Dwie pierwsze serie The Umbrella Academy spotkały się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem widzów. Ale już trzecia budziła raczej mieszane uczucia. Do tego stopnia, że na liście moich serialowych priorytetów spadła dość nisko. Jednak pewnego dnia zatęskniłam…
Bohaterowie The Umbrella Academy nie mają lekko. Ledwo uda im się powstrzymać koniec świata, odkrywają, że wpadli z deszczu pod rynnę, a ich decyzje pociągają nieprzewidziane konsekwencje. Nic dziwnego – tak to jest, jak się sięga po podróże w czasie; łatwiej coś zepsuć niż naprawić. Gdy pożegnaliśmy ich w drugiej serii, po długich i skomplikowanych dążeniach do naprawienia przeszłości – cała, znakomita zresztą seria opowiadała o podróży w czasie do 1963 roku – odkryli, że swoimi działaniami zmienili teraźniejszość i miejsce Umbrella Academy zajęła Sparrow Academy z nowym zestawem młodych osób obdarzonych fantastycznymi mocami. Ups!
Seria trzecia zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu: otwiera ją porządna kłótnia między bohaterami a impostorami – postrzeganie sytuacji przez obie strony jest, można by rzec, symetryczne. Oczywiście nie doprowadza to do żadnej konkluzji ani porozumienia. Jest to problem, na rozwiązanie którego mają całą serię. Oczywiście nie jedyny.
Oto kilka motywów, które w trzecim sezonie The Umbrella Academy podbiły moje serca. Jeśli chcecie coś dorzucić do tej listy albo stanowczo nie zgodzić się z którymś punktem – zapraszam na naszą stronę na Facebooku i do grupy Polifonia fantastyczna.
Bezsilność
Atmosfera całego sezonu jest duszna. Bohaterowie są wyraźnie zmęczeni i zniechęceni i było to dla mnie absolutnie zachwycające. Dla nas od początku pierwszej serii, kiedy rodzeństwu posypał się świat, minęło mnóstwo czasu – trzy lata. Dla nich o wiele mniej, o ile dobrze liczę, to zaledwie kilka tygodni (no, zależy dla kogo, bo niektórzy w latach 60. spędzili sporo czasu). Rany i traumy są bardzo świeże. Dawne niechęci i sympatie, sojusze i rywalizacje zostały zrewidowane przez kolejne wyzwania i problemy, ale pamięć o nich jest jeszcze żywa. Biorąc to wszystko pod uwagę, bohaterowie i tak świetnie się trzymają. Widać w nich jednak oznaki długotrwałego stresu, są rozkojarzeni i zagubieni, już nie iskrzą tak entuzjazmem i kreatywnością. No bo ile można? Są superbohaterami, ale są też ludźmi i to ich człowieczeństwo jest w całym serialu bardzo ważne. Cieszę się więc, że trzecia seria poszła dalej w tę stronę, pokazując rodzeństwo Hargreeves jako osoby bardzo niedoskonałe i mające swoje ograniczenia i słabości.
Zmęczenie apokalipsą
No właśnie, ile można ratować świat? Hargreevesowie spędzili całe życie, przygotowując się do różnorakich misji – ale raczej nie spodziewali się takiej intensywności i skali. Ciągła huśtawka sukcesów i porażek doprowadza ich na krawędź wytrzymałości. Widzą też, że choć wkładają w ratowanie świata całą swoją wiedzę, zdolności i kreatywność, każda kolejna wersja rzeczywistości jest dla nich bardziej okropna. Logiczne jest więc wahanie, czy warto znów to robić – bo co będzie dalej? Czy na pewno tego chcą? Gdy Numer Pięć otrzymuje przesłanie, by tym razem nie ratować świata, wydaje się to całkowicie logiczne. Skoro działania przynoszą opłakane skutki, może warto spróbować niedziałania. Ostatecznie nie idą tą drogą, ale… może powinni byli?
To zmęczenie i zniechęcenie szczególnie dobrze widać w odcinku o weselu, którego jestem wielką fanką. To straszna popijawa tuż przed końcem świata, kiedy już nikt nie ma ani nadziei, ani siły, i stara się znieczulić, jak tylko potrafi, i chwytać dzień, choć za bardzo nie ma już czego się złapać. Wszyscy (w miarę) starają się trzymać fason i udawać, że wszystko jest super, ale dobrze wiemy, że są złamani, rozczarowani, że boleśnie odczuwają, że jeszcze nie zaczęli naprawdę żyć i nie będą mieli szansy spełnić nawet swoich małych marzeń.
