2021 to rok Lema, ale Lem wylewa się z fantastycznych ekranów na okrągło – nie tylko w setną rocznicę urodzin. Niedługo pewnie zacznie wyskakiwać z lodówek.
O Lemie mówią wszyscy, na Lema wszyscy się powołują. Fantaści i mainstreamowcy, ci od literatury czysto rozrywkowej i ci od literatury przez wielkie „L”. Także tam, gdzie nie ma to żadnego sensu. Ostatnio niesmak wśród fantastów wzbudził festiwal literacki Conrada, który choć obrał tematykę aż krzyczącą „science fiction”, nie ma w programie żadnych gości związanych ze współczesną fantastyką naukową. Są tylko jakieś dwa mierne dodatkowe punkty programu o Lemie, ale nic o kondycji i możliwościach współczesnego s-f.
I z jednej strony zgadzamy się, że tak być nie powinno. Z drugiej jednak propozycje autorów (autorki pojawiły się może ze dwie, przy przytłaczającej ilości mężczyzn), którzy mogliby pokazać dzisiejsze polskie s-f na tego typu festiwalach, czy nawoływania o tym, że „drugiego Lema” nie będzie, biorą nas pod włos.
Bądźmy szczerzy. Lem to dinozaur. Jasne, napisał trochę spoko książek, trochę nudnych jak flaki z olejem, a trochę pośrednich. Miewał genialne wizje, ale potrafił nudzić jak cholera i – nie pomijajmy tego faktu milczeniem – nawet te najlepsze z jego powieści wioną mizoginią. Można go czytać, można go nawet lubić i doceniać, ale niech on w końcu przestanie być wyznacznikiem tego, co w fantastyce naukowej najlepsze albo w ogóle dobre, jakimś mitycznym końcem drogi, za którym nic lepszego już nie powstało i nigdy nie powstanie, a jeśli już cokolwiek, to tylko literatura pisana przez mężczyzn.
Tak, festiwale i krytycza literackie mają tendencję do pomijania fantastyki jako gatunku, a jeśli nawet do niego sięgają, to jak ognia unikają mówienia o tym, że dzieła i autorza, o których mowa, tworzą w tym właśnie nurcie – z niego się wywodzą i w nim są zanurzone i nie da się ich odciąć od gatunku bez mylnego odczytania ich twórczości. Ale mamy sporo polskiej naprawdę dobrej, jeśli nie genialnej fantastyki, i autorki, które w jakimś stopniu pojawiają się także na rynku zagranicznym. Nie trzeba nam kultu geniuszy, by to dostrzec. Nie trzeba poszukiwań „drugiego Lema”, by mówić o tym, że mainstream ignoruje fantastykę naukową czy fantastykę w ogóle.
Jasne, jest konserwatywny, choć świetnie władający piórem Jacek Dukaj. Jest Radek Rak pod ładnymi zdaniami niespecjalnie kryjący mizoginię i pewnie cały długi łańcuszek nazwisk „wielkich”, które widzieliście w głosach oburzonych stanem rzeczy.
Ale jest też genialna Marta Magdalena Lasik – pisząca tylko opowiadania, ale za to jakie opowiadania! Rozmach jej wizji przyszłości spokojnie równa lemowskiemu, a może nawet go przewyższa (jeśli bardzo chcecie się do Lema odnosić) i nieraz poraża, zostawiając po lekturze z poczuciem mętliku, jaki potrafi wywołać tylko naprawdę wybitna literatura. Jeśli nie czytaliście żadnych jej opowiadań, to co wy robicie ze swoimi życiami? Czy będzie to np. Głos czy inny jej tekst – warto.
Jest Joanna Krystyna Radosz – najbardziej znana z opowieści rozgrywających się w żużlowersum, ale popełniła też wspaniałe futurystyczne opowiadanie Listopad bez snów, w którym wizja nieodległej, utopijnej, a jednak prawdopodobnej przyszłości miesza się z bardzo nieutopijną opowieścią głównej bohaterki. Jeśli szukacie wizji Polski, jaka mogłaby być, koniecznie sięgnijcie po Listopad…
Jest Agnieszka Żak z jej futurystycznym światem, w którym umieszcza część swoich opowiadań. W tym historię transpłciowego chłopca w Dorastaniu w czasach cyborgizacji czy opowieść o bliźniaczkach zrośniętych, z których jedna chce rozdzielenia, a druga nie w Długo wyczekiwanej samotności.
Jest zdobywająca coraz większe uznanie (i słusznie) Krystyna Chodorowska czy Marta Potocka, która zdobyła Zajdla 2019 za opowiadanie, a także doceniana na gruncie szeroko pojmowanej fantastyki i kryminału Anna Kańtoch, która napisała Przedksiężycowych, czy Karolina Fedyk z opowiadaniem Następcy tronu, Anna Łagan z opowiadaniem Ekonomia to dolina niesamowitości, Olga Niziołek i jej Ogród rozkoszy ziemskich czy Weronika Mamuna z Obcą, która była.
Polskie fantastki tworzą różnorodne opowieści, zwykle nie zamykając się w łamach jednego gatunku – często sięgają i do fantastyki naukowej i do fantasy czy horroru, a niekiedy wychodzą także poza te gatunki. Czasem w science-fiction ledwie zanurzą mały palec u nogi, a kiedy indziej wracają do tego gatunku regularnie, ale za każdym razem warto sprawdzić jak im wyszło. I być może zaprosić na jakiś ciekawy festiwal literacki. Jego strona merytoryczna na pewno na tym nie straci.
A my, fantaści, nie siedźmy okrakiem na jednym Lemie albo ewentualnie paru męskich nazwiskach, z czego część pewnie nawet nie jest tak dobra literacko jak uważa szeroka publiczność. I nie szukajmy drugiego Lema, skoro możemy mieć – i już mamy – pierwszą Lasik, Radosz, czy Fedyk.
Szukacie dobrej polskiej fantastyki? A może chcecie polecić polskie autorki? Sprawdźcie akcję #FajnaPolskaFantastyka!
Aktualizacja: Tak jak powinno zostać to zaznaczone od samego początku, sporym punktem odniesienia dla naszego tekstu jest esej Marcina Zwierzchowskiego na portalu Lubimyczytać.pl. Za to niedopatrzenie przepraszamy.