Witajcie w trzeciej części popkulturowego podsumowania 2023 roku. Część pierwszą znajdziecie tu: KLIK, a drugą tu: KLIK. W tym odcinku przyglądamy się tytułom, na które czekałyśmy, i tym, które całkowicie nas zaskoczyły.
Poniżej znajdziecie wypowiedzi ET, MS, Ginny N., Kiry Nin (Space Forest), dziewiętnastki (dziewiętnaście czwartych), DemonBiblioteczny, Maple Fay i Perły z Whosome, a także Agaty (Bałagan Kontrolowany), Joanny Krystyny Radosz (Czarna książka), Wikszy (Planeta Popkultura), An (Anna „An-Nah” Łagan), Rudej od Dni Fantastyki, Rael (Stowarzyszenie Avangarda), DG i Jego Cesarskiej Wysokości (Krakowska Sieć Fantastyki).
Najbardziej wyczekiwana rzecz i co z niej wyszło
ET: Po pierwszym, absolutnie genialnym sezonie nie mogłam się doczekać kontynuacji Wheel of Time i nie zawiodłam się. To nadal najlepszy serial fantasy ostatnich lat, wspaniale zrealizowany i będący prawdziwą ucztą dla oczu, ze świetnymi, różnorodnymi bohaterkami i genialnymi złolami. Jedyne, co mogę mu tak naprawdę zarzucić, to miejscami zbytnie epatowanie przemocą – szkoda, że tak piękny świat jest też momentami naprawdę obrzydliwy.
Mocno, choć też pełna obaw, czekałam na The Last of Us – i mimo pewnej czkawki w końcówce dało mi dużo więcej, niż się spodziewałam. Twórcy postawili na opowieść o świecie po katastrofie, a nie na niekończące się potyczki z zarażonymi, i zdecydowanie wyszło to serialowi na dobre. Mam nadzieję, że podobnym wyczuciem wykażą się w kolejnym sezonie, szczególnie że materia będzie jeszcze trudniejsza i bardziej przytłaczająca.
DG: Bardzo czekałam na Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One. Od lat uwielbiam całą serię, więc na siódmą odsłonę czekałam już od momentu ogłoszenia produkcji na początku 2019 roku. W międzyczasie film był wielokrotnie opóźniany przez pandemię, ale nie zaszkodziło to wcale jego jakości, a duet Cruise & McQuarrie po raz kolejny dostarczyli świetnego kina akcji, z bardzo aktualnym komentarzem na temat wpływu sztucznej inteligencji i zagrożeń, jakie może ona nieść. Dodatkowo niespodziewanie pojawiło się też w filmie kilka polskich akcentów, w tym Marcin Dorociński w niedużej, ale istotnej roli. Na drugą część Dead Reckoning przyjdzie niestety poczekać aż do 2025 roku.
Ruda od Dni Fantastyki: Och, było tego trochę. Drugi sezon Fundacji sprawił, że już nie mam mieszanych uczuć, jakie towarzyszyły mi przy oglądaniu pierwszej serii. Jestem w pełni zachwycona tą produkcją. Byłam ciekawa The Last of Us, chociaż grę znam tylko z zerkania przez ramię partnerowi. Nie zawiodłam się, a Nick Offerman, Murray Bartlett i Linda Rondstatt doprowadzili mnie do łez. Czekałam też na drugi sezon Dobrego omenu – serialu z mistrzowskim castingiem, ale już bez materiału źródłowego. To była przepyszna uczta!
Ginny N.: Bardzo czekałem na drugi sezon Star Trek: Strange New Worlds – zwłaszcza odkąd powtórzyłem sobie pierwszy. A wyszło świetnie. Nie ma tu chyba odcinka, który by mi się nie spodobał i nawet ten musicalowy przebolałem dość lekko. Zdecydowanie warto było czekać – na te wzruszenia, poczucie humoru, crossover z Lower Decks i wszystko inne. Teraz zostaje nam tylko dalej cierpliwie czekać: na sezon trzeci.
