WandaVision to dla mnie serial arcydzieło. Śmiałem się, płakałem i zachwycałem. Uwaga na spoilery!
Pierwszy serial* powiązany z Marvel Cinematic Universe, który wpadł w nasze łapki, to WandaVision. Nie ukrywam, że na początku zbytnio na niego nie czekałem. Lubiłem Wandę, ale nie należała do moich ulubionych postaci, Vision był mi bardziej obojętny. Kolejne informacje o serialu sprawiły, że byłem coraz bardziej ciekawy – bo uwielbiam sitcomy. Później przez koronawirusa przesunięto kolejne premiery filmów MCU, więc byłem bardzo wygłodniały i im bliżej było emisji serialu, tym bardziej nie mogłem się doczekać, co zgotują mi twórcy. Oj, to wspaniały serial, nie miałem pojęcia, że czegoś takiego mi brakowało.
Marvel odwalił kawał dobrej roboty już na poziomie marketingowym. Zaczynając serial, nie wiedzieliśmy o nim praktycznie nic. Kolejne zwiastuny i teasery nie ujawniały za wiele nowych scen, nie było też zwiastunów kolejnych odcinków, które mogłyby cokolwiek powiedzieć. Serial zadebiutował na platformie Disney+. Na początku mogliśmy obejrzeć dwa odcinki, a później co tydzień były dodawane kolejne. To był bardzo dobry ruch – po pierwszym odcinku wielu widzów mogło się odbić (o czym więcej za chwileczkę), a w miarę oczekiwania na kolejny odcinek apetyt rósł coraz bardziej, można było dzielić się szalonymi teoriami z innymi fanami i wspólnie cieszyć się z kolejnych odcinków.
O czym opowiada WandaVision? O stracie, żałobie, miłości, pustce. Ale po kolei. Wanda i Vision są świeżym małżeństwem, które wprowadza się do miasteczka Westview. Chcą wpasować się w tłum i ukryć, że posiadają niezwykłe umiejętności. Pierwszy epizod jest czarno-biały w stylu sitcomów z lat 50. XX wieku (każdy odcinek to inna dekada). Nie wiadomo, o co chodzi i dlaczego Vision żyje, pomimo tego, że ostatnio był martwy. Oglądamy zabawne interakcje małżeństwa i poznajemy Agnes, wścibską sąsiadkę pary. Dochodzi do serii pomyłek, mamy zabawne sceny i sami nie wiemy, czego się spodziewać. Sitcomową konwencję przerywają reklamy (o tym później) oraz dość przerażająca scena. Wanda i Vision goszczą państwa Hart. Para zaczyna zadawać pytania na temat ich przeszłości. Mężczyzna nagle się dławi, a jego żona woła żeby przestał, śmieje się, lecz jednocześnie widać, że cierpi i wręcz błaga o pomoc. Możemy domyślić się, że „stop it!” jest skierowane do Wandy. W końcu Avengerka prosi Visiona, by pomógł szefowi. Para szybko opuszcza dom, jakby nic się nie stało. Dlaczego widz może odbić się po pierwszym odcinku? Nie każdemu pasuje gatunek sitcomu, a ten realizowany jest tutaj według starych schematów. Niektóre żarty naprawdę są zabawne, ale rozumiem, że mogą się komuś nie spodobać. Drugi odcinek też jest czarno-biały, ale moim zdaniem jest o wiele zabawniejszy
Podążamy tak sitcomowi dekadami, aż do odcinka 7. W międzyczasie jednak następuje mała przerwa. W czwartym odcinku widzimy świat rzeczywisty z punktu widzenia Monicy Rambeau i SWORDu. Dziewczynka, którą poznaliśmy w Captain Marvel, jest już dorosła. Nagle dowiaduje się, że w wyniku Blipu zniknęła ze świata na 5 lat, a jej matka zmarła. Nie do końca radzi sobie z tą sytuacją, więc rzuca się w wir pracy. Ekranowy czas kradną tutaj nasi kolejni znajomi bohaterowie – Jimmy Woo (Ant-Man and the Wasp) oraz Darcy Lewis (seria filmów o Thorze). Później oba światy – sitcomowy Wandy i rzeczywisty wzajemnie się przenikają na ekranie.
