Październik przyniósł nam sporo popkulturowych zachwytów, ale też kilka rozczarowań. Trzeci sezon Heartstoppera, Agatha All Along, a może Wszystkie kolory świata? Co oglądaliśmy, czytaliśmy i w co graliśmy? Zapraszamy do lektury podsumowania.
ZACHWYTY
Lierre: Oczywiście wygrywa Heartstopper. Trzeci sezon jest wspaniały, choć ponury, bardzo bliski życia (akurat kończyłam tłumaczyć książkę o terapii anoreksji…). Mniej cukierkowy niż poprzednie, ale bardzo wspierający i wzruszający. Kocham prostotę tego serialu, to, że nie udaje, że jest realistyczny, że jest taką baśnią, ale bardzo bliską, taką małą utopią, która może trochę wpłynąć na myślenie i może odrobinę zmienić świat na lepsze.
ET: Dawno nie oglądałam tak dobrego i oryginalnego serialu Marvela jak Agatha All Along. Była drużyna, piosenka, przygoda, zagadki i kilka świetnych twistów w końcówce. Świeże, fajne, wciągające, z dobrym domknięciem i mrugnięciem okiem w kierunku kontynuacji. Ale chyba jej nie potrzebuję. Podobnie jak nie potrzebowałam drugiego sezonu The Devil’s Hour, co nie przeszkodziło mi w pochłonięciu go w dwa wieczory. Wielka w tym zasługa Jessiki Raine i Petera Capaldiego, którzy tworzą absolutnie wspaniały duet, mrocznej, zagmatwanej fabuły i świetnego klimatu. Prawdziwa perełka.
W październiku sięgnęłam też po Łaskę Bogów, pierwszy tom kolejnej kosmicznej sagi autorów Ekspansji. I choć nie do końca dostałam to, na co liczyłam – czyli postacie, w których mogłabym się zakochać – to literacko i koncepcyjnie jest to naprawdę świetna rzecz. Nie brakuje też charakterystycznych dla autorów dylematów moralnych i nietuzinkowych koncepcji obcości. Dobrze się to czytało.
Ollie: Obsesyjnie oglądam każdy kolejny odcinek serialu The Penguin. Colin Farrell jest nie do rozpoznania, dzięki charakteryzacji i grze aktorskiej. Śledzi się jego losy analogicznie do poczynań Tony’ego Soprano. Wiemy, że to potwór, ale do pewnego stopnia jesteśmy w stanie zrozumieć jego punkt widzenia. Pingwinowi doskonale partneruje Sofia Falcone, grana przez zjawiskową Cristin Milioti. Podczas oglądania, trudno czasem zgadnąć, które z nich wykręci większy numer.
Ginny N.: Trzeci sezon The Legend of Vox Machina był mocnym domknięciem smoczego wątku serialu. Cały sezon jest solidny i oglądałem go z przyjemnością, ale największą frajdę sprawiła mi transza odcinków 7-9. Było w niej mnóstwo emocjonalnych elementów i fabularnych smaczków, które wybijają się na tle pozostałej części sezonu – już przecież bardzo dobrej. I o ile cały ten sezon jest zdecydowanie naszym zachwytem, o tyle to do tych trzech odcinków będę wracał z największym emocjonalnym oczekiwaniem. A tymczasem czekam na potwierdzony w końcu sezon czwarty. I na sezon pierwszy The Mighty Nein.
Z kolei trzeci sezon Heartstoppera był tak mocny w pierwszej połowie, tak że musiałem co odcinek robić sobie małą przerwę na odsapnięcie. W drugiej połowie wróciliśmy do lżejszego tonu, choć i tu nie zabrakło poważniejszych momentów. Tu już jednak balans z tą znaną z dwóch pierwszych sezonów lekkością był zdecydowanie wyraźniejszy niż na początku sezonu. Ale też cieszymy się, że wątek zaburzeń odżywiania Charliego, wcześniej zaznaczony, dostał dość miejsca by odpowiednio wybrzmieć. I tu także czekamy na sezon czwarty (i powrót cudnej Olivii Colman w roli mamy Nicka; oby tym razem kalendarze się zgrały).