Oczywiście musi się tu znaleźć także powrót Doctor Who. Z każdą informacją podsycający ciekawość, może z odrobiną niepewności, czy wyjdzie tak, jak powinno, ale też z dużą dozą pewności, że nie może być źle. I słusznie, bo RTD wraca w wielkim stylu i po tym Czternastym (i Donnie i Rose) i z tym Piętnastym zostaje w nas zachwyt i wyczekiwanie na więcej doktorowej wspaniałości.
MS: Ja również czekałam na powrót Wheel of Time, fenomenalnego, przekonującego, barwnego fantasy o wspaniałych kobietach. Drugi sezon nie olśnił mnie tak, jak pierwszy, ale bardzo wciągnął i było mi żal, gdy się skończył. I super mi się spisywało z niego wrażenia, które można poczytać tutaj: KLIK. Udało mi się również obejrzeć Good Omens i na przekór sporej części fandomu rozczarowanej zakończeniem bawiłam się dobrze do ostatniej minuty. Jestem bardzo ciekawa, jak to się potoczy dalej. Oczywiście w kategorii wielkiego wyczekiwania znajduje się też Doctor Who, literacko zaś ucieszyła mnie szybka premiera drugiego tomu Necroveta (no dobra, przyłożyłam do tego rękę). Ach, no i jeszcze dwie perełki, czyli drugi sezon Heartstoppera i ostatnia seria Sex Education! Bardzo czekałam na oba. A także na domknięcie Carnival Row. Żadna z tych trzech rzeczy nie spełniła w całości moich nadziei, ale miło było na nie czekać i je otrzymać.
An: Bardzo czekałam na czwarty tom Saints of Steel T. Kingfisher, autorki, która zaczyna być tłumaczona na polski (te dwie powieści, które się u nas ukazały, to wierzchołek góry lodowej). Ta seria była dla mnie pierwszym zetknięciem z twórczością autorki, dostarczając mi fantastycznych romansów z dojrzałymi bohaterami o skomplikowanych przeszłościach, z fabułą wykraczającą poza czysty romans i z ciekawym worldbuildingiem. Ten czwarty tom, Paladin’s Faith, troszkę mnie zawiódł. Nadal był doskonałą, wciągającą lekturą, ale najciekawszą część fabuły – i światotwórstwa – Kingfisher zaserwowała dopiero na ostatnich stu stronach, nie przygotowując właściwie czytelniczek na to, co się stanie. Te ostatnie sto stron było wspaniałe i zapowiada fascynujący rozwój wydarzeń w kolejnych tomach… Szkoda, reszta powieści jest „tylko” przyjemna, co czyni całość nierówną.
Drugi sezon Wheel of Time dostarczył tego, co pokochałam w serialu: wygładzenia wątków książkowych, usunięcia z nich dłużyzn i tego, co w powieściach Jordana mnie irytuje. Nie, nie jestem fanką powieściowego Koła czasu. Doceniam wiele elementów, ale wielu rzeczy nie lubię – serial podoba mi się o wiele bardziej i mam nadzieję, że kolejne sezony będą równie dobre, jak te dwa dotychczasowe.
Nie wiem, czy bardzo czekałam na nowe odcinki Doctor Who… Byłam zaintrygowana, to na pewno. Już od pewnego czasu mam nadzieję, że nadejdzie moment, kiedy znów będę kochać ten serial. Tegoroczne odcinki specjalne na pewno tym momentem były.
Kira Nin: W 2023 roku bardzo czekałum na drugi sezon Star Trek: Strange New Worlds. Z wielu powodów, między innymi ze względu na cliffhanger z finału pierwszego sezonu. Legalna strona genetycznej augmentacji w Star Treku to jedno z moich specjalnych zainteresowań i bardzo liczyłum, że dostanę wreszcie mityczną ostatnią cegiełkę, na którą czekałum. I nie przeliczyłum się! Oprócz satysfakcjonującego rozwiązania dostałum też tyle innych dobrych rzeczy, ze wspaniałym odcinkiem musicalowym na czele. Ja już chcę kolejny sezon.
