Topos wampira to nie tylko blady szlachcic o znacznej sile i wysublimowanym sprycie, ale także nieskrępowany seksualny drapieżnik, którego fenomen fascynuje nas od co najmniej dwóch wieków. Jednak czy dla współczesnego czytelnika hrabia Dracula wciąż może być atrakcyjny?
Bram Stoker, gdy pisał Draculę, pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak naprawdę jest niczym zespół rockowy przygotowujący swój evergreen, który będzie słuchany przez pokolenia. Nie mógł tego przypuszczać, ale tak się właśnie wydarzyło. W końcu tabu krwi to jedno z najciekawszych zagadnień w ludzkiej wyobraźni. Krew może nas brzydzić, gdy wylewa się z ropiejącej rany, ale przelewana za wyższy cel nabiera szlachetności. Daje nam życie, ale wypływając z żył – brutalnie je odbiera. Może być symbolem cierpienia, poświęcenia, ale też siły witalnej i zapalczywości godnej podziwu.
To wszystko sprawia, że stwory żywiące się tym na pół magicznym płynem są wyjątkowe i godne naszej fascynacji. Niby przeklęte, choć o zwielokrotnionej sile, wyostrzonej przebiegłości i nadprzyrodzonych talentach.
Krew i seks
Wampiry świetnie wpisywały się w czas swojego rozkwitu, czyli XIX wiek. Spełniały wszystkie romantyczne standardy, żyjąc w zmurszałych zamczyskach i prezentując średniowieczną mądrość oraz dworską etykietę. Mimo to były potworne. Nie tylko przez sam fakt mordowania ludzi, ale także swoją seksualną rozwiązłość, która towarzyszy im w literaturze niemal od zawsze. Już długozębny lord Ruthven wykreowany przez Polidoriego najbardziej na świecie pragnął krwi młodych dziewcząt, bałamucąc je swoją urodą. Podobnie poczyniała sobie Carmilla, wampirzyca o lesbijskich skłonnościach, która w społeczeństwie wiktoriańskim musiała budzić trwogę nie tylko metafizyczną, ale i moralną. Zresztą Dracula wcale nie odbiega od swoich przodków. Raczej inspiruje się każdym z nich i również ma w sobie dużo seksu. Dość powiedzieć, że w jego zamku mieszkają trzy kobiety tożsamego gatunku i raczej nie są one tam po to, aby strapiony bojar po całym dniu przeleżanym w trumnie miał do kogo otworzyć usta. Nie ma też przypadku w tym, że z największą zapalczywością ściga dwie młode i atrakcyjne kobiety: Lucy Westenrę oraz Wilhelminę Harker.
Niestety Lucy ulega urokowi Draculi. Przemienia się z dobrej, przykładnej kobiety w wypaczoną harpię siejącą postrach wśród społeczności małego miasteczka. Uderza w dzieci, czyli najcenniejszy i najbardziej wrażliwy zasób każdej społeczności, a gdy jej łowcy przybywają na cmentarz, zachowuje się drapieżnie, obcesowo, a momentami nawet lubieżnie. Jest upiornie piękna i tyleż niebezpieczna, co fascynująca.
Mina reaguje zupełnie inaczej, pozostając w swojej roli społecznej, a przynajmniej próbując to robić. Pomaga też van Helsingowi i jego asystentom w schwytaniu Draculi. Nie ma w niej nic pociągającego – zamartwia się, cierpi na bezsenność i stara się pozostać człowiekiem za wszelką cenę. W ramach tej poetyki można by rzec, że jest dobra, bo nie ma wokół niej seksualnego kontekstu.
Panowie, którzy walczą z Draculą, również posiadają swoją przynależność ideowo-filozoficzną. Są w końcu dżentelmenami z dobrych domów i o nienagannym obyciu. Tropią wampira niczym zaniepokojeni obywatele, którzy chcą złapać lubieżnika grasującego po okolicy. Sami w sobie również reprezentują pewnego rodzaju pruderię i powściągliwość. Powiedziałbym wręcz, że w pewnych momentach są dość nudni i jakby nakreśleni od jednej sztancy, z wyjątkiem van Helsinga, który jako jedyny przejawia od samego początku jakąś inicjatywę oraz charyzmę. Pozostali panowie są dość nijacy i mogliby być spokojnie jedną postacią. Seward, Morris i Harker stanowią zasadniczo ten sam archetyp rycerskiego dżentelmena, który gotów jest zaryzykować życiem, byleby uratować niewiastę w opałach, a przynajmniej jej nieśmiertelną duszę, co zresztą dzieje się w dużej mierze na kanwie ich chrześcijańskiej wiary zapewniającej czystość wobec wyuzdanych zakusów nieumarłych.
Dracula – seksualny drapieżnik
Sam Dracula jawi się nam na ich tle zupełnie zjawiskowo. Nigdy nie zapomnę opisu, gdy hrabia chciał się dostać do pokoju Renfielda:
Zbliżył się do okna we mgle, jak czynił to już przedtem, tym razem jednak był cielesny, nie pod postacią ducha, a oczy płonęły mu gniewem. Jego szkarłatne usta śmiały się szyderczo, a ostre, białe zęby lśniły w księżycowej poświacie, kiedy spoglądał ponad pasmem drzew, skąd dobiegało szczekanie. Zrazu nie zaprosiłem go do środka, choć wiedziałem, że chce; chciał tego od samego początku. Wtedy zaczął obiecywać mi różne rzeczy, nie słowem, tylko czynem.
