Younger to cukierkowy tasiemiec o miłości, przyjaźni i książkach. Dokładnie w tej kolejności.
Miło jest czasem obejrzeć serial o książkach i czytaniu jako najlepszej rozrywce. Można wtedy na przykład poudawać przed samą sobą, że to prawie tak dobre jak samo czytanie, a jednocześnie poleżeć, popatrzeć i odpocząć od zła tego świata w zupełnie odmóżdżający sposób. Younger to doskonały przykład takiej produkcji.
Przygodę zaczynamy, poznając Lizę – zakochaną w książkach czterdziestolatkę, która dopiero co się rozwiodła, pozostając bez środków utrzymania po raz pierwszy od urodzenia córki. Ta wybiera się już do college’u, a Liza zostaje sama. Bezskutecznie poszukuje pracy od dłuższego czasu, ale nikt nie chce zatrudnić kobiety w średnim wieku z kilkunastoletnią dziurą w doświadczeniu zawodowym. Wszyscy mówią jednak Lizie, że bardzo młodo wygląda, więc ta postanawia sprawdzić tę teorię. Gdy poznaje w barze dwudziestokilkuletniego Josha, a ten bierze ją za rówieśniczkę, ryzykuje również na ostatniej rozmowie o pracę, która jej pozostała. Podaje się za dwudziestodwulatkę i po raz pierwszy zostaje wysłuchana, pojawia się też oferta pracy w jednym z jej ulubionych domów wydawniczych. Liza decyduje się ją podjąć, nie podając swojego prawdziwego wieku.
Jak możecie się domyślać, sporą część serialu stanowią dość zabawne scenki o tym, jak Liza uczy się millenialskiego slangu i mediów społecznościowych w biegu, oraz ciągle powracające ryzyko ujawnienia tajemnicy wieku. Do tego dochodzą niekończące się romanse i nieodpowiedzialne decyzje. Jednym zdaniem: wieczna się drama.
Z początku Younger ogląda się niesamowicie przyjemnie. Jest z założenia bardzo lekki i sympatyczny, zwykle unikając cięższych tematów na pierwszym planie, ale nie jest też aż tak przypudrowany jak Emily w Paryżu. Younger przede wszystkim opowiada o ageizmie i dyskryminacji kobiet na rynku pracy, o rolach płciowych i feminizmie czwartej fali. Ale z czasem, kiedy wiek Lizy staje się już ogranym materiałem (Younger zakończył się niedawno po siedmiu sezonach), inne treści się wybijają coraz bardziej – raz subtelnie i niemal podprogowo, raz jakoś mimochodem w tle, a czasem zupełnie wprost i z dogłębnym omówieniem. Pojawia się tak gentryfikacja i rynek mieszkaniowy w Nowym Jorku, prawa osób LGBT+, cancel culture, ale też mnóstwo innych, których nie sposób tu wymienić.
Mimo wielu pozytywów Younger jest jednak produkcją niesłychanie problematyczną. Na początek mamy okłamywanie pracodawcy, które już samo w sobie jest etycznie wątpliwe i w zestawieniu z pierwszym głównym wątkiem Suits każe widzom myśleć, że system dokumentowania edukacji i doświadczenia w Stanach po prostu nie istnieje. Potem dochodzą do tego romanse podwładnych z przełożonymi, które są prezentowane jako coś naturalnego i nieproblematycznego, a faworyzowanie i wykorzystywanie pozyskanych w sposób nieetyczny informacji jest na porządku dziennym. Do tego mimo dość szerokiej reprezentacji LBGT+ i ta jest przedstawiona stereotypowo lub nawet po prostu niekorzystnie: mamy tzw. przegiętego geja, którego każde zachowanie można wyjaśnić tą właśnie cechą, mamy artystkę-lesbijkę, która jest wolnym duchem i nigdy nie pozostaje w związku na dłużej i mamy luźno queerową postać, która ma jednak o g r o m n y problem z wyznaczaniem granic i konsentem. Generalnie jest to taka reprezentacja, która by zrobiła więcej dobrego, gdyby jej nie było, bo tylko mnoży stereotypy i negatywne konotacje.
Younger to serial, który przez większą część czasu ogląda się bardzo przyjemnie. Niewymagający za dużo myślenia ani zaangażowania. Uroczy, pełen książek i ludzi, dla których czytanie dużo znaczy, którzy są pełni entuzjazmu wobec popkultury i którzy po prostu prowadzą ciekawe życia w zabieganym rytmie Nowego Jorku. Niczego się z niego nie nauczycie ani nie doświadczycie niczego głębokiego, no chyba że głęboki relaks. Ale on też jest ważny, więc jeśli guilty pleasures to wasz sposób na odpoczynek, to chyba warto spróbować. Lojalnie jednak ostrzegam: im dalej w las, tym bardziej Younger jest problematyczny. Jeśli więc zaczniecie się przy oglądaniu denerwować, pora serial porzucić i nigdy do niego nie wracać.
Fennistka i redaktorka. Herbaciara i kociara wiecznie zakopana w stosach książek, które planuje przeczytać, ale tylko ciągle słucha piosenek których nikt nie zna. Z Doktor(em) zwiedza światy wszelakie od 2016 roku. Na Whosome zajmuje się przekładem, redakcją i bardzo (bardzo) rzadko coś skrobnie sama. Zwykle tekstowo panoszy się jednak w szeregach Grupy Pohjola – bo jak już się nabawić zawodowego skrzywienia, to na poważnie.