Wolf Pack, Ant-Man and the Wasp: Quantumania, Nolly, a może You? Która z tych (i innych) produkcji nas zaintrygowała, zachwyciła lub totalnie rozczarowała? Co oglądaliśmy, czytaliśmy i w co graliśmy w lutym? Przeczytajcie redakcyjne popkulturowe podsumowanie.
ZACHWYTY
Lierre: O P. Djelim Clarku pisałam już we wrażeniach grudniowych, bo zbiór opowiadań Martwy dżinn w Kairze umilił mi końcówkę roku. Opowiadania świetnie wprowadzają w powieść – Władca dżinnów dzieje się bezpośrednio po nich. Zaczyna się od masowego morderstwa, a potem jest tylko weselej – mamy magiczny Egipt początku XX wieku, fenomenalną detektywkę Fatwę i jej partnerki (jedną życiową, jedną pracową) i niespodziewany powrót osoby, która tę magię do naszego świata sprowadziła. A może to impostor? Jak by nie było, ma wielką moc, ogromną bezczelność i wprowadza zamieszanie nawet w samym sercu ministerstwa zajmującego się tym, co niewyjaśnione. Lektura jest po prostu fenomenalna – trzyma w napięciu, bywa zabawna, jest mocno osadzona w arabskiej i staroegipskiej kulturze, ma świetne bohaterki, no po prostu proszę brać i czytać. Polecam zaczęcie od opowiadań, bo nie dość, że są po prostu smakowite, to fajnie budują fundamenty pod to, co dzieje się w powieści. Choć i bez opowiadań jej lektura jest możliwa i satysfakcjonująca.
Innym moim kosmicznym zachwytem była powieść Kelly Barnhill Kiedy kobiety były smokami, o której jednak tak się już zdążyłam rozpisać, że tylko podlinkuję: KLIK. Krótko mówiąc, zawrót głowy i niesamowity zachwyt.
Lady Kristina: Rian Johnson tworzy naprawdę świetne produkcje kryminalne. Można było już to powiedzieć o obu częściach Na noże, ale teraz do kolekcji dochodzi jeszcze serial Poker Face. Śledzimy tu losy Charlie (w tej roli fantastyczna Natasha Lyonne), która ma pewien talent – doskonale wie, gdy ktoś umyślnie kłamie. Niestety, naraziła się niebezpiecznym osobom, więc teraz podróżuje po Stanach, rozwiązując napotkane po drodze przypadki morderstw. W serialu, w przeciwieństwie do większości produkcji kryminalnych, nie czekamy na rozwiązanie zagadki do końca odcinka – do tego dochodzi już w pierwszej połowie, gdzie poznajemy bohaterów, relacje między nimi oraz wydarzenia prowadzące do samego morderstwa, a dopiero później cofamy się nieco w czasie, by dowiedzieć się, co z daną sprawą łączy Charlie, i śledzimy, jak ona rozwiązuje zagadkę. Sama Charlie jest nieco szorstką, ale naprawdę sympatyczną osobą, którą naprawdę polubiłam, a sprawy, w które się wplątuje, są na tyle różnorodne i interesujące, że całość jest ogromnie wciągająca.
Paternoster Gang: Miało być dobrze, jest świetnie! Starałam się (trochę mi nie wychodziło, ale serio się starałam) nie nastawiać na The Last of Us, wszak to tylko adaptacja gry, znakomitej, ale jednak gry. Tymczasem dostaliśmy fantastyczne studium społeczeństwa po apokalipsie i przepiękną opowieść o relacji, która nie miała się wydarzyć (mówię rzecz jasna o Joelu i Ellie). Każdy odcinek jest trochę inny i gra na innych nutach – od melodramatu, przez thriller, horror i dramat obyczajowy – żaden nie pozostawia bez emocji. Doceniam też małe niespodzianki od twórców, jak chociażby obsadzenie w szóstym odcinku dwójki aktorów z Przystanku Alaska. Mam też poczucie, że przy całej ponurości w serialu jest mnóstwo dobra i nadziei. No i kocham Bellę Ramsey i Pedro Pascala wielką miłością, są piękni razem, cudowni osobno, po prostu prześwietny casting.
