Lilo & Stitch to urocza animacja, bardzo, przy okazji, odbiegająca od tematyki, którą zwykle porusza Disney.
Przy okazji to także pierwsza i lepsza historia o siostrach tej korporacji, ale dziś spojrzymy na jej inny aspekt, jakkolwiek i to siostrzeństwo będzie w nim ważne. Tak się akurat złożyło, że po niezliczonych rewatchach zwróciliśmy uwagę, że Lilo można zdecydowanie odczytywać jako postać nieneurotypową i (w naszym odczuciu) autystyczną. A później doszliśmy do wniosku, że tak samo jest ze Stitchem, choć wyraźnie są to dwa różne oblicza autyzmu. Ale zacznijmy od Lilo.
W scenach otwierających animację widzimy ją płynącą, by dać małej rybce kanapkę z masłem orzechowym, przez co spóźnia się na próbę tańca. Mimo że kocha tańczyć i bardzo jej zależy, by się tego uczyć. I od razu wpada w większe kłopoty – bije „koleżankę”, która, jak i pozostałe rówieśniczki, wyraźnie jej nie lubi i uważa za dziwaczkę. Padają wręcz z ust tej „koleżanki” niemiłe słowa o tym, że Lilo może mieć wściekliznę. Dorośli próbują załagodzić sytuację, ale ostatecznie Lilo, choć wyjaśnia swoje zachowania i przeprasza, zostaje ukarana. Już samo to pokazuje jak świat podchodzi do autystycznych osób. Brak zrozumienia i wyśmiewanie nierozumianych zachowań, bo nie umie się zaakceptować, że to, że mają one sens i znaczenie dla danej osoby też jest wartościowe, to coś co często spotyka autystyczne osoby. A tu jeszcze mamy dziewczynkę – a przecież wiadomo, że dziewczynki nie miewają autyzmu, prawda? Lilo powinna umieć kontrolować swoje zachowania, być miła i grzeczna, gdy ją obrażają i nie robić nic, co, nawet jeśli „dziwne”, pomaga jej poradzić sobie z żałobą po śmierci rodziców.
Tymczasem, gdy spojrzeć na to empatycznie, zobaczymy, że dawanie daru kanapki rybce, która zdaniem Lilo kontroluje pogodę, gdy jej rodzice umarli w wypadku samochodowym podczas ulewy, ma całkiem sporo sensu. Ale trzeba umieć połączyć z sobą te fakty, by to zrozumieć i zaakceptować jako sensowne wytłumaczenie. Lilo, która straciła rodziców, wciąż ma też siostrę, i nawet jeśli nie jest im łatwo, to Nani też jest częścią jej rodziny, której Lilo nie chce stracić – a więc jej działanie, jako dar przebłagalny dla rybiego bóstwa ma nawet więcej sensu. Animacja nie mówi też dokładnie kiedy umarli rodzice Lilo i Nani, ale nie mogło to być nie dalej niż parę miesięcy (a może tygodni) przed rozpoczęciem akcji. Choć obie zdają się w miarę normalnie funkcjonować, na zdjęciu, które Lilo chowa pod poduszką, widzimy je obie mniej więcej w tym samym wieku, a czas w dziecięcym spojrzeniu mija też wolniej. Wiemy też, że Nani ma dziewiętnaście lat, a Lilo sześć i pamięta swoich rodziców i że pracownicy socjalni ustalają nadal czy Nani może zostać prawną opiekunką Lilo – ten proces, który stanowi jedną z głównych osi fabularnych animacji, być może jest długi zależnie od lokalnego prawa, ale nie podejrzewamy, żeby ciągnął się latami. Dla obu sióstr jest to więc dość świeża strata.
