Zaprosiliśmy liczne gościnie i gości, i zabraliśmy się za wielkie podsumowanie 2024 roku. Oto pierwsza część: odpowiedzi na pytanie o lektury przeczytane w minionym roku, które pozostały z nami na dłużej. Notatniki w dłoń, bo czekają was wyśmienite polecanki!
Ewa „ET” Tomaszewicz (Whosome): Mam poczucie, że w 2024 roku czytałam niewiele, za to trafiłam na kilka absolutnych perełek. Zupełnie niespodziewanie dla siebie absolutnie zachwyciłam się solarpunkową dylogią Becky Chambers Mnich i robot – Psalm dla zbudowanych w dziczy i Modlitwa za nieśmiałe korony drzew (recenzja: KLIK) to zdecydowanie coś, o czym nie wiedziałam, jak bardzo tego potrzebuję. Ciepłe, mądre, ale też podszyte smutkiem książki, dające nadzieję, że kiedyś ludzie będą potrafili dokonywać dobrych wyborów. Uwielbiam i trzymam przy łóżku na wypadek, gdybym potrzebowała oderwania od nie zawsze wesołej rzeczywistości.
Zachęcona prelekcjami autorki na Bazyliszku, sięgnęłam po Płomień oraz Wściek Magdaleny Salik i zdecydowanie się nie rozczarowałam. Niezależnie od tego, czy sięga po formę dość oldschoolowego SF, czy po zdecydowanie współczesną, momentami eksperymentalną fantastykę, autorka tworzy wciągające, dające do myślenia i uderzające w czułe strony historie z cudownymi bohater_ami. Nie sądziłam, że to będzie aż tak dobre.
Największego zaskoczenia książkowego dostarczył mi Istvan Vizvary i jego Lagrange. Listy z Ziemi (recenzja: KLIK). To książka, do której podchodziłam kilkakrotnie, by w końcu przeczytać jednym tchem, a potem wrócić do niej i na dobre się nią zachwycić. To dziwaczna, hermetyczna, trudna językowo i formalnie powieść, przytłaczająca i z niełatwym przesłaniem, która dostarcza wspaniałej odtrutki na romantyczne wizje podboju kosmosu i paradoksalnie daje nadzieję, choć zupełnie nie tam, gdzie bym się jej spodziewała.
Na koniec roku sięgnęłam po Wszystkie drogi prowadzą Łukasza Kucharczyka, z pewną nieśmiałością, bo humorystyczne fantasy to niekoniecznie moja rzecz, ale czekała mnie miła niespodzianka. Historia jak historia, drużyna jak drużyna, za to jest to naprawdę świetne literacko i bardzo meta, takie fantasy o fantasy, z nawtykaną niemożebną liczbą motywów i postaci… które się kleją i mają sens. Uczta nie tylko dla rzeczywistych i niedoszłych akademików, ale też miłośników gatunku w ogóle.
Katarzyna Podstawek (autorka Ucieczki apsary): Literacko rok 2024 zaoferował mi kilka niespodzianek, ale i parę pewniaków. Goddess of the River Vaishnavi Patel okazała się powieścią równie dobrą, co jej debiutancka Kajkeji. Tym razem autorka skupiła się na drugim z wielkich indyjskich eposów, czyli Mahabharacie, i ponownie wyciągnęła z męskocentrycznej historii kobiecą i niejednoznaczną moralnie postać, czyli Gangę. Wyszło pysznie zarówno od strony językowej, jak i fabularnej.
Wybitną powieścią, którą udało mi się capnąć w 2024 roku, było Siedem księżyców Maalego Almeidy Shehana Karunatilaki. Choć uznana za tzw. literaturę wysoką (cokolwiek by to nie znaczyło), mogłaby stanowić podręcznik dla polskich pisarzy dzieł spod znaku urban fantasy. Kreacja postaci i przestrzeni, które przemierzają, a do tego cała konstrukcja dzieła, to po prostu majstersztyk. Do tego jest bardzo queerowo, ale nie w cukierkowym i naiwnym sensie.
Wielkim zaskoczeniem dla mnie był Bojkot Agnieszki Kulbat. W zalewie bardzo złych young adultów obyczajowych, których autorzy zapewne nie mają żadnych kontaktów z otaczającą ich rzeczywistością ani tym bardziej z jakimkolwiek żywym człowiekiem, Bojkot jest wręcz brutalnie prawdziwy. Pamiętacie te bogatsze dzieciaki ze szkoły, które miały wszystko z Nici, były przemądrzałe i zawsze mówiły, że tatuś-właściciel powiatowego imperium paróweczkowego wszystko za nie załatwi? Potem wysyłano je do szkół prywatnych, a w dorosłości usłyszeliśmy o nich tyle, że pracują w jakiejś radzie nadzorczej, oczywiście pod czułymi skrzydłami tatusia-króla powiatowych paróweczek. Bojkot traktuje o takiej właśnie młodzieży. Jest cudowną wręcz szyderą z Mata-monów cierpiących za milijony swoich starych Matczaków. Pyszne. W wielu punktach brutalniejsze i zmyślniejsze od tuzów polskiej literatury po 1989 roku spod znaku facecik w czapce z daszkiem, 40+, pisanie krótkich zdań w czasie teraźniejszym, najczęściej o ćpaniu i chlaniu, i robienie z siebie cierpiętnika w social mediach na skutek walki z chorobą alkoholową.
Książek dobrych i bardzo dobrych w roku 2024 spotkało mnie wiele, a jeśli chodzi o rozczarowania, czyli co nie dowiozło… Nie dowozi nadal polska żeńska fantastyka głównego nurtu, chociaż są wyjątki (Monika Godlewska i jej Córki puszczy, siostry wiatru czy Gajzlerowy Necrovet). Wydawnictwa w dalszym ciągu stawiają na urban fantasy o słowiańskich demonach, gdzie nieogarnięta młoda kobieta trafia do świata równoległego w jakimś mieście wojewódzkim i tam spotyka jakiegoś przystojnego leszego czy innego magic boya. To wszystko podlewamy bezbekowymi żartami rodem ze studenckich kapel i tą drogą mamy hitasek. Na jednym z recenzenckich portali widziałam na to piękną nazwę: Jadowska-core. Nazwa Jadowska-core jest dla mnie zdecydowanie wielkim odkryciem literackim 2024 roku.
