Zapraszamy do lektury czwartej, ostatniej już części popkulturowego podsumowania minionego, 2022 roku. Do osób z redakcji Whosome dołączyły liczne gościnie i goście. Serdecznie dziękujemy i mamy nadzieję jeszcze nieraz was spotkać w okolicy!
Pierwszą część znajdziecie tutaj: KLIK, drugą tutaj: KLIK, a trzecią tutaj: KLIK.
Poniżej znajdziecie wypowiedzi Ginny N., Lierre, Paternoster Gang, Clever Boya, Seweryna, Lady Kristiny, Disco, Stycznia i Rademede z Whosome, a także Anndycji, Chili (SkierCon), Cathii (Rozdroża Cathii), Ninedin (Aleksandry Klęczar), Asi (dziewiętnaście czwartych), Wywerny (Aleksandry Stanisz-Paczkowskiej), Agaty (Bałagan Kontrolowany) i Lillchen (Joanna Krystyna Radosz – Czarna książka). Aaale super, że się dałyście i daliście namówić! No to lecimy.
10. Zachwyciło mnie, a chyba nikt o tym nie słyszał
Ginny N.: Lubimy zaglądać w nieoczywiste zakątki fantastyki. Po Yellowjackets sięgnąłem, zachęcony namowami kolegu, mimo że horror to jest bardzo nie mój gatunek. Są pewne jego elementy, które lubię, ale zawsze, gdy próbuję zebrać je w jakiś sensownie dający się wypowiedzieć opis, nie jestem w stanie w pełni ująć w słowa tego, o co mi chodzi. Niemniej Yellowjackets trafia w całkiem sporo punktów na tej mojej liście. Serial opowiada o drużynie piłkarek nożnych i ich trenerach, których samolot rozbija się w górach, po czym zaczyna dziać się weird shit, kanibalizm, kulty, okult i co jeszcze. Serial jednak nie opiera się na tej jednej płaszczyźnie czasowej – spora jego część poświęcona jest współczesnej części historii, gdy bohaterki, które przeżyły i wróciły do domów, dorosły, a historia tego, co wydarzyło się, gdy były nastolatkami, zaczyna do nich wracać. I to przemieszanie perspektyw, pokazanie bohaterek i ich sekretów gra świetnie. I bardzo cieszymy się na wieść, że nie będziemy musieli czekać na kontynuację dużo dłużej. Końcówka marca to ostatecznie już za chwilę.
Mikropowieści to jest świetna rzecz. Dostaje się całą historię, dłuższą niż opowiadanie, a nie na tyle długą, żeby jej lektura zajęła więcej niż jeden, może dwa wieczory. Nie ma w tej formie specjalnie miejsca na dłużyzny, a jednocześnie jest go dość na poświęcenie uwagi światotworzeniu i postaciom. Dlatego każda mikropowieść, po którą udaje mi się sięgnąć, to zawsze bardzo przyjemne doświadczenie. Tak było z The Four Profound Weaves R.B. Lemberg. Jest to historia osadzona w Birdversum, opowiadająca o dwójce starszych postaci, Uiziyi e Lali i bezimiennym mężczyźnie, których ścieżki splatają się w obozowisku rodzinnym tej pierwszej. To historia o nadziei na zmianę w niełatwym świecie, o splotach, które czynią nasze życie pełnym i o pragnieniu bycia sobą, nawet jeśli to wiązałoby się z uwięzieniem w ciasnych murach miejskiej enklawy. To także historia o szukaniu swojej (queerowej) drogi, na które nie jest za późno, nawet gdy jest się osobą starszą, choć bywa ono trudniejsze niż dla młodych. A wręcz starość, wraz ze zniknięciem przynajmniej części dawnych zobowiązań, uwalnia do stania się tym, kim naprawdę chce się być.
Nie spodziewałem się zupełnie, że Księżycowy jeleń Yoanna Kavege’a tak mnie trzepnie, ale było to zdecydowanie świetne uczucie. O samym komiksie (spoilerowo!) piszę tutaj, bez spoilerów zaś – jeśli lubicie science fiction o pustce kosmosu i jelonkach z misją, i nie boicie się historii łamiących serce, to bardzo, bardzo wam ten komiks polecamy.
Ninedin: Może nie nikt, ale mniej osób niż powinno. Cykl Ruthanny Emrys złożony z mikropowieści The Litany of Earth oraz powieści Winter Tide (2017) i Deep Roots (2018) to fantastyczny i prowokacyjny retelling Widma nad Innsmouth H.P. Lovecrafta. Emrys odwraca znaki oryginału: mieszkańcy Innsmouth, powiązani, jak w tekście Lovecrafta, więzami krwi z pradawnymi podwodnymi istotami i czczący Wielkich Przedwiecznych, a reprezentowani u Emrys przez narratorkę Aphrę Marsh i jej brata, nie są potworami ani mrocznymi kultystami. Są po prostu jeszcze jedną mniejszościową grupą w kulturowej i etnicznej mozaice USA, mającą własny system wierzeń i własną etniczną specyfikę – choć, owszem, ich cykl życia, planowana tegoż życia długość i de facto magiczne umiejętności odróżniają ich od sąsiadów. Odróżniają, a raczej odróżniały: to, co w finale Widma nad Innsmouth Lovecraft zbywa niedługą wzmianką o siłach rządowych robiących porządki ze zdegenerowanym miasteczkiem i jego religią, u Emrys staje się sceną etnicznej czystki. Z masakry urządzonej przez rząd ocalało niewielu, a ci, którzy przeżyli, trafili do obozów. To w takim obozie, lata później, po śmierci większości rodaków, Aphra spotkała rodzinę Amerykanów japońskiego pochodzenia, zamkniętych tam podczas drugiej wojny światowej. To oni zostali jej przybraną rodziną, a po uwolnieniu to z ich wsparciem Aphra zaczęła próby odzyskania i odtworzenia dziedzictwa swojego ludu. Mam głębokie poczucie, że warto posłać tę serię „w świat” i zareklamować ją jak największej liczbie osób, bo to moim zdaniem jedno z najciekawszych podejść do dziedzictwa Lovecrafta w ostatnich latach, a jednocześnie – pięknie napisana, emocjonalnie bardzo prawdziwa i przy całym swoim smutku podnosząca na duchu historia.