Autyzm Lilo to jednak nie tylko pomocne narzędzie w radzeniu sobie z żałobą, a sposób w jaki postrzega ona świat. Inny niż to, co zna i rozumie większość społeczeństwa, ale nie gorszy. Z tego powodu Lilo często wpada w kłopoty i trudno jej znaleźć przyjaciół, a chociaż zdaje sobie z tego sprawę, to nie jest tak, że może po prostu zmienić siebie. Ma jednak, jak wspomnieliśmy, kochającą i nawet, jeśli nieraz nie do końca radzącą sobie w nowej roli opiekunki, to jednak rozumiejącą ją siostrę. Nani nie mówi Lilo, że jej teorie są dziwne, a kiedy ta oburza się, że nie ma w domu masła orzechowego do jej ofiarnej kanapki, nie mówi, że nie powinna dawać tej ofiary, a żeby dała Pudge kanapkę z tuńczykiem. Proponuje konkretne, nawet jeśli dla Lilo nieakceptowalne, rozwiązanie jej problemu, zamiast odrzucić go jako niedorzeczny, tak jak zrobiłaby to większość dorosłych. Kiedy Lilo mówi, że chce homara, nie mówi jej, że normalne dzieci mają psy i koty, a wskazuje na logiczny fakt, że mają w drzwiach klapkę dla psa, a nie klapkę dla homara. Opiekunce ze schroniska zabrania gestem powiedzenia, że imię, które dla nowego „psa” wybrała Lilo nie istnieje. Z kolei, gdy z powodu Lilo traci pracę, a ta o to pyta, zaprzecza i mówi, że jej były teraz szef jest wampirem i chciał ją wciągnąć do swojej ligi nieumarłych – coś co jest na tyle specyficzne, że zapewne usłyszała kiedyś jak Lilo to mówi. Widać, że Nani jest uważna na potrzeby Lilo i wie jak lawirować w jej rozumieniu świata. Nie jest idealną opiekunką i z punktu widzenia społeczników z zewnątrz może wyglądać jakby nie radziła sobie z młodszą siostrą, ale jest dokładnie taką opiekunką, jakiej Lilo potrzebuje. Społecznik, choć reprezentujący pozornie dobrą stronę, mierzy Lilo i jej potrzeby według dość sztywnych miar. Nani Lilo zna i mierzy jej potrzeby doświadczeniem. Rozumie Lilo i akceptuje taką, jaką jest i wie doskonale, jak ważne jest by Lilo w swoim życiu miała właśnie takich opiekunów – których opieka społeczna prawdopodobnie jej nie zapewni.
Lilo ma także swoje autystycznie hiperfiksacje, czyli, ujmując skrótowo: bardzo intensywne zainteresowania, którym jest w stanie poświęcić tak głęboką uwagę, że trudno jest jej zająć się czym innym. Te bardziej oczywiste to Elvis Presley i robienie zdjęć turystów z lokalnych plaż, których nazywa z zachwytem (i ku zdziwieniu Nani) pięknymi. Bardziej zaznaczony w tle mamy kosmos, wszechobecny w jej pokoju, czy to pod postacią pościeli w komety, czy odblaskowych gwiazd i tym podobnych elementów. To, że bez problemu wierzy w kosmitów, gdy ci wpadają do jej domu, też zapewne wynika z tej fascynacji. Można również powiedzieć, że spinający animację wątek Ohany – rodziny, jest taką hiperfiksacją. Spaja on cały film i jest ważny dla hawajskiej kultury w ogóle, a tutaj dodatkowo wybrzmiewa tym mocniej, że to jest historia o niepełnej, przybranej rodzinie, którą Lilo tworzy w trakcie akcji z Nani i Stitchem.