Katarzyna Rutowska (autorka Ucieczki apsary): Dla mnie w 2024 roku istniała tylko jedna książka i była to Kajkeji Vaishnavi Patel. Zachwycił mnie przede wszystkim bogaty, poetycki język i kreacja charyzmatycznej bohaterki, którą do tej pory znałam jako postać negatywną, tutaj zaś miałam okazję zobaczyć ją w zupełnie innym świetle. Żadna z innych czytanych przeze mnie książek nie skłoniła mnie aż tak bardzo do refleksji na temat istoty perspektywy w opowiadaniu historii. Ciekawe, pełnokrwiste postacie drugoplanowe, a także umiejętnie nakreślony świat przedstawiony sprawiają, że Kajkeji żyje nie tylko w momencie czytania, ale pozostaje w wyobraźni osoby czytelniczej jeszcze na długo po zakończeniu lektury.
Łukasz Kucharczyk (autor Wszystkie drogi prowadzą i Granty i smoki): Rok 2024 zaczął się dla mnie dość nieprzysiadalnie, być może z tego powodu musiałem odbyć „kwarantannę” z dala od aktualnego obrazu rynku wydawniczego. Drugim powodem były, siłą rzeczy, obowiązki akademickie. Literatura minionych dekad, czasem nawet stuleci, stanowi „węgiel mojego zawodu” i chciałbym krótko opowiedzieć o kilku wybranych pozycjach. Mam nadzieję, że niekoniecznie oczywistych.
Radosław Młynarczyk, Hłasko. Proletariacki książę – biografia, którą czyta się jak dobrą powieść. Autor nie tylko rozprawia się z wieloma zastygłymi w zbiorowej wyobraźni mitami na temat autora Pierwszego kroku w chmurach, lecz również splata z fragmentów listów, artykułów, wspomnień prawdziwy obraz pisarza, cielesny, nasączony wieloma traumami i kompleksami. Proletariacki książę jest również bardzo inspirującym zarysowaniem czasów odwilży październikowej, sytuacji Polaków na emigracji oraz ogólnych mechanizmów rządzących „najweselszym z baraków Europy Wschodniej”.
Tadeusz Breza, Adam Grywałd – ta wydana w 1936 roku powieść była debiutem Brezy i właściwie od razu przyniosła autorowi miejsce w pierwszej lidze międzywojennych twórców. Jest to bardzo udana krytyka stanu mieszczańskiego, psychologiczna wiwisekcja reprezentantów różnych generacji, powieść autotematyczna, dotycząca granic konwencji współczesnej literatury, jak również jeden z pierwszych utwór homoerotycznych w polskiej prozie. Najbardziej jednak interesujący jest według mnie zabieg formalny dotyczący tytułowego bohatera. Jego obraz konstruowany jest z plotek, domniemań, artykułów prasowych, sprzecznych opowieści. Ten narratorski relatywizm sprawia, że jest to też opowieść o prawdzie i sposobach jej konstrukcji.
Yasmina Khadra, Aniołowie umierają od naszych ran – polecam szczególnie tym, którym podobał się Król Szczepana Twardocha. Są to powieści zdecydowanie odmienne formalnie, ale tożsame pod względem podjętego, najbardziej ogólnie rozumianego tematu. Czas fabuły to 1937 rok, sceną wydarzeń czyni Khadra międzywojenną Algierię. Turambo, gwiazda boksu i gangster, wspomina swoje życie przed położeniem głowy pod gilotyną na więziennym placu. Mam tylko pewien problem z powieściowym językiem, pewnym nagromadzeniem „jarmarcznych” metafor i porównań, ale nie jestem w stanie stwierdzić, na ile to warsztat pisarza, a na ile inwencja tłumacza. Szczególnie polecam też tym, których interesuje algierska kultura. Z tego samego kręgu tematycznego wymieniłbym powieść Ziemia i krew Molouda Feraouna oraz reportaż Gorsze dzieci Republiki. O Algierczykach we Francji Ludwiki Włodek.
Ireneusz Staroń, Wzgórze Bzów – Staroń w swojej debiutanckiej powieści nie-powieści tworzy obraz poetycki, metafizyczny, przywodzący na myśl prozę Brunona Schulza i Tadeusza Nowaka. Zdania przypominają misternie tworzone freski, tematem jest historia przesiedleń z dawnej Galicji Wschodniej na teren Dolnego Śląska. Mały Jędrzychów staje się w tej prozie centrum świata, z którego pisarz puszcza ku niebu piękne stylistyczne latawce.
Ginny N. (Whosome, „Mlem!”): W 2024 roku przeczytałem mniej książek, niż miałem nadzieję, że mi się uda, z drugiej strony jednak przeczytałem ich prawie dwadzieścia, co jest całkiem niezłym wynikiem jak na ten trudny rok. Szczególnie cieszę się, że udało mi się dokończyć mój reread Wiedźmina. Zacząłem go, kiedy wyszedł trzeci sezon netflixowej adaptacji. Dobrze było wrócić do tego świata, przypomnieć sobie, za co te książki kochamy. Jak za każdym razem płakałem, kiedy Ciri, Yennefer i Geralt spotkali się w zamku Stygga.