Paternoster Gang: Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak cicho jest o A League of Their Own, a jeżeli już zdarza mi przeczytać zachwyty nad tym serialem, to nie na polskich stronach. To cudowna, pełna świetnych bohaterek opowieść o piętrowej dyskryminacji kobiet w powstałej w 1943 roku kobiecej lidze baseballowej, która miała stanowić rozrywkę dla społeczeństwa, w czasie gdy „prawdziwi” zawodnicy byli na wojnie. Wspaniałe queerowe, feministyczne i antyrasistowskie kino społeczne. Trochę zabawne, trochę smutne, bardzo poruszające i przegenialnie zagrane.
Lady Kristina: Choć parę razy w podsumowaniach wspominałam już o Inside No. 9 (nawet zdarzyło mi się popełnić o tym serialu tekst), to jest to tak mało znana produkcja, że uznałam, że mogę wspomnieć tu o niej jeszcze raz. W tym roku ukazał się już siódmy sezon oraz odcinek świąteczny (a w kolejnych latach otrzymamy jeszcze kolejne dwa sezony), a jako że serial jest antologią, mamy tu siedem nowych historii – każda z nich opowiada o czymś zupełnie innym, ale łączy je to, że mamy do czynienia z co najmniej jednym zwrotem akcji tak, że mimo znajomości zarysu fabuły twórcy, często wcielający się również w główne role, są w stanie nas niejednokrotnie zaskoczyć. Poruszane są przeróżne tematy – w najnowszym sezonie znalazły się między innymi historie o spotkaniu przyjaciół po latach, nowym nauczycielu w wiejskiej szkole, porwaniu dla okupu czy rodzinie, której los zmienił przypadkowy dobry uczynek – ale jako że trafiają się tu również elementy fantasy bądź science fiction, to możemy się spodziewać naprawdę wszystkiego.
Seweryn Dąbrowski: Jestem naprawdę zaskoczony, jak mało osób słyszało o grze The Quarry. To pozycja wyjątkowa dla każdego fana horrorów, która garściami czerpie z rozmaitych filmów tego gatunku. Zapewne też kiedyś denerwowaliście się na głupie decyzje podejmowane przez bohaterów w kolejnych slasherach. Jeśli tak, to gra stworzona właśnie dla was. W produkcji studia Supermassive Games sami będziecie mogli spróbować swoich sił w przetrwaniu krwawych wydarzeń.
Lillchen (Joanna Krystyna Radosz – Czarna Książka): Łyżwiarskie gejromanse Keiry Andrews! Toż to słodycz na najwyższym poziomie, w dodatku przemieszana z doskonałą orientacją w dyscyplinie (nie mogę nie doceniać). Wiecie, jakie to słodkie, kiedy mamy scenę romantyczno-łóżkową, a zaraz potem długi rant na idiotyczne decyzje sędziów? Dla fanów łyżwiarstwa pozycja obowiązkowa – zwłaszcza jeśli też byli zbulwersowani złotym medalistą z Pekinu wśród solistów (tej kategorii fanów polecam Only One Bed).
Drugi taki strzał to Nie rób scen, Flora autorstwa Martyny Pustelnik. Debiutantka napisała uroczą powieść o miłości na deskach teatru, próbie powrotu do starego związku i budowaniu kariery. I okej, zakończenie głównego wątku nie jest moim wymarzonym, za to za wątki poboczne dałabym specjalną nagrodę. Nie dość że główna bohaterka ma sensowną, dobrze odmalowaną, zróżnicowaną i wspierającą rodzinę, to jeszcze w powieści pojawiają się An – moim zdaniem najlepiej napisana osoba niebinarna w polskiej literaturze obyczajowej.
Asia (dziewiętnaście czwartych): Nazwa tej sekcji nadawałaby się na nagłówek połowy tekstów z mojego bloga…
Nie no, chyba w aż takich niszach nie nurkuję. Ale skorzystam z okazji, aby polecić muzykę Marjany Semkiny – wokalistki i piosenkopisarki, która zasługuje na wszelkie możliwe sławy i zaszczyty w tej dziedzinie. Semkina czerpie inspiracje z epoki wiktoriańskiej i sztuki prerafaelitów, tworząc mroczne, ale niezwykle piękne muzyczne obrazy. Jej twórczość nie ogranicza się jednak wyłącznie do ładnej estetyki. Wręcz przeciwnie, nawiązania do pozornie odległej epoki pozwalają jej zmierzyć się z psychologicznymi i społecznymi demonami. Myślę, że wiele osób cierpiących na depresję i podobne schorzenia mogłoby znaleźć w jej piosenkach pocieszenie. Najnowszym projektem Semkiny jest współtworzony z Anną Murphy (Eluveitie, Cellar Darling) duet Maer. Pierwszy singiel, o tytule Sister, ukazał się 17 października. Zachęcam do przesłuchania i obejrzenia teledysku. Liczę na to, że wkrótce usłyszymy kolejne wspólne kompozycje tych twórczyń. Choć zdaję sobie sprawę, że to może trochę zająć, bo wymaga lotów między Wielką Brytanią a Szwajcarią. Cóż, pozostaje trzymać kciuki i uzbroić się w cierpliwość.