To, co zrobili twórcy, jest fenomenalne. Każdy odcinek wygląda inaczej, rekwizyty, nastrój, muzyka, ujęcia kamery czy gra aktorska jest odpowiednio dobrana do epoki. Zmienia się także aspekt ratio. WandaVision nawiązuje do znanych seriali m.in. The Dick Van Dyke Show, I Love Lucy, Bewithched, Fuller House, Growing Pains, Malcolm in the Middle czy Modern Family. Włożono w to mnóstwo pracy i serca. Wszystko pożera się po prostu wzrokiem i chce się więcej. Aktorsko fenomenalnie. Każda z osób, która pojawia się regularnie na ekranie, dała moim zdaniem z siebie wszystko. Elisabeth Olsen jest fantastyczna. Naprawdę zasługuje na nagrody – jest zabawna, przerażająca, czasem rozrywa nam serce i przez nią płaczemy. Paul Bettany jest genialny i świetnie jest zobaczyć zabawną stronę Visiona, bo dotąd była to dość poważna postać. Świetnie radzą sobie dzieciaki, wspaniale bawimy się w scenach z Kat Dennings, Randallem Parkiem czy Teyonah Parris. Ta ostatnia jest rewelacyjna i stworzyła cudowną wersję Monicy, która sama musi poradzić sobie z ciężkim bagażem i pogodzić się z tym, co jej się przytrafiło. Cieszę się, że w przyszłości MCU jeszcze ją zobaczymy.
Nie mógłbym nie wspomnieć o Agnes. Och, cudowna Kathryn Hahn gra wścibską sąsiadkę, która często rozbawia nas swoimi docinkami czy minami (część z nich stała się już memami). Już od początku fani podejrzewali, że Agnes to tak naprawdę Agatha Harkness, czarownica z komiksów Marvela i mentorka Wandy. Oczywiście to okazało się prawdą, ale twórcy milczeli i próbowali nas kilka razy zmylić. A to przecież… Cały czas była Agatha! Jej intro jest wprost cudowne i tak szybko wbija się w głowę, że ciężko, aby z niej wyszło. Od premiery 7 odcinka słucham tego utworu przynajmniej dwa razy dziennie (cała ścieżka dźwiękowa jest dostępna m.in. na Spotify). Sceny, które w nim widzimy, są przezabawne, a tym samym twórcy puszczają oko do fanów, że mieli rację od początku. Fani oszaleli na punkcie Agatha All Along, powstały różne covery, przeróbki, a Marvel wypuścił nawet soundtrack wcześniej, bo fani chcieli słuchać utworu w zapętleniu. Hahn jako Agatha jest również fantastyczna. Pomaga nam oraz Wandzie zrozumieć, co się dzieje. Jest ciekawa jej mocy i trochę o nią zazdrosna. Nie do końca podobało mi się to, że zrobili z niej całkowitą złolkę. Zakończenie historii jej postaci daje nam jednak nadzieję, że Agatha powróci i liczę, że będzie to relacja przyjacielsko-wroga (coś jak Dwunasty i Missy).
Wspomniałem już o muzyce, więc muszę poruszyć kwestię openingów, które są genialne. Każdy z utworów muzycznych został stworzony przez Roberta Lopez i Kristen Anderson-Lopez. Stworzono świetne intra i wizualnie, i muzycznie. Chce się słuchać tych piosenek i wraca nostalgicznie do dawnych produkcji. Piosenki są chwytliwe, a odnoszą się także do tego, co widzimy i jaki jest stan emocjonalny Wandy. Oczywiście w trakcie serialu słyszmy też inne utwory, ale nie wybijają się oczywiście tak jak te, które lecą w trakcie openingów. Te również odnoszą się do poszczególnych sitcomów, np. w latach 70. mamy The Brady Bunch, w latach 80. ujęcia z Full House czy Growing Pains, lata 90. w całości poszły w Malcolm in the Middle, zaś współczesność to połączenie Happy Endings i The Office.