Hayayo Miyazaki jak zwykle zachwyca. Chłopiec i czapla wchodzi w mocniejszy fantastyczny, groteskowy ton, trochę kojarząc nam się z Totoro czy Ponyo, a jednocześnie jest to coś zdecydowanie innego. Groteska tu jest nie tyle zabawna co brutalna i smutna. Chłopca i czaplę można by przyrównać do całej reszty klasyków studia Ghibli, a jednocześnie to swoja osobna rzecz. Czyli to, co w twórczości Miyazakiego przyciąga i zachwyca.
Mimo że wiedziałem mniej więcej o czym jest KAOS – olimpijscy bogowie współcześnie, na groteskowo, to nie miałem pojęcia co włączam, kiedy włączałem pierwszy odcinek. I tu nie będę spoilerować. Powiem tylko, że zarwałem noc, bo nie chciałem wychodzić z tego świata, odrywać się od losów tych postaci. KAOS jest jak klasyczna grecka tragedia. A to, że nie dostał drugiego sezonu… Na to po prostu brak słów.
Jego Cesarska Wysokość: Lavondyss Roberta Holdstocka zapowiadało się na bardzo ciekawą lekturę, a okazało się być czymś dużo więcej niż to. Spodziewałem się powieści o mitach lub czerpiącej z mitu, dostałem książkę o strukturze imitującej mit w najbardziej niesamowity możliwy sposób, oraz doskonale świadomą relacji pomiędzy mitologią, nieświadomością a różnymi formami szamanizmu. Mógłbym być może kręcić nosem na niektóre wątki albo zastanawiać się, czy Anglik w średnim wieku miał w ogóle szansę dobrze skonstruować postać wychowanej w lesie nastolatki z pierwotnego plemienia, ale w ogólnym rozrachunku jestem w stanie żyć z tą wątpliwością i po prostu zachwycać się wrażeniami z całości. Jakby co – nie trzeba znać pierwszej części.
Lady Kristina: Heartstopper pozostaje nadal ciepłym kocykiem, ale jest tu o wiele poważniej i trochę smutniej – oglądanie nadal było przyjemnością, ale w trakcie większości odcinków łzy stały mi w oczach. Postacie dorastają, serial razem z nimi, a my też mamy taką szansę. Przede wszystkim cieszę się, że ten serial istnieje, bo zdecydowanie potrzebujemy czegoś takiego.
Wchodząc w spooky sezon, wkroczyłam do wymiaru sąsiadującego z naszym, lecz położonego poza czasem i przestrzenią, który ogranicza jedynie nasza wyobraźnia… Oryginalna serialowa Strefa mroku, czyli zbiór przeróżnych historii, czasami strasznych, a czasami po prostu niepokojących – naprawdę wciąga. I mimo że część historii różnie się zestarzała – w końcu serial zadebiutował 65 lat temu – to nadal towarzyszący mu poziom niepokoju jest wyraźnie wyczuwalny, a jako że przede mną jeszcze parę sezonów, to podróż przez ten wymiar jeszcze trochę potrwa.
Pod koniec miesiąca odwiedziłam Splat!FilmFest, gdzie miałam okazję zagłębić się w świat filmów dziwnych i nietypowych. Drugi akt to specyficzny metakomentarz Quentina Dupieux na temat współczesnego tworzenia filmów, w Życiach i śmierciach Christophera Lee aktor, w kukiełkowej wersji oraz głosem Petera Serafinowicza, opowiedział historię swego życia i twórczości, dodając parę ciekawostek o pozostałych członkach horrorowej trójcy: Peterze Cushingu i Vincencie Price, natomiast Surfer pokazał wciągającą moc australijskiej fali.
