Nasza redakcja dzieli się tym, co nas zachwyciło, zaskoczyło i rozczarowało w czerwcu. Co oglądaliśmy, słuchaliśmy bądź czytaliśmy? Sprawdźcie.
ZACHWYTY
Ginny N.: The Truth, Terry’ego Pratchetta. Nie licząc ostatniego, roku dawno nie wracaliśmy do tej części Świata Dysku i był to zdecydowanie błąd. Błędem jest też to, że do tej pory nie posiadamy Prawdy w papierze. Podobnie jak przy Night Watch głos Stephena Briggsa jest tu ogromną wartością dodaną, ale po czerwcowym przesłuchaniu wiemy, że Prawda zdecydowanie jest w czołówce naszych ulubionych części cyklu. Historia Williama de Worde, grupy krasnoludów, które odkryły jak zmieniać ołów w złoto, pierwszego śledztwa dziennikarskiego na Dysku i natury prawdy jest genialna. Pratchett z pewnością czerpał z własnego doświadczenia, gdy jako młody człowiek pracował jako dziennikarz, choć raczej nie zajmował się tak dziwnymi sprawami jak ta, którą śledzimy w tej powieści. A scena, w której pan Slant – najsłynniejszy prawnik w Ankh-Morpork – przychodzi, by zastraszyć dziennikarzy „Pulsu”, to mały majstersztyk. Za każdym razem nie możemy się na nią doczekać.
W kąciku muzycznym musimy wspomnieć o nowej płycie Darii Zawiałow. Już na poziomie kolejnych singli wiedzieliśmy, że będziemy czekać na całe wydawnictwo, a kiedy się ukazało, to zostało nam tylko włączyć je na zapętleniu na Spotify. Tak jak przy pierwszej płycie artystki nie byliśmy zbytnio przekonani, tak z ciekawością śledzimy jej rozwój i już Helsinki nam się całkiem podobały, a Wojny i Noce są naprawdę świetne – tak pod kątem muzycznym, jak i tekstowym.
Paternoster Gang: Czerwiec był dla mnie czasem nadrabiania książkowych zaległości – pochłonęłam (i to jest właściwe słowo!) między innymi 6 i 7 tom Ekspansji Jamesa S.A. Coreya. I o ile trudno nie zauważyć, że poszczególne części tej w tej chwili mojej ulubionej kosmicznej sagi są nierówne, to 6 tom z nawiązką wynagradza niedostatki poprzednich części. Jak w sumie łatwo się domyślić (bo serial i książki, jeżeli chodzi o główne motywy, idą niemalże łeb w łeb), jego oś stanowi ostateczna rozgrywka z Marco Inarosem – i cóż to jest za historia! Akcja pędzi jak szalona, pakiet naszych ulubionych bohaterów (z Clarissą, Bobbie i Avasaralą włącznie) dokonują cudów pomysłowości, a wszystko kończy się… rzecz jasna nie napiszę jak. Ale prawdziwą niespodziankę przynosi tom 7, w którym akcja przeskakuje o 30 lat do przodu, i to bynajmniej nie po to, by odmłodzić bohaterów. Nadal mamy tę samą, choć trochę powiększoną załogę Rosynanta, mierzącą się z kolejnym zagrożeniem, którego łatwo się domyślić z finału 5 sezonu serialu, a które sprawia, że Holden i Naomi muszą porzucić marzenia o emeryturze i po raz kolejny, wraz z Amosem, Clarissą, Aleksem, Bobbie i bardzo już wiekową Avasaralą (pamiętajmy, że w świecie Coreya ludzie żyją jednak dłużej) stanąć do walki w obronie kruchej stabilizacji. Twórcy nie zapominają rzecz jasna o protomolekule i tym, co zabiło jej budowniczych i kuszą nas zbliżającym się rozwiązaniem zagadki. Czy stanie się tak w kolejnym tomie? Jaki wielki finał przygotowali autorzy? Okaże się w kolejnych dwóch częściach, które szczęśliwie jeszcze przede mną, bo trudno będzie mi się pożegnać z tym światem.
