Styczeń przyniósł nam sporo popkulturowych zachwytów i zaskoczeń. Co oglądaliśmy, czytaliśmy i w co graliśmy na początku 2022 roku? Przeczytajcie podsumowanie stycznia i zainspirujcie siebie – i nas, w komentarzach na Facebooku!
ZACHWYT
Ginny N.: W styczniu świat zachwyciło Wordle i ja też załapałem bakcyla. Ta mała gra w odgadywanie jednego słowa dziennie chwyta tym, że wszyscy danego dnia muszą odgadnąć to samo słowo, a dzielenie się wynikami w sieci stanowi część frajdy. Zobaczymy ile potrwa ten hajp (zwłaszcza, że grę wykupił New York Times i pewnie niedługo zamknie ją za paywallem), ale póki co zaczynanie dnia od nowych Wordle to przyjemny zwyczaj.
W zachwyty musimy wpisać też trzy książki – nie najnowsze, ale to je przeczytaliśmy w tym miesiącu. O Gender queer napisaliśmy już trochę więcej, tu więc powiemy tylko, że to naprawdę dobry komiks o doświadczeniu niebinarności i aseksualności. Z kolei o Oczach urocznych opowiemy wam jakoś wiosną, ale cieszymy się, że udało nam się sięgnąć po tę powieść Marty Kisiel i spędzić w towarzystwie Ody Kręciszewskiej kilka dni. Ostatnia z książek, o których chcemy wspomnieć, to Miedzianka. Historia znikania Filipa Springera. Historia to niekoniecznie coś, co nas bardzo mocno interesuje, ale lubimy dowiadywać się nowych rzeczy, a Miedzianka to nie nudny wykład historyczny (choć pierwszy rozdział streszcza pokrótce historię tytułowego miasteczka), ale opowieść o ludziach i miejscu, które od początku zdawało się dążyć ku zniknięciu.
I na koniec, pierwsze trzy odcinki The Legend of Vox Machina. Ta animacja opowiadająca o losach postaci z pierwszej kampani Critical Role póki co jest przecudna. Baliśmy się, że animacja może nie będzie tak dobra jak sama kampania, ale te obawy po pierwszych odcinkach (kolejne są emitowane już w lutym) odeszły w zapomnienie. Jest wspaniale i mamy nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.
Paternoster Gang: Styczeń rozpoczęłam i zakończyłam z The Expanse. Pisałam to wielokrotnie, i napiszę jeszcze raz: dla mnie najlepszym serialem i jedną z najlepszych sag science fiction XXI wieku. O ostatnim sezonie serialu szerzej już pisałam tutaj, powtórzę więc tylko, że twórcom udało się zgotować satysfakcjonujące, pełne emocji zakończenie z pięknym przesłaniem. Jak co roku pozwoliłam też sobie na rewatch wcześniejszych sezonów i nieodmiennie jestem pod wrażeniem, jak spójna jest to opowieść. Ot, chociażby Chrisjen Avasarala mówiąca w pierwszym sezonie, że boi się spadających z nieba kamieni – które rzeczywiście spadły w piątym… Nadal trudno mi uwierzyć, że nie będzie serialowego ciągu dalszego i liczę, że za kilka lat któryś nadawca pokusi się o kontynuację.
Również w styczniu ukazało się polskie tłumaczenie Upadku Lewiatana, dziewiątego i ostatniego tomu sagi Daniela Abrahama i Ty Francka. Z chwilą, gdy to piszę, jestem dokładnie w jego połowie i nie mogę się doczekać, by wrócić do lektury. Po zdecydowanie słabszym, nieco rwanym ósmym tomie mamy zwyżkę formy autorów. Na pierwszy plan w końcu wychodzi protomolekuła, a właściwie tajemnicza siła, która zniszczyła jej twórców, a także oni sami, a w każdym razie to, kim mogli być i dlaczego, mimo tak ogromnego zaawansowania technologicznego, nie przetrwali. Nie brakuje też oczywiście ludzkiego wymiaru opowieści i tego, co zawsze było siłą The Expanse – nieoczywistych wyborów moralnych, ludzkich dramatów i opowieści. Ta część wydaje się też, paradoksalnie, bardziej kameralna od poprzedniczek. Czy załodze Rosynanta i ich przyjaciołom uda się po raz kolejny ocalić świat? Przekonam się już za kilkaset stron.