Kasia: Październik minął mi na nadrabianiu rzeczy, na które nie miałam czasu czy przestrzeni. W obliczu natłoku pracy najczęściej oglądam i czytam rzeczy, które już znam. W związku z tym rzadko sięgam po nowości czy coś, czego jeszcze nie znam. Październik był pod tym względem inny, upłynął pod znakiem twórczości Alice Oseman. Zaczęło się oczywiście od netflixowego Heartstoppera. Tak, spóźniłam się na tę serialową imprezę, ale jak już dołączyłam to na całego i wsiąknęłam w to uniwersum mimo wszystko ciepłego kocyka (choć trzeci sezon był najtrudniejszy i poważniejszy niż pozostałe), gdzie ludzie ze sobą rozmawiają i słuchają, gdzie, gdy coś się dzieje zawsze możesz liczyć na grupę oddanych przyjaciół, zawsze jest się do kogo przytulić oraz Olivia Colman jest naszą mamą. Potem sięgnęłam po komiksowego Heartstoppera. Co więcej, czytałam go sobie na czytniku. Swoją drogą, fajne czasy, w których można czytać komiksy na czytniku. Po przeczytaniu trzech tomów Nicka, Charliego i ich przyjaciół stwierdziłam, że warto zapoznać się z debiutancką książką Oseman, bo czwarty tom Heartstoppera (i trzeci sezon serialu) rozgrywa się w tym samym czasie co właśnie Solitaire. Powieść jest poświęcona Tori Spring, starszej o rok siostrze Charliego (uwielbiam ją i jej relację z bratem). Solitaire jest utrzymana w innym tonie niż Heartstopper, co bardziej pasuje do podjętej tematyki i opowiedzianej historii.
Narobiłam też trzeci sezon polskiego The Office by spokojnie móc zacząć oglądać sezon czwarty. Nowe odcinki pojawiają się co piątek na platformie Canal+ Online. I już teraz mogę powiedzieć, że to najlepszy sezon polskiej wersji, poznaliśmy już bohaterów i ich historię teraz skupiamy się na wzajemnych relacjach i to jak reagują na zmiany w swoim życiu. Polska odsłona już dojrzała, złapała swój rytm, jest rewelacyjnie zagrana i napisana, podejmuje niełatwe tematy z wyczuciem, empatią i odpowiednią dla całego formatu dozą absurdu i żenady.
Pryvian: Dołączę się do zachwytów nad trzecim sezonem Heartstoppera. Dawno nie spłakałam się tak na żadnym serialu – ale jakież to były dobre łzy! Cała obsada stanęła na wysokości zadania, a scenarzyści zrobili wszystko, co w ich mocy, aby problemy związane ze zdrowiem psychicznym potraktować z właściwym szacunkiem i zrozumieniem. Zdecydowanie potrzebujemy więcej podobnych dzieł kultury! Również serialowo i trzeciosezonowo – The Legend of Vox Machina zaprezentowało piękne domknięcie wątków z sezonu drugiego (i parę niespodzianek też dla wiernych osób fanowskich oryginalnej kampanii). Animacja wciąż trzyma poziom, większość żartów w dialogach ląduje tak jak powinna, a poważniejsze i bardziej bolesne momenty doprowadzają do konieczności szukania chusteczek po kieszeniach. Strasznie mnie też cieszy wiadomość o czwartym sezonie, choć nie ukrywam, nerwowo wyczekuję informacji o adaptacji drugiej kampanii, ponieważ tam to się dopiero dzieje! Natomiast jeśli chodzi o Agatha All Along, to tworzy się cały osobny wpis, więc tu powiem tylko, że po raz pierwszy od lat jestem w stanie z czystym sercem stwierdzić, że Marvel odwalił kawał dobrej roboty.
Na froncie literackim natomiast z radością polecam wszystkim Arcanę Anny Szumacher, której to recenzja autorstwa Lierre niedawno wylądowała na stronie. Magia, trupy, podejrzani goście w pięknej posiadłości, wysokie sfery, bohaterka, która wykazuje się naprawdę sporą inteligencją – nic tylko brać i czytać! A jeśli ktoś czyta po włosku to zaprawdę proszę mi wierzyć, że Come l’arancio amaro autorstwa Mileny Palminteri nie bez powodu bije rekordy popularności we Włoszech. Piękna sycylijska powieść, będąca próbą rozliczenia się z tym, co to oznacza być kobietą w społeczności, gdzie małżeństwo jest jedynym „bezpiecznym” wyjściem, jeśli chcesz mieć co włożyć do garnka, faszyzm rośnie w siłę, a dawny porządek zostaje zastąpiony przez nowy… ale trochę trudno uwierzyć, czy aby na pewno lepszy. Mam olbrzymią nadzieję, że niedługo doczekamy się polskiego tłumaczenia!