Przemiany
Skumulowana trauma i pasmo nieszczęść odciskają ślad na każdej z postaci. Szczególnie ucierpiała psychika Allison, która z pozycji najlepszej, najbardziej życzliwej i w pewnym sensie najdoroślejszej z grupy pod wpływem PTSD, doświadczonego rasizmu i utraty córki, która w uratowanej rzeczywistości okazała się nie istnieć, zmienia się nie do poznania. Ponura, mroczna, nieczuła Allison jest wspaniałą nowością w trzeciej serii; wprowadza element nieprzewidywalności i chaosu większy chyba nawet niż wszyscy członkowie Sparrow Academy razem wzięci.
Drugą osobą, która doświadcza przemiany, jest oczywiście Victor. Bardzo sprytnie wpleciono w fabułą tranzycję Elliota Page’a. Przed premierą serii stawiałam, że po prostu zobaczymy Victora i nie zostanie to w żaden sposób uzasadnione – to byłoby w porządku. A jednak twórcy zdecydowali się przeprowadzić przez tranzycję tę postać, pokazać cały proces podejmowania decyzji o ujawnieniu się, włożyć w usta bohatera wyjaśnienie, co pchnęło go do ujawnienia się i pokazać – zresztą bardzo sympatyczne – reakcje rodzeństwa. Dla samego tego wątku warto obejrzeć trzecią serię The Umbrella Academy. Zostało wspaniale przedstawione to, jak – mimo że okoliczności są dramatyczne, smutne i niczemu nie sprzyjające – Victor prostuje się, rozkwita, zaczyna się uśmiechać, narasta w nim siła i stanowczość, ma więcej pewności siebie. Widać po nim, jaką ulgę mu przynosi coming out i jak żałuje, że być może historia ujawnionego Victora będzie bardzo krótka.
Alternatywne losy
Myślę, że nie tylko mnie bardzo zaskoczył widok Bena jako jednego z członków Sparrow Academy. Nie jest to Ben, którego bohaterowie znali i kochali ani Ben, który tak długo towarzyszył Klausowi. Ten Ben jest paskudną osobą. Fajnie jednak, że Justin H. Min wcielający się w tę postać dostał okazję, by zagrać coś więcej i wejść w interakcje z innymi bohaterami.
Ben jest w zasadzie tylko prostym odwróceniem postaci, którą zdążyliśmy wcześniej poznać, spotykamy też jednak kilka innych znanych nam już osób, które w tej nowej rzeczywistości są… inne. Grace, która odkrywa swoją duchowość czy Pogo, który opuścił Akademię i przyłączył się do motocyklowego gangu to niemałe zwroty akcji. Najbardziej interesujący jest chyba jednak Reginald.
Ojcowie
Motyw ojcostwa jest mocno ogrywany przez tę serię, co nieco mnie zaskoczyło, bo gdyby mnie ktoś o to wcześniej zapytał, to postawiłabym, że daddy issues mamy już za sobą. Nic z tego jednak; z jednej strony jest alternatywny Reginald, którego relacja z dziećmi jest zupełnie inna niż przybranego ojca Umbrella Academy, a z drugiej – Diego, który nagle z rolą ojca musi się zmierzyć, gdy na horyzoncie pojawia się Lila w towarzystwie dwunastoletniego Stanleya, kolejnego czynnika wprowadzającego chaos do tego układu. Sceny z Reginaldem i Klausem, który postanawia poznać ojca, zrozumieć go i mu pomóc, były jednymi z moich ulubionych. Kontrast między tymi postaciami był bardzo zabawny, a ich nagłe porozumienie ujmujące – oczywiście do czasu. A Diego przechodzący drogę od przerażenia do prawdziwego zaangażowania był przeuroczy. Z zaskoczeniem odkryłam, że bardzo tę postać lubię, choć zupełnie nie jest w moim postaciowym typie.