Clever Boy: U mnie tylko jedna pozycja – The Last of Us. Miałem sporo obaw przed premierą serialu, ale wszystko wyszło niesamowicie. Bella i Pedro są świetni w swoich rolach, serial wzrusza, czasem zaskakuje, jest świetnie zagrany i napisany. Z niecierpliwością wyczekuję każdego odcinka, mimo że wiem jak zakończy się ta historia. Dla mnie to zapewne będzie serial roku, bo póki co nie widzę nic, co mogłoby go pobić.
Perła: Moim zachwytem tego miesiąca jest Saga Winlandzka. Na pierwszy rzut oka wydaje się być kolejną opowieścią o zemście. Oto główny bohater, Thorffin jest świadkiem śmierci swojego ojca z rąk drużyny zbirów. Poświęca kolejne lata życia na pokonanie ich przywódcy. Jest to jego jedyny cel i napęd wszystkich jego działań. Thorffin żyje na co dzień z tymi, którzy odebrali mu ojca, powoli upodabniając się do nich. Zajmują się głównie podbijaniem i plądrowaniem wiosek. Thorffina cały czas otacza przemoc i wojna, coś przed czym ojciec próbował go uchronić. Chłopiec staje się bezwzględnym wojownikiem, który morduje z zimną krwią. Wykonuje wszystkie powierzone mu zadania za obietnicę uczciwego pojedynku. Nawet jeśli żyje ze zbirami i przejmuje ich niektóre cechy, wciąż nie pozbywa się honoru i szacunku do ojca. Nie chce uciec się do poderżnięcia komuś gardła, gdy ten śpi. Przywódca zbirów, Askeladd, którego chce zabić Thorffin, jest ciekawą i bardzo tajemniczą postacią. Jest przebiegły i inteligentny, w dodatku zna się na ludziach. Z początku wydaje się kimś bezwzględnym i cynicznym, by z czasem pokazać także inne, nieoczekiwane oblicze. Wiele wyjaśnia jego przeszłość, którą w pewnym momencie sam ujawnia przed głównym bohaterem i widzami. Na przestrzeni opowieści Thorffin, Askeladd i cała drużyna wplątują się w polityczną intrygę. Stają się ochroniarzami księcia Knuta, nieśmiałego i słabowitego chłopaka w wieku Thorffina. Obaj różnią się od siebie i mają odmienne podejście do świata i życia. Thorffin cały czas walczy, podczas gdy Knut milczy i stara się nie zwracać na siebie uwagi, czasami się też modli. Wątek wiary Knuta jest też zresztą bardzo ciekawy. U chrześcijańskiego boga szuka miłości, której nie zaznał od ojca. Towarzyszy mu wiernie Ragnar, jego opiekun i powiernik, a także kolejny zastępca ojca. To właśnie książę Knut przejdzie największą przemianę spośród wszystkich postaci. Początkowo wydawała mi się ona za szybka, ale z czasem zrozumiałam, że nie była zupełna i stanowiła także swojego rodzaju mechanizm obronny.
W Sadze winlandzkiej ważne są relacje synów z ojcami i dziedzictwo, które można przyjąć bądź odrzucić. Każda jest trochę inna. Mamy Thorffina i Thorsa – chłopiec podziwia ojca, ale nie do końca go rozumie oraz księcia Knuta i króla Swena – ojciec wysłał swojego syna na pewną śmierć, w przeszłości był także wielokrotnie dla niego okrutny. Askeladd, choć może wydawać się to pokrętne, staje się swego rodzaju ojcem dla Thorffina, a później także i dla Knuta. Na ich tle wybija się jedna relacja syna z matką, gdzie to wola matki i jej dziedzictwo stają się główną motywacją bohatera. Nie zdradzę jednak jakiej postaci dotyczy. Przekonajcie się sami.
Saga Winlandzka porusza wiele tematów, takich jak wojna, wiara, człowieczeństwo i już wcześniej wspomniane dziedzictwo. Warto zwrócić także uwagę na pieczołowitość z jaką zostały oddane realia historyczne. Wszystko jest dopracowane w najdrobniejszych szczegółach – stroje, statki, budynki, ubiór postaci, a także mentalność ówczesnych ludzi.