ZASKOCZENIA
Jego Cesarska Wysokość: Na vod.tvp.pl można w ramach darmowego konta oglądać Wszystkie kolory świata – serię kilkudziesięciu godzinnych dokumentów o kulturze, historii i codziennym życiu różnych nieoczywistych rejonów Kuli Ziemskiej. Jeśli od zawsze ciekawiło was jak wygląda rzemieślniczy wyrób tofu, albo jak to jest żyć w cieniu aktywnego wulkanu, tam się tego dowiecie.
Ollie: Nie sądziłem, że jeszcze jakaś produkcja Marvela tak bardzo pozytywnie mnie zaskoczy. Gdyby nie pozytywne reakcje w sieci, pewnie nie zainteresowałbym się nowym serialem. W ten długi halloweenowy weekend w końcu za jednym zamachem obejrzałem cały sezon. Agatha All Along – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – to porządnie napisany i przemyślany serial, prawie na poziomie Lokiego. Każdy wątek ma sens, wszystkie postacie zostały sensownie wykorzystane, a w dodatku w atrakcyjny sposób wprowadzono Wiccana, jednego z ciekawszych bohaterów Marvel Comics. Istna magia!
ET: Skusiłam się w końcu na miniserial Douglas is Cancelled Stevena Moffata i bardzo się zaskoczyłam, rzecz jasna na plus. To prawdziwy popis aktorski Karen Gillan i mocna opowieść zupełnie nie o tym, czego się spodziewamy. Z ogromną przyjemnością zobaczyłabym ją na scenie.
Rad: Agatha All Along bardzo miło mnie zaskoczyła. Kiedy po raz pierwszy ogłosili, że będą robić ten spin-off, to pomyślałam, że będzie to nudny, nikomu niepotrzebny serial o niczym. Ostatnie produkcje filmowo-serialowe studia też mnie nie porwały, a przy filmach, to stwierdziłam, że już na nie do kina nie pójdę, tylko poczekam na streaming, bo nie warto płacić za bilet. Bardzo się zaskoczyłam, jak dobrze wypada Agatha All Along, poziomem przypominał WandaVision i początki ich seriali. Świetnie dobrane osoby do ról, Joe Locke skradł moje serce jako Wiccan.
Pryvian: W ramach bycia bardzo spóźnioną na imprezę (i głodną wiedźmowych rzeczy) odpaliłam sobie Discovery of Witches – i muszę przyznać, że po pierwszych dwóch odcinkach, które nieco mnie wynudziły, kolejne wciągnęły mnie bez reszty. Nawet jeśli światotworzenie trzyma się trochę bardzo na słowo honoru i taśmę klejącą, to jednak oglądanie romansu paranormalnego dorosłej(!) kobiety z wampirem, który nie wygląda jak z okładki amerykańskiego magazynu dla mężczyzn, ale za to ma masę naturalnej charyzmy, przyniosło mi o wiele więcej przyjemności niż bym się tego kiedykolwiek spodziewała! A, i nie umiem nie szczerzyć się do ekranu jak głupia, ilekroć pojawia się na nim Edward Bluemel jako Marcus.
Tymczasem Laapataa Ladies okazała się jedną z sympatyczniejszych komedii (choć powinnam ją pewnie raczej nazwać komediodramatem), jakie widziałam w tym roku. Bardzo ciepła opowieść o tym jak to „porwanie” panny młodej z pociągu może namieszać w życiu. Nawet jeśli to porwanie wyniknęło przez pomyłkę, bo było ciemno, a ona wyglądała niemal identycznie jak świeżo poślubiona małżonka „porywacza”. A w tym wszystkim i tak najpiękniej lśni kram z jedzeniem na stacji kolejowej i jego właścicielka, której mądrości życiowe nie raz sprawią, że się szerzej uśmiechniecie.
