Nasza redakcja dzieli się tym, co nas zachwyciło, zaskoczyło i rozczarowało we wrześniu. Co oglądaliśmy, słuchaliśmy bądź czytaliśmy? Sprawdźcie.
ZACHWYT
Ginny N.: Jonathan Strange i pan Norrell. Wracamy do tych powieści po sześciu latach i odkrywamy, że je się naprawdę tak świetnie czyta. Jest coś w tej opowieści o dziewiętnastowiecznych angielskich magach, co wciąga i każe czytać dalej i dalej. Nie skończyliśmy całości za jednym zamachem tylko dlatego, że mamy sporo innych rzeczy na głowie, więc i czas na czytanie ograniczony, ale sama przyjemność z tej lektury sprawia, że chcemy więcej. I tylko żal, że póki co musimy posiłkować się pożyczonymi egzemplarzami.
Paternoster Gang: Moim wrześniowym faworytem jest zdecydowanie Zakon drzewa pomarańczy Samanthy Shannon. Zrecenzowała go już dla was obszernie Lierre, tak więc aby z jednej strony nie powtarzać jej zachwytów, a z drugiej nie zdradzać szczegółów fabuły, dodam tylko, że absolutnie zachwycająca jest też warstwa językowa powieści. To zasługa tyleż samej autorki, co i tłumacza Macieja Pawlaka, który dał nam polską wersję przebogatego języka Shannon, jak chociażby takie słowo jak „królewiectwo” – czyli królestwo, na którego czele zawsze stoi królowa. Całość jest świeża, zaskakująca, absolutnie feministyczna i nieskrępowanie tęczowa. Zdecydowanie kategoria trzeba przeczytać.
Lierre: Mnie przede wszystkim we wrześniu zachwycił fakt, że udało mi się obejrzeć parę filmów i seriali. W jedno piękne popołudnie obejrzałam cały Gambit królowej (wreszcie!) i nie dziwię się, że ten serial stał się takim fenomenem – jest cudownie zrobiony, a historia, która w streszczeniu nie brzmi zbyt ekscytująco, wciąga i płynie tak pięknie, że nie sposób się oderwać. Co ciekawe, akurat jak oglądałam, zrobiło się głośno o gruzińskiej szachistce, która została przez twórców serialu niezbyt ładnie potraktowana – faktycznie zawahałam się przy tym fragmencie w serialu, bo wydało mi się jakoś nie fair przedstawienie bohaterki jako innej niż inne dziewczyny, no i wygląda na to, że radar mnie nie zawiódł. Jednak mimo tego jest to fantastyczna produkcja, z aktorstwem, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Bardzo lubię takie seriale – zwięzłe, jednowątkowe biografie prawdziwych czy fikcyjnych osób, kameralne, ale zawsze bardzo przejmujące. Jeśli jeszcze nie widzieliście, ale myślicie, że nie ma sensu sięgać, wszakże jak na realia platform streamingowych od premiery minęły wieki – to zapewniam, że warto się jednak dać skusić.
Clever Boy: Wrzesień to był czas, w którym powróciło mi wiele seriali. Było dużo oglądania, choć niektóre pozycje nadal nadrabiam. Jestem zachwycony nowym Sex Education. To chyba sezon, który podobał mi się najbardziej. Cieszyło mnie, jak potoczyły się różne wątki. Straciłem sympatię do Erica, a zyskałem jej więcej do Adama (wcześniej było odwrotnie). Otis już tak nie wkurzał, fajnie też, że trochę odsunięto go na boczny plan. Motyw przemian w szkole i rewolucji bardzo mnie cieszył. Podoba mi się, jak serial mówi o emocjach, o naszych potrzebach. Bardzo mnie dotyka. Jasne, było trochę głupotek i są rzeczy, do których można się przyczepić. Ale mam się bawić świetnie, i tak też było. Bardzo podobały mi się dwie sceny, sposób, w jaki były nakręcone. Pierwsza to scena z Meave i Isaaca związana z odczuwaniem przyjemności i seksu u osób z niepełnosprawnościami i sparaliżowanymi. Była piękna, intymna, wnosiła też trochę wiedzy. Druga to scena szczerej rozmowy Otisa i Meave na stacji benzynowej. Bardzo podobały mi się te ujęcia, gra ze światłem. Cudowne. Cieszę się na kolejny sezon, choć czułem tutaj już domknięcie. Mam jednak nadzieję, że czwarty będzie już ostatnim. Co za dużo, to niezdrowo.