Każdy sitcomowy odcinek przerywany jest przez reklamy. Te również utrzymane są w stylu danej epoki. Zaczynamy od tostera od Stark Industries, który przypomina tykającą bombę (bo ją odzwierciedla) – to także pierwszy kolor (czerwony), który możemy zobaczyć w serialu. Później mamy dość seksistowską reklamę zegarka z lat 60., by kilka odcinków później usłyszeć, że mąż również może używać ręczników papierowych – i widzimy faceta, który sprząta rozlany na blat napój. Każda sygnalizuje jakieś niepokoje, lęki Wandy. Szkoda tylko, że nie okazało się, że w reklamie występują jej rodzice. To jedna z moich ulubionych teorii, która się niestety nie sprawdziła.
8 odcinek jest chyba najważniejszy. To w nim dowiadujemy się, co doprowadziło do stworzenia Hexu i przemiany całego miasteczka – oraz kto za tym wszystkim stoi. To niesamowicie emocjonalna podróż, przy której kilka razy się rozkleiłem. Agatha i Wanda podróżują przez ważne momenty tej drugiej. Widzimy zabawne chwile rodzinne, w których Wanda może oglądać ukochane sitcomy, w których widzi idealne rodzinne życie. Dochodzi do tragedii, o której już słyszeliśmy – na jej dom spadają bomby od Stark Industries. Umierają rodzice rodzeństwa Maximoff. Okazuje się, że Wanda od początku miała moce, które są magią chaosu. Kamień nieskończoności je tylko prawdopodobnie odpowiednio rozbudził. Trafiamy w końcu do kwatery Avengersów. Wanda rozpacza po stracie Pietro. Z pocieszeniem przychodzi Vision, który mówi jedne z najpiękniejszych słów, jakie usłyszałem w serialach:
What is grief if not love persevering? (Czym jest żałoba, jeśli nie nieustającą miłością?)
Wanda to najbardziej pokrzywdzona postać w MCU. Jako dziecko straciła rodziców, później straciła brata. Musiała przenieść się do innego kraju, w którym uczyła się panować nad mocami. Czuła się samotna. Gdy w końcu odnalazła miłość, przyszedł Thanos. Sytuacja wymusiła na niej, żeby zabiła Visiona. Thanos jednak cofnął czas i na jej oczach zmiażdżył jego głowę, wydobywając kamień nieskończoności. Niestety po Endgame nie udało się odzyskać Visiona. Wanda widzi jego ciało, które SWORD rozczłonkował i nie chce jej go oddać, bo jest cenne. Pożegnanie Wandy rozdziera nasze serce, gdy ta mówi, że nie może go poczuć. Kobieta udaje się do Westview, w którym Vison wykupił dla nich działkę pod dom, w którym wspólnie się zestarzeli. To doprowadza Wandę (i widza) do ogromnego bólu. Jej moc wymyka się spoza kontroli i mieszkańcy zostają uwięzieni w wykreowanym przez nią idealnym świecie. Chwilę później Agatha informuje widzów i Wandę, kim jest bohaterka – to Scarlet Witch, określenie na superbohaterskie/mutanckie alter ego Wandy, które jeszcze w MCU nie padło.
Finał serialu to widowisko na miarę MCU. Pojedynek, który również mruga oczkiem do fanów nawalanek na wielkim ekranie oraz superbohaterskich rodzin (jak Iniemamocni). Vision walczy z Visionem stworzonym przez SWORD, a Wanda z Agathą. Dowiadujemy się także, kim jest fałszywy Pietro (o którym wcześniej nie wspomniałem) – to zwykły aktor, który mieszka w Westview i jest pod wpływem zaklęcia Agathy. W ten sposób twórcy również grają z fanami. Wiadomo było, że przez angaż Evana Petersa pojawią się teorie, że to jego wersja Quciksilvera z X-Menów Foxa. Chcieliśmy uwierzyć w to tak bardzo, jak Wanda chciała uwierzyć, że to jej nieżywy brat. Niestety prawda okazała się inna, lekko rozczarowująca.
