej produkcji coś dobrego. Utrata bliskiej osoby może być ogromną traumą, nieraz pozostającą do końca życia. W popkulturze najczęściej mamy znak równości między ukojeniem w żałobie a zemstą. Najczęściej widzimy na ekranach kin, czy też w książkach motyw żałoby jako siły napędowej dla vendetty. Oczywiście nie jest to jedyne ukazanie problemu, jest dużo przykładów z popadaniem w nałogi, depresją i autodestrukcją. Naprawdę brakuje jednak takich przykładów jak w Over The Moon. Brakuje pokazania żałoby jako czegoś naturalnego, ale nie niepokonanego.
Ginny N.: Dokładnie. Zdecydowanie brak nam historii o żałobie jako naturalnej części życia – tym smutku, który jest obok, gdy wykonuje się codzienne czynności. Tutaj mamy pokazaną najpierw relację Fei Fei z obojgiem rodziców i całkiem długi wstęp z chorobą jej mamy i pokazanie, co je obie łączyło, tak że żałoba dziewczynki jest mocno zakorzeniona także w widzkach. Wiemy nie tylko, że Fei Fei tęskni, ale za jaką osobą tęskni. Nic też dziwnego, że Fei Fei tak silnie wciąż wierzy w magię, skoro jej mama w nią wierzyła. Ale jednocześnie, choć jej tato jest tym bardziej przyziemnym, to historia go nie antagonizuje. We wstępie wyraźnie pokazuje nam się, że on kochał mamę Fei Fei i nawet jeśli kilka lat po jej śmierci zakochuje się na nowo, to nie znaczy – wbrew temu, jak odbiera to Fei Fei – że ta miłość znikła. Tu ładnie wybrzmiewa to, że jego nowa partnerka, pani Zhong, choć pojawia się w życiu Fei Fei nagle i to z własnym synem, który jest trochę irytujący, nie jest stereotypową złą macochą, a po prostu osobą, której na Fei Fei zależy, ale też która szanuje jej żałobę i nawet jeśli próbuje nawiązać nić porozumienia, daje jej czas, którego dziewczynka potrzebuje, i nie narzuca się na siłę, gdy widzi, że nie jest chciana.
Ewelinkja: Niby zgoda, ale z drugiej strony jak zwykle przyczepię się do pomijania dziecka w ważnych sprawach. Rozumiem, że ojciec bał się tej rozmowy, że zapewne ją odwlekał (widać jego niepewność w scenie z wieszaniem lampionów), ale na litość wszechświata, tak się nie robi. Dziewczynka nagle poznaje jakąś kobietę, nikt jej nie mówi, że to partnerka ojca. Wydaje mi się, że ojciec znał ją już trochę i był czas na to, żeby z córką porozmawiać. Oczywiście nowa partnerka jest miła, sympatyczna i nie chce niczego złego, ale wnioskuję, że ona synowi powiedziała. Nie wymyśliłby tego, że jest jej bratem ot tak, z sufitu. Może nieco wyolbrzymiam, bo oczywiście rozumiem trochę ojca, jego lęki, w końcu on też cierpi po stracie żony, ale brak dialogu z dzieckiem zawsze wzbudza we mnie wściekłość. Jak miała się czuć Fei Fei, kiedy nagle na rodzinnej uroczystości pojawia się obca kobieta z nieco irytującym synem? Nie dziwię się jej reakcji, też bym się czuła wściekła, pominięta i odrzucona.
Ginny N.: Faktycznie, tu tato Fei Fei trochę zawalił. Z jednej strony to jest ludzkie, ta nieumiejętność rozmawiania o trudnych sprawach z dziećmi, ale z drugiej masz rację, że jednak widząc, jak Fei Fei wciąż jest w żałobie, jej tato mógłby jednak częściej wspominać o tym, że żałoba to coś, co powinno kończyć się akceptacją. I tak, to nagłe wprowadzenie w życie swojej córki kobiety, o której wszyscy po kątach mówią, że będzie jego nową żoną, było mało taktowne. Fei Fei może być bystrą dziewczynką, która sporo rozumie, ale wciąż jest dzieckiem, któremu nagle wywraca się świat. Zastanawiamy się, na ile takie poprowadzenie jej taty było przemyślane i celowe, ale wciąż – bardzo zabrakło tu i rozmowy, i przedstawienia pani Zhong, jeszcze zanim jej związek z tatą Fei Fei był na etapie „bierzemy ślub”. Reakcja Fei Fei więc, choć jest nieadekwatna do sytuacji z punktu widzenia dorosłych, to jednak jak najbardziej zrozumiała. Nie dziwi więc jej bunt i także odrzucenie China, skoro nikt nie raczył jej potraktować poważnie, objaśniając całą sytuację.