(w przekładzie Macieja Płazy, Vesper 2011)
W jego sylwetce chyba najbardziej zaciekawiła mnie niesztampowość wobec powszechnego obrazu wampira. W końcu mit utrwalony przez branżę filmową narósł toposem bladego brytyjskiego szlachcica o pięknie zalizanej fryzurze i pociągłym licu. Tymczasem prawdziwy Dracula miał długie włosy i równie okazały wąs oraz drapieżną twarz, co przecież wcale nie odbiera mu przystojności, a dodaje tylko jeszcze więcej pikanterii upadłego wschodnioeuropejskiego szlachcica.
Jeszcze ciekawszym jest fakt, że Dracula nie jest tylko zwykłym potworem. To przecież dawny rycerz, który w średniowieczu z zapalczywością odpierał osmańskie wojska atakującego jego włości. To prawdziwy patriota i wspaniały wojownik, którego zapamiętanie wprowadziło w dziwny stan pomiędzy życiem a śmiercią, rysując ciekawą zależność, gdy służba szlachetnej idei w konsekwencji zamieniła się u hrabiego w przejście na stronę ciemności. Co ciekawe, gdy Dracula umiera, na jego twarzy pojawia się ulga, a może nawet wdzięczność dla oswobodzicieli, którzy wyrwali go z diabelskich szponów, więżących bojara od setek lat w postaci lubieżnego potwora, będącą przewrotną antytezą chrześcijańskich wartości, które najpewniej wyznawał za życia.
To dosyć interesujące, gdy zastanowimy się nad dychotomią pozbawionej seksualnego kontekstu rycerskości przeciwstawionej dzikim, wampirzym instynktom, którym folguje sobie hrabia oraz pozostałe wampiry. Jeszcze ciekawiej jest, gdy Mina nagle stwierdza, że tak naprawdę szkoda jej jest hrabiego i serdecznie mu współczuje tak podłej kondycji, w jakiej obecnie się znajduje. To dodaje nam więcej głębi całej historii, która dzięki temu staje się bardziej uniwersalna, niż gdyby rozpatrywać ją jedynie poprzez samą sztampową walkę dobra ze złem o utrzymanie status quo.
Pogrobowcy wampirycznej deprawacji
Na szczęście rumuński wampir nie zginął na marne, gdyż pozostawił po sobie całą masę naśladowców, którzy do dzisiaj fascynują nas swoją drapieżnością, deprawacją i pierwotną siłą, jaką dysponują. Sądzę, że rewolucja seksualna także dołożyła swoje pięć groszy w kontekście krwiopijców. Teraz już nie musimy kryć się z naszym zainteresowaniem wobec treści związanych z wampirami, które sto czy dwieście lat temu wywoływały wstydliwy rumieniec na twarzach pruderyjnych czytelników. Dzięki temu współcześni zimnokrwiści emanują seksem jak nigdy dotąd. Ta ich rozwiązłość odpycha nas i hipnotyzuje zarazem.
Dracula wciąż jest aktualny. Nie zestarzał się – w mojej opinii – ani o jotę. Jest przerażający, ale trudno nie czuć sympatii wobec jego niesamowitej charyzmy, która wylewa się z kart książki, nawet jeżeli sam hrabia pojawia się stosunkowo rzadko i nie mówi zbyt wiele. Ma demoniczną moc manifestującą się na różne, interesujące sposoby. Czasem jest urokliwym gospodarzem w swoim zamku, czasem myślimy o nim jako o średniowiecznym rycerzu, a czasem po prostu ma ochotę szerzyć swoje wampiryczne wyuzdanie, angażując w to panie z dobrych, cnotliwych rodzin, z czego najbardziej go znamy i za co najbardziej uwielbiamy.
Osobiście czytałem dzieło Stokera z nieukrywanymi wypiekami na twarzy, będąc zadziwionym, jak bardzo postać Draculi potrafi czarować pomimo swojego wieku. Nie ma jednak dziwoty – wampiry są długowieczne i sądzę, że nigdy nie opuszczą ludzkiej wyobraźni. Dwieście lat temu był to Lord Ruthven, kilkadziesiąt lat później Carmilla, zaś po nich nadszedł hrabia Dracula, a dzisiaj niesłabnącym zainteresowaniem cieszy się uniwersum Świata Mroku, ze szczególnym wskazaniem na Wampira: Maskaradę, gdzie, w ramach czy to komputerowych, czy papierowych RPG-ów, sami możemy stać się wyzwolonym krwiopijcą siejącym postrach wśród nieświadomych śmiertelników.

(on/jego)
Zawodowo animator społeczno-kulturalny. Duchem gracz: stołowy oraz komputerowy; wielbiciel mrocznych nurtów w fantastyce; wannabe literaturoznawca i antropolog kultury; pasjonat historii; łucznik w stanie spoczynku; wampirolog; neoromantyk; twórca kina niezależnego; drobny youtuber; badacz, pogromca i koneser teorii spiskowych; pisarz na etapie szuflady; były redaktor czasopisma „Równość”; posłaniec Zewnętrznych Bogów.