DemonBiblioteczny: Po najnowszą odsłonę serii o Małym Lichu sięgnęłom, gdy tylko audiobook pojawił się w moim abonamencie. Oczekiwania były wysokie (wyższe nawet od autowymagań Tsadkiela) i się nie zawiodłom. Marta Kisiel poruszyła tematy mi bliskie i tknęła kilka zapomnianych strachów… Dobra, wcale nie są zapomniane, bo przemijanie i strach przed zmianami dręczy mnie nieprzerwanie od jakiś czterech stuleci… Znaczy się, od ćwierćwiecza. Oczywiście miło też było wrócić do uwielbianych bohaterów, szczególnie Tsadkiela i Licha. Ich duet tutaj wymiata do tego stopnia, że potrzebuję spin-offu o tej dwójce i bamboszkach.
Zielona Małpa: U mnie ostatnio na tapecie mało nowości. W moim podsumowaniu lutego znajdą się więc przede wszystkim starocie mniejsze i większe. Do zachwytów zaliczyłabym serial Breaking Bad. Rychło w czas. Namówiona przez męża postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. I za drugim razem kliknęło. Najbardziej podoba mi się przedstawienie dynamiki dwójki głównych bohaterów – Waltera White’a i Jessiego Pinkmana. Jeden z nich to bardzo dojrzały wiekowo mężczyzna ze świeżo zdiagnozowanym rakiem płuc, niespełniony chemik, nauczyciel, wkrótce ojciec drugiego dziecka i kochający mąż. Po drugiej stronie młody, narwany, nie stroniący od narkotyków diler, który fartem unika złapania przez DEA. Ale i pozostali bohaterowie to aktorskie cudo. Jestem aktualnie gdzieś w połowie, więc mam nadzieję, że jakieś zachwyty jeszcze przede mną. Z nowości natomiast oczy świecą mi na samą myśl o kolejnym odcinku The Last of Us. W grę nie grałam, więc oceniam serial w oderwaniu od pierwowzoru. Czuję się emocjonalnie zmiażdżona po każdym odcinku. I chcę nadal być miażdżona.
Jego Cesarska Wysokość: Nie ma gry idealnej, ale są gry, które robią przynajmniej jedną rzecz na tyle dobrze, że na pozostałe można przymknąć oko. I taką grą oficjalnie jest dla mnie Lost Eons od Davida Blandy’ego, wydana przy współpracy z Cambridge Biomedical Campus Community. Jeden z moich graczy trafnie określił ten papierowy system RPG jako „taki lewacki Fallout z katastrofą klimatyczną zamiast bomb”, i jest to prawda, ale nie cała. Trzeba jeszcze dodać, że podręczniki do LE zawierają bardzo skuteczny w działaniu generator solarpunkowych społeczności, z których wywodzą się gracze. Gdzie się wychowaliście? Jaka była struktura społeczna? Kto rządził? Co was wyróżnia na tle innych niewielkich grupek, które właśnie wychodzą spod ziemi i odkrywają, że świat po katastrofie znowu nadaje się do zamieszkania, tylko trochę się zmienił, bo planeta nie wytrzymała dotychczasowego traktowania i uwolniła zamkniętą w niej magiczną Esencję? Po co w ogóle wychodzicie z bezpiecznego azylu, w którym przetrwaliście ostatnie tysiąclecia? Jestem po sesji 0 z drugą drużyną, której prowadzę ten system, i jestem oczarowany kreatywnością, którą wyzwala on w ludziach. Żeby jeszcze mechanikę poprawili, ale cóż, nie można mieć wszystkiego!
Aninreh (Pałac Wiedźmy): Chociaż przede wszystkim gustuję w mangach, tym razem wskażę na komiks, ponieważ zdecydowanie mu się uwaga należy – Męska skóra Huberta i Zanzima to doskonale nieoczywista opowieść. Zaczyna się prosto: aranżowanym małżeństwem między młodą dziewczyną a kompletnie nieznanym jej mężczyzną. Dziewczynę pociesza jej ciotka, wyjawiając, że kobiety w ich rodzinie przekazują sobie pewien niezwykły skarb: męską skórę. Gdy ją założy, stanie się mężczyzną i będzie mogła bezpiecznie poznać narzeczonego. Opowieść, która rozpoczyna się w okowach opresyjnego patriarchalnego porządku, zupełnie go ostatecznie wywraca, aby na końcu w pełni odrzucić.