Nowe wydanie Jonathana Strange’a i pana Norrella Susanny Clarke ucieszyło nas choćby dlatego, że poprzednie dwa były właściwie nie do dostania. Żałowałem, że to nowe tłumaczenie, bo pierwsze jest doskonałe, ale Justyna Gardzińska spisała się świetnie – i przez jej wersję płynie się tak samo dobrze, jak przez przekład Małgorzaty Hesko-Kołodzińskiej. No i dodatkowo jest to wydanie bardzo ładne, a więc cieszy nie tylko umysł, ale i oko. Udało mi się także przeczytać Ladies of Grace Adieu w oryginale, wypatrzone na regale współlokatorki. Te historie ze świata Jonathana Strange’a ładnie go dopełniają, pokazując kunszt pisarski Susanny Clarke w pełnej rozpiętości. A o tym dlaczego Susanna Clarke jest wartą uwagi autorką, pisała u nas Magdalena (KLIK).
O twórczości R.B. Lemberg pomału piszę esej, tu więc tylko powiem, że powrót do jenu Birdverse w zbiorze opowiadań i poematów Geometries of Belonging oraz powieści Yoke of Stars był urzekającym i na swój sposób kojącym doświadczeniem.
Evil IKEA, w której otwierają się portale do alternatywnych wymiarów tejże evil IKEI, a główny bohater trafia na inwentaryzację z czwórką swoich… klonów? To już w samym założeniu intrygujące, a Nino Cipri w Defekcie tworzy nie tylko ciekawy i miejscami przerażający świat, ale też mocną krytykę galopującego kapitalizmu.
Rok zwyczajowo kończyłem z Wiedźmikołajem – rok temu rozmawialiśmy o nim z Yuką (KLIK i KLIK) – który jest idealną zimową lekturą o śniegu, krwi, śmierci i wstającym ponownie słońcu. I o tym, co to znaczy być człowiekiem.
Magdalena (Whosome, Spółdzielnia Ogniwo): Ten rok nie był czytelniczo za dobry, ale udało mi się połknąć kilka wspaniałych rzeczy (poza pracą, o czym później). Na podium znalazłyby się Psalm dla zbudowanych w dziczy i Modlitwa za nieśmiałe korony drzew Becky Chambers, Arcana Anny Szumacher (recenzja: KLIK) i powtarzane na potrzeby prelekcji o psach w science fiction Miasto Clifforda Simaka. Trzy zupełnie różne książki – solarpunkowa utopia o psychicznym wypaleniu, zakręcony kryminał i retro SF o psach przejmujących Ziemię.
Pod koniec roku udało mi się trochę przyśpieszyć – pochłonęłam z zachwytem trzy książki wydawnictwa ArtRage (11% Maren Uthaug – KLIK, Ja, która nie poznałam mężczyzn Jacqueline Harpman – KLIK, Ściana Marlen Haushofer – KLIK) oraz świetne Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach Sequoi Nagamatsu (KLIK). Miałam też w 2024 roku fazy na książki psychologiczne i o mózgach, a także kilka dość losowych lektur, jak Czytaj niebezpiecznie Azar Nafisi czy W dół do ziemi Roberta Silverberga.
Pryvian (Whosome): Jestem jedną z tych dziwnych osób, które nie zapisują nigdzie przeczytanych książek (kilkakrotnie próbowałam z Goodreads i Storygraphem, nigdy nie wyszło), więc chwilę mi zajęło przypomnienie sobie, co ja takiego właściwie w tym roku przeczytałam. Ale już mam! W pierwszej kolejności oczywiście Mgła Anny Brzezińskiej, która w moim osobistym rankingu jest najlepszą polską powieścią 2024 roku, koniec, kropka. Równie piękna, co miejscami przygnębiająca, niesamowicie erudycyjna i bardziej utkana ze słów niż napisana. Przewspaniały fantastyczny obraz miejsca, które prawie że potrafiłabym wskazać na mapie i upierać się, że istnieje, oraz postaci, w które najzwyczajniej w świecie chce się uwierzyć. Jeśli jeszcze nie macie za sobą tej lektury, to szczerze polecam nadrobić!
Po wielu latach Jacqueline Carey wróciła do świata Kushiela z powieścią Cassiel’s Servant, oddającą głos Joscelinowi i pozwalającą spojrzeć na znane już wydarzenia jego oczami, a także poznać go lepiej. Nie będę ukrywać: dawno żadna powieść mnie tak nie ucieszyła. Kocham wracać do tego świata, do tych postaci, do przepięknego języka, jakim posługuje się autorka.
Poza tym ten rok w głównej mierze upłynął mi pod znakiem włoskiej literatury kobiecej. Z całego serca polecam Sztukę radości Goliardy Sapienzy (aczkolwiek jeśli czytacie po włosku, to naprawdę lepiej sięgnąć po oryginał… ba, obawiam się, że nawet angielskie tłumaczenie przyjemniej się czyta od polskiego) oraz Virdimurę Simony Lo Iacono, która tłumaczenia się jeszcze nie doczekała, ale mam nadzieję, że prędko się to zmieni. Gdyby jakieś wydawnictwo było zainteresowane i szukało tłumaczki, to ja z rozkoszą!
Udało mi się też zaliczyć coroczną powtórkę cyklu Inni Anne Bishop i nawet przeprowadzić o nim jedną prelekcję. Mam nadzieję, że w 2025 uda się więcej!
Ostatnimi czasy natomiast zdarzyło mi się na nowo zakochać w A Suitable Boy Vikrama Setha (jeśli kochacie Indie, rodzinne dramaty oraz historię, to wymarzona książka dla was) oraz zarwać noc, żeby pożreć na jednym posiedzeniu Swordcrossed Freyi Marske. Nikt mi teraz nie wmówi, że prawdziwa miłość nie może się zacząć od drobnego przekrętu na dwieście sztuk złota oraz porannych lekcji szermierki! Jak zawsze u tej autorki w głównych bohaterach idzie się zakochać od pierwszych paru linijek dialogu, a dobre światotworzenie miesza się z komedią, dramatem i romansem. Warto tutaj wspomnieć, że niedawno wyszło również polskie tłumaczenie innej książki Marske, czyli Cudownej światłości, którą szaleńczo wszystkim polecam.