Lady Kristina: Na początku miesiąca moją uwagę przykuł miniserial Ogrodnicy. Jest to częściowo oparta na faktach opowieść o Susan i Christopherze Edwardsach – spokojnym małżeństwie, które okazuje się być podejrzane o morderstwo rodziców Susan, które miało miejsce 15 lat wcześniej. Edwardsowie to łagodna, wywierająca bardzo sympatyczne wrażenie para, zafascynowana starym kinem, a zwłaszcza westernami. Wskutek policyjnego śledztwa wychodzą na jaw coraz to kolejne szczegóły, małżonkowie składają następne zeznania, ale im dalej toczy się akcja, tym mniej możemy być pewni tego, co tak naprawdę miało miejsce. Prób rozwikłania tajemnicy nie ułatwia zagubienie Susan, która po tym, jak po wielu latach bycia razem zostaje rozdzielona z mężem, przenosi się w jedyne miejsce, które zna i w którym czuje się bezpieczna: świat starego kina. Ostatecznie nie dowiadujemy się, co dokładnie stało się na miejscu zbrodni, lecz w serialu nie było najważniejsze rozwiązanie zagadki, ale sama opowieść.
Lierre: Dość przypadkowo włączyłam sobie serial Carnival Row i wsiąkłam. Jestem dopiero po paru odcinkach, ale jestem absolutnie zadziwiona tym, jak śmiało i bezpośrednio ten serial dotyka bardzo ważnych i aktualnych kwestii, na czele z dyskryminacją mniejszości. Gdy zobaczyłam, że to serial o ludziach i magicznych stworzeniach – głównie fae, skrzydlatych elfach – to nieco się skrzywiłam, ale wykonanie jest świetne, fae są świetne, ich skrzydła są boskie, a każdy wątek, który serial splata, zaskakuje: od głównej bohaterki – uciekinierki ze swojej ojczyzny pod okupacją, przez Porządnego Detektywa, który jest jedyną osobą, którą obchodzi to, że nieludzie są mordowani, po problematycznego syna premiera, którego rodzice próbują ogarnąć… w mocno niekonwencjonalny sposób. Wszystko ma warstwy, nic nie jest takie, jakie się wydaje, jest równocześnie pięknie, ponuro i przejmująco. Zakochałam się i mam nadzieję, że cała seria mnie nie rozczaruje.
Vitecassie: Z pewnym opóźnieniem trafiłam niedawno na marvelowy serial Loki, czyli ten, no, o Lokim. I muszę przyznać (choć może to kontrowersyjna opinia), że to pierwsza produkcja Marvela, która mnie zachwyciła. Niektóre filmy wciągają, inne mniej. Przy niektórych bawiłam się najlepiej na świecie, przy innych nieco gorzej. Ale to Loki jako pierwszy – i jak do tej pory jedyny – wprawił mnie w osłupienie. Świetnie przemyślana fabuła, niestandardowe podejście (chociaż nie wiem, może gdybym czytała komiksy, to byłabym mniej zaskoczona), no i Tom Hiddleston, który po raz kolejny pokazuje, że może zagrać wszystko i wszystkich, a wszystkie foki i ludzie będą tylko klaskać z entuzjazmem. W dodatku Tom Hiddleston śpiewający po norwesku. Czego chcieć więcej?
Clever Boy: W styczniu nadrobiłem Superstore. Stresując się nowymi okolicznościami w życiu szukałem sitcomu, bo wszystkie moje seriale miały przerwę. Bardzo szybko wsiąkłem w ten świat i pokochałem bohaterów. Odcinek leciał za odcineczkiem – a tu przy śniadaniu, a tu przy kolacji, a tu przed snem itd. No i cały serial obejrzany w miesiąc. 5 sezon był najsłabszy i pewnie gdybym oglądał serial na bieżąco, to byłbym rozczarowany. Ucieszyło mnie to, że praktycznie przez cały serial udało się utrzymać główną obsadę. Naprawdę dobrze się bawiłem i już tęsknię za tą ekipą.
Poza tym odkryłem The Sex Life of College Girl. Perełka. Bardzo dobrze się bawiłem, a bohaterki szybko zyskały moją sympatię. Nawet gdy robiły głupoty, nie miałem serca się na nie wściekać. Podobało mi się to, że każda z postaci przechodzi pewnego rodzaju rozwój przez serię. Twórcy każdej z bohaterek poświęcili czas, co nie jest łatwe. I mimo krótkiej serii czuję się z nimi bliżej niż z bohaterami niejednego serialu, który na sezon ma kilkanaście czy kilkadziesiąt odcinków. Naprawdę dobrze się bawiłem i pochłonąłem serial prawie od razu.