ZASKOCZENIE
Ginny N.: Nanna z naszego ukochanego Of Monsters and Men wydaje solową płytę. Na razie ukazał się singiel Crybaby z dwiema piosenkami – Crybaby i Godzilla. Obie są dobre, fajnie się ich słucha. Obie też pasowałyby do twórczości OMAM, nawet potrafimy sobie wyobrazić je w bogatszej aranżacji na cały zespół. Najwyraźniej jednak zespół robi sobie więcej przerwy od tworzenia nowych utworów, a Nanna Bryndís Hilmarsdóttir ma w sobie dość słów i muzyki, by tworzyć dalej. Jestem zresztą ciekawy całego albumu i na pewno po niego sięgniemy, kiedy już się ukaże, ale sam fakt jego powstawania nas ot, zwyczajnie zaskoczył.
Lierre: Ostatnio coraz częściej ciągnie mnie do non-fiction (chyba tęsknię za moimi studiami), a jako że jestem beznadziejnie zakochana w króciutkim podcaście Tajfunowe przypisy Karoliny Bednarz, szefowej wydawnictwa Tajfuny, które wydaje w Polsce przekłady azjatyckich książek, to sięgnęłam w końcu po jej własną książkę – reportaż o kobietach we współczesnej Japonii zatytułowany Kwiaty w pudełku. Ląduje w kategorii zaskoczenie, bo dawno nie zdziwił mnie tak styl czytanej książki – jest tu wręcz lapidarny, bardzo oszczędny, trochę bombardujący osobę czytającą faktami i emocjami (głównie faktami) i przez to trochę męczący, ale i tak połknęłam książkę w dwa wieczory. Ile tam jest przypisów! Co za fenomenalne źródło wiedzy dla kogoś, kto chce wejść w temat. Bez żartów, ale przypisy i bibliografia to było chyba prawie 40% ebooka! Niewiarygodne.
Paternoster Gang: Zupełnym przypadkiem wciągnęłam się w Alaska Daily – serial o pracy redakcji lokalnego dziennika, dziejący się w największym mieście Alaski Anchorage. Zaczyna się dość sztampowo: oto skompromitowana nowojorska dziennikarka śledcza (w tej roli Hilary Swank) zaczyna nowe życie w podupadającym dzienniku prowadzonym przez dawnego znajomego i dość szybko wciąga się w nierozwiązaną sprawę morderstwa rdzennej mieszkanki Alaski. Wątek prowadzonego wspólnie z redakcyjną koleżanką śledztwa (w którym, jak łatwo się domyslić, nieszczególnie sympatyczna postać Swank próbuje grać pierwsze skrzypce i stosować wielkomiejskie metody) przeplata się z codzienną pracą redakcji, zajmującej się rzecz jasna i całkiem przyziemnymi tematami, jak relacja z corocznego jarmarku, i poważniejszymi tematami, a także z warstwą społeczną serialu, skupioną na nierównym traktowaniu przez władze pierwszych Alaskijczyków. Bardzo przyjemne oglądadełko z ważnym przesłaniem.
Maple Fay: Znienacka odezwała się do mnie znajoma z czasu studiów (wszyscy orientaliści na UAMie zawsze się kojarzyli), i poprosiła o pomoc z ostateczną korektą Kronik dzikich bestii Yan Ge, które ukazały się krótko potem we wspomnianych przez Lierre Tajfunach. Polecam serdecznie, chińskiego fantasy (w opozycji do SF) jeszcze nie mieliśmy na polskim rynku wydawniczym.