Kryś (Krysia F.): Rok 2024 był dla mnie czytelniczo bardzo przeciętny, jak zwykle przeczytałam sporo książek po raz drugi (a raczej po raz kolejny, bo czytanie rzeczy wielokrotnie to mój ulubiony nałóg). Jednak było też kilka dobrych nowości, takich jak W świetle nocy Mileny Wójtowicz – kolejna pozycja z cyklu o brzeskich nienormatywnych. Tym razem mamy nową główną bohaterkę, świeżo przemienioną wampirzycę, która próbuje poradzić sobie z wyzwaniami swojego nowego stanu (nie)życia, spławieniem nachodzącego ją wampira-stalkera, a do tego ze zdaniem studiów.
W tym roku wydana została również książka T. Kingfisher Co porusza martwych – genialny retelling klasycznego opowiadania Poego Zagłada domu Usherów. Mimo że to raczej krótka historia, to jest tu wszystko – grzyby, rodzinne dramaty, humor, niebinarne narrator i zombie.
Jego Cesarska Wysokość (Krakowska Sieć Fantastyki): Z tegorocznych lektur zdecydowanie na plus wybijają się Kroniki Mordbota Marthy Wells – brawurowo nonszalancka i bezkompromisowo ludzka opowieść o dosłownej maszynie do zabijania, która postanawia wyrwać się na wolność i – kilkakrotnie – zaryzykować życie w obronie niewinnych ludzi, choć naprawdę wolałaby przez resztę życia oglądać seriale. Też bym wolał. Może dlatego tak mi się podobało. W każdym razie – jeśli lubicie dobre, humanistyczne SF wychodzące naprzeciw gatunkowym schematom tylko po to, by na powitanie połamać im kończyny, ta seria jest dla was.
Z rzeczy krajowych zdecydowanie bank rozbiły Świerszcze w soli Agnieszki Hałas – zbiór opowiadań dotykających na różne sposoby tematu śmierci i cierpienia, dziejących się w takim, powiedzmy, współdzielonym uniwersum, z zaświatami, w których Janosik i Boruta współistnieją z gnostyckimi demiurgami, a grecki bóg Thanatos pełni rolę śmierci na usługach Stwórcy, bo to lepsze niż zapomnienie. Ważna uwaga – nie jest to lektura dla wrażliwych. Zdecydowanie powinno to być jakoś zaznaczone na okładce.
Perła (Whosome): W 2024 roku nie przeczytałam za wiele, chyba nawet mniej niż w poprzednim. Trafiły się za to książki, które mnie mocno zachwyciły i wywołały mnóstwo emocji. Wylot Olesi Ivchenko ujął mnie ciekawą, a jednocześnie przerażającą wizją przyszłości i dwiema pełnokrwistymi kobiecymi bohaterkami, których rozterki sprawiły, że ta opowieść była tak poruszająca. Ucieczka apsary autorstwa Katarzyny Podstawek i Katarzyny Rutowskiej dostarczyła mi za to emocjonującej przygody, której nie dało się wręcz odłożyć (recenzja Maggor: KLIK). Dwójka głównych bohaterów była przesympatyczna, a relacja między nimi rozwijała się naturalnie, by w końcu stać się silną, pełną zaufania więzią. Powieścią, o której muszę też wspomnieć, jest Imogen, oczywiście Becky Albertalli (tu znajdziecie recenzję Maple Fay: KLIK). Odebrałam ją bardzo osobiście i widziałam swoje zmagania w zmaganiach Imogen.
Maggor (Whosome): W moje ręce wpadł wytęskniony drugi tom trylogii Vardari Siri Pettersen, czyli Srebrne gardło. Jeśli czytaliście Krucze pierścienie tej autorki, Vardari również jest serią dla was. Jeśli obie serie są wam jednakowo nieznane, rzucę nieco światła na Vardari (wydanych jako Żelazny wilk i Srebrne gardło). Podobnie jak w poprzedniej trylogii, autorka zabiera nas do świata inspirowanego nordyckimi wierzeniami i kulturą (ci, którzy oczekują jednak odnaleźć tu Thora czy Lokiego w wydaniu marvelowskim czy gaimanowskim, będą zawiedzeni). Bohaterka trylogii, Juva, para się polowaniem na wilki. W Naklavie, gdzie żyje, uważa się, że picie krwi wilka może sprowadzić na człowieka wilkowatość (mimo to nie brakuje chętnych do stosowania jej jako na poły magicznego narkotyku). Wilcza krew pozwala jednak utrzymać w działaniu tajemnicze kamienne bramy służące do podróżowania między krainami, więc Juva i jej drużyna zajmują się dostarczaniem miastu tego cennego surowca. Życie Juvy zmienia się, gdy jej rodzinie, zajmującej się przepowiadaniem przyszłości za pomocą czytania z krwi (czym dziewczyna gardzi i uważa za oszustwo), grozi niebezpieczeństwo ze strony vardari, wiecznych. Juva jest zmuszona odnaleźć rodzinny sekret i przypomnieć sobie wyparte wspomnienie z dzieciństwa: kiedy sama spotkała diabła.
Z całego roku to sierpień był wyjątkowo monotematyczny pod względem autorów i autorek. Zaczęłam czytać nową serię T. Kingfisher, Sworn Soldier, której ukazały się już dwa tomy (What Moves the Dead i What Feasts at Night, z czego jeden wydany przez SQN jako Co porusza martwych). Akurat przeczytałam je w oryginale (na Legimi, jeszcze przed dramą), więc polskie wydanie muszę dopiero nadrobić. Ciekawe światotwórstwo i podejście do magii możecie znaleźć u Holly Black w Klątwiarzach. Sporo tu będzie historii alternatywnej, dyskryminacji mniejszości (tytułowych klątwiarzy), jak również specyficznego systemu magicznego w myśl zasady „All magic comes with a price”.