Rademede: Ostatni sezon Lucyfera. Wzruszające i godne pożegnanie serii, domknięte wszystkie wątki. Będzie mi brakować tego serialu, ale cieszę się, że dostał taki wyraźny koniec historii. Moim drugim zachwytem był drugi odcinek What If…?, What If… T’Challa Became a Star-Lord? Po pierwsze, była to chyba najmilsza i najcieplejsza historia w tej animacji, a po drugie, to jeden z ostatnich momentów, kiedy mogliśmy usłyszeć głos Chadwicka Bosemana. Odcinek był przepięknym hołdem dla aktora i chwytał za serce.
ZASKOCZENIE
Ginny N.: Zdecydowanie do pozytywnych zaskoczeń musimy zaliczyć Black Widow. O tym filmie Marvela słyszeliśmy, że jest taki sobie, że relacja Nataszy i Jeleny jest higlightem, ale reszcie czegoś brak. Sięgając więc po niego, nie spodziewaliśmy się nic ciekawego, tymczasem czekał nas naprawdę przyjemny seans. Black Widow to przede wszystkim mniejszy, wolniejszy film. Stawka jest tu ważna, ale wszystko dzieje się spokojniej, mamy czas wczuć się w tę opowieść o nietypowej rodzinie. Bo właściwie historia superbohaterska jest tu bardziej drugoplanowa, a najważniejsze są relacje rodzinne – zaczynające się od udawania, przerwane, a jednak na tyle silne, że mocno wpłynęły na całą czwórkę. Jak na Marvela to naprawdę wybitne studium manipulacji i jej wpływu na psychikę. Z drobiazgów możliwych dzięki mniejszej skali filmu osobiście bardzo ucieszyła nas scena, w której Natasza poprawia swojego kolegę odnośnie wymowy Budapesztu. Było tu sporo różnych przekomarzanek, które ładnie budują relacje między postaciami, ale jako osobę po studiach polonistycznych ten moment ucieszył nas najbardziej.
Drugim zaskoczeniem września było dla nas pojawienie się Dywanu z wkładką Marty Kisiel w wydaniu kieszonkowym i równie kieszonkowej cenie w jednym z dyskontów. Dawno chcieliśmy sięgnąć po tę komedię kryminalną, bo choć sam ksiażkowy kryminał przejadł się nam dość dawno temu, to komedia kryminalna jest jednak nieco innym gatunkiem. A że bardzo lubimy twórczość Kisiel, to bardzo pozytywnie ucieszył nas fakt, że mogliśmy w przerwach między coperniconowymi prelekcjami pochłonąć historię pań Trawnych.
Paternoster Gang: Wrzesień był dla mnie czasem sięgania po nieszczególnie ambitne, ale za to rozrywkowe produkcje. I tak obejrzałam w końcu, z nieukrywaną przyjemnością, dwa pierwsze sezony Domu z papieru. I, mimo kilku cringre’owych momentów, których dostarczyciel szczęśliwie zginął w finale, pochłaniało mi się go naprawdę przyjemnie, pewnie głównie dlatego, że heist należy do moich ulubionych gatunków. Idealny serial dla przemęczonego mózgu.
Połknęłam też wszystkie oprócz trzech pierwszych części samochodowej (ale nie tylko!) sagi Szybcy i wściekli. Głównie z racji mojej sympatii dla Vina Diesela (która samą mnie trochę zadziwia), ale też z chęci dowiedzenia się, na jak absurdalny pomysł wpadną twórcy w kolejnej części. Jeśli kręcą was samochody latające w kosmos i łodzie podwodne ścigające ludzi uciekających po zamarzniętym morzu, a jakimś cudem nie sięgnęliście jeszcze po te filmy, koniecznie nadróbcie. Tylko obowiązkowo wyłączcie logikę. Ma być rozrywkowo, nie zgodnie z prawami fizyki. Czy jakimikolwiek innymi.