Ewelinkja: Dokładnie. Nie dość, że dziewczynce wywraca się świat, to jeszcze ojciec nie mówi jej tego, co powinien: że nowa partnerka nie oznacza, że zapomniał o swojej żonie i matce Fei Fei. Może to było celowe i chciano zwrócić uwagę na model wychowania „dziecku nie trzeba mówić o dorosłych sprawach”, nie wiem. Tutaj już ten temat zostawię, bo mogłabym o tym pisać, bez końca. Przejdźmy do tematu relacji Fei Fei i China. Chłopiec może być… cóż, irytujący. Jest jednak bardzo sympatyczny i od początku uważa Fei Fei za swoją siostrę. Chłopak zdecydowanie ma mnóstwo energii i pomysłów, ma swój świat. Może irytować, ale jednocześnie wzbudza sympatię. Ich relacja ewoluuje, choć już bardzo wcześnie widzimy, że dla swojej siostry jest w stanie poświęcić wiele. Nawet gdy Fei Fei go odrzuca, on się nie poddaje i walczy dla niej.
Ginny N.: Tak, to jest bardzo fajnie poprowadzona relacja. Jasne, Chin, jak napisałaś, jest irytujący, ale nie bardziej niż młodszy brat powinien i także ma w sobie sporo uroku. Szybko przywiązuje się do Fei Fei i to jest cudne jak od razu jest gotów się dla niej poświęcić. Przy okazji też, fajne jest to, że kiedy Fei Fei postanawia wyruszyć na księżyc Chin nie odwodzi jej od tego pomysłu, ani nie kabluje na nią dorosłym, a wkrada się na jej statek, by jej w tej wyprawie towarzyszyć. Uważa to za świetną przygodę (nawet jeśli nie od razu rozumie motywacje Fei Fei) i coś co mogą zrobić jako rodzeństwo. Animacja też o tym nie wspomina głośno, ale przecież Chin sam rozumie stratę, jaką przechodzi Fei Fei. Nie wiemy co stało się z jego tatą, ale wyraźnie nie ma go w jego życiu. Fei Fei jednak potrzebuje trochę czasu (i mentalnego trzepnięcia przez równie irytująco-słodkiego co Chin księżycowego, pangolina Gobiego, z którym zaprzyjaźnia się od razu), by dostrzec, że Chin wcale nie jest taki zły. I że na swój irytujący sposób się o Fei Fei troszczy.
Ewelinkja: Zgadzam się z wami, to bardzo fajnie poprowadzona relacja. Mały łobuziak wzbudza sympatię, choć irytuje. I musimy się do niego przekonać wraz z Fei Fei. W momencie kiedy podejmuje walkę z Chang’e, widać jego odwagę. Przeciwstawia się nieśmiertelnej, potężnej bogini, która nagina rzeczywistość do swoich potrzeb. Podczas ping-pongowego pojedynku widzimy wiele emocji. Z jednej strony chłopiec, uparty i gotowy walczyć za swoją siostrę, wierzący w uczciwość przeciwniczki, z drugiej ciężko doświadczona, zgorzkniała i wściekła bogini. Pani księżyca, która nie widzi nic poza swoim celem.