Clever Boy: Nie czekałem na nowy sezon You. 3 sezon był niezły, ale trochę znużyła mnie ta historia i bohaterowie. Gdy dowiedziałem się, że będą kolejne perypetie Joe, trochę się skrzywiłem. Po 4 sezon nie sięgnąłem od razu po premierze, bo bałem się kolejnej powtórki z rozrywki, więc mi się do tego nie spieszyło. Gdy jednak to zrobiłem – wciągnąłem się niesamowicie i całość (jest tylko kilka odcinków) obejrzałem w dwa dni. Dostaliśmy ciekawą historię z twistem. Tym razem to nasz bohater jest przez kogoś obserwowany i musi uniknąć stalkera, który próbuje wrobić go w morderstwo. Trochę czułem się jakbym oglądał Plotkarę, trochę jak Pretty Little Liars – tylko trochę bardziej mordercze. Świetnie się bawiłem. Czekam na drugą połowę sezonu. You w tym aspekcie mnie zaskoczył.
Zielona Małpa: Wracając do moich staroci, to od kilku lat po głowie chodziła mi myśl, aby obejrzeć coś z uniwersum Star Treka. W tej tematyce jestem nomen omen zielona. A ponieważ lubię stawiać sobie poprzeczkę wysoko, to zaczęłam od początku, czyli serialu Star Trek: Seria oryginalna z 1966 roku. Dlaczego znalazło się to w sekcji Zaskoczenie? Głównie dlatego, że jestem pod wrażeniem, jak dobrze mi się to ogląda. Wiadomo, efekty specjalne są już mocno przestarzałe, a każda planeta wygląda tak samo (skały z pomalowanych plandek i jedna dziwna roślina), ale historie są ciekawe, a kapitan Kirk przystojny. W planach mam zobaczenie pierwszego sezonu, a potem przejście do nowszych produkcji z uniwersum.
Jego Cesarska Wysokość: Okazało się, że She-Hulk, Attorney at Law nie jest takim złym serialem. Jest niezłym sitcomem z bardzo niedopracowanym CGI. Ale ogląda się na ogół bez bólu, da się czasem zaśmiać, chce się kibicować głównej bohaterce w zmaganiach ze społecznymi wymaganiami i własnym kryzysem tożsamości. Może tylko z „eksperymentalną formą” w finale trochę przesadzili, ale to już proszę sobie ocenić we własnym zakresie. U mnie solidne 7/10 a spodziewałem się max 3.
Aninreh (Pałac Wiedźmy): Rzadko sięgam po tomy poetyckie, nie przemawiają do mnie współczesne utwory, po Histerie Kim Yideum sięgnęłam, przyznaję, z dość płytkich powodów – przez koreańskie pochodzenie autorki. Chciałam sprawdzić, jak sobie z przekładem poradziła trójka tłumaczek i zupełnie się w tych utworach zakochałam. Wiem, nie są popkulturowe, ale może powinny być – to żywe, płynące, dotykające ważnych sprawach utwory, nieubierające świata w piękne słówka czy wykwintne metafory. Ponoć Kim niezbyt lubiana w Korei Południowej, przez wzgląd na „brudność” (cielesność?) jej utworów. A w tym chyba właśnie tkwi ich siła.
ROZCZAROWANIE
Lierre: Trochę przesadzam, umieszczając tu Tashę Suri i jej dwie powieści – Cesarstwo piasku i Krainę popiołu – ale chcę gdzieś odnotować tę przygodę, a ani mnie one nie zachwyciły, ani nie zaskoczyły. Styl autorki jest specyficzny. Ma tendencję do przerysowywania w takich miejscach, że czułam się, jakbym czytała literaturę z obiegu raczej fanowskiego. Ale ogólnie jest ciekawie: w obu powieściach mamy fajne, skomplikowane bohaterki na pierwszym planie (zresztą siostry – w Cesarstwie starszą, w Krainie młodszą) i fantastyczny świat oparty mocno na kulturze indyjskiej, najbardziej chyba z epoki mogolskiej, ale nie tak bardzo ściśle. Obie powieści są też oparte na dość podobnym schemacie fabularnym. Może dlatego drugi tom czytało mi się o wiele gorzej. Ale Cesarstwo piasku jestem w stanie polecić – opowiada o Mehr, nieślubnej córce lokalnego władcy, która zostaje podstępem poniekąd zmuszona do wyjścia za mąż za członka religijnej organizacji, w zasadzie zakonu, który mieści się na świątyni i wznosi modły za cesarza. To znaczy byłoby to religijne, gdyby bóg nie był tam fizycznie obecny i nie postanowił zrobić bohaterce piekła z życia. Ups. Mamy tam sporo emocji i uniesień, mamy mocny wątek dyskryminacji rasowej i kulturowej, mamy też bardzo fajną koncepcję komunikacji z duchami czy bogami za pomocą tańczonych rytuałów złożonych z precyzyjnych gestów i misternych ruchów. No więc nie takie bardzo rozczarowujące to rozczarowanie. Ale jednak spodziewałam się po tych książkach czegoś lepszego, niech więc tu zostaną.