Agata (balagankontrolowany.pl): Oba z tych seriali nie są wybitne, ale oba dały mi coś świeżego w tym roku. Billy the Kid to powrót do klasycznych westernów w momencie, gdy wydawało się, że ten gatunek już umarł (i jest głównie inspiracją dla innych gatunków, które lubią się pobawić konwencją). Billy the Kid to opowieść o legendarnym rewolwerowcu, który staje na drodze przestępstwa nie dlatego, że chce, ale dlatego, że zbieg okoliczności go na nią popycha. A potem coraz trudniej się z tego wycofać.
Z kolei Dziewczyna z Plainville wpisuje się w trend true crime, z tym że nie mamy tutaj seryjnego mordercy, a opowieść o nastolatce, która poprzez SMS-y popchnęła swojego chłopaka do samobójstwa, po czym starała się to wykorzystać, by znaleźć się w centrum uwagi. Co ciekawe, choć serial nie wybiela zachowania Carter, równocześnie stara się dociec, dlaczego zrobiła to, co zrobiła, bez dodatkowego osądzania jej.
Chili (CF SkierCon): Film dokumentalny, który powinni obejrzeć wszyscy, a mało kto widział: Duch śniegów opowiada o przyrodniku filmowcu (Vincent Munier) i pisarzu reporterze (Sylvain Tesson), którzy poszukują możliwości sfilmowania śnieżnej pantery w jej naturalnym środowisku. Film oparty w dużym stopniu o książkę Tessona, a raczej powstawały w tym samym czasie. Obie pozycje – wspaniałe! A mam poczucie, że ich odbiór jest znikomy. Oprawa muzyczna do tego filmu, łącznie z zamykająca piosenką You Are Not Alone Nicka Cave’a i Warrena Ellisa, to arcydzieło.
Lierre: Bardzo trudno mi określić, co jest popularne, a co nie, bo wchodzi efekt bąbelka… Ale gdybym miała wszystkim swoim krewnym i znajomym wcisnąć coś nieoczywistego dla mnie do obejrzenia, to pewnie byłby to serial Ms. Marvel. Bo ja wcale nie lubię Marvela, lubię jednak produkcje młodzieżowe i wielokulturowość, więc w ten serialik wpadłam i wsiąkłam – a wokół prawie nikt go nie oglądał! Niby wszyscy śledzą Marvela (coraz częściej to hatewatching, ale jednak…), a kiedy coś akurat naprawdę jest dobre, to jakoś o tym nie słychać. Więc wychodząc z punktu, że pewnie każdy o tym słyszał, ale mało kto faktycznie obejrzał – ogromnie polecam (i zrobiłam to obszernie też tu: KLIK).
Rzadko czytam książki niewydane w Polsce, ale trafiła mi się akurat powieść Nettle & Bone T. Kingfisher i od wielu miesięcy nie słabnie we mnie gorąca chęć przetłumaczenia jej. To z pozoru zwyczajne fantasy z księżniczkami, wyprawą i magią, ma jednak kilka elementów, które były dla mnie bardzo świeże i bliskie. Przede wszystkim mamy na pierwszym planie owszem, księżniczkę, ale księżniczkę w średnim wieku, odesłaną do klasztoru (zresztą bardzo sympatycznie opisanego, w którym księżniczka wspaniale się odnajduje), która musi nagle swoje bezpieczne miejsce opuścić, bo dociera do niej, że jeśli ona czegoś nie zrobi, to nikt tego nie zrobi – a chodzi o ocalenie osoby, która cierpi z powodu ciągnącej się latami przemocy, którą wszyscy widzą, ale nikt nie chce zainterweniować, bo sytuacja jest nadzwyczaj skomplikowana. Przenikające powieść żarliwe „nie jestem bohaterką i nie umiem być bohaterką, jestem mniszką, ale tylko mnie to rozdziera serce, więc pójdę i zrobię, co trzeba” jest po prostu najpiękniejsze. Do tego powieść zawiera przewspaniałą wiedźmę i psa zrobionego z kości. No jest to po prostu doskonałe. Mam wielką ochotę na inne powieści tej autorki, co jest jednym z moich planów na 2023 rok!
11. Zabrało mnie w daleką podróż i pokazało coś nowego
Ninedin: Nona the Ninth Tamsyn Muir. Co jest zabawne w kontekście faktu, że to trzecia powieść w serii i że ja KOCHAM pozostałe i czytałam je kilkakrotnie. Ale Muir powtórzyła to, co zrobiła w Harrow the Ninth, czyli w części drugiej. Wtedy w tomie pierwszym zaczęła od kryminału w stylu niemalże Agathy Christie, ale osadzonego w space fantasy z nastoletnimi – połączonymi relacją wzajemnej fascynacji i sięgającej dzieciństwa niechęci – bohaterkami; jedna z nich jest nekromantką, a druga jej wybitnie niechętną rycerką. W sequelu przeszła do epickiego science fiction z imperium, imperatorem i duchami pomordowanych planet. Tym razem wepchnęła to, co pozostało z naszych bohaterek oraz kilka świetnych nowych postaci w de facto realistyczną, ponurą wojenną historię w okupowanym mieście. Żeby nie było za łatwo, dołożyła do tego retrospekcje o, bagatelka, dziesięć tysięcy lat i do jak najbardziej naszego świata, który okazał się czaić w przeszłości. Muir jak zwykle znakomicie napisała postacie młodych bohaterek (i tych starszych też) i wpisała je w emocjonalny rollercoaster, nigdy przy tym nie zapominając o człowieczeństwie swoich postaci. Zaskoczenie – niby jakoś spodziewane, ale zaskoczenie – ale efekt zdecydowanie udany. Bardzo cenię fakt, że Muir nie powtarza sprawdzonej formuły, tylko ciągle pisze swoje historie nieco inaczej.
