Alice in Borderland to relatywnie świeży serial znanego wszystkim giganta streaminowego – Netflixa. Oparty jest na bardzo znanej mandze autorstwa Haro Aso pod tym samym tytułem. Główni bohaterowie to trójka przyjaciół, która nagle trafia do alternatywnej i opustoszałej wersji Tokio, w której aby przeżyć, muszą grać w śmiertelne gry. Całość jest tak wciągająca, że serial obejrzałem na jedno posiedzenie, kończąc ostatni odcinek o 5 nad ranem.
Protagonistami serialu są Arisu, Karube i Chota. Ten pierwszy to młody dorosły, który przez swojego brata i ojca postrzegany jest jako życiowy przegryw, który niczego nie osiągnie. Dzieje się tak, ponieważ od śmierci jego matki Arisu pochłonął świat gier komputerowych. Karube i Chota to jego najlepsi przyjaciele już od czasów szkolnych. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki scenarzyści napisali tę trójkę postaci. Bardzo wyraźnie widać między nimi chemię, to jak się o siebie troszczą i przysięgają sobie, że razem znajdą drogę do domu.
W połowie pierwszego odcinka poznajemy pierwszą grę i przekonujemy się, jak łatwo w niej zginąć. Myślę, że nie tylko ja miałem flashbacki filmów z serii Piła, które zresztą uwielbiam i myślę, że to był jeden z czynników, który sprawił, że zostałem w świecie Borderland na dłużej. Ten serial nie boi się zabijać, więc widz ciągle siedzi jak na szpilkach, martwiąc się o głównych bohaterów, a poziom stresu wzrasta z każdą kolejną grą. Nasi bohaterowie w te śmiertelne gry grać muszą, gdyż po ukończeniu każdej dostają wizę na kilka dni. Jeżeli gracz wizy nie przedłuży, a ta mu się skończy, to czeka go szybka śmierć.
Czynnik napięcia przyciąga widza do ekranu. W trakcie oglądania w mojej głowie pojawiały się myśli: „Czy oni przeżyją?”, „Jakie jest rozwiązanie tej zagadki?” „Kto to kontroluje?”. Arisu jest bardzo sprytnym człowiekiem, byłem pod wrażeniem jego umiejętności dedukcyjnych, choć czasem wydawały się zbyt deus ex machina. Niczym w Sherlocku z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej na ekranie pojawiają się obliczenia i wyobrażenia głównego bohatera, opracowującego taktykę przejścia gry. Nie chcę więcej spoilerować, więc płynnie przejdę do części produkcyjnej serialu.
Bardzo podziwiam osoby odpowiedzialne za plenery i zdjęcia w studiu. Ekipa produkcyjna musiała zbudować makietę skrzyżowania w Shibuyi w studiu, aby nagrać tam ujęcia pustego Tokio. Reżyser był do tego zmuszony – nie można zamknąć tego skrzyżowania, aby tam nagrywać, w końcu dziennie przechodzi przez nie 2,4 miliona ludzi! Całość serialu jest nakręcona poprawnie, nic nie powodowało u mnie choroby lokomocyjnej przez zbytnie wstrząsy kamery, a początkowa sekwencja głównych bohaterów wychodzących z toalety na przejście w Shibuyi jest nakręcona pięknym czterominutowym mastershotem.
Na uznanie zasługuje też Yutaka Yamada, który skomponował ścieżkę dźwiękową do serialu. Klimat utworów jest odpowiednio tajemniczy, występują tam też elementy muzyki elektronicznej. Całość nagrano w czeskiej Pradze przez tamtejszą orkiestrę. Moim jedynym zarzutem jest czasem zbytnia ambientowość soundtracku. Ma wielki potencjał uczynić średnią scenę bardziej epicką, a czułem, że muzyka bywała wyciszana w różnych momentach. Soundtrack dostępny jest na Spotify i bardzo go polecam.
Jednym z moich głównych zarzutów dotyczących seriali na podstawie mang jest zbytnie przerysowanie bohaterów. Takie postacie są zazwyczaj komiksowo nienaturalne, jednak tutaj tego efektu nie ma. Widz jest w stanie uwierzyć w każdą emocję, jaką odczuwa Arisu i jego przyjaciele, nic nie jest mangowo przesłodzone i przeseksualizowane. Jest tu nawet poważnie potraktowany wątek postaci transpłciowej, co nie zdarza się często w azjatyckiej popkulturze.
Jeżeli lubicie klimat Piły, tajemniczych zagadek i gier, to bardzo polecam wam Alice in Borderland. To naprawdę dobre kino akcji i przyjemnie się to ogląda. Bardzo się cieszę, że serial, który praktycznie w ogóle nie jest reklamowany w Polsce, stał się jednym z najchętniej oglądanych seriali w ponad 40 krajach, a Netflix zamówił drugi sezon. Z zapartym tchem czekam na dalsze przygody po finale, który wbił mnie w ziemię.
(on/jego) Gracz, oglądacz seriali i wielki fan kinematografii. Człowiek pragnący nauczyć się wszystkich języków, posiada obsesje na punkcie języka niderlandzkiego. Ma 95% obscurity na Spotify bo w większości słucha soundtracków