Ale, co istotne, Lilo nie jest jedyną autystyczną postacią w animacji, ani nawet nie jest główną, autystyczną bohaterką, radzącą sobie najlepiej w dostosowaniu do społeczności, na tle mniej dostosowanych, autystycznych jednostek, jako najbliższa „normalności”, a więc i „godna” empatyzowania. Nawet, jeśli Stitch jest zdecydowanie dużo mniej dostosowany do życia w społeczeństwie od Lilo, to po pierwsze i Lilo nie jest pokazywana jako dobrze sobie radząca, a po drugie, jest on jej równoległym bohaterem, a nie po prostu tłem dla niej. To jest opowieść o nich obojgu i ich wątki nieraz ze sobą korelują. Tam, gdzie Lilo jest odseparowana od społeczności, tam też odseparowany jest Stitch. Tak jak Lilo ma swoje upodobania i hiperfiksacje tak i hiperfiksacje ma Stitch (a raczej na początku ma jedną, niszczycielską hiperfiksację, a z czasem uczy się nowych od Lilo). I tak jak Lilo pomaga Stitchowi, tak on pomaga jej.
To jednak istotne, że fiksację niszczenia zaszczepił Stitchowi jego stwórca – naukowiec Joomba. Stitch zostaje odrzucony przez jego własną, kosmiczną społeczność, bo ta, choć pozornie daje mu szansę, by okazał jakiś okruch dobroci, od początku nazywa go potwornością i jako rozwiązanie jego obecności nie próbuje go asymilować ze społecznością, a skazuje na izolację. Odrzuca go w lęku przed tym, że Stitch ich zniszczy – co, jak doszli fani animacji, sam mówi, oczywiście, ale „I want to destroy” nie brzmi na coś, co powinno wywołać tak silną reakcję galaktycznego parlamentu – mamy tu tymczasem omdlenia i wymiotowanie śrubami. Krótko: bardzo dramatyczny odzew.
Odrzucony Stitch nie ma do kogo się zwrócić. W znaczącej scenie Joomba mówi mu, że nie ma rodziny i że nigdy się nie dostosuje, bo nie jest taki jak inni – i że tym razem zrobi go na nowo, lepszego. To potężny obraz tego, jak podchodzi się do autystycznych osób. Te, które – jak Lilo – postrzega się jako jeszcze dość ludzkie, są i tak odrzucane i nierozumiane. Te, które postrzega się jako potworne – jak Stitch – skazuje się nie tylko na odrzucenie, ale wręcz planuje się ich „naprawę” nie dostrzegając, że się je tym krzywdzi.
Symptomatyczne jest też to, że, tak jak Stitch, jako postać mniej więcej chłopięca, może być w swoim autyzmie pokazany jako całkowicie pozbawiony wszelkich hamulców i (prawie) nikt nie wymaga od niego dostosowania się do norm społecznych. Po Lilo zaś wszyscy, poza jej siostrą, spodziewają się, że będzie dostosowana do tych samych norm. To istotne, bo tak jak o autyzmie u chłopców mamy mnóstwo materiałów, tak autyzm u dziewczynek bardzo długo był zamiatany pod dywan, a te uczyły się udawać dostosowanie. I nawet, jeśli to się powoli zmienia, to wciąż pozostaje faktem, że wielu terapeutów w ogóle nie myśli o tym, by diagnozować autyzm u swoich pacjentek (i zapewne niebinarnych pacjeńć[1] także) nie mówiąc o tym, jak bardzo nie dostrzegają go rodzice czy inni opiekunowie prawni.
Wracając do Stitcha, ten może zacząć być dobry dopiero, gdy poznaje Lilo. To ona uczy go kochać muzykę, i taniec, czyta mu bajkę o brzydkim kaczątku i próbuje uczynić go „wzorcowym obywatelem”. Nawet Nani, która przecież akceptuje Lilo ma problem z akceptacją Stitcha i gdyby nie determinacja jej młodszej siostry, by dostrzec w Stitchu choć trochę pozytywnych cech, czym prędzej oddałaby go do schroniska, w którym Lilo go adoptowała. Ale Lilo przypomina Nani, że Stitch jest teraz częścią ich rodziny i powinny obie traktować go jako jej członka. A jednak to na Stitcha spadają najcięższe słowa, jakie może usłyszeć autystyczne dziecko. Trudno, nie nazwać nieprzemyślanym okrucieństwem słów Davida (przyjaciela Nani), że to jego wina, że Lilo zostanie odebrana Nani, i, że dopóki nie było z nimi Stitcha ten wierzył, że obie mają szansę zbudować dom, który opieka społeczna uzna za pełny. I to w momencie, gdy Stitch był już bardzo daleko na drodze do odkrywania, że nie jest tylko i wyłącznie potworem, który wszystko niszczy. I, gdy wypadek w oceanie – choć ani David, ani Nani i Lilo nie mogą tego wiedzieć – nie wydarzył się z jego winy, a wcześniejsze rzucenie się na ludzi na plaży to wynik przeciążenia sensorycznego, z którym nikt go nie nauczył sobie radzić w sposób nieszkodliwy dla postronnych. W końcu to nie tak, że Lilo może sama wszystko mu wyjaśnić – ona też, nawet jeśli wiele rozumie, ma tylko kilka lat. Stitch jednak nie dostaje szansy na wyjaśnienie, co się stało, osądzony i znów odrzucony, bez pytania o jego wersję wydarzeń.