Maple Fay: Wolf Pack – miał być nowy serial z Sarah Michelle Gellar, o pożarach w Kalifornii i wilkołactwie: no i teoretycznie jest, ale… jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca? Straszna sztampa, i generalnie mocno rozwleczona fabuła. Mam przed sobą jeszcze kilka odcinków, i żywię nieśmiałą nadzieję, że zmienię zdanie.
Clever Boy: Jako Marvel fanboy poszedłem do kina na Ant-Man and the Wasp: Quantumania. Bawiłem się… ok, ale zupełnie mnie nie porwało. Świat kwantowy jest ciekawy, ale za mało dostaliśmy jego przedstawicieli i jego historii. Aż prosiło się o to, żeby zanurzyć się w ciekawą historię. Fabuła nie była interesująca, a za wiele się z niej już nie pamięta. Kang jako złoczyńca był pokazany jako bardzo potężny. Robiło to wrażenie, ale szybko zostało zmyte, gdy został pokonany przez mrówki, a potem tak naprawdę przez Wasp. I to ma być mega złoczyńca, który zabił gdzieś Avengersów? Nie czułem tutaj żadnej stawki. Wasp została wepchnięta gdzieś w kąt, Hank też był gdzieś w tle. Zupełnie nie kupiłem Cassie. Nie wiem czy to recasting aktorki czy pomysł na postać, ale z wszystkich młodych i nowych bohaterek Marvela wypada bardzo słabiutko. Nie podobało mi się też, że właściwie zniknęła cała otoczka postaci towarzyszących z poprzednich filmów. Nie było nawet matki Cassie… Bohaterowie często robili głupie rzeczy np. Janet próbuje ukrywać coś, co i tak opowie później, Cassie mając skafander nie ubiera go, gdy spada czy znajduje się w niebezpieczeństwie. Już nie mówiąc o tym, że film łamie różne zasady, które seria ustaliła. Film był poważniejszy od poprzedników, a śmieszne momenty nie wybrzmiały dobrze. Może zaśmiałem się raz, ale już nie pamiętam nawet na czym. Na plus Michelle Pfeiffer, która pokazała ciekawą postać i jakoś starała się ratować film. No cóż, dostaliśmy bardzo słaby film i jestem bardzo rozczarowany. Już Thor: Love and Thunder mi się bardziej podobało.
Zielona Małpa: Po W tej powieści wszyscy umierają sięgnęłam przez opis fabuły, w którym pojawiła się wzmianka o Doctor Who. Ta książka gruzińskiego pisarza Beki Adamaszwilego okazała się bardzo dziwna. Nie była rozczarowaniem na całej linii, ale chyba spodziewałam się po niej czegoś innego. Memento Mori odkrywa, że jest postacią literacką i postanawia się zemścić na autorze. W tym celu zbiera czteroosobową drużynę i wehikułem fabularnym wędruje po epokach i gatunkach literackich, by znaleźć specjalny kod. A wszystko to okraszone jest narracją świadomą tego, że jest narracją. Mój problem z tą książką polegał na tym, że nie wiedziałam, do czego to wszystko zmierza i po co w ogóle się dzieje. Kulturo- i literaturoznawcy będą się chyba bawić przy tej książce lepiej niż ja.