Minusem finału jest mało czasu dla Darcy, Monicy i Jimiego. Powód jest zupełnie inny i zakulisowy – ktoś „wyżej” zdecydował uciąć jeden odcinek serialu, a wiele scen nie zostało ujętych, choć niektóre były nakręcone, np. królik Agathy, który zmieniał się w wielkiego demona, gdy wspomniana trójka oraz dzieciaki Wandy chciały wykraść z piwnicy Agathy Darkholda. W finale Wanda dość szybko pokazuje, że jest bardzo potężna i również szybko się uczy, pokonując Agathę jej własnymi sztuczkami. Ciekawym oderwaniem jest debata pomiędzy dwoma Visionami, dzięki której prawdopodobnie udaje się z przeciągnąć Białego Visiona na dobrą stronę. Wrogiem jest także szef SWORD Hayward, będący również typem złola, który chce być w posiadaniu nowej technologii i zlikwidować wszystko, co stanie mu na drodze. Gość był strasznie irytujący, dobrze było widzieć trio, które spiskuje przeciwko niemu i się mu sprzeciwia.
WandaVision rozrywa nam serce również na końcu, gdy zło zostaje pokonane. Wanda rozumie już, że sprawia ogromny ból ludziom, których zamknęła w miasteczku. Musi więc pogodzić się ze stratą i zniszczyć Hex, co wiąże się ze śmiercią Visiona i dzieci. Rodzina udaje się do domu, podczas gdy czar Wandy powoli wygasa. Wanda i Vision żegnają się z dziećmi. Te ostatnie minuty niesamowicie wzruszają, my wiemy, że Wanda już nigdy nie zobaczy Billego i Tommiego, dziękuje więc im, że wybrali ją na bycie ich mamą. Scena jest jeszcze bardziej przygnębiająca, gdy uświadomimy sobie, że Billy posiada moce, które pozwalają mu zrozumieć, że zaraz będzie koniec. Wanda żegna się z Visionem po raz kolejny. Tym razem akceptuje stratę. My również musimy ją zaakceptować. Niesamowita chemia pomiędzy Olsen a Bettanym sprawia, że coś we mnie pęka. Nie zgadzam się jako widz na taki świat, jednak tak już w życiu bywa, nie wszyscy dostają happy end. Musimy pogodzić się ze stratą, z bólem, choć może on trwać naprawdę długo.
Gorąco polecam wam WandaVision. To serial inny niż wszystkie. To prawdziwy rollercoaster emocji. Te targają mną, nawet gdy o tym piszę i wspominam niektóre sceny i dialogi. Uśmiejecie się, będziecie spekulować, będą momenty, w których przejdą was ciary. A jeśli jesteście wrażliwymi osobami, to wylejecie wiadro łez. I co jest również piękne – nawet jeśli nie znaliście lub nie przepadaliście wcześniej za tymi postaciami, to serial stworzony jest tak, że szybko się zaangażujecie w ich losy. Staną się wam bliscy. Dla mnie to serial idealny.
* Tak, wiem, że wcześniej mieliśmy Agents of SHIELD, Agent Carter, The Runaways, Cloak&Dagger czy Netflixowe seriale, ale dotąd świat filmowy się do nich nie odnosił, a teraz ma być inaczej.
Do tej pory w serii Clever Boy ogląda pisałem o Doctor Who, ale będą pojawiały się z czasem będą pojawiać się także inne tytuły. W planach mam także rewatch całego MCU. Teksty z serii możecie zobaczyć tutaj.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.