Joanna Krystyna Radosz: Absolutnie czekałam na The Last of Us, podobnie jak miliony widzów/graczy na całym świecie. I jestem oczarowana serialową wersją. Jest blisko przy oryginale tam, gdzie być powinna, i odchodzi od niego tam, gdzie niewolnicze trzymanie się historii dla innego medium byłoby zabójcze dla serialu. Rozwija twórczo wątki, dodaje tło, którego nie potrzebowaliśmy w grze… A polityka Max co do wypuszczania po jednym odcinku naraz sprawiła, że żyłam tym serialem znacznie dłużej. Nie tylko ja; nie zapomnę, jak podczas spotkania towarzyskiego w kawiarni usłyszałam z sąsiedniego stolika zachęty do obejrzenia trzeciego odcinka, „bo on wcale nie jest o zombie”.
Jako graczka z kolei czekałam na Diablo IV. Znowu – nie jestem hardkorową fanką, grałam w Diablo III, ale to jedna z wielu gier w moim życiu. Potrzebowałam czegoś, przy czym nie muszę za dużo myśleć, ale trochę jednak się przyda – i czegoś do siekania wrogów w co-opie. Dokładnie to dostałam. Fabuły jak dla mnie mogłoby nie być, ale poza tym bardzo miła i porządna gierka.
Agata Jarzębowska (balagankontrolowany.pl): Powrót Tennanta jako Doktora i debiut Ncutiego Gatwy – oba bardzo udane i jestem w pełni usatysfakcjonowana. Nie mogę się doczekać pełnego sezonu z Piętnastym Doktorem. The Last of Us – czekałam, bo dałam się ponieść hype’owi (nigdy nie grałam w gry) i zdecydowanie było warto. Spodziewałam się serialu o zombie, a dostałam opowieść znacznie głębszą i to jest coś, czego oczekuję od popkultury.
Jego Cesarska Wysokość: Jak co roku czekałem na Polcon i ponownie się nie zawiodłem – łódzka ekipa dostarczyła kolorową, wyluzowaną imprezę, na której nie brakowało dobrego programu, okazji do rozmów, spotkań z dawno niewidzianymi znajomymi, a nawet śniadania integracyjnego przy kuchni polowej i leżaczków na wieczornej integracji! Jeździjcie na Polcony, serio.
Wikszy (Planeta Popkultura): W tym roku zadebiutowały aż dwie kontynuacje moich ulubionych gier, czyli Oxenfree 2 oraz Blasphemous 2. Oba sequele zaoferowały więcej mechanik i ulepszoną oprawę wizualną. Jednak chyba tylko drugie Blasphemous zdobyło pełnię mojej sympatii. W przypadku Oxenfree 2 było trochę za dużo grzybów w barszczu. Jedynka działała dobrze jako dosyć krótki horror z intrygującym konceptem. Kontynuacja niestety zaczęła coraz więcej wyjaśniać, rozwlekać historię i urok gdzieś zaginął po drodze.
Mam też bardzo mieszane uczucia co do drugiego sezonu Our Flag Means Death. Najbardziej kłuło mnie w oczy nierówne tempo. Za to do drugiego sezonu Good Omens nie mogę się przyczepić. Ba, chyba nawet podobał mi się bardziej niż pierwszy. I mówię to jako fan książkowego pierwowzoru.
Największa popkulturowa niespodzianka roku
dziewiętnastka: Octavia Butler napisała Parable of the Sower (polski tytuł to Przypowieść o siewcy, wydanie obecnie trudno dostępne) w 1993 roku, opisując w niej postapokaliptyczną przyszłość od roku 2024. Dlaczego mam poczucie, że jej wizja przyszłości bardzo łatwo może się spełnić? I dlaczego ta wizja jest tak blisko? Nie spodziewałam się uczucia rozpoznania, które przeżywałam, czytając jej książkę. Możecie mówić, że panikuję, ale jak sobie czytam o kryzysie opioidowym, o fentanylu, o problemach San Francisco… No kurde, nie wiem. Za blisko to uderza, za mocno. Ale mimo to – a może właśnie dlatego – BARDZO zachęcam do lektury. Może właśnie takiego szoku potrzebujemy, zanim będzie za późno.
