Serial Biedronka i Czarny Kot miał premierę w 2015 roku i szturmem podbił młodszą i starszą widownię. Pomiędzy pięcioma sezonami serialu nakręcono trzy filmy fabularne o przygodach tytułowych bohaterów, a w lipcu w kinach mogliśmy obejrzeć nowy film z serii, który buduje historię postaci całkowicie na nowo. O swoich wrażeniach opowiadają członkinie redakcji oraz gościnnie Alex i Lynx.
Wpis zawiera spoilery zarówno z nowego filmu, jak i serialu.
Rademede: Kiedyś oglądałam serial Miraculous, ale nigdy nie widziałam ostatniego sezonu. Na początku myślałam, że film jest kontynuacją tego, co działo się w serialu, ale później usłyszałam, że to reboot serii i stwierdziłam, że skoro tak, to idę zobaczyć. Ogólnie uważam, że film jest lepszy niż wszystkie sezony serialu. Marinette przestała być zaborczą stalkerką o zdolnościach ruchowych godnych kilkulatki, a stała się normalną, nieśmiałą dziewczyną, która po prostu często ma pecha. Serialowa Marinette i jej stalking Adriena był wręcz toksyczny i bardzo się cieszę, że zrezygnowano z tego aspektu.
Drugą postacią, która przeszła sporą zmianę, jest oczywiście Adrien. O ile zmiana charakteru Marinette uważam za potrzebną, o tyle Adriena mogli zostawić w spokoju. W serialu był w gruncie rzeczy miłym chłopakiem, traktował wszystkich z szacunkiem i lubił spędzać czas z przyjaciółmi. W filmie natomiast był smutnym „emo” nastolatkiem, który trzymał się na dystans od innych. No chyba, że jako Czarny Kot próbował podrywać Biedronkę, wtedy zmieniał się w typowego nastolatka, którego metodą podrywu jest obrażanie i wyśmiewanie dziewczyny, która mu się podoba, z nadzieją, że ta zrozumie aluzję.
Animacja w filmie jest zrobiona na wysokim poziomie. Widać, że miał większy budżet, który został dobrze spożytkowany. Szczególnie podobały mi się efekty w ostatniej części, kiedy Paryż zostaje zniszczony i zalany lawą. Naprawdę świetnie to wygląda. Równie dobrze zanimowane są musicalowe momenty filmu. Tak, Miraculous: Biedronka i Czarny Kot ma piosenki. Niesamowicie dużo piosenek. Dość odważny wybór, żeby nakręcić ten film w stylu Disneya. Piosenki nawet nie były złe, ale było ich po prostu za dużo. Do tego co najmniej trzy były o tym, jak Marinette nie czuje się godna bycia bohaterką i nie nadaje się na Biedronkę, a każda kończyła się zaakceptowaniem przez nią swojej roli jako superbohaterki. Śpiewający swój złowrogi plan Hawk Moth również był sceną, której wolałabym nie widzieć. Odebrało mu to wiarygodność jako głównemu złemu i zupełnie nie pasowało mi do tej postaci.
Bardzo zastanowiła mnie ostatnia scena filmu. Bo mamy wcześniej piękny moment, kiedy Gabriel przechodzi przemianę i przestaje być złym. I co? To taka zmyłka i dalej pozostanie Hawk Mothem? Nawet wiedząc, że jego syn jest Czarnym Kotem? Bardzo mnie ciekawi, czy zostanie stworzony nowy serial i w jaki sposób to wyjaśnią. Bo ogólnie film był bardzo fajny. W ciągu dwóch godzin dotarł dalej niż pięć sezonów serialu i uważam, że ma potencjał rozwinąć się w o wiele bardziej przyjemny i interesujący serial po resecie świata.
Perła: Moja przygoda z Biedronką zaczęła się, kiedy był emitowany pierwszy sezon serialu. Z zaciekawieniem śledziłam kolejne odcinki, nawet jeśli były trochę powtarzalne (taka została przyjęta formuła). Najbardziej ciekawiła mnie postać ojca Adriena, Czarnego Kota – Gabriela Agreste. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że jest złoczyńcą, który terroryzuje Paryż. Właściwie to wszyscy wiedzieliśmy, że nim jest, ale serial jeszcze tego nie potwierdził. To wyczekiwanie na ujawnienie było bardzo ekscytujące. Zawsze lubiłam motyw rodzica, który jednocześnie jest tym złym i mierzy się ze swoim dzieckiem, ale gdzieś w głębi ma iskierkę dobra, którą tylko trzeba wydobyć. To takie pokłosie mojej niegdysiejszej fascynacji wątkiem Dartha Vadera i Luke’a Skywalkera z Gwiezdnych Wojen.