Oczywiście wspaniały Reginald robi, co może, by zyskać odznakę Najgorszego Ojca Wszech Czasów – zanim jednak pokazuje swoją prawdziwą twarz, jako wersja nieco lżejsza i sympatyczniejsza jest naprawdę interesujący. A pod koniec… staram się tu nie spoilerować, więc napiszę tylko, że daje niezły popis, zaś sama końcówka, sugerująca jego prawdziwe motywy, brzmi dość banalnie, ale… z tym gościem wszystko ma drugie, trzecie i czwarte dno, więc jeszcze się przekonamy, co tak naprawdę knuje i o co w tym chodzi.
Ewolucja postaci
Trzecia seria The Umbrella Academy obejmuje dłuższy czas, daje więc okazję poobserwować bohaterów, którzy dostosowują się do nowej rzeczywistości i… trochę się nudzą. Oprócz wspomnianej traumy i gniewu Allison, szybkiego dorastania Diego do roli ojca czy składania się w całość tożsamości Victora obserwujemy też inne procesy. Klaus, który dotychczas raczej mnie irytował, tu doznaje jakiejś przemiany – dalej jest chodzącym chaosem i katastrofą, ale wydaje się bardziej obecny, zaangażowany i samoświadomy. Nie tylko nawiązuje relację z ojcem (nie swoim, ale mniejsza z tym…) i próbuje rozwiązać zagadkę związaną z matkami, ale też odkrywa samego siebie, chyba po raz pierwszy zastanawia się nad tym, do czego jest zdolny i jaki może mieć wkład w sytuację. Numer Pięć, jak zwykle fenomenalnie zagrany, schodzi trochę na dalszy plan, dając więcej przestrzeni pozostałym bohaterom, ale on też ma kilka wspaniałych scen, kiedy widać, jak walczy w nim wilk chcący rzucić się w wyzwania z wilkiem, który jest już bardzo zmęczony. Fenomenalna Lila też staje się bardziej ludzka, choć dalej jest iskierką chaosu, której każda scena odlatuje w nieprzewidzianym kierunku. Chyba tylko Luther trochę rozczarowuje swoim rozwojem, staje się jeszcze bardziej przerysowany, ale tak to bywa przy wyrzutach hormonów… Szkoda też, że członkowie Sparrow Academy nie dostali bardziej skomplikowanych wątków i złożonych osobowości; poznajemy lepiej głównie Bena, którego główną cechą jest bycie draniem, i Sloane, która jest strasznie mdła i dramatycznie nudna we wszystkim, co robi.
Co nas czeka w przyszłości?
Nie znam komiksów, na których opiera się The Umbrella Academy i nie wiem nawet, czy dostarczają one jakichkolwiek podpowiedzi, co może nas czekać w serialu. Z samej serii wyrastają trzy wątki – pierwszy związany z ukrytymi motywacjami Reginalda Hargreevesa, drugi z Numerem Pięć i jego odkryciem dokonanym w schronie, a trzeci z mocami rodzeństwa Hargreeves. Jeśli powstanie czwarty sezon, a mam gorącą nadzieję, że tak będzie, to myślę, że znów nas będą czekać podróże w czasie i może znów większa rola Piątki. Nie wiadomo też, czy rzeczywistość, w której pozostawiliśmy bohaterów, jest tą, w której chcieli się znaleźć… Ostatnia scena z wieżowcem i dość ponuro wyglądającym miastem sugeruje raczej klimaty dystopijne. Zagadką też pozostaje los Allison, która zdaje się doświadczać spełnienia wszystkich swoich marzeń, ale to raczej oczywiste, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
Trzecia seria The Umbrella Academy tradycyjnie pozostawiła nas z mnóstwem pytań i niedopowiedzeń. Choć nie jest pozbawiona wad – miewa na przykład problemy z tempem i zdarza jej się gubić wątki – to bawiłam się przy niej doskonale, szczególnie w momentach, kiedy działo się mniej i można było się skupić na bohaterach i interakcjach między nimi. Wiele się dowiadujemy o rodzeństwie Hargreeves i to doskonale – The Umbrella Academy to serial całkowicie oparty na bohaterach i danie im okazji do pokazania się z różnych stron to świetny pomysł. Czy warto więc sięgnąć po trzecią serię? Moim zdaniem zdecydowanie tak.
The Umbrella Academy, sezon 3 (2022), serial dostępny na Netfliksie
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.