The Society opowiada o grupie nastolatków, których rodzice zniknęli w bardzo tajemniczych okolicznościach. Czy The Society to prawdziwe gulity pleasure?
Young adult to gatunek, który dla wielu osób z założenia oznacza guilty pleasure. Seriale dla nastolatków i młodych dorosłych często są chaotyczne, cukierkowe, a ich bohaterowie popełniają idiotyczne błędy, z których właściwie wszystkie zrzuca się na karb wieku. Czy właśnie tak było z The Society? I tak, i nie.
Serial osadzony jest w małym miasteczku w USA, w którym niby wszystko jest, ale tak naprawdę nic nie ma: garść sklepów, kościół, szkoła. Miasteczko czyste, zadbane, o lekko dziwacznej nazwie West Ham. Jedyną anomalią jest pojawiający się duszący smród, który raz już zniknął, ale znów wrócił. Nikt nie wie, skąd się bierze ani jak go zwalczyć. Tymczasem pod koniec liceum cały rocznik wybiera się na zorganizowaną wycieczkę na łono natury. Uczniowie wsiadają w autobus, pogoda nie dopisuje, a ci wkrótce zasypiają. Gdy się budzą, kierowca informuje ich, że droga była nieprzejezdna i musieli wrócić do domu. Grupa wysiada przed szkołą, z ulgą zauważając, że smród zniknął. Nastolatkowie dzwonią do swoich rodzin, prosząc o zabranie spod szkoły. Tyle że nikt nie odbiera… Wkrótce okazuje się, że uczniowie z autobusu są jedynymi ludźmi w West Ham.
To zaledwie pierwsze sceny, ale pozostawiają po sobie sporo pytań, z większością których zostaniemy już do końca. Co się właściwie stało? Czy rodzice uciekli lub zostali wywiezieni z miasta, aby uratować się przed smrodem? Czy właśnie nie udało im się uciec? Co się stało z samym autobusem i jego kierowcą? Czy nastolatkowie są uratowanymi czy ukaranymi? I za co? Przez kogo? Czy w ogóle wrócili do West Ham, czy znajdują się w jakiejś bardzo dokładnej replice swojego rodzimego miasta, ale tak naprawdę położonej gdzie indziej? Gdzie? W grze, innym wymiarze, więzieniu? I wreszcie jak nastolatkowie poradzą sobie z zarządzaniem miastem i sobą nawzajem? Czy w tym (być może) postapokaliptycznym świecie uda im się zbudować własne społeczeństwo?
Na część z tych pytań, a głównie na ostatnie dwa, serial stara się odpowiedzieć. I robi to w naprawdę wnikliwy sposób: początkowy szok, przytłoczenie sytuacją i pojawienie się naturalnej liderki sprawiają, że ustalenie hierarchii i pierwszych zasad odbywa się bez większych przeszkód. Z czasem pojawiają się jednak pierwsze tragedie, większe i mniejsze problemy, a im bardziej niestabilna jest legitymizacja władzy, tym większe pole manewru dla populizmu. Trzeba przyznać, że z tą częścią The Society radzi sobie doskonale. Właściwie nie powinno to dziwić, skoro już sama nazwa serialu sugeruje, na czym będzie się skupiać treść.
Wiadomo jednak, że zwłaszcza seriale YA mają tendencję do meandrowania w stronę personalnych dramatów, romansów, imprez i przesadnego eskalowania konfliktów pod wpływem emocji. Jest w tym pewna logika, biorąc pod uwagę główne problemy wieku nastoletniego w ogóle. Pozbywanie się tego typu elementów też byłoby niedorzeczne, dlatego dobrze, że The Society nie rezygnuje z nich całkowicie. Nie stawia ich jednak na pierwszym planie, dlatego osobom takim jak ja, które niekoniecznie mają ochotę na te wszystkie dramy, a wolą po prostu obejrzeć ciekawą historię, ten serial powinien przypaść do gustu.
The Society nie jest oczywiście pozbawiony wad, o czym może świadczyć chociażby wcześniejsza sugestia o mnóstwie pytań bez odpowiedzi. To serial z fabułą tak dziurawą jak francuski ser: co rusz zastają nas kolejne zdarzenia bez wyjaśnienia, tropy bez rozwiązania; z drugiej strony widać też, że twórcom przyświecał jakiś głębszy zamysł, że na to wszystko był jakiś dalszy plan. Niestety, mimo wcześniejszej zapowiedzi drugiego sezonu, przez pandemię Netflix zmuszony był z niego zrezygnować, wobec czego pierwsza seria The Society okazała się być ostatnią. Na dodatek ostatni odcinek przedstawia nam kolejną teorię i kolejną zagadkę, która nie doczeka się już rozwiązania. Trochę to frustrujące, że się nie dowiem, jaki faktycznie był zamysł twórców, ale muszę przyznać, że podoba mi się to niezamierzone zakończenie. Trzeba się porządnie zastanowić, co z tego wszystkiego wynikło, bo wyniknąć mogło właściwie wszystko. A na końcu pozostaje tylko uwierzyć we własną teorię. I jak w przypadku wielu innych produkcji byłoby to po prostu denerwujące, to do klimatu The Society tak świetnie pasuje, że naprawdę nie mam na co narzekać.
Warto też zauważyć, że motyw, na którym opiera się cała fabuła serialu, wielu osobom mógł się już zwyczajnie opatrzyć. Mi się niezmiennie kojarzy z młodzieżową serią książek GONE. Zniknęli, ale fanowskie teorie w internecie sięgają znacznie dalej, do opowieści o szczurołapie/fleciście z Hameln. Jeśli nie kojarzycie tej legendy, to podrzucam krótkie streszczenie: flecista zagrał szczurom, wprowadzając je wprost do rzeki i topiąc. Następnie zażądał od mieszkańców opłaty. Kiedy ci nie zgodzili się, flecista oczarował również lokalne dzieci swoją grą i je także wyprowadził z miasta. To porównanie gra zresztą na kilku poziomach, więc jeśli lubujecie się w reinterpretacjach podań ludowych czy po prostu interesują was baśniowe nawiązania we współczesnych dziełach kultury, The Society powinno przypaść wam do gustu.
Jeśli więc szukacie wciągającego i subtelnie postapokaliptycznego YA, The Society to serial dla was. Pewnie, nie obędzie się bez nastolatkowych dram i dziur w fabule, ale w skali od guilty do pleasure dla mnie szala przechyla się zdecydowanie na lewo.
Fennistka i redaktorka. Herbaciara i kociara wiecznie zakopana w stosach książek, które planuje przeczytać, ale tylko ciągle słucha piosenek których nikt nie zna. Z Doktor(em) zwiedza światy wszelakie od 2016 roku. Na Whosome zajmuje się przekładem, redakcją i bardzo (bardzo) rzadko coś skrobnie sama. Zwykle tekstowo panoszy się jednak w szeregach Grupy Pohjola – bo jak już się nabawić zawodowego skrzywienia, to na poważnie.