Rademede: Zanim wystygnie kawa Toshikazu Kawaguchi. Jest to adaptacja sztuki teatralnej na powieść, co zdecydowanie można wyczuć przy lekturze. Cała akcja powieści rozgrywa się w kawiarni w Tokio, w której możliwe są podróże w czasie po spełnieniu kilku nieco dziwnych warunków. Najważniejszym jest ten, że podróżujący musi wrócić, zanim wystygnie kawa. Bardzo ciekawy pomysł i naprawdę klimatyczna powieść.
Paternoster Gang: The Peripheral. Wirtualna rzeczywistość, niedaleka przyszłość, trochę dalsza alternatywna przyszłość, jaźń bohater_ podróżująca między nimi za sprawą dziwnego urządzenia przenoszącego ją do peryferali – androidów odzwierciedlających ich (lub inne) ciała – ten serial zabrał mnie w zdecydowanie osobliwe miejsca, istniejące tyleż realnie, co potencjalnie, bo każdą linię czasową można wymazać, odpowiednio modyfikując przeszłość. Skomplikowana, wciągająca, wspaniale zagrana opowieść, w sumie oszczędna w środkach, za to przegenialna aktorsko.
Chili (CF SkierCon): N.K. Jemisin – zdecydowanie najcenniejsze odkrycie tego roku. Sława jej i chwała! Go, girl! I nie opterodaktylaj się, tylko pisz, pisz, pisz!
Anndycja: Może niekoniecznie nowego, ale przypomniało mi o moich fandomowych początkach – 1899. Odkrywanie wraz z bohaterami pewnych tropów, cofanie odcinka, żeby jeszcze raz zobaczyć daną scenę, powolne łączenie kropek po to, żeby za chwilę odkryć, że się pomyliło – to wszystko robiłam też przy Lost, które jako pierwsze pokazało mi, że serial może być czymś więcej niż operą mydlaną. A poza tym 1899 to przeciekawy serial, nie tylko ze względu na fabułę, ale i to, że bawi się językiem i narodowością swoich postaci. To bardzo odświeżające widzieć, że nie wszyscy na całym świecie zaczynają magicznym sposobem nagle mówić po angielsku. Relacje osób, dla których język jest przeszkodą, a które mają wspólny cel, są dla mnie nowością i z przyjemnością zobaczę, co twórcy wymyślą w następnym sezonie. [Informacja o skasowaniu serialu po pierwszym sezonie pojawiła się już po powstaniu tego tekstu – przyp. red.].
Lady Kristina: Andor zabrał widzów w nieco inne rejony świata Gwiezdnych wojen niż te, do których byliśmy przyzwyczajeni. Nie mamy tu do czynienia z Mocą, Jedi czy Sithami, żadnymi osobami znanymi nam z filmów, tylko ze zwykłymi ludźmi – zarówno tymi oddanymi Imperium, jak i – co jest ważniejsze – szarymi ludźmi żyjącymi pod rządami Imperium, w których cały czas wzbiera niechęć przeciwko okrutnej władzy, i którzy w końcu postanawiają się jej sprzeciwić, tworząc zalążek Rebelii, którą znamy z oryginalnej trylogii. I moim zdaniem to właśnie to, że poznajemy ten wszechświat od zupełnie innej strony, a także to, jak świetnie zostało to przedstawione, sprawia, że serial ten oglądało się tak dobrze.
Przestrzeń kosmiczną, jak i również historie z przeszłości i przyszłości połączone ze sporą dawką wyobraźni, można było odwiedzić w serialu Light & Magic, gdzie przedstawiono historię wytwórni Industrial Light & Magic, odpowiedzialnej za efekty specjalne w filmach z uniwersum Gwiezdnych wojen oraz wielu innych produkcjach filmowych, które powstały na przestrzeni ostatnich czterdziestu paru lat. Spojrzenie na to, jak powstawało wiele znanych i kultowych scen, naprawdę robi wrażenie i pogłębia odbiór tych scen oraz całych filmów.
Agata (balagankontrolowany.pl): Na pewno Andor, który w końcu zabrał mnie do takiego świata Gwiezdnych wojen, o jakim od dawna marzyłam. Nie tylko dostaliśmy świat, w którym mogliśmy się przyjrzeć faktycznemu uciskowi Imperium, ale też poznaliśmy tę mniej szlachetną rebelię i biurokratyczną stronę władzy. Jeżeli miałabym sobie czegoś życzyć, to więcej takiego spojrzenia na Gwiezdne wojny.
12. Towarzyszyło mi w końcówce roku
Ginny N.: W listopadzie i grudniu przesłuchałem sobie na nowo serii Ghostpunk z actual playa Sesje na Podsłuchu i och, jak ja się stęskniłem za Kretami Grety i ich heistami i całym metaplotem, jaki w tej erpegowej kampanii (rozgrywającej się głównie w Ostrza w Mroku i częściowo w mocno zmodyfikowane The Quiet Year) powstał. Planuję jeszcze dosłuchać odcinki specjalne – każdej z tych minigier rozgrywanej w innym systemie RPG i z nowymi postaciami – ale to przede wszystkim główna kampania była tą, do której chciałem wrócić i bardzo cieszę się, że się na to zdecydowałem.