Joanna Krystyna „Lill” Radosz (autorka m.in. Dziewczyny w różowym oraz tłumaczka literatury): Ja się chyba starzeję. Patrzę, ile ocen 9/10 i 10/10 wystawiłam w tym roku, i zastanawiam się, gdzie ta surowa Joanna, którą byłam jeszcze niedawno? „To se ne vrati”, jak mawiają bracia Czesi. W każdym razie wybrałam pięć książek, które w tym roku zdobyły szczególne miejsce w moim sercu (i być może są za mało docenione) – oraz jedno honorable mention. Kolejność przypadkowa:
Olivia Dade, Spoiler Alert – hetero romanse nie są moim ulubionym gatunkiem i za często mnie nudzą, ale ten mnie w sobie rozkochał. Bohaterowie poznają się, pisząc fanfiki! Mało tego, to są dorośli ludzie, z życiem zawodowym, ze znajomymi, robiący rzeczy, które robią dorośli ludzie. Mało wam? Dokładam więcej: bohaterka plus size, bohater z dysleksją, fanka x idol, ale w zupełnie innej odsłonie. I dużo cieplutkiego humoru.
Sarah Engell, 21 sposobów na śmierć – dawno nie miałam sytuacji, kiedy odłożyłam książkę na dłużej, chociaż była cudowna, tylko dlatego, że bałam się, że wszystko, w co wierzy bohaterka, okaże się kłamstwem. To młodzieżówka, która wali w miękkie i jeńców nie bierze: jest o samotności, o nastoletnich lękach, o poczuciu, że już nigdy nie będzie lepiej. I o tym, jak łatwo nastawić grupę przeciwko konkretnej osobie. Boli, ale daje nadzieję.
Martyna Pustelnik, Dałaś plamę, Lena – kocham książki Martyny Pustelnik. Trzecia powieść, trzecia z sióstr-bohaterek i trzecie 10/10. Odpowiednie proporcje absurdalnego niekiedy humoru, bohaterów, którzy się rozwijają, konfliktów, które nie wynikają z tego, że on z nią nie pogadał, chociaż mógł… Dla ludzi, którzy chcą się śmiać i płakać jednocześnie.
Rebecca Makkai, Mam do pana kilka pytań – świetna, gęsta proza w znakomitym polskim przekładzie Rafała Lisowskiego. Główna bohaterka po latach wraca, jako prowadząca kurs, do swojej dawnej szkoły. To okazja do podróży sentymentalnej, ale i do odkopania tragedii sprzed lat i postawienia sobie kluczowego pytania: czy w sprawie o zabójstwo uczennicy skazano właściwą osobę, czy tę, którą skazać było najłatwiej?
Anna Szumacher, Arcana – więcej humoru! A do tego dworskie intrygi, mrugnięcia okiem do czytelnika i fantastyczny setting. Nastoletnia arystokratka wraca w rodzinne strony i odkrywa, że ktoś zabił jej surowego brata. Ile żyć będzie musiała przeżyć, by odnaleźć zabójcę i wrócić do normalności? Jeśli podobał wam się styl Słowodzicielki i dalszych tomów – sięgnijcie, tu jest więcej tego dobra. Jeśli nie znacie Anny Szumacher, to wyobraźcie sobie bardzo dobre dworskie fantasy z wątkami jak z Bridgertonów (tylko bardziej) i smaczkami dla fanów Ostatniego jednorożca. Kto się oprze?
Honorable mention? A jakże, Rozdroże kruków Andrzeja Sapkowskiego. Wiem, że sympatyków Geralta i spółki ta książka podzieliła, ale dla mnie była powrotem do dawno niewidzianej kompanii. Wciąż smakowity język, humor sytuacyjny (uwielbiam to, jak Sapkowski kradnie wątki z rzeczywistości i zgrabnie wplata je w świat fantasy), postmodernizm w wydaniu, które jest przyjemne. Mnie kupiło.
Tomasz Kozłowski (iAtelier): Zrobiłem sobie remanent wszystkiego, co w tym roku przeczytałem, i z tego wybrałem te powieści, które zrobiły na mnie największe wrażenie i były najmocniejszymi punktami czytelniczymi. Nie wszystkie są nowościami – niektóre mają już kilka lat, a jedna jest dużo starsza ode mnie, ale w końcu udało mi się po nią sięgnąć. A są to:
Salman Rushdie – Miasto zwycięstwa. Skubaniec znowu to zrobił. Od lat pisze kolejne powieści na najwyższym poziomie i nigdy nie zawodzi. Niezależnie od tego, co się dzieje. W Mieście powraca do klimatów magiczno-historycznych, tworząc kolejną niezwykłą baśń, która wciąga i czaruje, a jednocześnie potrafi doskonale odnaleźć się w tym, co jest problematyczne w naszych czasach.
Irving Stone – Udręka i ekstaza. Napisana w latach sześćdziesiątych fabularyzowana biografia Michała Anioła. Ale jak napisana! Nawet jeśli ktoś nie jest wielkim fanem sztuki i malarstwa renesansowego (a ja nie bardzo jestem), to i tak może być urzeczony kolejnymi zmaganiami artysty próbującego się odnaleźć poza światem wielkiej polityki, gdy jednak polityka puka do jego drzwi niemalże bez przerwy. Jedna z najlepszych książek o potędze sztuki, jaką czytałem.
Amal El-Mohtar, Max Gladstone – Tak właśnie przegrywasz wojnę czasu. Ta książka była straszna. Jechała po niezwykle niskich emocjach. Przewidywalna całkowicie. Klisza na kliszy. Okropna pulp fiction, przesadzona na maksa. Popłakałem się kilka razy i nie mogłem przestać czytać. Słabe 4/10, uwielbiam i polecam każdemu, coś wspaniałego.