Lierre: Jakiś czas temu wpadłam na zwiastun serialu Nine Perfect Strangers i choć nie brzmiał jak coś, co do mnie pasuje, to skuszona dużą rolą Melissy McCarthy, którą miło wspominam od czasów Gilmore Girls, postanowiłam obejrzeć, gdy było już kilka dostępnych odcinków, a potem dokończyłam w towarzystwie rodziny, uznawszy, że przypadnie jej do gustu. Zaskakująco zachwycił nie tylko moje krewne, czytelniczki powieści obyczajowych, kryminałów i lekkich thrillerów, a więc totalnie grupę docelową serialu, ale też zblazowaną mnie, która nie bardzo chce tykać coś, w czym nie ma osób queerowych i magii. Nine Perfect Strangers okazało się mieć jednak zarówno geja wśród postaci, jak i całkiem sporo magicznej atmosfery, a do tego przeciekawych bohaterów i ich małe historie, piękną scenografię i intrygującą Nicole Kidman w roli niepokojącej i charyzmatycznej właścicielki ekskluzywnego spa, w którym goście dobierani są pod kątem potencjału do całkowitej przemiany ich życia. Jeśli lubicie fabuły w rodzaju „zamykamy w jednym miejscu kilkoro obcych sobie ludzi i obserwujemy, co się stanie” i szukacie czegoś lekkiego, ale wciągającego i dość złożonego do obejrzenia w jedno lub dwa popołudnia, to myślę, że mogę wam ten serial szczerze polecić.
Lady Kristina: Ogromnym zaskoczeniem (bo tego chyba absolutnie nikt się nie spodziewał) była przede wszystkim wiadomość o powrocie Russella T Daviesa do roli showrunnera Doctor Who. Do przejęcia przez niego tej roli minie jeszcze minie trochę czasu, ale wierzę, że czekają na nas wtedy naprawdę nowe i fantastyczne przygody, zwłaszcza że jego styl się zmienił w stosunku do tego sprzed parunastu lat, przez co tak naprawdę nie do końca wiemy, czego będzie można się tu spodziewać.
Clever Boy: Pozytywnie zaskoczył mnie Shang Chi, czyli najnowszy film z MCU. Nie do końca byłem przekonany, czy wybrać się do kina. Nie znałem tej postaci, a zwiastuny też nie były zachęcające. Recenzje za to napawały optymizmem. Wybrałem się i nie żałuję. Naprawdę dobrze się bawiłem. Zaskoczył mnie taki mistyczno-fantazyjny świat, który nam przedstawili. Sceny walki były naprawdę na wysokim poziomie i niektóre wyglądały jak taniec, były po prostu piękne! Główny bohater nie zyskał za bardzo na mojej sympatii i nie porwał mnie aktorsko. Za to Akwafina sprawiła, że jeszcze bardziej jestem nią zachwycony. Świetnie sportretowany został Mandaryn. Choć sam finał był dla mnie słaby, trochę patetyczny i zbyt CGI. Był to ciekawy świat i z chęcią do niego powrócę.
Rademede: Album Mercury – Act 1 zespołu Imagine Dragons. Dość długo nie słyszałam żadnych ich nowych utworów, a tu nagle okazało się, że wydali cały album. Jak to zwykle bywa w przypadku tego zespołu, styl muzyczny jest zupełnie inny od tego słyszanego na poprzedniej płycie Origins. Osobiście przy słuchaniu piosenek bardzo skupiam się na ich tekście, a ten w Mercury odnosi się do trudności w życiu i poczuciu pustki, a nawet żałoby (utwór Wrecked) i wzbudza dużo emocji, od smutku do nadziei, że będzie lepiej. Moim zdaniem bardzo udany powrót.
