O problemie spadku czytelnictwa media w Polsce krzyczą mniej więcej co roku. Nigdy nie zwracałam na to szczególnej uwagi, problem mnie zupełnie nie dotyczył, z domu częściej wychodziłam bez ładowarki do telefonu niż książki. Ale od początku.
Czytanie z latarką pod kołdrą było częstym zjawiskiem w moim dzieciństwie. Od zawsze uwielbiałam książki i dręczyłam rodziców o czytanie mi bajek na dobranoc, aż ochrypli. Ulgę w cierpieniu przyniosły im dopiero zakupione pewnego dnia przez tatę audiobooki. Późniejszym krokiem milowym było odkrycie bibliotek. Byłam jeszcze za mała na własne konto, miałam jakieś 6 czy 7 lat, tak że chcąc nie chcąc wypożyczałam książki z mamą na kartę taty. Ta sama karta pomogła mi później uzyskać dostęp do książek z biblioteki dla dorosłych, bo przecież ja to dla taty biorę, a nie dla siebie. Wakacje? Bez książek nie jadę. Przerwy w szkole? Książka. Nudna lekcja? Da się czytać książkę pod ławką, żaden problem. W rodzinie zachwyt, że idę w ślady ojca i taki mól książkowy ze mnie rośnie, i może bym brata przekonała, żeby zamiast grać na komputerze, to książkę jakąś przeczytał. I tak sobie lata mojej miłości do literatury mijały, jedna książka za drugą. Lektury szkolne nie były dla mnie wyzwaniem. Im szybciej skończyłam czytać to, co musiałam, tym szybciej mogłam wrócić do swoich ulubionych Zwiadowców czy Felixa, Neta i Niki. Pisałam fanfiki osadzone w świecie Harry’ego Pottera, zanim w ogóle poznałam to słowo. Każdy wiedział, że najlepszym prezentem dla mnie na jakąkolwiek okazję będzie książka. Targi książki, spotkania autorskie, stanie w kolejce po autografy od pisarzy, ba, nawet napisałam do Michaliny Olszańskiej oraz Jakuba Ćwieka, będąc w gimnazjum, z prośbą o wywiad do gazetki szkolnej! Wywiady rzeczywiście były w gazetce, ale nie oszukujmy się, moim prawdziwym celem było zasięgnięcie wiedzy i możliwość porozmawiania z pisarzami, gazetka to był bardzo wygodny pretekst. Co do Jakuba Ćwieka, to w sumie nawet nie ja miałam pisać, tylko koleżanka, ale za bardzo mnie kusiła perspektywa obcowania ze znaną osobą, żeby nie spróbować. Ostatecznie wywiad przeprowadziła przyjaciółka, bo upomniała mnie, że chyba się niepotrzebnie wtrącam, skoro ustaliłyśmy, że to ona będzie zadawać pytania. Przy czym wiecie, to był bardziej „wywiad”, bo tylko wysłałyśmy komplet pytań i czekałyśmy na odpowiedź, po upewnieniu się, że nie przeszkadzamy za bardzo, ale w tamtym czasie to był szczyt marzeń! Miałam fioła na punkcie czytania, szczególnie fantastyki. Aż do końca liceum…
Po napisaniu matury nie przeczytałam w całości ani jednej książki. Czyli od jakichś czterech czy nawet już pięciu lat.
Aż wstyd się do tego przyznać. Cały czytelniczy płomień wygasł we mnie zupełnie wraz z odbiorem wyników egzaminów. Nie wiem, czy winne temu lektury w szkole, bo pisałam rozszerzony język polski i nawał lektur był wręcz przytłaczający? I tak, niektórych z nich również nie przeczytałam. No i oczywiście Dżuma, która jako pierwsza padła ofiarą mojego wstrętu do książek, byłaby bardzo przydatna na tej maturze.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy uda mi się na nowo wrócić do czytania. Póki co wszystkie próby kończyły się przerwaniem w połowie, bo zwyczajnie mnie to męczyło. Nawet jak mnie coś zainteresowało, to w połowie traciłam cały zapał, a historia z ciekawej stawała się nudną i wymuszoną, i książka kończyła na „stosie hańby”. To taki stosik przerwanych w połowie książek, który piętrzy się na moim biurku i codziennie przypomina o swoim istnieniu. Mimo to wciąż kupuję nowe, które dołączają do reszty. Podobno co za dużo, to niezdrowo, więc może to właśnie cena, jaką przyszło mi zapłacić za książkową pasję z dzieciństwa? Nie ukrywam, boli mnie ten upadek. Nigdy nie myślałam, że spadek czytelnictwa w Polsce będzie dotyczył mnie bezpośrednio, ale jednak. Ironia losu, mój brat, który jako dziecko nie czytał za wiele, teraz zdecydowanie czyta więcej. Książki z przyjemności i świetnej zabawy stały się dla mnie obowiązkiem i budzą tylko wyrzuty sumienia ilekroć spojrzę na swój „stos hańby”.
Niektóre hobby zwyczajnie się wypalają. Zdarzyło mi się odczuć to już wcześniej, ale tylko zaprzestanie czytania książek budzi we mnie żal i wyrzuty sumienia. Jest pewna presja na czytelnictwo i przekonanie, że to nieuki nie czytają, albo osoby mniej wykształcone, co budzi we mnie sprzeciw i irytację. Nie czuję już magii ukrytej w słowach, kiedyś mogłam przeczytać książkę w jeden wieczór, a teraz męczy mnie przeczytanie nawet kilku stron. Po prostu, nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Jestem przekonana, że więcej osób wcześniej czy później napotka taki kryzys. Albo tak mu się w życiu ułoży, że nie będzie miał już tyle czasu na lekturę jak w czasach szkolnych, bo a to dzieci, a to praca. Nie jest łatwo wyplątać się z takiego kryzysu czytelniczego. Próbowałam. Mam nadzieję, że jeszcze trafię na powieść, która uwolni z mojej niechęci do czytania. Może powinnam jeszcze raz dać się wciągnąć w światy moich ulubionych książek? Już kiedyś mnie oczarowały, może dadzą radę znowu?
Podzielcie się swoimi doświadczeniami. Czy jest na sali więcej osób, które uwielbiały czytać, a teraz książki łapią kurz na ich biurku?
Ps. Jeśli macie swoje ulubione książki, które myślicie, że mogłyby pomóc pokochać czytanie na nowo, piszcie w komentarzach.
Kocha książki, seriale i muzykę. Czasami macha pędzlem po płótnie. Lubi podróżować, ostatnimi czasy głównie do Szkocji. Jej oczkiem w głowie jest jej 15 letni pies Ramzes. W głębi duszy czarownica i z elfią krwią.