Jego Cesarska Wysokość: Obejrzałem trylogię Więzień labiryntu. I niby nie spodziewałem się fajerwerków, ale i tak trochę mi smutno pod koniec. Dlaczego? Bo w zasadzie każdy z tych filmów miał solidne, warte ocalenia momenty, a jednocześnie scenarzyści tak wielu rzeczy nie przemyśleli i tak bardzo oszczędzali na konsultacjach… Ciekaw jestem, czy problemy tej historii teleportowano do niej bezpośrednio z książki, czy to producenci tradycyjnie postanowili, że historia się nie sprzeda, jeśli pod koniec nie wydarzy się coś przerażająco głupiego. Ale chyba jednak nie na tyle, żeby samemu sprawdzać.
Aninreh (Pałac Wiedźmy): Freyja. Fałszywy książę to manga skierowana do nastoletnich czytelniczek, śliczna, zwiewna, niezbyt ambitna, ze ślicznymi chłopcami kochającymi (no, jeszcze na to nie wpadli) główną bohaterkę. Przy każdym kolejnym tomie powtarzam sobie, że nie mam co oczekiwać drugiej Legend of Basara Yumi Tamury, że to zupełnie inny kaliber i zawsze strasznie się zawodzę. To kolejna manga, która próbuje na nowo opowiedzieć losy Sarasy i ponownie nie daje rady pociągnąć tej opowieści na poziomie politycznych intryg.
WARTO WSPOMNIEĆ
Lady Kristina: Czekając na powrót Russella T Daviesa do Doctor Who, zapoznałam się z jego najnowszym serialem, jakim jest Nolly. Śledzimy tu losy Noele Gordon, gwiazdy brytyjskiej opery mydlanej Crossroads, która nagle dowiaduje się że została zwolniona z obsady serialu, który był ogromną częścią jej życia (grała tam przez niemal 18 lat). Na przestrzeni trzech odcinków obserwujemy, jak Nolly stara się pogodzić z zaistniałą sytuacją, jednocześnie starając się poznać przyczynę tego zwolnienia (którą w końcu poznaje w dość nieoczekiwany sposób), z przebłyskami przeszłości, kiedy ta aktorka i prezenterka miała istotną rolę w rozwijaniu się treści telewizyjnych. Całość miesza ze sobą elementy poważne, wzruszające, jak i parę zabawnych (mamy tu nawet kilka doktorowych wzmianek), a momentami niemal za bardzo wręcz wciągałam się w fabułę Crossroads, całkowicie zapominając, że oglądam w tym momencie coś szerszego, zwłaszcza że wydarzenia z opery mydlanej nierzadko potrafiły się przeplatać z tymi z planu.
Paternoster Gang: Równo 10 lat po premierze powtórzyłam sobie Elizjum, absolutnie klasyczne science fiction z Mattem Damonem, Jodie Foster i młodziutkim Diego Luną. Ta opowieść o garstce bogaczy żyjących w luksusach na unoszącej się nad zdewastowaną, przeludnioną Ziemią nic nie straciła na emocjach i aktualności, a zakończenie nadal powoduje szklenie oczu i drapanie w gardle. Film ma wszystko, co ważne: kapitalizm, w którym człowiek jest mniej przydatny niż maszyna – bo łatwiej zastępowalny – cudowną technologię medyczną, służącą jedynie wybranym, miłość, która okazuje się ważniejsza niż życie i ratuje świat, i w końcu sztuczną inteligencję, która jest bardziej ludzka od ludzi (serio, ta końcówka ściska za gardło!). Warto obejrzeć jeszcze raz – i po raz pierwszy.
Clever Boy: Jeśli jeszcze nie widzieliście to gorąco polecam Abbott Elementary. 2 sezon nie odstaje od pierwszego i jest naprawdę dobry. Znalazło się tutaj kilka odcinków perełek. Bawię się za każdym razem dobrze. Polecam obejrzeć kilka odcinków (serial dostępny na Disney+) i się przekonać. Obejrzałem także odcinek walentynkowy Harley Quinn. Niesamowicie się ubawiłem. Jak zwykle absurdalny i zabawny. Nie mogę się doczekać 4 sezonu serialu. Jedyny minus: mój HBO Max tego nie reklamował i nie wiedziałem, że jest już dostępny – odcinek traktowany jest jako osobna pozycja i nie wyświetla się w nowych odcinkach do obejrzenia.