Agata Jarzębowska (balagankontrolowany.pl): Zdecydowanie Godzilla Minus One. Niczego nie oczekiwałam, miałam ochotę na film o Godzillii, a dostałam zaskakująco wciągającą opowieść o ludziach. To niesamowite, bo z reguły w filmie o potworach ludzie wydają się tylko przeszkadzać, a tu było odwrotnie. Plus film miał budżet dużo niższy niż amerykańskie wielkie produkcje, a okazał się wyglądać lepiej niż wszystkie ostatnie filmy Marvela razem wzięte. Może to jest dowód na to, że Godzilla powinna na dobre wrócić do Japonii, tam, gdzie jej miejsce?
Rael: Osobiście ciągle jestem zaskoczona tym, jak wspaniale udało się netflixowe 1670. Jeśli chodzi o polskie produkcje, zwłaszcza komediowe, to nie mam do nich zbyt dużego zaufania i już dawno przestałam na nie czekać. Tym bardziej się cieszę, że mimo wszystko dałam się namówić na ten króciutki serial. Choć momentami żarty są bardzo grubo ciosane, to jednak przez większość czasu bardzo trafnie i z humorem oddaje przywary Polaków – i te historyczne, i te współczesne. Osoby aktorskie błyszczą na ekranie. Widać, że świetnie się bawią przy produkcji i to czuć. Świetna rozrywka.
Ginny N.: Zupełnie nie spodziewałem się, że zachwyci mnie serial o niebieskookiej samurajce szukającej zemsty na swoim ojcu, ale Blue Eye Samurai dokładnie to zrobił. Jest tu siedemnastowieczna, odcięta od świata Japonia, jest zima, którą słychać w całej tej historii, jest niepełnosprawność i odmienność i zmaganie się z nimi. Jest główna bohaterka, której motywacje wynikają ze zinternalizowanej nienawiści do siebie samej – to trudne studium postaci, której opresyjny system tak namieszał w priorytetach, że nie potrafi zwyczajnie żyć, nawet wtedy, gdy znajduje miejsce/a, gdzie jest akceptowana i kochana.
Po Scott Pilgrim Takes Off oczekiwałem przyjemnej, ale niezbyt odbiegającej od filmu wariacji filmowej wersji komiksów (tych nie czytałem). I tak to się nawet zaczyna, choć już w pierwszym odcinku widać pewną zmianę kierunku tej historii. A potem wszystko zostaje wywrócone do góry nogami – i z opowieści o Scotcie dostajemy opowieść o Ramonie. Zgłębiamy się w relacje postaci, które są o wiele bardziej zwyczajne, trudne, ale i możliwe do przegadania niż te filmowe. Są tu owszem, walki, jak w filmie, ale całość jest o wiele mniej baśniowa – nawet ze swoim przerysowaniem – a dużo bardziej ludzka.
ET: Pewnie gdybym wiedziała cokolwiek wcześniej o Halo, to nawet nie przyszłoby mi do głowy włączyć tego serialu, co mogłaby mi bowiem zaoferować oparta na grze opowieść o superżołnierzu z ksywką Master Chief? Okazało się, że mnóstwo, a konkretnie wszystko, co kocham w science fiction: nowe światy, podziały społeczne, krytykę kapitalizmu, kolejkę linową do przemieszczania się między planetoidami oraz jedną z najlepiej napisanych fikcyjnych relacji między dwójką bohaterów: Master Chiefem i Makee. Uwielbiam patrzeć na ich interakcje i to, jak mimo krzywd i poczucia zdrady ich więź nie słabnie – i jest to zupełnie zrozumiałe. Drugi sezon już w lutym 2024!
An: Serialowe Halo wzięło mnie z zaskoczenia, zwłaszcza że nie znam gier. Weszłam we franczyzę na czysto, bez oczekiwań i dostałam bardzo sprawnie nakręcone SF, w którym elementy akcji rodem z gry nie przesłaniają fabuły, dobrze napisanych postaci i interakcji między nimi. Bardzo czekam na drugi sezon.
