Power Rangers, których pamiętamy z lat 90., powrócili z okazji 30-lecia serialu. Jak wypada odcinek specjalny z okazji rocznicy serialu Mighty Morphin Power Rangers? Sprawdzam. Go, go Power Rangers!
Od razu przyznaję – Power Rangers to moje guilty pleasure. Jako dzieciak oglądałem oryginalną serię na Polsacie w porannym paśmie telewizyjnym. Czy widziałem wszystkie odcinki ery Zordona? Być może nie, ale te najważniejsze – tak. Przesiadywałem przed TV, oglądając Mighty Morphin Power Rangers, Power Rangers Zeo, Power Rangers Turbo oraz Power Rangers In Space. Oglądałem też Power Rangers Lost Galaxy, Power Rangers Ninja Storm i Power Rangers Dino Thunder – ale te, gdy byłem trochę starszy. Lubię losowo wracać do niektórych odcinków i historii, a także zerkać na to, co obecnie dzieje się z franczyzą. Ale wróćmy do odcinka specjalnego.
Mighty Morphin Power Rangers: Once & Always to historia stworzona specjalnie z okazji 30-lecia Power Rangers. Marka jest nadal aktywna i niebawem zobaczymy kolejny sezon przygód Strażników Mocy, ale pamiętajmy, że w popkulturze najbardziej odcisnęły się pierwsze serie serialu stworzone w latach 1993-1996. Myślę, że to właśnie do widzów, którzy dorastali przy pierwotnej ekipie Power Rangers, skierowany jest odcinek specjalny.
Fabuła, która nigdy w serii nie była super porywająca, jest prosta. W nowym, robotycznym wcieleniu powraca Rita Odraza i atakuje Rangersów, a w czasie potyczki ginie żółta wojowniczka – Trini. Rita porywa Rangersów i zamierza cofnąć się w czasie, by ostrzec siebie z przeszłości i doprowadzić do zniszczenia naszych bohaterów, zanim Zordon obdarzy ich mocami.
Odcinek zadedykowano Thuy Trang, która grała żółtą wojowniczkę i zginęła w wypadku w 2001 roku, oraz Jasonowi Davidowi Frankowi, który popełnił samobójstwo w 2022 roku (już po nagraniu odcinka specjalnego). W obsadzie znalazła się dwójka aktorów z oryginalnej obsady: Walter Emanuel Jones (Zack – pierwszy czarny wojownik) i David Yost (Billy – pierwszy niebieski wojownik). Amy Jo Johnson, Jason David Frank i Austin St. John z różnych powodów nie wzięli udziału w nagrywaniu nowych scen – słyszymy i widzimy ich tylko w archiwalnych fragmentach. Do obsady Mighty Morphin Power Rangers: Once & Always powrócili natomiast: Steve Cardenas (Rocky – drugi czerwony wojownik), Catherine Sutherland (Kat – druga różowa wojowniczka), Johnny Yong Bosch (Adam – drugi czarny wojownik), Karan Ashley (Aisha – druga żółta wojowniczka), a także Barbara Goodson (głos Rity Odrazy) i Richard Steven Horvitz (głos Alphy 5). Jak widzimy, obsada jest dość spora, a to nie wszyscy – bo nową ważną postacią jest Minh grana przez Charlie Kersh, czyli córka Trini, łaknąca zemsty za śmierć matki.