Potem nadszedł drugi sezon i moja ekscytacja nieco zmalała. Może zaczęła przeszkadzać mi ta powtarzalność, to, że wszystko zawsze wracało do statusu quo? Nie wiem. Końcówka pierwszego sezonu wskazywała na jakiś przełom, a ten nie nastąpił. Gabriel też trochę stracił w moich oczach. Wiele razy wystawiał syna na niebezpieczeństwo i zachowywał się, jakby mu na nim tak naprawdę nie zależało, a ja liczyłam na jakieś skonfliktowanie. Porzuciłam dalsze oglądanie jakoś w połowie drugiego sezonu. Potem najwyżej oglądałam co ciekawsze odcinki albo śledziłam spoilery. Wiedziałam mniej więcej, co tam się dzieje, i czułam się coraz bardziej zawiedziona, z czasem zaczęłam podchodzić do tego z większym dystansem, a nawet rozbawieniem. Cały czas w większości był utrzymywany status quo, jakiś przełom kończył się zwykle szybkim wycofaniem z niego. Coś się zmieniło, ale wciąż była ciągnięta ta sama walka z tym samym wrogiem. Jak dla mnie mogłaby potrwać co najwyżej dwa, trzy sezony. Gabriel stawał się też coraz okrutniejszy, nawet, a może w szczególności, wobec własnego syna, cały czas go krzywdził, nie zważał na jego dobro.
Film postanowiłam zobaczyć z czystej ciekawości. W zwiastunach moją uwagę przykuła przede wszystkim animacja. Widać było, że to większy budżet. Nie miałam większych oczekiwań. Z kina wyszłam przede wszystkim zadowolona z tego, jak poprowadzono wątek Gabriela. Jak dobrze było zobaczyć, że zależy mu na jego synu, że robi to także dla niego, a później dla niego też się opamiętuje. Podobało mi się jeszcze to, jak przedstawili jego wyniszczenie psychiczne i fizyczne rolą, którą przyjął, a później tę ostateczną desperację, która kulminuje w ostatnich scenach. Zakończenie jego wątku bardzo mnie usatysfakcjonowało. Zastanawia mnie, czy miał być tak początkowo poprowadzony w serialu, ale ciągłe przedłużanie ostatecznej konfrontacji sprawiło, że trzeba było jego postać trochę zmienić? Tutaj film zatriumfował nad wersją telewizyjną, przynajmniej w moim odczuciu.
Jeśli chodzi o pozostałe elementy, to mam już trochę więcej zastrzeżeń. Zmiany w postaci Marinette wyszły na plus, jeśli chodzi natomiast o Adriena, to chyba wolę serialową wersję. Choć zobaczenie, jak chłopak stawia się ojcu, to było coś! Tikki i Plagg wypadli średnio na tle swoich serialowych odpowiedników, zwłaszcza ten drugi – tutaj postawiono na aspekt komediowy jego postaci, a przecież zawsze odgrywał również rolę przyjaciela Adriena, kogoś, przy kim chłopak może być naprawdę sobą. Zabrakło pogłębienie pewnych elementów, takich jak postacie poboczne czy relacje, wszystko działo się bardzo szybko, ale przyczyną jest tu oczywiście długość filmu – trzeba było z czegoś zrezygnować. Piosenki nie przypadły mi do gustu. Żadna nie wpadła mi w ucho. Zabrakło w nich jakiejś charakterystyczności, czegoś, co by je wyróżniało. Ogólnie oceniam jednak film raczej pozytywnie, zwłaszcza przez wątek Gabriela.
Alex: Ach te twoje oczy […], ach zielone oczy. Praktycznie od momentu, w którym Adrien po raz pierwszy zostaje czarnym kotem, a jego zielone oczy stają się… cóż, bardziej zielone, w mojej głowie słychać już tylko refren piosenki Sanah. Na film wybrałam się z czystej ciekawości, ale również żeby zaspokoić swoje wewnętrzne dziecko, które domagało się luźnego, bogatego w śmieszne dialogi kina. Od pierwszych minut dało się zauważyć, że mimo zachowania kreski, animacja różni się od swojego serialowego rodzeństwa. Widzowie dostają zagubioną w gwarnym mieście nastolatkę, która przemyka ulicami i szkolnymi korytarzami niczym cień, bojąc się wejść w jakąkolwiek relację z rówieśnikami. Obserwujemy, jak Marinette nabiera odwagi, zaczyna przeciwstawiać się doczepionej do niej łatce niezdary i co istotne, zdobywa grono przyjaciół. Oglądając ten film, ma się wrażenie, że każdy, niezależnie od wieku, znajdzie w nim coś dla siebie. Pomimo solidnej porcji piosenek, których odśpiewanie w kinie nie sprawiło żadnej trudności najmłodszym, otrzymujemy zgrabnie poruszony temat dojrzewania, związanych z nim wyborów i podejmowania trudnych decyzji przez głównych bohaterów. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że sam wątek romantycznej relacji pomiędzy Adrienem i Marinette spodoba się starszym widzom.