Lierre: Czerwiec spędziłam z monstrualnym Zakonem drzewa pomarańczy i nie zdążyłam zachwycić się niczym innym. Ale to powieść warta wzmianki (kolejnej) – wspaniała, epicka opowieść osadzona w świecie, który można by zwiedzać bez końca. Zupełnie innym niż nasz w tych miejscach, w których nasz potrzebuje przebudowy. Bardzo lubię tam niemal wszystkich bohaterów, nie nudziłam się ani przez moment i ciągle coś odkrywałam – a czytałam to już po raz drugi. Bardzo polecam. (O świecie tej powieści pisałam szerzej w tym artykule).
Clever Boy: To był dla mnie trudny miesiąc, więc nie za dużo oglądałem czy słuchałem. Zakończył się drugi sezon Batwoman, który bardzo mi się podobał. Wprost nie mogłem doczekać się nowych odcinków. Nowa główna bohaterka dość szybko mnie do siebie przekonała i szczerze – polubiłem ją bardziej niż Kate Kane. Podobały mi się wątki główne i poboczne, a twórcy nie raz mnie zaskoczyli – a to plot twistem, a to brutalnością. Już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Nie mógłbym zapomnieć o filmie, który podbił moje serce – Cruella. Zakochałem się w kreacji Emmy Stone. Ten film był tym, czego potrzebowałem. Zaskoczenia, ciekawa fabuła, świetna gra aktorska, bajeczne kostiumy (Oscara poproszę!), fajne ujęcia kamery i genialna muzyka. Na pewno do niego wrócę, bo jestem zachwycony. Warto obejrzeć.
ZASKOCZENIA
Paternoster Gang: Nie czekałam na drugi sezon Lupina, ba, wręcz zapomniałam o jego istnieniu. Tymczasem okazał się bardzo przyjemną rozrywką, i to duchowo pokrewną opowieściom o legendarnym dżentelmenie-włamywaczu. Zamiast tak częstej niestety w serialach o zemście i poszukiwaniu sprawiedliwości brutalności mamy klasyczną opowieść o wielopiętrowym oszustwie, które pozwoli głównemu bohaterowi w końcu zaznać spokoju. Polecam nie tylko wielbicielkom gatunku!
Lierre: Raczej nie sięgam po produkcje komediowe, bo rzadko wpadają w moje poczucie humoru, więc jak posadzono mnie, bym obejrzała Inside Bo Burnhama, to podeszłam do tego nieufnie. Po czym przez kolejne godziny (oglądania na raty, to krótki program) zbierałam szczękę z podłogi, bo nie było tam absolutnie nic zabawnego i ilekroć już się miałam uśmiechnąć, dostawałam po głowie potężną dawką mroku. Czy to właśnie siedzi w głowach millenialsów? Powiedziałabym, że zdecydowanie tak. Warto obejrzeć nie tylko dla wpadających w ucho piosenek, ale też dla tej właśnie egzystencjalnej warstwy, rozpaczy przedzierającej się przez błaznującego Burnhama i rewelacyjnego pod wszystkimi względami wykonania.
Clever Boy: Bardzo ucieszyłem się z tego, że znowu otwarto kina. Wybrałem się więc na The Quiet Place Part II. Miałem lekkie obawy – pierwsza część pokazała nam świetny świat, a także potężne zagrożenie. Film bardzo mi się podobał, więc gdzieś tam z tyłu głowy szumiało mi, że nie uda im się tego przebić. I oczywiście nie udało się, ale i tak dobrze się bawiłem. Nie wystraszyłem się na filmie ani razu, ale dalszą fabułę poprowadzono ciekawie i sensownie. Nie do końca przypadło mi do gustu rozdzielanie postaci, ale dzięki temu mogły się one wykazać na nowy sposób (bądź też pokazać swoją głupotę). Według mnie film cierpi na jedno – zdecydowanie odczuwamy, że jest to środkowa część trylogii i finał obejrzymy za kilka (mam nadzieję) lat. No i na tym trochę film traci.