ZASKOCZENIE
Paternoster Gang: Miłym zaskoczeniem miesiąca była dla mnie Kobieta z domu naprzeciwko dziewczyny w oknie. Pastisz ze stajni Netfliksa z Kristen Bell w tytułowej roli świetnie bawi się spuścizną filmów Alfreda Hitchocka, Briana de Palmy czy Davida Lyncha. Całość, jak wskazuje zdecydowanie za długi i sam w sobie zabawny tytuł, oparta jest na niby zgranym motywie wojeryzmu: oto ktoś trochę za dużo czasu spędza na przyglądaniu się życiu sąsiadów i niewątpliwie wyniknie z tego jakiś dramat. Zgodnie z regułami gatunku nie do końca wiemy, co jest prawdą, a co się bohaterce tylko wydaje, a ona sama musi się mierzyć nie tylko ze swoimi spostrzeżeniami i bogatą wyobraźnią, ale też osobistymi dramatami i uznającym ją za uzależnioną od alkoholu mitomankę otoczeniem. Oczywiście do czasu… Muszę przyznać, że twórcy całkiem zgrabnie poradzili sobie z tą opowieścią. Szczególnie ujęło mnie utrzymanie opowieści w poważnym, odpowiednio podkreślanym muzyką, tonie, mimo coraz bardziej absurdalnych sytuacji, które oglądamy. Miła rozrywka na dwa wieczory.
Clever Boy: To i ja się dołączę. Kobieta z domu naprzeciwko dziewczyny w oknie mnie wciągnęła i szybko pochłonęła. Na początku nie potrafiłem załapać, że miałem do czynienia z pastiszem, ale im dalej, tym było coraz głupiej. Oj, bardzo mi się podobało! Naprawdę dobrze się bawiłem i chciałbym dostać drugi sezon. Sięgnąłem po miniserial bez żadnych oczekiwań, miło się zaskoczyłem. I zrobiono mi chęć na zapiekanki.
Lierre: Nie było to może wielkie zaskoczenie, bo coś tak czułam, że to książka, która na mnie czeka – ale nie mam wątpliwości, że Bóg maszyna Joanny W. Gajzler to dla mnie jedna z książek tego roku. Niesamowicie udany debiut, odważny na poziomie światotworzenia – debiutanci często się hamują, ograniczają swoją wizję, Gajzler chyba nie dostała tej notatki i całe szczęście. Napiszę o tej powieści więcej, bo na to zasługuje, tu jednak tylko pozostawię ślad, że towarzyszyła mi pod koniec stycznia i sprawiła, że kilka razy się nie wyspałam, bo jeszcze tylko jeden rozdział. To pod pewnymi względami bardzo klasyczna, zaryzykuję nawet, że ponadczasowa powieść o pędzie, geniuszu, chęci zmieniania świata i zderzaniu się wizji z rzeczywistością i nieprzewidywalnością świata. Niektórych może również zainteresować fakt, że główny bohater jest ewidentnie aseksualny. Autorka w jednej powieści zmieściła fabułę obejmującą kilkanaście lat, śledztwo połączone ze spiskiem, ujmującą drogę bohatera do realizacji swoich marzeń i bardzo intrygującą wizję społeczeństwa i świata opartą na oryginalnych zasadach i z uwzględnieniem wszelkich tego implikacji od skali makro do pojedynczych ludzkich decyzji. Imponujące. I wciąga jak nie wiem!
ROZCZAROWANIE
Vitecassie: Postanowiłam rok 2022 poświęcić w znacznej mierze na nadrabianie zaległości. W tym zaległości popkulturowych, przeróżnych zakładek, zaznaczeń i list rzeczy, które miałam w końcu przeczytać/obejrzeć/przesłuchać. I tak trafiłam na House of Lies, zaznaczone do obejrzenia tak dawno, że nawet nie przyszło mi do głowy, żeby poczytać recenzje. To serial, który opowiada o tzw. konsultantach ds. zarządzania, czyli takich korpowyzyskiwaczach innych korpowyzyskiwaczy. Ta produkcja zestarzała się kulturowo, to raz. Do tego mamy wyświechtaną już narrację o genialnym dupku, który w głębi ma jednak w sobie coś miłego, co w jakiś sposób go usprawiedliwia, a nawet czyni godnym naśladowania. Co z tego, że większość jego zachowań jest co najmniej etycznie wątpliwa (sypianie z klientami, potężne konflikty interesów, o samej formule biznesowej nie wspominając). I nie jest to nawet ta formuła chłopaka z traumą, który swoje nieprzepracowane problemy odbija efektownym życiem, którą znamy ze Suits czy żądnego władzy za wszelką cenę typu House of Cards. Motywacje głównego bohatera House of Lies są mętne i niespójne, o ile w ogóle jakieś są. Nie wiem, nie dotrwałam dalej niż do połowy drugiego sezonu, tak bardzo mi się te motywy już przejadły. I może było to rzeczywiście jeszcze w miarę ciekawe i nowe, kiedy serial wychodził (2012-2016), ale jeżeli wpadlibyście na podobnie głupi pomysł, żeby wracać do tej produkcji po dekadzie od premiery pierwszego sezonu – nie róbcie sobie tego.