Na koniec roku powtórzyłem sobie także Nimonę ND Stevenson. To już komiksowy klasyk, a nas wciąż porusza tak samo mocno, jak za każdym powrotem do tej historii o niesprawiedliwym systemie i potwornych dziewczynach, zawsze tak samo mocno z nami rezonuje, choć nie jesteśmy dziewczyną (ale skoro autor komiksu okazał się nie być dziewczyną, to nam chyba też wolno).
Ninedin: Lore Olympus niby mnie nie zachwyca w stu procentach, a jednak kupiłam kolejny, trzeci tom w przedsprzedaży. To jest mój odpowiednik czekolady z pianką: w teorii nie jestem wielką fanką, nie mogę za dużo, ale jednocześnie – w odpowiednich ilościach sprawia mnóstwo radochy.
Lady Kristina: Glass Onion (druga część tytułu jest naprawdę zbędna) brakuje nieco nowości i tego elementu zaskoczenia, jakie są istotnymi elementami Na noże, ale i tak jest to produkcja, którą oglądałam z ogromnym zainteresowaniem. Podobnie jak w pierwszej części, dostaliśmy zamknięte grono podejrzanych, ale tym razem mamy również zamkniętą przestrzeń, co dodatkowo zagęszcza panującą między bohaterami atmosferę. Daniel Craig jako Benoit Blanc jest rewelacyjny i mam nadzieję, że zobaczymy go jeszcze w tej roli. Ciekawym zabiegiem było umiejscowienie akcji w 2020 roku, co w połączeniu z wieloma nawiązaniami do współczesnych zdarzeń i znanych postaci sprawia, że naprawdę dobrze się to ogląda – chociaż to, jak zachowanie bohatera granego przez Edwarda Nortona jest zgodne z dziejącymi się właśnie wydarzeniami, jest wręcz niewiarygodne. Całość nawiązań może sprawić, że Glass Onion nie zestarzeje się najlepiej w przyszłości, ale i tak jest to naprawdę świetna opowieść z niejedną niespodzianką w rękawie.
Wywerna: Pod koniec roku zajęłam się nadrabianiem nagromadzonych komiksów. O ile nie warto wspominać o pożyczonych od brata mangach, to Męska skórka duetu Hubert i Zazim okazała się fantastyczna – przewrotna, błyskotliwa, a także ze świetnie dopasowaną warstwą graficzną. Fabuła rozpoczyna się od odwrócenia „klasycznego” kabaretowego dowcipu: dziewczyna z dobrego domu zyskuje dostęp do tytułowego artefaktu pozwalającego jej na poznanie niedostępnego jej na co dzień „męskiego świata” (oraz na wyszalenie się). Jestem pod wrażeniem, ile udało się wycisnąć z tej historii. Niby proste, ale rozwój historii wyciska do cna początkowe założenia. Poruszane są tematy mniej i bardziej oczywiste – eksploracja ram narzuconych przez role społeczne i płeć kulturową, budowanie własnej tożsamości (także, z dzisiejszej perspektywy, queerowej) oraz te mniej spodziewane – kim trzeba być i na co być gotowym, by stawić opór pochłaniającemu miasto fanatyzmowi i by wygrać.
Paternoster Gang: Willow to serial fantasy, o którym nie wiedziałam, że go potrzebuję, a teraz nie potrafię się od niego oderwać. Nieskomplikowane, nieefekciarskie, nie do końca poważne fantasy, stylistycznie i realizacyjnie pozostające w klimatach Xeny wojowniczej księżniczki. Niedobrana drużyna, składająca się z kapryśnej księżniczki, wojowniczki, czarodziejki in spe, łotrzyka, księcia-mędrca i wcale-nie-największego-czarodzieja-świata wyrusza z misją ocalenia młodego księcia i swojej krainy przed zakusami wielkiego zła. Po drodze przeżywają przygody, pokonują potwory, nawiązują nieoczekiwane przyjaźnie i dowiadują się o sobie wiele nowego. Brzmi znajomo? I dobrze, bo powinno. Urocze, bez patosu, z uśmiechem.
Asia (dziewiętnaście czwartych): Parę dni temu spontanicznie pokazałam mężowi Ouran High School Host Club, anime z 2006 roku, obecnie jakimś zrządzeniem losu i właścicieli IP dostępne na Netflixie. Nie mogę tutaj udawać obiektywizmu – w liceum to była jedna z moich ulubionych japońskich animacji. Przy każdym odcinku odczuwam więc przyjemny napływ nostalgii. Ale obserwując reakcję męża, widzę, że anime wciąż potrafi szczerze bawić.
To znaczy, jeśli przymkniemy oko na oczywistą niemoralność przedstawiania bogaczy w dobrym świetle… o ile można tak powiedzieć o bandzie rozpieszczonych i oderwanych od życia, choć wciąż uroczych dzieciaków. Na szczęście główna bohaterka, stypendystka w Akademii Ouran – prestiżowej szkole dla nieprzyzwoicie uprzywilejowanych ludzi – nieraz bardzo celnie ten przywilej komentuje. Ale cóż, z jakiegoś powodu wszystkie klasyczne bajki opowiadają o królach i księżniczkach, żyjących od balu do ślubu i od ślubu do balu. Mam wrażenie, że uczniowie Akademii Ouran pochodzą właśnie z baśni, nie z rzeczywistych, ekhm, elit. I właśnie dzięki tej baśniowej otoczce Ouran High School Club ogląda się przez większość czasu przyjemnie.
Piszę „przez większość czasu”, bo natrafiłam na takie żarty, że za nic nie da się ich obronić i dosłownie mnie od nich zęby bolą (na przykład bardzo, ekhm, obrazowy żart z tak zwanego feminazizmu w odcinku dziewiątym). Mam wrażenie, że te paręnaście lat temu po prostu ich nie wyłapałam, albo mój mózg je wyparł… Nie ukrywam, że przebijają różową chmurkę nostalgii.