ROZCZAROWANIA
Vitecassie: Z opóźnieniem godnym PKP nadrobiłam też w czerwcu drugi sezon Snowpiercera. Dużo się działo, akcja trzymała w napięciu, ale zabrakło chyba jednak pomysłu, który by jakoś spinał całą serię. (Prawie) każdy wątek z osobna naprawdę fajnie się rozwija, ale w całości ten sezon już niespecjalnie się broni.
Paternoster Gang: Zupełnym przypadkiem trafiłam na Netflixie na kontynuację losów (bo trudno, przynajmniej w czasach Larssona, mówić tu o przygodach) Lisbeth Salander, czyli Dziewczynę w sieci pająka z 2018 roku. Po lekturze książek Davida Lagercrantza, który niezbyt zręcznie przejął pałeczkę po Larssonie, nie spodziewałam się wiele, ot, niezbyt mądrej rozrywki na piątkowy wieczór, ale film przebił wszystkie moje oczekiwania. Jest okropny, i to pod każdym względem. Dość napisać, że cała ekipa, może oprócz Salander, została odmłodzona o jakieś 20 lat, a zamiast popisu hakerskich umiejętności mamy popis umiejętności bondowskich, tylko z wielokrotnie niższym budżetem. O ile nie lubicie kina klasy B z lat 90. ubiegłego wieku, omijajcie szerokim łukiem.
Lierre: Na fali zachwytu… tak, zgadliście – Zakonem drzewa pomarańczy – sięgnęłam po mocno promowaną serię Samanthy Shannon, którą otwiera jej debiut – Czas żniw. Nie miałam wielkich oczekiwań, a jednak udało się tej książce mnie rozczarować. Nawet biorąc pod uwagę, że to debiut, że autorka była bardzo młoda itp., z trudem przebrnęłam przez rozpadające się w rękach światotworzenie, banalnych bohaterów, nawrzucane do fabuły elementy, które ledwo się sklejały i mocno przewidywalną akcję. Ot, typowa historia o prześladowaniu i drodze do wolności, z elementami odkrywania swoich (super)mocy i organizowaniem rebelii, ale było tam wszystkiego trochę za dużo. Bo mamy i osoby z nadnaturalnymi zdolnościami, kontaktujące się z duchami i zaświatami, i historię alternatywną sięgającą dwóch wieków wstecz, i elementy dystopii i cyberpunku, i do tego jeszcze kosmitów. Wszystko dobre, ale dlaczego razem?! Pewnie sięgnę po dalsze tomy, bo bardzo mnie ciekawi twórczość Samanthy Shannon i chętnie prześledzę, jak się rozwijała przez ostatnie lata, ale Czas żniw pozostawił mnie z nieprzyjemnym wrażeniem banału i chaosu.
Clever Boy: Być może od niektórych czytelników mi się za to oberwie, ale jestem rozczarowany Lokim. Serial miał ogromny potencjał i zachęcił mnie zwiastunami. Pierwszy odcinek przedstawił nam skomplikowany świat, w którym dzieje się ta przygoda i rozbudził nadzieję. Te szybko zagasły wraz z kolejnymi odcinkami. Moim zdaniem serial jest zbyt przegadany, a główna zagadka nie jest aż tak ciekawa, jak mogłaby być. Im bliżej końca serialu (a to tylko 6 odcinków), tym robiło się ciekawiej. Pokochałem Sylvie, która swoim charakterem i mimiką sprawiała, że chciałem się uśmiechać. Mimo wszystko mam niedosyt, postaram się więcej napisać wkrótce w osobnej recenzji.