Podobnie z zaskoczenia wziął mnie w 2023 roku Blue Eye Samurai, serial o którym nie wiedziałam niczego. Nie obejrzałam ani jednego trailera, nie przeczytałam recenzji… Nie będę oryginalna, jestem zachwycona – stroną wizualną, pisaniem postaci, reprezentacją – queerowości, niepełnosprawności, bardzo różnorodnych postaci kobiecych.
No i One Piece. Czy ktokolwiek się spodziewał, że zachodnia aktorska adaptacja anime będzie dobra? Istnieje wyjątek od reguły i jest to wyjątek spektakularny. A że przed One Piece w każdej formie broniłam się zajadle przez lata, to mój zachwyt aktorską adaptacją jest tym bardziej spektakularny. Nie będę się rozpisywać – zrobiłam to już we wrażeniach z serialu (o, tutaj: KLIK).
Joanna Krystyna Radosz: W ostatnim kwartale Netflix dał nam dużo nowych polskich seriali, ale Infamia nie była na liście tych, które muszę koniecznie obejrzeć, bo chyba umrę, jak ich nie zobaczę. A teraz kompletnie nie wiem, co mnie niepokoiło w opisie tej produkcji. Ponieważ WOW, dostaliśmy fenomenalny polski serial muzyczny spektakularnie odhaczający kryterium różnorodności. Nastoletnia Romka Gita marzy o karierze raperki, ale na drodze staje jej powrót z rodziną z Walii do Polski i konieczność zamieszkania w tradycyjnym romskim domu. Są tu emocje, jest miłość i nienawiść, jest ciekawie pokazana romska społeczność, jest wreszcie pasja bohaterki, która nie robi tylko za tło. Oglądajcie!
Po Noce za nocami Małgorzaty Wilk sięgnęłam trochę za namową An, trochę dlatego, że chciałam miłego i niezobowiązującego audiobooka… i przepadłam. To naprawdę cudowna, cieplutka, kocykowa lektura opowiadająca o trochę przesadnie gadatliwym Feliksie, który zostaje współlokatorem mrukliwego, chłodnego Fryderyka. Dodajmy, że Fryderyk jest rosyjskim wampirem i nie przepada za współczesną Warszawą… a w sumie to za niczym nie przepada. Humor, piękny rozwój relacji, wątki poboczne i cała plejada przemiłych bohaterów. Jeżeli szukacie książki do przytulenia i lubicie wąpierze, bierzcie Noce za nocami.
Drugi sezon Nienawidzę świąt, czyli włoskiej wersji Faceta na święta, obejrzałam tylko dlatego, że skasowali mi trzeci sezon oryginału. I och, jak dobrze temu serialowi zrobiło odejście od pierwowzoru! Włosi wreszcie zachowują się jak Włosi, nowy sąsiad głównej bohaterki dostaje Ważną Rolę, a jej ojciec… cóż, przeżywa coś innego niż ojciec Johanne. Poza tym chociaż drugi sezon domyka historię, widzę sporo potencjału na sezon numer trzy. Ja daję okejkę.
DemonBiblioteczny: Największą niespodzianką dla mnie była chyba Ballada ptaków i węży. Oryginalną trylogię czytałom jakoś w gimnazjum (czyli ponad dekadę temu) i to z przypadku, bo w odwiedzinach u cioci w Holandii skończyły mi się książki. W polskim sklepiku akurat był pierwszy tom, a że chłonęłom wtedy wszelkie słowo drukowane (łącznie z paragonem), to po powrocie do Polski dokupiłom i doczytałom pozostałe tomy. Podobały mi się poboczne postaci z książek, ale główna linia fabularna nigdy mnie nie porwała, więc na Balladę też jakoś nie czekałom. Mimo to po premierze udzieliło mi się ogólne ożywienie fandomu i najpierw przesłuchałom książkę Suzanne Collins, a potem poszłom na film i muszę przyznać, że jedno i drugie wgniotło mnie w fotel. Niesamowitym doświadczeniem było spoglądanie na postać Snowa w wersji bez jego monologu wewnętrznego – czasom musiałom sobie przypominać, co się naprawdę kryło za jego gestami i powierzchownym zadowoleniem. Naprawdę było to ciekawe i zaskakujące doświadczenie.