WARTO WSPOMNIEĆ
Vitecassie: Niedawno pojawiła się informacja o drugim sezonie amerykańskiego Ghosts, co mnie bardzo ucieszyło, bo w styczniu udało mi się pokonać obie wersje tej produkcji – oryginalną i remake. I, szczerze mówiąc, nie wiem, która podobała mi się bardziej… a może wiem! Ale o tym już niedługo więcej w kolejnej części (Not so) guilty pleasures, więc zostawię was na razie bez spoilerów.
Lierre: Dla mnie ważne w tym miesiącu były tematy konwentowe – zbliżający się Konline i jesienny Focon to na razie moje dwa pewne punkty w konwentowym kalendarzu na 2022 rok. Obu wirtualnym imprezom matronujemy!
Lady Kristina: Naprawdę dobrze bawiłam się na filmie The King’s Man, opowiadającym o powstaniu agencji wywiadowczej Kingsman, znanej z dwóch filmach o tej samej nazwie. Przenosimy się tu ponad 100 lat w przeszłość, w przeddzień oraz czasy I wojny światowej. Film balansuje między filmem wojennym, szpiegowskim oraz komedią, dając jednocześnie obraz okrucieństwa wojny, przedstawiając tajemne działania międzynarodowej złowieszczej organizacji, która pociąga za sznurki rządów na całym świecie, oraz konflikt ojca i syna, różnie zapatrujących się na kwestie honoru, pacyfizmu i służby ojczyźnie. Najlepszym elementem filmu pozostaje jednak fenomenalnie zagrana postać Rasputina, wręcz przerysowana, ale jednocześnie pełna charyzmy, którego ostatnie starcie z głównymi bohaterami na długo pozostanie mi w pamięci.
Bardzo miło czas spędziłam również przy serialu Toast of Tinseltown, w którym śledzimy dalsze losy Stevena Toasta (to kontynuacja serialu Toast of London), aktora, którego próby osiągnięcia kariery komplikują absurdalne sytuacje. Toast dociera do Hollywood, gdyż dostał rolę w najnowszej produkcji ze świata Gwiezdnych Wojen (w co absolutnie nikt mu nie wierzy). Zanim jednak zyska dzięki tej produkcji sławę, stara się zagrać w paru pomniejszych produkcjach, lecz za każdym razem w wyniku szeregu dziwnych zdarzeń plany Toasta kończą się mniejszym bądź większym fiaskiem. Serial jest pełen humoru, lecz jest to humor mocno oparty na absurdzie, przez co nie każdemu może się spodobać, ale idealnie trafia w mój gust.
Clever Boy: Zacząłem oglądać How I Met Your Father. O ile pierwszy odcinek był taki sobie, to kolejne mi się spodobały. Coraz bardziej przekonuje się do postaci, od czasu do czasu się uśmiechnę pod nosem. Bardzo polubiłem postać Hillary Duff, ma w sobie coś naprawdę przyjemnego, co sprawia, że chciałbym się z kimś takim zakumplować. Nie oglądałem całego How I Met Your Mother, więc różne nawiązania do mnie aż tak nie przemawiają, ale mimo wszystko jest okej. Serial na wyluzowanie.
Warto podkreślić też ważną informację – HBO MAX oficjalnie wejdzie do Polski 8 marca. Osoby, które mają obecnie wykupiony abonament na HBO GO, zapłacą mniej, a nowi klienci również będą mogli skorzystać z promocji i cieszyć się z seriali i filmów za 20 zł miesięcznie. Według mnie bardzo opłacalna oferta, tym bardziej że można oglądać na 3 urządzeniach i w końcu dostaniemy osobne profile plus więcej produkcji. Ten rok może być zresztą kolejną wojną streamingową, bo Disney+ został oficjalnie zapowiedziany na lato 2022.
A jak wam minął styczeń? Co was zachwyciło, a co rozczarowało? Dajcie znać na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.