Ginny N.: Ale jednak to Chin wygrywa ten pojedynek, rozbrajając Chang’e i sprawiając, że jej maska pęka. Bo Chang’e, jak już wspomnieliśmy, podobnie jak Fei Fei trwa w głębokiej żałobie. Fei Fei tęskni za swoją mamą i pragnie, by bogini przywróciła ją do życia – bardzo długo ufając, że Chang’e jest taka jak w maminych opowieściach. Wrażliwa i dobra. Ale Chang’e, której ukochany zmarł dawno temu, poprzez swoje cierpienie stała się, jak piszesz, zgorzkniała i okrutna. Jej jedynym pragnieniem jest przywrócenie ukochanego do życia, tak by mogła spędzić z nim wieczność. Widać tu wyraźną paralelę pomiędzy dziewczynką i boginią. Świat Chang’e, z pozoru kolorowy i pełen słodkich księżycowych ciasteczek, szybko okazuje się wcale nie tak przyjazny, jak mogłoby się zdawać. W swojej żałobie Chang’e wykorzysta wszelkie środki, by osiągnąć cel. Ale gdy to jej się udaje, jej ukochany Houyi, choć wita ją z radością, odchodzi – bo, jak mówi, dawno umarł i Chang’e nawet z magicznymi sztuczkami nie jest w stanie tego zmienić. Ten akt pozwala jej jednak wrócić do dawnej siebie – choć sprawia, że zapada w ogromny smutek, przemieniając jej krainę w miejsce prawdziwiej oddające jej stan mentalny, jednocześnie odnajduje też w sobie współczucie dla Fei Fei, którego nie miała dla niej wcześniej. Obie muszą pogodzić się ze swoją żałobą i z tym, że ich bliscy już nie wrócą. I że jednocześnie obie mają dla kogo żyć.
Ewelinkja: To jest ładna, symboliczna scena. Chang’e dowiadując się, że nic nie przywróci jej ukochanego do życia, zatraca się w smutku, jednak widząc reakcję Fei Fei, zaczyna rozumieć, co się z nią samą dzieje. Zdaje sobie sprawę z tego, że choć straciła część siebie wraz ze śmiercią ukochanego, to nadal może żyć. Nadal może mieć w życiu cel. Uświadamia sobie, że wokół niej nadal jest miłość, że radość nie zniknęła z całego świata i nadal może żyć i być szczęśliwa. Widzę to jako swego rodzaju zmartwychwstanie, wyjście z mroku. Bogini znalazła sens w życiu dzięki Fei Fei. Dziewczynka natomiast uświadomiła sobie, że tęsknota za kochaną osobą jest normalna, ale życie toczy się dalej i budowanie nowego życia nie przekreśla ani nie umniejsza miłości, która odeszła.
Ginny N.: Właśnie tak. To jest trudna lekcja do zaakceptowania, ale obie się jej tu z Chang’e uczą. I, co ważne, to nie jest lekcja, której można nauczyć się w samotności. Jednak tak jak Chang’e ma wokół siebie kochające ją istoty, tak i Fei Fei ma przyjaciół, którzy – jak Chin – będą przy niej, nawet gdy ta ich odrzuca. To, że zostali przy nich, jest bardzo ważne. To oni pomagają wyjść im z najgłębszej żałoby, przebijając się przez mur cierpienia, z którym i Chang’e, i Fei Fei się ukryły. Jak pokazuje Chin, umiejętność przechodzenia przez ściany wcale nie musi być tym, czego wszyscy się spodziewają, ale ważne, że (przynajmniej czasami) jest czymś, co naprawdę działa.
Ewelinkja: Chciałam jeszcze dodać, że najbardziej symboliczna jest scena, gdy Fei Fei, widząc, jak jej królik znalazł sobie partnera, pozwala mu zostać – to takie symboliczne powiedzenie, że dziewczynka zrozumiała, że czasem należy pozwolić komuś odejść. I właśnie o tym jest ta opowieść. Choć to niezwykle kolorowa i przyjemna dla oka animacja, porusza ważne i trudne tematy. Mnie osobiście cieszy, że bajki dla dzieci coraz częściej takie tematy podejmują, pomagając oswajać się z nieznanym i pokonywać strach. Przecież taka zawsze była rola baśni – nieść przesłanie i naukę. Na przykładzie Over The Moon możemy śmiało powiedzieć, że można zrobić animację poruszającą trudne tematy, która jest jednocześnie ciekawa i atrakcyjna tak dla dzieci, jak i dorosłych. Jeżeli zastanawiacie się, czy warto dać szansę tej historii, to polecam z czystym sercem.
Over the Moon to niezwykle kolorowa, piękna i wartościowa animacja. Jeżeli ktoś szuka przyjemnej dla oka animacji, która jest o czymś innym niż większość bajek, to z czystym sercem możemy polecić jej obejrzenie. To film, który spodoba się zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Jeśli jednak nie szukacie głębszego przesłania, to są tu też kosmiczne pangoliny, króliczki i ciastka.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.