Długo także tylko Lilo dostrzega cierpienie Stitcha. Gdy ten odchodzi, zabierając książkę, mówi nie tylko, że może to zrobić, bo tak działa prawdziwa rodzina – nie zatrzymując cię na siłę, gdy ty tego nie chcesz – ale też, że słyszała jak płacze w nocy. Lilo domyśla się za kim tęskni Stitch, a choć chwilę wcześniej, w złości sama go odrzuciła, to rozumie doskonale jego ból i wciąż uważa go za część Ohany, rodziny, w której nikogo nie zostawia się samemu sobie. Stitch dał jej oparcie i zrozumienie, jakiego nie potrafiła dać jej, dorosła już i przemęczona problemami codziennego życia, Nani. Nawet jeśli Nani wciąż jest dla Lilo ważna, to jednak Stitch jest przyjacielem w podobnym, co Lilo wieku – pierwszym, prawdziwym przyjacielem, a takiej przyjaźni w życiu Lilo bardzo brakowało. Mimo że Lilo miała przy sobie Nani, dopiero dzięki Stitchowi udaje się dopełnić jej rodzinę i zbudować pewną stabilność, której zabrakło, gdy umarli jej rodzice. Ale jest to możliwe, dopiero gdy Nani także akceptuje Stitcha takiego, jakim jest – nawet jeśli w pierwszym odruchu reaguje strachem, gdy ten pokazuje jej swoją pełną formę. W końcu dorośli wokół nich przestają postrzegać Stitcha jako potwora. Nawet lekko villainowaty kapitan-kosmiczny rekin choć niechętnie, przestaje gonić za Stitchem jako kosmicznym zbiegiem, a Stitch i Lilo mogą zostać z rodziną, która rozumie ich oboje i naprawdę o nich zadba.
To jednak zabawne, że takiego szczęśliwego zakończenia w historii o dwójce nieneurotypowych postaci doczekaliśmy się w animacji sprzed prawie dwóch dekad. W erze, w której wciąż wiele osób ufa takim pseudoorganizacjom jak Autism Speaks propagującym eugenikę i wysuwającym na pierwszy plan „cierpienie” matek autystycznych dzieci[2] a nie potrzeby tych dzieci; w czasach, kiedy do opinii tych pseudoorganizacji odwołuje się wielu twórców nie dostrzegając, jak szkodliwe są to „wartości”, zamiast wysłuchiwać tego co o autyzmie czy ADHD i innych typach nieneurotypowości mówią same nieneurotypowe osoby (które zresztą mają także własne organizacje takie jak np. ASAN) – Lilo & Stitch to tym bardziej wartościowa historia, dająca nadzieję na to, że jednak można mówić o autyzmie w inny, dobry sposób.
[1] Forma niebinarna wyrazu „pacjentka” za analogicznymi formami w słowniku portalu zaimki.pl.
[2] Równie dobrze można zacząć skupiać się na cierpieniu matek queerowych osób, które nie potrafią pogodzić się z tym, że ich dzieci nie są „normalne”.