Niestety pomimo zgrabnie przedstawionej historii momentami odnosi się wrażenie, że tempo akcji nie było wyrównane. Raz wydarzenia wręcz przeskakują i widz nie może się połapać, czy rozpoczęła się już nowa scena, czy ciągle trwa poprzednia. W innym momencie czas staje w miejscu, a rzeczona scena dłuży się niemiłosiernie (tak, tak, mam na myśli to, co rozgrywa się w głowie bohaterki). Dodatkowo pewne fragmenty nie do końca znajdują odzwierciedlenie w obejrzanej scenie. Dzieje się tak podczas pierwszej misji Biedronki i Czarnego kota w katedrze Notre Dame. Bohaterowie, opleceni żyłką, zwisają z jednej z naw, wokół pustka, brak jakiegokolwiek obserwatora tych zdarzeń. Jednakże po zakończonej przygodzie i ocaleniu miasta nowa przyjaciółka Marinette, Alya, pokazuje w swoim smartfonie zgrabnie uchwyconą fotkę superbohaterów z wyżej wspomnianej sceny. Czyż nie jest to zastanawiające?
Jak wiadomo, piąty sezon Biedronki i Czarnego Kota pozostawił wiele niedokończonych wątków, a co istotne, wprowadził „lekkie” zamieszanie w postaci zmartwychwstałej matki Adriena i wzniesionego na piedestał zmarłego ojca, który według słów bohatera umarł, pomagając Biedronce ocalić Paryż przed Władcą Ciem. Właśnie dlatego ciekawi mnie, jak film wpasuje się w serialowe wydarzenia i jak wątki w nim zapoczątkowane zostaną rozwinięte w kontekście prawdopodobnego szóstego sezonu. Czekam z niecierpliwością.
Lynx: Towarzyszyłam Biedronce mniej więcej od początku serii, ale ciągłe przeciąganie wątku Władcy Ciem dość mocno mnie znużyło i z coraz mniejszym entuzjazmem podchodziłam do przygód paryskich superbohaterów.
Film przedstawia alternatywną wersję wydarzeń dobrze znanych z serialu, zarazem eksplorując inne ścieżki, jakimi mogłyby się potoczyć losy bohaterów. Można zauważyć, że postacie nie zostały przełożone jeden do jednego. Widać to na przykład po Adrienie, który momentami zachowuje się jak Shinji z Neon Genesis Evangelion, zawsze snujący się w słuchawkach, udręczony nastolatek. Plagg, co niezmiernie mnie smuci, został ograniczony w dużej mierze jedynie do wypuszczającego gazy komediowego przerywnika.
Produkcja miała bardzo dużo piosenek. Jednak żadna z nich nie była na tyle charakterystyczna, by zapaść mi w pamięć. Zazwyczaj czuło się, że całe to śpiewanie jakoś zupełnie tu nie pasuje, a jedynie zajmuje czas, który mógłby być poświęcony rozwojowi i zajrzeniu w głąb bohaterów. Nie zrozumcie mnie źle, piosenki czasami są świetnym sposobem, by zajrzeć w ukryte zakamarki duszy, po prostu w tym przypadku to się nie udało.
Bardzo podobało mi się to, że było widać, jak Władca Ciem marnieje w wyniku licznych porażek. Pokazany już złamany, próbujący ostatniej szansy desperat Gabriel to coś wartego zobaczenia. Wspaniałym wyborem było również doprowadzenie do konfrontacji ojca i syna, którzy ukrywali przed sobą swoje podwójne życia. I wreszcie skrucha Gabriela. Właśnie na taki kierunek akcji liczyłam w wersji serialowej.
Mało wspominam o tytułowej bohaterce Biedronce – Marinette – za co musicie mi wybaczyć. Zawsze najbardziej lubiłam w serii Adriena, więc mimowolnie najbardziej na nim i jego relacji z ojcem skupiłam się podczas seansu.
Ogólnie film wywołał u mnie raczej pozytywne emocje. Bardzo miło było popatrzeć na dobrze nam znany duet – Biedronkę i Czarnego Kota na dużym ekranie.
Czy jest wśród nas więcej osób fanujących to małe uniwersum? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku! A przy okazji zapraszamy do drugiego whosomowego tekstu o tych bohaterach i serialu Miraculum: KLIK.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.