Rozpocząłem też nowy serial Not Dead Yet. W głównych rolach widzimy tu m.in. Ginę Rodriguez (Jane the Virigin), Lauren Ash (Superstore) czy Hannah Simone (New Girl). Serial opowiada o 30-kilkuletniej kobiecie, która rzuciła dotychczasowe życie dla miłości. Gdy jej związek się rozpadł wróciła na stare śmiecie i musi ułożyć sobie życie. Jest dziennikarką, ale po powrocie do pracy dostaje zadanie pisania nekrologów. I wtedy odkrywa, że widzi i słyszy duchy tych, o których ma pisać. Z każdym odcinkiem serial coraz bardziej się rozkręca. Bawię się na nim dobrze, a czasami wzrusza (zakończenie odcinka czwartego sprawiło, że lekko pękło mi serce). W serialu podoba mi się to, co reprezentuje główna bohaterka Nell – jest właśnie po trzydziestce, ale nie ma wszystkiego w życiu jak w wielu serialach – mieszka ze współlokatorem, nie jest ogarnięta chociażby chciała, musi walczyć o przyjaźnie i relacje, w pracy nie zawsze się układa, bywa zmęczona, nie jest w związku i nie do końca jest na to gotowa. W moim przypadku to trochę reprezentacja mnie i różnych moich znajomych. Dla mnie super.
Zielona Małpa: Przypadkiem przypomniałam sobie o gierce, w którą namiętnie grałam jeszcze za czasów studenckich – Town of Salem. To gierka przeglądarkowa (ale jest też na Steamie), która jest przeniesieniem mechaniki Mafii na ekran. Super było pograć kilka rundek, choć widać, że zaawansowani gracze potrafią zdemaskować złe postaci w kilka rund. Swoją drogą zapomniałam hasła do konta i odzyskiwanie go zajęło mi dwa dni… Byle skutecznie.
Jego Cesarska Wysokość: Ruszyły nominacje do Zajdli, i jakkolwiek nie wolno mi tu operować żadnymi liczbami, to być może nikt mnie nie wyrzuci z roboty jeśli powiem, że zainteresowanie nagrodą zdecydowanie w tym roku zwyżkuje. Więc tradycyjnie zachęcam – jeśli chcecie, by wasze ulubione powieści i opowiadania znalazły się w tym roku na krótkiej liście, to na stronie zajdel.art.pl/nominacje znajdziecie wszystko czego wam potrzeba. Składka nominacyjna w wysokości 5 zł zostanie w całości przeznaczona na wydatki organizacyjne nagrody, więc jeśli uważacie, że społeczność fanowska powinna dalej mieć swoją własną nagrodę literacką, to zachęcam do rzucenia w nas tym piątakiem – obiecuję że nie pójdzie na zmarnowanie!
WYDARZYŁO SIĘ NA WHOSOME
W połowie lutego bawiliśmy się na dwunastej już edycji zimowego konwentu Stowarzyszenia Miłośników Fantastyki Avangarda Zjava, którą objęliśmy matronatem. To warszawskie wydarzenie przyciągnęło blisko tysiąc osób, które przez trzy dni grały w gry bez prądu i uczestniczyły w ponad setce innych atrakcji – prelekcjach, warsztatach i panelach. Na bieżąco relacjonowaliśmy wydarzenie na naszej stronie na Facebooku (na którą nieustająco zapraszamy), a relacja z niego już za chwilę ukaże się na stronie.
Na bieżąco (no, niemal!) dzielimy się też z wami wrażeniami z aż trzech długo wyczekiwanych przez nas seriali – 3 sezonu Picarda, 2 serii Carnival Row oraz z The Last of Us. A już w marcu premiera 2 sezonu Shadow and Bone… i już wiecie, co się wydarzy.
Najważniejszym jednak wydarzeniem lutego było dołączenie do redakcji i stałych współpracowników naprawdę pokaźnego grona fantastycznych osób, a z nimi nowej energii, wrażliwości i tematów. Już wkrótce opowiedzą wam o sobie więcej, część z nich już zresztą to zrobiła w naszych całkiem licznych w tym miesiącu ustawkach – również w tej, którą właśnie czytacie. Wszystkich witamy na pokładzie!
A co was zachwyciło, umiliło czas czy rozczarowało w lutym? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.