Orhan Pamuk – Noce zarazy. Z książkami Orhana Pamuka już długo nie mogłem złapać wspólnego języka. Miałem trochę wrażenie, że Wielki Noblista już nie jest tym gniewnym twórcą, który stworzył Dom ciszy czy Śnieg. Ale jego ostatnia powieść to powrót do najwyższej formy. Jest to historia epidemii rozgrywającej się na fikcyjnej wysepce na Morzu Śródziemnym w ostatnich latach istnienia Imperium Osmańskiego. Mamy tam wszystko, co potrzeba – kryminalne śledztwa, losy rewolucji, wielkie romanse i jeszcze większe rozstania. Wspaniała rzecz.
Jakub Małecki – Korowód. Dowód na to, że mniej to więcej. Króciutka powieść, która w zasadzie jest zwyczajną opowieścią o dorastaniu i radzeniu sobie ze wszystkim, co z tego dorastania wynika, a jednocześnie tak pięknie opowiedziana, wyzwalająca tak silne emocje, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie ma w naszym kraju wielu twórców, którzy potrafią tak pięknie i tak oszczędnie pisać, co właśnie Małecki.
Anna Kańtoch – Czeluść. Klimat zagubienia, przerażenia i osaczenia. Ta książka jest tak duszna, tak pełna znaczeń, że to niemalże Prowadź swój pług przez kości umarłych na sterydach. Rzecz o samotności, przemijaniu i podjętych złych decyzjach. Rewelacja.
Łukasz „Eiree” Targoński: W tym roku zamiast czytać dużo (zwłaszcza mając okazję ku temu w postaci partnera bibliotekarza), ponownie skupiłem się na szaleństwie przekopania się chronologicznie przez serie komiksowe Avengers Marvela. A było ich sporo. Jadąc od początku aż do 2021 roku, na którym obecnie kończę, natknąłem się na lepsze i gorsze tytuły. Jednak są one dość nierówne i pewne cykle tworzone przez jednych scenarzystów mają swoją wizje (Hickman), inne to typowe rąbanki, a mnie jednak interesują swoiste interakcje i tło postaci, które pojawiają się i znikają, czasami zostając z nami (i popkulturą światową) na dłużej. Bo kto pamięta o takim Avengersie jak Living Lightening… A wspomagał drużynę w pewnym okresie. Dlatego ogólnie Avengers Marvela bez rewelacji. Solidne tytuły, ale jednak też bez polotu z pewnymi wyjątkami. X-Men to to nie jest…
Kolejny komiks, który w tym roku mi się spodobał, to Czarna Magia. Pierwsza Księga Cieni Grega Rucki i Nicoli Scott. Komiks podpasuje wybitnie fanom nowego sezonu Agathy MCU, bo tu też bohaterką jest wiedźma poruszająca się na obrzeżach świata zwyczajnego (detektywka policji) oraz magicznego (wiedźma z prawdziwym chowańcem). A do tego magiczne zagrożenia wplątujące się w jej normalne śledztwa. Przepięknie rysowane… Szkoda, że tak krótkie to dzieło.
Jeśli chodzi o książki, sięgnąłem oczywiście po nowe dwutomowe wydanie Conana Roberta E. Howarda. Obecnie spokojnie czytam drugą część, bo tłumaczenie jest bardzo dobre. Wszystkie historie, które zapomniałem po tylu już latach (czytałem w młodości), dalej mają klimat i nawet chciałoby się przeżyć takie przygody jak tytułowy barbarzyńca. Ku mojemu zdziwieniu bohaterki opowiadań czasem są równorzędnymi awanturniczkami i nie tylko spełniają rolę dziewicy w opałach. Conan to klasyka i dobrze się z nią zetknąć ponownie w nowym wydaniu i tłumaczeniu.
Nie przeczytałem jeszcze nowego tomu Wiedźmina, ale sięgnąłem po stare opowiadania: Miecz przeznaczenia i Ostatnie życzenie, żeby rozpocząć przygodę z Geraltem na nowo. To także dawno nieczytana lektura. Zaskoczyło mnie, bo nie pamiętałem, jak kwieciście potrafi pisać Sapkowski. Ile nowego słownictwa dotyczącego np. obszarów wodnych czy staropolszczyzny można wyłapać w zwykłym opisie przyrody (UWAGA: po raz pierwszy od dawna zwalniałem na opisach przyrody). Geralt jest pełnokrwistym bohaterem, tak jak cały świat odmalowany w poszczególnych opowiadaniach. Tu nie ma źle narysowanych postaci… Każda ma swój punkt widzenia i kolorowy wizerunek. A miłość między wiedźminem i czarodziejką może prowadzić tylko na manowce.. Ale jakże piękne… Polecam każdemu, kto jeszcze nie wkroczył na drogę pachnącą bzem i agrestem.
Z kolejnych staroci, które nadrabiałem, nie mogę nie wymienić Ricka Riordana i jego cyklu Percy Jackson. Wiem, wiem… lektura dla nastolatków, ale w popkulturze siedzi mocno, więc warto sobie przyswoić. Ku mojemu zdziwieniu to także dobrze napisane czytadło dla młodych osób, które chcą sobie jakoś oswoić mitologię grecką inaczej niż przez Parandowskiego… Ja z racji przygodowej historii oraz mitologicznych stworów bawiłem się dosyć dobrze. No ale kto nie lubi historii od zera do bohatera.
Z nowości zaskoczyła mnie seria Necrovet Joanny W. Gajzler. Tytuł dobrze ogrywa polskie realia weterynaryjne, a mnie podejście medyczne zachęca swojskością znaną z mojej pracy zawodowej. Dodatkowo kto nie lubi magicznych zwierzaków… Wymyślane i na nowo ogrywane standardowe potwory oraz nowe, wygrzebane z czeluści mitologii różnych krajów magiczne zwierzęta naprawdę ciekawie łączą wiedzę weterynaryjną oraz magiczne wierzenia. Tytułowa bohaterka to naprawdę dająca się lubić dziewczyna z krwi i kości, a jej zmagania zawodowe i miłosne perypetie dodają wiarygodności stworzonej fantastycznej wersji Polski. Polecam!