ROZCZAROWANIE
Ginny N.: Trzeci sezon Sex Education porusza istotne wątki, i całkiem dobrze się go ogląda, zwłaszcza gdy się specjalnie nad nim nie zastanawia, ale poziomy szkolnej dramy, na którą nikt dorosły nie reaguje, są mocnym przegięciem. Nowa dyrektorka wprowadza metody jak ze średniowiecza, włącznie z publicznym piętnowaniem uczniów, którzy nie pasują do wizerunku jej konserwatywnej moralności i dyskryminacją niebinarnych osób uczniowskich, a dzieciaki reagują, robiąc z tego szopkę. W erze Młodzieżowego Strajku Klimatycznego dostajemy opowieść o młodzieży, która zamiast wykorzystać nagranie o tym, jak dyrektorka ma ich w czterech literach, nawołują, że chcą mówić o waginach przebrani za penisa i waginę właśnie. Zamiast działać z planem, który nie tylko doprowadzi do zwolnienia dyry, ale też do tego, by poniosła zasłużone konsekwencje za swoje działanie, zamiast wmieszać w to rodziców, którzy powinni wrzeć z oburzenia, dostajemy dramę z tym, że deweloper teraz zamknie im szkołę. To wyraźnie pokazuje, że serial piszą dorośli, którzy tak naprawdę wcale nie rozumieją, na czym polega aktywizm współczesnej młodzieży. Drama okazuje się ważniejsza od satysfakcjonujących rozwiązań.
Clever Boy: Bardzo czekałem na animację What If…? od Marvela. Zawsze ciekawią mnie różne alternatywne rzeczywistości. Niestety jestem rozczarowany. Pierwszy odcinek był dość przeciętny, drugi mnie zachwycił. Później było tak średnio. Podobał mi się pomysł z zombie, a dużo uśmiałem się na imprezowym Thorze. Jednak każdy, kto ogląda serial, chyba odczuł to samo – ciężko jest zmieścić te historie w 30-minutowe odcinki. Czasem twórcy chcieliby upchnąć zbyt wiele do historii, czasem czegoś brakuje, mało jest zaskoczeń. Najbardziej bolą mnie zakończenia odcinków. Wiele z nich to cliffhangery, które kończą się w ciekawym punkcie i nie dają nam całego rozwiązania wątków. Dla mnie twórcy pokazują: patrzcie, w MCU są inne linie czasowe, ale każda z nich jest słaba i jest gorsza, nieszczęśliwa, więc zostańcie przy tej głównej. No sorry, ale takie wrażenie odnoszę. Przed nami jeszcze finał, który może to zmienić, a postacie i wątki z cliffhangerów może jeszcze zostaną rozwinięte. Nawet gdyby, za mało na to antenowego czasu, odcinki powinny trwać dłużej. No nie zaangażowały mnie. Szkoda.
No i kolejne rozczarowanie to brak promocji 13 serii Doctor Who. Czy ten serial jeszcze istnieje? Bo mam wrażenie, że BBC o tym zapomina. Premiera powinna nastąpić jesienią – obstawiam końcówkę października lub listopad. Dostaniemy króciutki sezon składający się z sześciu odcinków. Nic więcej nie wiemy. Tymczasem BBC przyćmiło ostatnią serię Trzynastej Doktor powrotem RTD (co jest dla mnie wspaniałą wiadomością!), no ale o nowej serii nadal cisza. Smutno mi, jestem wkurzony. Oby nowy showrunner wraz z Bad Wolf Company coś zmienili w tym temacie. Pisząc te słowa, wiem, że coś tam powoli zaczyna się ruszać z promocją – ale jest to słabe. Przykro mi.
WARTO WSPOMNIEĆ
Paternoster Gang: W ramach nadrabiania „staroci” dałam drugą szansę The Fall z Gillian Anderson i Jamiem Dornanem, i… przepadłam. To, czym ten serial psychologiczny z seryjnym mordercą w tle mnie odstraszył za pierwszym razem, czyli ślimacze tempo akcji, tym razem okazało się jego ogromną zaletą. Choć nie tak wielką jak fenomenalne aktorstwo Anderson – stonowane, oszczędne, więc ciche. Niesamowita i wcale nie tak jednoznaczna opowieść o rozgrywce między seryjnym mordercą a inspektorką policji o smutnej przeszłości.