ROZCZAROWANIA
Jego Cesarska Wysokość: Pograłem trochę w nowe Tomb Raidery i były całkiem fajne, więc postanowiłem sprawdzić stare Tomb Raidery i OMUJBORZE (tak, był to mój pierwszy kontakt z tą serią). Pomijając już takie kwestie jak sterowanie czy projekty poziomów, jest całkowicie poza moim pojmowaniem, jak można było w grze akcji zaprojektować główną postać o TAKICH proporcjach i jakim cudem to zażarło. Tzn. domyślam się jakim i mi wstyd za rodzaj męski. Dobrze że gry się jednak trochę rozwijają.
Pryvian: Próbowałam być obiektywna i wpierw obejrzeć zanim zacznę krytykować, więc się przemogłam i włączyłam Uglies na Netflixie. Powiem tak – fakt, że wciąż liczę to jako „rozczarowanie”, mimo że moje oczekiwania względem tego filmu były niemal żadne, jest dość imponujący. Światotworzenie jest głupie jak but, efekty specjalne wyjęte z wehikułu czasu i początku lat dwutysięcznych, dialogi tak generyczne, że bardziej się nie da, a między główną parą romantyczną jest tyle chemii, co kot napłakał. Absolutnie nie polecam. Patrzenie na schnącą farbę na ścianie dostarcza więcej emocji.
WARTO WSPOMNIEĆ
ET: Trochę przypadkiem wciągnęłam się w serial z 2016 roku 22.11.63 na podstawie książki Stephena Kinga. Jeśli jakimś cudem umknął również waszej uwadze, to koniecznie go sprawdźcie. To wciągająca opowieść o podróżach w czasie i próbach zmiany przeszłości i ich konsekwencjach, ale też piękna (i okropna zarazem) historia o miłości i poszukiwaniu swojego miejsca. Oraz o tym, dlaczego mimo wszystko lepiej nie igrać z czasami, które są nam dane.
Lady Kristina: Megalopolis naprawdę ciężko jest konstruktywnie ocenić. Da się zauważyć, że Coppola chciał zrobić coś niezapomnianego – po części mu się to udało, bo seans był fascynujący, ale nie wydaje mi się, że to jest to, co mieliśmy ostatecznie otrzymać.
WYDARZYŁO SIĘ NA WHOSOME
Na listopad szykujemy nasze URODZINY! Czwartą rocznicę uruchomienia strony świętowaliśmy już online, wkrótce zaś zrobimy to także offline. Zapraszamy was serdecznie 16 listopada do krakowskiej Spółdzielni Ogniwo na mikrokonwent. Więcej informacji tutaj: https://fb.me/e/84pHkqK8A.
Poza naszymi konwentowymi urodzinami z październiku zrelacjonowaliśmy dla was toruński Copernicon w randzie Polconu i łódzki Kapitularz oraz szykowaliśmy się na listopadowy Imladris.
Ale Whosome to nie tylko konwenty. Nie zabrakło więc i ciekawych jesiennych tekstów. Przedyskutowaliśmy redakcyjnie drugą połowę drugiego sezonu Rings of Power oraz przeprowadziliśmy nasz pierwszy wywiad – w ramach akcji #FajnaPolskaFantastyka rozmawialiśmy z Martyną Raduchowską o wznowieniu jej powieści Szamanka od umarlaków, fantastycznych inspiracjach i byciu częścią Hardej Hordy.
Pryvian zaproponowała nam horrory na Diwali, nowa na pokładzie Whosome Magdalena Górecka opowiedziała o wątkach rodzinnych w Smoczym księciu, a Lierre zrecenzowała Arcanę Anny Szumacher i przy okazji nowego wywiadu z Susanną Clarke opowiedziała, dlaczego światy Clarke są tak niezwykłe magiczne oraz o zmaganiach autorki z zespołem przewlekłego zmęczenia.
Wydarzyło się w świecie Doctor Who
W październiku poznaliśmy zwycięzców tegorocznych walijskich nagród BAFTA Cymru. W kategorii Najlepszy Aktor wyróżniony został Ncuti Gatwa za jego zeszłoroczny występ w Doctor Who. Gratulujemy!
Na oficjalnej stronie serialu pojawił się za to oficjalny tłumacz na język gallifrejski – w tłumaczenie można się pobawić tutaj: https://bbc.in/gallifreyan.
A jak wam popkulturowo minął październik? Podzielcie się w komentarzach na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.