A z drugiej strony anime ma niewątpliwe zalety. W tej serii chyba po raz pierwszy zobaczyłam postać agenderową, jeszcze zanim w ogóle poznałam takie określenie. No nie umiem inaczej interpretować Haruhi i jej absolutnej obojętności wobec własnego performansu płci. Pisząc o niej używam żeńskich zaimków wyłącznie dla własnej wygody. Zaletą są też jej komentarze, przekłuwające bańkę, w której żyje przeciętny młody bogacz chodzący do szkoły Ouran. Po pierwsze: ten kontrast to komediowy samograj. Po drugie: takie a nie inne przedstawienie „klasy wyższej” dobitnie przypomina, że hmm, nie każdy, kto ma kapitał, jest od razu mądry i ogarnia świat.
Jak tak o tym rozmyślam, to w sumie chętnie pogadałabym z ludźmi o tym, jak to anime im się podoba, bo widzę pole do bardzo różnych opinii. Najchętniej z różnych grup wiekowych i społecznych. Niektóre rzeczy (głównie postaci bliźniaków i ich performansu „zakazanej miłości”) widzę jako potencjalnie problematyczne i ciekawa jestem, czy faktycznie zostałyby odebrane jako obraźliwe, czy też po prostu niefajne przez współczesną queerową młodzież. Inne są po prostu głupie i obraźliwe, nawet nie ma tu o czym dyskutować. A równocześnie całość wciąż jest różowa, puchata i naprawdę działa dobrze na nastrój… Nie ukrywam, zamierzam obejrzeć do końca, choć już nie wiem, czy pcha mnie do tego nostalgia czy trochę niezdrowej ciekawości, co jeszcze mi tę nostalgię popsuje.
Anndycja: W grudniu zaczęłam nadrabiać poprzedni serial twórców 1899, czyli Dark, i bardzo dobrze, że zrobiłam to dopiero teraz, bo po pierwsze nie muszę czekać na dalsze odcinki, co byłoby męką, po drugie nie muszę rozrysowywać sobie drzew genealogicznych z całego pokręconego timeline’u, a po trzecie ten serial jest tak wymagający, że czaszka dymi podczas oglądania pojedynczego odcinka. Gdybym miała sobie przypominać, co działo się w poprzednich sezonach, nigdy nie dotarłabym do końca.
Jestem też po początkowych odcinkach The Boys i zamierzam nadrobić całość serialu w styczniu.
Ostatnim moim odkryciem były Na noże i Glass Onion (wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego nie przetłumaczyli tytułu…). Nie wiem, co jest w tych filmach atrakcyjniejsze – wielopoziomowa konstrukcja fabuły, obsada czy postać Benoita Blanca granego przez Daniela Craiga. Przyznam, że nie sądziłam, że Craig ma aż takie możliwości aktorskie, wybiegające przed jego standardowy entourage. I naprawdę chciałabym więcej filmów z tej serii. Życzę Blancowi tego, żeby stał się równie słynny jak Hercules Poirot.
Agata (balagankontrolowany.pl): Tetralogia Czterech władców rombu Jacka L. Chalkera, cykl science fiction, który w tym roku w końcu udało mi się w całości kupić, bo seria niestety od lat 90. nie jest u nas wydawana. Jest to dla mnie powrót do czasów nastoletnich, gdy przypadkiem się na te książki natknęłam. I choć obecnie widzę, że nie jest to cykl tak wybitny, jak zapamiętałam, i ma wszystkie problemy książek pisanych w latach 80., to równocześnie pozostaje jednym z ciekawszych światów, z jakimi kiedykolwiek się zderzyłam.
Jack Ryan. Korzystając z wolnego czasu i choroby, postanowiłam go nadrobić, i nie żałuję, jest to porządny serial szpiegowski z fajnymi scenami akcji.
Chili (CF SkierCon): Biały lotos, cykl o pegazie Anne McCaffrey i cudowna, cudowna planszówka Flamecraft o miasteczku pełnym pracujących i balujących smoków – pięknie spolszczona, ślicznie narysowana, o uroczych zasadach: pierwszy raz widzę grę rywalizacyjno-kooperacyjną. Jak mawiała Pippi: „Czarujące! Czarujące!”.
Disco: Totalnym rzutem na taśmę w ostatnim tygodniu wciągam się w TransplanarRPG – actual play Dungeons & Dragons 5 edycji tworzony przez stuprocentowo transową załogę, prowadzony przez niezwykle utalentowanx Connie w świecie bez orientalizacji i kolonializmu. Brzmi dosyć intensywnie, ale prawda jest taka, że wprowadzenie do ó s m e g o sezonu, na które trafiłum przypadkiem na żywo na Twitchu, skłoniło mnie do nadrobienia reszty od początku – a to o czymś świadczy. I postaci, i osoby grające dają się lubić od pierwszych wypowiedzianych zdań, forma podcastowa jest świetnie zmontowana także przestrzennie, w związku z tym nie ma problemu z rozróżnianiem postaci, a akcja pierwszego arcu zaczyna się w ostatni dzień ostatniego miesiąca roku. Lepszego momentu na słuchanie no, nie będzie.
Lierre: Serialowo pod koniec grudnia nadrobiłam, tradycyjnie z mamą, najnowszy sezon The Crown. Pomarudziłam już trochę przy okazji innego pytania, cieszę się jednak, że ten serial istnieje, że ciągle jest tak fenomenalnie pisany i nawet jeśli momentami ta seria mnie nużyła albo nie do końca spełniała moje (wygórowane, przyznam!) oczekiwania, to i tak był to fantastycznie spędzony czas. Jest coś w tym serialu, co mnie niesamowicie wciąga, wręcz hipnotyzuje – coś w stylu pisania, coś w harmonijnej warstwie emocjonalnej, a może coś w niezwykle równym, delikatnym, ale wyrazistym tempie każdego odcinka, co świetnie oddaje muzyczny motyw przewodni. No po prostu uwielbiam ten serial. Lewakom ponoć nie wypada, ale co zrobię, nic nie zrobię.