Rambert: 2024 był drugim rokiem z rzędu, w którym udawało mi się śledzić, co czytam. Odnalazłam też w tym czasie nową ulubioną autorkę, Borę Chung. Po rozpoczęciu stycznia Przeklętym królikiem utwierdziłam się w przekonaniu później przez Rozkład północy, który w przeciwieństwie do pierwszego zbioru okazał się kolekcją historii zamkniętych w szerszej oprawie z narracji bohaterki, która słuchała ich po rozpoczęciu nowej, nietypowej pracy. Cudowna, odpowiednio niepokojąca atmosfera, interesujące koncepcje i poczucie satysfakcji po zakończeniu każdego opowiadania, a także pewien polski akcent w pierwszej książce – bardzo polecam obie!
Miałam też wstęp do cozy fantasy w postaci serii Necrovet Joanny W. Gajzler. Kochane książki, szczególnie dla wszystkich osób zwierzolubnych. Zawierają również miłe smaczki medyczne związane z weterynarią. I właśnie pojawiła się kolejna część! Ląduje teraz na szczycie TBR.
Po raz pierwszy dałam też szansę V.E. Schwab z Niewidzialnym życiem Addie LaRue. Ciekawa rzecz, do poczytania sobie powoli i na spokojnie.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem na koniec roku było dla mnie też to, jak dobrze czytało mi się Frankensteina Mary Shelley, podczas mojego nadrabiania klasyków, w które wchodziło też odświeżenie sobie krótkiego Doktora Jekylla i Pana Hyde’a. Przedsięwzięcie będzie kontynuowane w 2025 roku z Drakulą.
Beniamin Muszyński (Masz Wybór): W roku 2024 sporo czasu poświęciłem zgłębianiu historii gamedevu, szczególnie że na rodzimym rynku wydawniczym zaczynają się pojawiać tłumaczenia ważnych anglojęzycznych pozycji, w czym przoduje wydawnictwo Open Beta. Na szczęście „nasi” też się rozkręcają, na przykład takie Legendy gier wideo (Bartłomiej Kluska, Wydawnictwo Gamebook) to dobra pozycja na start.
Jednak największe wrażenie zrobił na mnie olbrzymi Almanach: Gry przygodowe Point and Click (Wydawnictwo Gamebook), który wbrew tytułowi jest bardziej opowieścią o gatunku niż almanachem gier. Prowadzona za pomocą wywiadów narracja prowadzi przez historię przygodówek ze szczególnym uwzględnieniem Polski (specjalny dodatek na końcu książki). Wydanie albumowe, więc książka nie jest tania, to koszt stu kilkudziesięciu złotych, więc rzecz bardziej dla zajawieńców zdecydowanie.
Poza tym nadrobiłem pozycje z ostatnich lat i mogę polecić te, które przeczytałem w 2024: Itchy, tasty. Nieoficjalna historia Resident Evil, Alex Aniel, Wydawnictwo OpenBeta, Warszawa, 2021; Jak powstał Tomb Radier, Daryl Baxter, Wydawnictwo OpenBeta, Warszawa, 2024; Niech żyje Mortal Kombat. Runda 1, David L. Craddock, Wydawnictwo OpenBeta, Warszawa, 2023; Nie każda bajka kończy się dobrze. Wzlot i upadek Sierra On-Line, Ken Williams, Wydawnictwo OpenBeta, Warszawa, 2022; Kluska Bartłomiej, Legendy gier wideo, Gamebook, Olsztyn, 2023; Romero John, DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie, Wydawnictwo OpenBeta, Warszawa, 2023. (dla porównania warto też zerknąć na w tej samej tematyce Masters of Doom: O dwóch takich, co stworzyli imperium i zmienili popkulturę (David Kushner), Wydawnictwo OpenBeta, Warszawa, 2020. Dla osób zainteresowanych tematem szeroko pojętej historii gier wideo miniony rok był dobrym rokiem na polskim rynku wydawniczym. Oby tak dalej!
Mateusz J.: Zdecydowanie odkryciem roku był dla mnie Jonathan Strange i pan Norrell Susanny Clarke. Mogę nawet powiedzieć, że to powieść, która przywróciła mi w wiarę w fantasy. Absolutna cegła (bo to w sumie trylogia ukryta pod okładką jednej książki) – co w ogóle mi nie przeszkadzało, choć normalnie wolę krótsze formy. Autorka jednak wykorzystuje miejsce bardzo dobrze, wszystko służy eksploracji interesujących, niesztampowych motywów – szaleństwa, zmęczenia, niemożliwości komunikacji – w konwencji nawiązującej do klasyków literatury romantycznej, na tle alternatywnej historii XIX-wiecznej Anglii. Magia nareszcie okazuje się czymś prawdziwie dziwnym, wymyka się wysiłkom bohaterów w kierunku jej systematyzacji i wpisania w racjonalne ramy. Świat nadprzyrodzony przejawia się tu w subtelny sposób np. w cechach krajobrazu, ale we właściwych momentach potrafi też być zaskakująco dosłowny. Ach, no i przypisy, najlepsze są tu przypisy i zawarte w nich fenomenalne światotwórstwo. Coś pięknego.
DemonBiblioteczny (Whosome): Rok 2024 był dla mnie czytelniczo obfity i większość pozycji była przynajmniej przyzwoita. W pamięć jednak zapadło mi kilka tytułów. Pierwszą książką, która wbiła mnie w fotel, była Żona rzeźnika Li Ang – krótka, ale z ogromem treści, opowiadająca o okrucieństwie, szaleństwie i niuansach życia w niewielkiej społeczności.