WARTO WSPOMNIEĆ
Paternoster Gang: W przeciwieństwie do Clever Boya bardzo wysoko osceniam Lokiego. To kolejny po WandaVision serial z uniwersum Marvela, który zaskakuje nieoczywistym pomysłem. Dość powiedzieć, że to prawdziwa uczta nie tylko dla fanek bohatera, ale też Doctor Who czy The Umbrella Academy. A jeśli dodamy do tego w końcu potwierdzoną na ekranie biseksualność Lokiego, zawsze cudownego Toma Hiddelstona oraz niemniej uroczego Owena Wilsona, genialną Sophie di Martino jako Sylvie, zabawy z czasem oraz ogólną dziwaczność świata przedstawionego, to w efekcie dostajemy prawdziwą ucztę dla oczu i ducha. Dodatkowy plus za cudowną, pełną niezręczności relację Lokiego z Sylvie, oraz dobre, zgodne z ich charakterami poprowadzenie wariantów Lokiego. Zakończenie wbiło mnie w fotel i niecierpliwie czekam na kolejny, już zapowiedziany, sezon.
Końcówka czerwca zaskoczyła mnie też informacją o planowanej kontynuacji filmu telewizyjnego The Old Guard z jedyną i najwspanialszą ekranową twardzielką o smutnej i nieco długiej przeszłości, w którą wciela się rzecz jasna Charlize Theron. Zdjęcia ruszą dopiero w 2022 roku, ale jako zatwardziała i odporna na marudzenie fanka pierwszej części po prostu nie mogę się doczekać!
Lady Kristina: W tym miesiącu zauroczył mnie tęczowy serial Feel Good (na początku czerwca ukazał się drugi sezon). Śledzimy tu losy stand-uperki Mae oraz jej nowo poznanej dziewczyny George. Każda z nich zmaga się ze swoimi własnymi problemami: Mae walczy z dawnym uzależnieniem od narkotyków, uzależnieniem od samej miłości, a także z pojęciem własnej tożsamości – jej postać jest oparta na wcielającej się w tę rolę (i jednocześnie współautorce scenariusza) Mae Martin, niebinarnej (używającej zaimków she/her, they/them) komiczce i stand uperce. Z kolei George, która do tej pory uważała się za osobę hetero, ma początkowo problem z przyznaniem się do nieheteronormatywnego związku, nie potrafi też do końca określić swojej orientacji, a także próbuje pogodzić swoje życie ze zmianami, do jakich w nim doszło po poznaniu Mae. W trakcie dwóch sezonów związek Mae i George spotyka wiele problemów, nierzadko poruszających bardzo trudne tematy, ale na końcu ma się jednak nadzieję, że wszystko się ułoży.
Lierre: Mnie w czerwcu ucieszyły dwa zwiastuny: drugiego sezonu Star Trek: Picard i Fundacji na podstawie kultowej serii Asimova. O Picardzie wiele powiedzieć nie mogę, no po prostu bezkrytycznie kocham ten serial i tyle (choć jeszcze go nie skończyłam, jak to ja) i cokolwiek twórcy mi podrzucą, będę wzdychać. Ma powrócić intrygująca postać Q i pewnie znowu dostaniemy milion nawiązań do innych Star Treków, z których rozpoznam jakąś marną część, a i tak będę się cieszyć.
The Foundation natomiast to dla mnie wielka niewiadoma, bo nie znam literackiego pierwowzoru, choć wiele o nim słyszałam. Może czas się zapoznać w oczekiwaniu na ekranizację, bo trailer wygląda fantastycznie, a Lee Pace znowu dostał jakąś przedziwną rolę. Nie można tego przegapić!
Clever Boy: Nadrobiłem Sweet Tooth. Historia o chłopcu-jelonku bardzo mnie urzekła i zaciekawiła. Przedstawiony świat jest dość ciekawy, zaskakujący. Było dużo smutku, ale również optymizmu. Liczę na kolejny sezon, bo jakoś tak pociesznie mi się po tym serialu robiło. Obejrzałem też nowy sezon Elite, wciągnąłem się dość szybko w ten zwariowany świat, jednak nie podobał mi się tak, jak te poprzednie. Nowe postacie bardzo mnie irytowały i odczuwałem brak aktorów i aktorek, którzy pożegnali się z serialem. Czekam na więcej.
A co was ostatnio zaskoczyło, zaciekawiło i rozczarowało w popkulturze? Dajcie znać na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.