Książkowo natomiast w grudniu odkryłam autora, który nazywa się P. Djèli Clark (o rany, teraz dopiero, googlając literkę, dowiedziałam się, że to pseudonim, czuję się bardzo oszukana!) i niedawno wyszło w Polsce kilka jego książek, w tym zbiorek opowiadań Martwy dżin i słuchajcie mnie uważnie, to jest coś, co powinniście przeczytać. Alternatywny Kair początku XX wieku pełny dżinów, aniołów i sufrażystek; fenomenalna detektywka i inni bohaterowie; niesamowity, gorący, pachnący klimat tych tekstów – po prostu się zakochałam. Opowiadania są wprowadzeniem do powieści Pan dżinów, którą dopiero zaczęłam, więc tu jej nie policzę, ale już mnie zaczarowała ku mojemu wielkiemu entuzjazmowi.
12. A co WAM udało się w 2022 roku zdziałać w popkulturze?
Ginny N.: W minionym roku udało mi się wydać dwa opowiadania, Pogubione piegi w magazynie „Biały Kruk” i Diaboła w Magii bezceremonialnej od Grupy Wydawniczej Alpaka. Poza tym co miesiąc (z przerwą między seriami 2 i 3) ukazywały się na itch.io moje Nieskończoności osadzone w Uniwersum Kasandry. Latem napisałem też luźną historię osadzoną w UK, z której jestem szczególnie dumny, Wandy nie ma w naszej rzece. 2022 to także wydanie dżenderowego numeru Mlem! i praca nad numerem Lustra i odbicia, który ukaże się 2023 roku, podobnie jak redagowana przez nas antologia opowiadań o niepełnosprawności i neuroróżnorodności Cały człowiek.
Paternoster Gang: Rok 2022 pokazał mi, że jakbym się od tego nie odżegnywała, jestem prelekcyjnym zwierzęciem i nie potrafię wziąć udziału w konwencie, czegoś na niego nie przygotowując. Można mnie było posłuchać na Konline, Dniach Fantastyki i Polconie-Imladrisie, a opowiadałam o The Expanse (na Imladrisie wspólnie z tłumaczem sagi Markiem Pawelcem), magii Christophera Nolana, ewolucji fantastycznych kobiet i zmianach w Doctor Who. Przyłożyłam też kawałek ręki do drugiego tomu Tęczowych i fantastycznych w postaci wstępu do antologii. Bardzo to było miłe. Tradycyjnie napisałam też pewnie z dwadzieścia kilka tekstów na Whosome i zrobiłam parę fotorelacji.
Jestem też troszkę dumna z tego, jak mi idzie administrowanie Whosome.pl. Ze wszystkich malutkich zmian i usprawnień, które pewnie tylko ja dostrzegam (w sumie that’s the point), ale też z tego, że zawsze mam pomysł, jak pokazać coś nowego, gdy jest potrzebne, i potrafię go zrealizować w dniu zamówienia. Oraz że nie pozwalam stronie się zdezaktualizować – i dotyczy to zarówno technologii, jak i treści. Nieźle jak na samozwańczą webmasterkę-samouczkę.
Clever Boy: Przyjechanie na Imladris i wystąpienia na nim przypomniały mi, jak bardzo lubię konwenty. Fajnie jest spotkać znajome twarze, posłuchać o rzeczach, które cię interesują, dowiedzieć się czegoś nowego. Świetnie bawiłem się, prowadząc konkurs i biorąc udział w panelu dyskusyjnym. Tęskniłem za tym.
Lierre: Pełna zgoda z konwentami! Choć zawsze z drżeniem, to jednak też z radością skorzystałam z okazji, by wrócić na konwenty offline. Byłam z programem na SerialConie, SkierConie, Dniach Fantastyki i Imladrisie-Polconie (oraz wirtualnym Konline) i choć nie zawsze byłam zadowolona z efektu, to jednak nie zamierzam przestawać. Najlepiej poszła mi chyba prelekcja o cancel culture na SkierConie – spora widownia słuchała mnie uważnie, a nad materiałem spędziłam masę czasu, wgryzając się w ten paskudny temat i próbując dojść do jakichś wniosków. Nie jestem ich pewna, może kiedyś jeszcze do tego wrócę… Każdy pretekst, by powiedzieć ludziom, że J.K. Rowling jest paskudną osobą, należy wykorzystać. Bardzo mnie też cieszyły panele na SerialConie, ta impreza jest bardzo posh i czuję się na niej zaskakująco wspaniale.
Poza tym napisałam jeden ważny artykuł i mam nadzieję, że ukaże się on w tym roku – miał jeszcze w 2022, ale wszyscy wiemy, jak trudno się robi książki… Przetłumaczyłam trzy książki, niestety nie beletrystykę, ale i tak je bardzo lubię (raz, dwa, trzy). Zredagowałam kilka kolejnych (najbardziej lubię tę). W wolnym czasie też robiłam książki – w Grupie Wydawniczej Alpaka wypuściliśmy dwie antologie, Magię bezceremonialną i Tęczowe i fantastyczne 2: Autostopem przez tęczę. Można je za darmo pobrać stąd: KLIK. Na Whosome popełniłam trzydzieści artykułów i jestem z siebie bardzo dumna.
Nie zliczę, ile razy rzuciłam psu piłeczkę.