Lady Kristina: What If…? jest całkiem ciekawą odskocznią od typowej fabuły serwowanej nam przez produkcje MCU. Poznając różne fragmenty multiwersum, obserwujemy różne zdarzenia, które potoczyły się odrobinę inaczej niż w znanej nam historii, i w efekcie doprowadziły do nie zawsze oczekiwanych rezultatów. Mimo tego, że jakość odcinków jest różna, to i tak serial dobrze się ogląda, zwłaszcza że, jako że są to odrębne od siebie i MCU historie, to nie zawsze (w przeciwieństwie do innych produkcji z tego uniwersum) wszystko musi kończyć się dobrze, przez co mogły pojawić się tam naprawdę ciekawe wątki, których w innych produkcjach nie dałoby się przedstawić.
Zupełnie innego typu dziełem jest najnowszy, już trzeci sezon serialu What We Do In The Shadows. W związku z wydarzeniami z poprzedniego sezonu, dynamika pomiędzy mieszkańcami wampirzego domu na Staten Island nieco się zmienia, zwłaszcza że nasi bohaterowie otrzymują ważne stanowiska w lokalnej Wampirzej Radzie. W związku z tym nie tylko próbują nadzorować życie innych miejscowych wampirów, ale również sprawują pieczę nad wieloma prastarymi artefaktami, co może prowadzić do naprawdę nietypowych, absurdalnych i przezabawnych sytuacji. Obecnie ukazała się dopiero połowa sezonu, ale przy oglądaniu bawię się równie dobrze (jeśli nawet nie lepiej) jak przy poprzednich.
Lierre: Ja bardzo chcę upamiętnić wirtualny Copernicon, który odbył się w wirtualnym Toruniu w drugiej połowie miesiąca. Relacja się pisze, więc tylko wspomnę, że była to fenomenalnie zrobiona wirtualna przestrzeń, w której można było się poczuć jak na prawdziwym konwencie, a nawet momentami lepiej, bo na zwykłym konwencie zazwyczaj nie trafia się przypadkiem do Komnaty Tajemnic ani na pokład Enterprise… A na Coperniconie było to możliwe. Organizatorzy włożyli bardzo dużo pracy w przygotowanie imprezy i widać było, że się przy tym wspaniale bawili, co jest nie takie znowu częste (też jestem organizatorką konwentów i takie imprezy kojarzą mi się głównie ze zmęczeniem. To jest naprawdę ogromny wysiłek!). Było super. Żałujcie, jeśli nie dotarliście.
Clever Boy: Skusiłem się na nowy serial Mike’a Flanagana Nocna msza na Netflix. Nawiedzony dom na wzgórzu i Nawiedzony dwór w Bly były bardzo dobre i świetnie się na nich bawiłem. W przypadku tego pierwszego już dawno się tak nie bałem. Dostajemy dość ciekawą historię z interesującymi bohaterami. Bardzo szybko się w nią zaangażowałem. Rozczarowałem się, bo nie było to przerażające. Dostałem trochę coś, co już wcześniej widziałem. Serial pokazał ślepą obsesję religijną, było to świetnie poprowadzone. Nieraz strasznie się denerwowałem i wściekałem na niektóre postacie. Miał także ciekawe, a w niektórych scenach piękne dialogi i monologi. Trochę rozczarowała mnie finałowa akcja, bo to był trochę motyw, który jest dość oklepany, a nawet oglądając nowy sezon pewnego serialu, widziałem coś podobnego. Nie do końca usatysfakcjonowało mnie zakończenie. No ale nie można mieć wszystkiego. Uważam, że to ciekawa produkcja, dzięki której też w mojej głowie narodziło się kilka myśli i rozważań. Mnie dość szybko wciągnęło, więc polecam.
Rademede: Obejrzałam dawne gameplaye z Detroit: Become Human na kanale JackScepticEye i bardzo, ale to bardzo wciągnęła mnie fabuła gry. Opowiada ona o androidach, które zyskują wolną wolę i emocje. Gra pozwala na wiele wyborów i wiele możliwych zakończeń. Co prawda wyszła na konsole 3 lata temu, a rok temu miała premierę na PC, ale nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Gra, oprócz interesującej fabuły poruszającej kwestie moralne, ma świetnie dobraną obsadę oraz muzykę, która buduje klimat.
A co was zachwyciło i zaskoczyło we wrześniu? Dajcie znać na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.