Bawiłem się świetnie. Otrzymujemy odpowiednią dozę nostalgii i absurdu. Twórcy nie boją się śmiać sami z siebie i mają dystans do całej serii, na przykład poprzez przypomnienie słynnych Kitowców. Aktorstwo jest jak zwykle przerysowane, lecz muzyka świetnie współgra z tym, co widzimy na ekranie. Sceny walki są jak… sceny walki z Power Rangers. Podobało mi się budowanie fabuły przez retrospekcje, dzięki czemu nie wszystko mamy od razu podane na tacy. Aktorzy spoko prezentują się po latach – część z nich wracała na gościnne występy w różnych seriach serialu, ale niektórych nie widzieliśmy od lat. Co zaskakuje – w tym odcinku widzimy pewną dojrzałość i przemoc, których zazwyczaj brakuje w Power Rangers. Mówi się o śmierci, zabijaniu, ale też obserwujemy, jak Rangersi brutalnie rozprawiają się ze swoimi wrogami. Nie jest to oczywiście jakaś niesłychanie brutalna, dojrzała wersja, ale powiedziałbym, że trochę mocniejsza niż to, do czego przyzwyczaił nas serial. Podobało mi się też pojawienie pary gejów uratowanych przez Minh i przyznaję, że nie wiem, czy takie postacie istniały w tym uniwersum do tej pory. Fakt, że David Yost jest gejem i postanowił odejść z obsady w Power Rangers Zeo przez to, jak był traktowany na planie, czyni wprowadzenie tych postaci nawet ważniejszym. Dodanie postaci LGBT+ udowadnia, że takie osoby istnieją także w tym uniwersum, ale też, że zmiany w ich postrzeganiu odbywają się również za kulisami produkcji – miejmy nadzieję, że na lepsze.
Mamy mnóstwo smaczków dla fanów serii, czasem bardzo subtelnych, jak Kat zasiadająca w maszynie żurawiu by stworzyć pułapkę na wrogów (w serialu Kat miała moc ninja żurawia). Mięśniak i Czacha pojawiają się niestety tylko w postaci plakatu – a szkoda. Są role epizodyczne, które mogliśmy otrzymać, ale na co się nie zdecydowano, pozostawiając pewien niedosyt. Brakowało mi też jakiejś reakcji na porwanie Tanyi – widzimy jej „figurkę”, a to w sumie ostatnia postać z oryginalnej obsady, która występowała przez kilka serii ze „starą” obsadą. Cieszy mnie, że mimo wszystko twórcy starali się zachować kontynuację fabuły i oddali uszanowali wydarzenia z innych serii Power Rangers. Sam powrót Rity należycie wytłumaczono – o co początkowo miałem obawy. Zresztą czułem, że ten odcinek bardzo chce oddać hołd zmarłej Thuy Trang i uważam, że to się udało.
Minusy? Słabego i przerysowanego aktorstwa tutaj nie wpisuję, bo to nieodłączny element Power Rangers. Najbardziej boli CGI i walka zordów na końcu: wygląda okropnie! Walki w latach 90-tych wyglądały znacznie lepiej. Aż mam dreszcze na samą myśl o tych scenach – na szczęście nie ma ich dużo. Poza tym, wspomniany już wcześniej brak rozmaitych ról epizodycznych, o czym nie będę się więcej rozpisywał (chciałbym oszczędzić wam spoilerów).
Uważam, że dość sprytnie rozwiązano kwiestię brakujących aktorów z oryginalnej obsady – ich postacie mają po prostu swoje kostiumy, więc nie widzimy ich twarzy. Ogólnie, bawiłem się dobrze i czas szybko mi zleciał. Stroje, bronie i lokacje wyglądały dobrze i myślę, że fan_ serii będą się dobrze bawić. Ja jestem zadowolony – nikt nie obiecywał tutaj multiwersum czy historii w skali Avengers: Endgame. Dostaliśmy postacie, które towarzyszyły serii Mighty Morphin Power Rangers i to mnie usatysfakcjonowało. Odczuwam jednak pewien niedosyt – sama historia kończy się trochę jak pilot serialu, a przecież te postacie raczej szybko nie wrócą. A szkoda, bo z chęcią obejrzałbym ich zmagania z kolejnymi wrogami czy Lordem Zeddem, który powrócił w nowych seriach.
Mimo że osobiście bawiłem się dobrze, to nie jest odcinek specjalny dla wszystkich. Najbardziej ucieszą się te osoby, które lubią pierwsze przygody Power Rangersów i pamiętają cały ten kicz, absurdy i przerysowanie zarówno fabularne, jak i gry aktorskiej. Jak na rocznicę przystało – siła odcinka opiera się na nostalgii. Pozosta_ widz_ mogą być nieco nieusatysfakcjonowan_, jednak nie powiedziałbym, że będzie to całkowita strata czasu.
Ocena: 4/5 TARDISek

Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.