Asia (dziewiętnaście czwartych): Prawdę mówiąc, w roku 2022 towarzyszyło mi głównie poczucie, że mogłam zrobić więcej. Ale to chyba nie oznacza ostatecznej porażki, plus coś tam jednak intelektualnie udało mi się ukręcić. Prelekcja o Kruku na Poznańskim Festiwalu Sztuk Komiksowych, trzy wydarzenia dla grupy badawczej WEIRD, absolutny rekord, jeśli chodzi o wyświetlenia bloga, współtworzenie tekstów na Whosome (buźka 😉 )… Pomału, ale dokądś tam zmierzam. Najbardziej mnie zawsze cieszy, gdy osoba odpowiedzialna za omawianą przeze mnie płytę/książkę/cokolwiek powie: „Ej, twoja interpretacja jest fajna i/lub trafna, dzięki wielkie”, a w tym roku to się zdarzyło dwa razy. To jest niezaprzeczalny sukces i satysfakcja!
Agata (balagankontrolowany.pl): Uczynienie z pisania o kulturze połowy swojego zawodowego życia uważam za ogromny sukces i coś, co wydawało mi się niemożliwe do osiągnięcia – choć nie na swoim blogu, a na portalu serialowa.pl. Z radością powróciłam też na SerialCon, gdzie wzięłam udział w trzech panelach dyskusyjnych – te kilka dni wśród ludzi zajawionych serialami zawsze jest niezapomnianym wrażeniem i fantastycznym poczuciem, że jest się wśród swoich.
Wywerna: Bieżący rok zdominowała prywata, ale udało się w nim upchnąć też trochę działalności twórczej. W alpacznej Magii bezceremonialnej wydane zostało moje opowiadanie Mizerykordia; obecnie piszę powieść wykorzystującą wykreowany tam setting oraz postacie. Dwa kolejne opowiadania zostały przyjęte do naborów, których efekty zobaczymy dopiero w 2023 roku (oba także w Alpace).
Chili (CF SkierCon): Przetrwałam. Przeczytałam więcej książek niż rok temu, a zeszły rok przyniósł załamanie w tym temacie, spowodowane nie najlepszym stanem ducha i umysłu. Czyli jest krok do przodu. A przecież nawet mały krok, to też krok.
No i wiecie: odbył się SkierCon. W realu. I w 2023 roku też się odbędzie, bo wciąż czuwa nad tym waleczna i niepokonana Vinga. I już was zapraszam – bądźmy razem na SkierConie w samo południe wakacji (ostatni weekend lipca).
Dziękuję Magdzie Stonawskiej za sprowokowanie mnie do powyższych wypowiedzi. Dzięki temu wzięłam udział w przygodzie! ?
Lierre: Cmok! Anytime.
Cathia (Rozdroża Cathii): U mnie to chyba tylko powrót na konwenty, choćby SerialCon czy Copernicon. Niezmiennie cieszy i zaskakuje mnie fakt, że organizatorzy uważają, że mówię z sensem i warto dać mi czas antenowy.
Styczeń: Przybył 2020: Część 4, a ja dalej istnieję… I napisałem połowę licencjatu. Poza tym jedno z moich opowiadań załapało się do trzeciego tomu Tęczowych i fantastycznych. Obydwie te rzeczy sprawiają, że kończę rok z poczuciem, że jestem Poważnym Dorosłym Piszącym Rzeczy, i to jest naprawdę fajne uczucie. Tylko teraz trzeba pisać dalej. O rany, o kurde…
Lillchen (Joanna Krystyna Radosz – Czarna Książka): Ten rok był okropny, ale miał momenty. Wyszło kilka moich przekładów, w tym pierwsze z ukraińskiego. Jednak opowiedzieć chciałabym o queerowych. Dni naszego życia Mikity Franko to pierwsza rosyjska powieść LGBTQ+ dla młodzieży. Opowiada o losach chłopaka wychowywanego przez dwóch tatów w świecie, który takiego rodzicielstwa nie akceptuje. Homofobia, strach, kłamstwa i poczucie bezsilności towarzyszące głównemu bohaterowi z pewnością przypominają rzeczywistość wielu queerowych osób i ich rodzin także w naszym kraju. Ale powieść Franko ma i optymistyczne nuty.
W podobnym tonie utrzymana jest retro młodzieżówka Malindy Lo Ostatniej nocy w klubie Telegraph. San Francisco, lata 50. czerwona panika, polowanie na „chińskich agentów” i chińska nastolatka, która odkrywa, że jest lesbijką…
Jeśli chodzi o moje rzeczy, wyszły opowiadania w trzech antologiach: Magia bezceremonialna, Nierealna magia i 24.02.2022. Sama fantastyka. Dla odmiany umowy na powieści podpisałam na teksty dla młodzieży w każdym wieku ;). Listopadowe dziewczyny będą dyskretnie queerowe, a Dziewczyna w różowym da wam petardyczną łażącą po dachach bohaterkę w różowej kiecce. Obie wyjdą w 2023.
I to już koniec naszego monstrualnego podsumowania. Gratulacje dla wszystkich, którzy dotarli do tego miejsca! I wielkie podziękowania dla naszych gościń i gości, którzy w pełnym zajętości grudniowym czasie wpisali się do naszego podsumowanka, sprawiając, że tak spektakularnie się rozrosło. Do zobaczenia przy następnych okazjach!
Pierwszą część podsumowania znajdziecie tutaj: KLIK, drugą tutaj: KLIK, a trzecią tutaj: KLIK.
A jak wy odpowiedzielibyście na te pytania? Dołączcie do naszego podsumowania w komentarzach na Facebooku i wszędzie indziej!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.