W kwietniu premierę miało wznowienie Carmilli Sheridana le Fanu, co przyjęłam z ogromną radością. Od momentu gdy pojawiły się pierwsze pogłoski o ponownym wydaniu niemalże niedostępnej powieści, trzymałam kciuki za ten projekt. O tym, jak przyjęłam Carmillę, pisałam szerzej na stronie (KLIK), więc zapraszam do tekstu.
Rok kończyłam z książką Śmierć Viveka Ojiego Akwaeke Emezi. Pięknie napisana, z wyczuciem i smakiem historia o życiu i stracie osadzona w nigeryjskiej społeczności Igbt+.
Agata „kpt.punk” Sutkowska: 2024 rok był dla mnie bardzo trudny i nerwowy, więc na niewielu polach byłam aktywna (tym bardziej dziękuję za zaproszenie do wpisywania się tutaj!). Na czytelniczym – prawie wcale, bo ciężko było skupić mi się na dłuższych tekstach. Tradycyjnie najwięcej przeczytałam komiksów, w tym świetną mangę Shūzō Oshimiego u nas wydawaną jako Krew na szlaku. To psychologiczny horror o relacjach syna i matki, która za wszelką cenę – naprawdę wszelką – chce chronić swoje dziecko, przy okazji je kontrolując. Gdyby ktoś potrzebował jednak czegoś lżejszego, ale mądrego i nieuciekającego od trudnych tematów, to polecam wattpadową powieść Odtrutka na szczury pisaną przez moją siostrę Vanitachi. To niby „tylko” young adult fantasy, ale tylko „tylko”. Kocham Odtrutkę za wyrazistych bohaterów i misternie tkany worldbuilding – a jeśli ktoś chce mi zarzucić nepotyzm, niech sam najpierw przeczyta ;).
Rademede (Whosome): Ten rok w książkach upłynął mi pod znakiem romantasy i innych romansów. Wiele było takich sobie i niewartych wspomnienia, ale niesamowicie do gustu przypadł mi Żelazny płomień Rebekki Yarros. Bardzo sympatyczna, choć miejscami głupia lektura, ale cóż mogę rzec, smoki i romans mi się podobały. Chociaż głównie to smoki. Inną serią, która zapadła mi w pamięć, były Tajemnice króla Shepherda, głównie przez magię polegającą na używaniu specjalnej talii kart. Chyba jeszcze się w książkach nie spotkałam z takim rodzajem magii i był to ciekawy pomysł. Sama historia była przewidywalna, ale plusik za karty.
Frej (Whosome): 2024 nie był dobrym rokiem, jeśli chodzi o czytanie, ale książką, która skradła moje serce, zdecydowanie był Necrovet. Świat przedstawiony w książce jest bardzo przytulny. Można się w nim poczuć jak u siebie, bo przecież jest taki znajomy. Wspaniała propozycja dla każdego zwierzoluba. Zwłaszcza dla osób, których ciekawość dotycząca fantastycznych zwierząt nie została zaspokojona tylko przez ich opisy w tradycyjnych przygodach.
Drugą książką, która zawładnęła mną na czas jakiś, było Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu autorstwa Gregory’ego Maguire’a. Sięgnęłam po nią chwilę przed premierą filmowej adaptacji… i zniknęłam w świecie Oz na dłuższy moment. Postać Elfaby zostanie ze mną na długo. Cieszę się, że mogłam ją poznać i razem z nią przejść przez kolejne etapy kwestionowania natury świata.
Kajman (Whosome): Poza książkami do magisterki i doktoratu pochłonęła mnie seria Necrovet Joanny W. Gajzler. Zanurzenie się w tym świecie było dla mnie sporym wytchnieniem po dużej liczbie stresujących sytuacji związanych ze zmianami zawodowymi i kończeniem studiów. Najbardziej spodobały mi się kreacja głównej bohaterki oraz weterynarki zarządzającej kliniką, a także bardzo pomysłowe i dostarczające wielu pozytywnych emocji przygody, które razem przeżywały. Nie mogę się doczekać, aż wezmę się za najnowszą część serii.
DG: Książek w tym roku czytałam co prawda niewiele, ale po rewatchu całego Twin Peaks i niesamowitego doświadczenia Ogniu krocz ze mną na kinowym ekranie przeczytałam w końcu książki powiązane z uniwersum – Sekrety Twin Peaks, Twin Peaks: Ostatnie dossier, Sekretny dziennik Laury Palmer oraz Autobiografię agenta specjalnego Dale’a Coopera – Moje taśmy, moje życie. Napisane w kreatywny sposób (w stylu tajnych akt, wycinków z gazet, kartek pamiętnika lub zapisów nagrań), uzupełniają świat przedstawiony o backstory lub dalsze losy różnych postaci, jednocześnie wplatając w historię tytułowego miasteczka rozmaite ciekawostki i teorie spiskowe.
Zielona Małpa (Whosome): Przeczytałam więcej książek, niż sobie założyłam, bo 51 przy założonych 40. A do tego przyczyniło się odkrycie przeze mnie audiobooków, a właściwie nauczenie się ich słuchania. Odkryłam tym samym książki Magdaleny Kubasiewicz, a konkretnie serię Wilcza Jagoda. Kołysanka dla czarownicy i Przysługa dla czarnoksiężnika umiliły mi wiele dojazdów do pracy. Dodatkowo wciągnęłam się też odrobinę w słowiańskie klimaty za sprawą serii Kwiat paproci Katarzyny Bereniki Miszczuk. Najlepszą książką roku okazała się powieść Siedem lat wstecz Ashley Poston. To książka łącząca romans z podróżą w czasie (bardzo specyficzną), ale najbardziej ujęło mnie w niej przechodzenie żałoby po bliskiej osobie przez główną bohaterkę. Bardzo nie chciałam tej książki kończyć.
A jakie ubiegłoroczne lektury zostały z wami na długo? Podzielcie się w komentarzu na Facebooku, w grupie Polifonia Fantastyczna albo na BlueSky!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.