Maple Fay: Oszczędna w formie, acz świetnie zagrana sceniczna adaptacja Tik… tik… BUM! w warszawskiej Romie. Polecam gorąco zarówno fanom wersji filmowej samego musicalu, jak i całej twórczości Jonathana Larsona.
Jego Cesarska Wysokość: Co prawda Potwór z Gyeonseongu dobiegł końca już w roku bieżącym, jednak zaczął się w zeszłym i w zeszłym mnie zaskoczył. Nie myślałem, że doczekam w mainstreamowej popkulturze tak odważnego pokazania japońskich ośrodków badawczych z czasów ich podbojów w Azji, a zobaczyłem i jestem bardzo zadowolony, bo ich ofiary zasługują, by było o nich co najmniej równie głośno, jak o ofiarach Holokaustu. Do tego serial ma świetną obsadę, ciekawie skonstruowanych bohaterów (a zwłaszcza bohaterki), bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową i wspaniałe dekoracje oraz kostiumy (choć mam pewne wątpliwości odnośnie mundurów japońskiej armii, ale specjalistą nie jestem). Proszę oglądać, jeśli tylko nie boicie się takiej tematyki. Trzeba im narobić wyświetleń, to może więcej takiego dobra zacznie do nas docierać.
Perła: Najbardziej w minionym roku zaskoczyły mnie Yuri to moja praca! i Scott Pilgrim Takes Off. Pierwsza z wymienionych produkcji okazała się angażującą opowieścią z ciekawymi, nieidealnymi postaciami, w której najważniejsze są relacje i próby odbudowania ich lub też dopiero budowania. Warto wspomnieć o nawiązaniach do korzeni gatunku yuri i zabawy z obecnymi w nim tropami. Scott Pilgrim Takes Off porwało mnie zwariowaną energią i świetnym humorem. Jest to produkcja kolorowa i dynamiczna, ale przy tym zawierająca celne refleksje na temat relacji międzyludzkich. Nie mogę nie wspomnieć o mojej ulubionej parze – Julie i Gideonie. Skradli moje serce. Zachwycona serią animowaną, sięgnęłam po film i komiks (na razie po pierwszy tom), które również mi się spodobały i pokazały jak ciekawie Scott Pilgrim Takes Off przetworzyło tę historię. W przypadku komiksu czekam z niecierpliwością na polskie wydanie kolejnych tomów.
DG: Największą niespodzianką dla mnie okazał się serial 1670. W ostatnich dwudziestu latach bardzo rzadko polskie produkcje komediowe okazują się zabawne, ale w tym przypadku twórcom udało się stworzyć sitcom, który zarówno jest udany pod kątem technicznym, jak i autentycznie śmieszny.
Ruda od Dni Fantastyki: Zdecydowanie był to Kot w butach: Ostatnie życzenie. Nie spodziewałam się tak dobrego filmu po sequelu średniego spin-offu serii, która już i tak miała za dużo części. A tu historia świetna, humor pierwsza klasa, character developement, robiący wrażenie czarny charakter (mówię oczywiście o Wilku), a wszystko wizualnie podane tak, że nie wiedziałam, gdzie patrzeć. Na mały shoutout zasługuje również serial 1670. Spodziewałam się czegoś na siłę śmiesznego, a tu wyszło naprawdę z jajem i odpowiednią dawką krindżu. Serial napakowany jest komediowymi smaczkami, które na pewno będzie można łowić jeszcze przy kolejnych seansach. Bo czy mam zamiar obejrzeć go jeszcze raz? A jakże!
A wy na co czekałyście i czemu pozwoliłyście się zaskoczyć w 2023 roku? Dajcie znać na naszej stronie, w grupie Polifonia fantastyczna i na Discordzie!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.