Jeśli miałabym wskazać, który obszar polskiej literatury fantastycznej jest mi najbliższy, wskazałabym Hardą Hordę.
Harda Horda, inaczej Fantastic Women Writers of Poland, to nieformalne zrzeszenie kilkunastu polskich autorek fantastyki. Kontynuuje długą, szlachetną i nieco zapomnianą ideę grup literackich. Wydaje nam się często, że jeśli kilka osób zajmuje się tym samym, to z natury rzeczy muszą ze sobą rywalizować – niekoniecznie jest to prawdą, a przynajmniej nie jest to niemożliwe do uniknięcia. Pisarki z Hardej Hordy udowadniają, że o wiele więcej można osiągnąć współpracą i wzajemnym wspieraniem się. Jeśli kiedyś traficie na konwencie na panel Hardej Hordy, bardzo polecam posłuchanie – dowiecie się wtedy więcej o tym, skąd to zrzeszenie się wzięło, co dała pisarkom otwarta komunikacja, jakie obszary obejmuje współpraca i jakie przynosi im korzyści.
Jutro ma premierę druga antologia Hardej Hordy – Harde Baśnie. Pierwsza – o tytule, zaskoczę was, Harda Horda – ukazała się wiosną 2019 roku nakładem wydawnictwa SQN. Kupiłam ją w dniu premiery, ale lektura jeszcze przede mną – zapewne znacie tę emocję. Gdy jednak tylko dowiedziałam się o Hardych Baśniach, drugiej antologii, natychmiast zamówiłam swój egzemplarz w przedsprzedaży. Za sprawą różnych zawirowań udało mi się jednak przeczytać książkę jeszcze przed otrzymaniem przesyłki… To się nazywa timey-wimey!
No bo tak się składa, że nie tylko kocham Hardą Hordę, ale też uwielbiam reinterpretacje baśni. Opowiadanie nowych wersji klasycznych opowieści to jedno z serc fantastyki. Na pewno nieraz natknęliście się na takie teksty – przecież i J.R.R. Tolkien całymi garściami czerpał z folkloru i mitologii, i Andrzej Sapkowski wplatał w swoje narracje niezrównane własne wersje znanych historii w zupełnie nowym wydaniu. Baśnie są idealnym materiałem do pisarskiej pracy: doskonale znane, ale nieraz występujące w wielu wersjach; proste, lecz z masą przestrzeni do wypełnienia; różnorodne i archetypiczne zarazem; o sztywnych ramach, a zarazem plastyczne i podatne na przeróbki; dotykające ponadczasowych tematów i nieraz boleśnie przestarzałe, proszące się o opowiedzenie na nowo. Zdarzało mi się czytać anglojęzyczne antologie fantastycznych opowiadań opartych na baśniach, Harde Baśnie to jednak pierwszy raz, kiedy mam w rękach polską, i to składającą się z opowiadań pisarek, z których wszystkie, co do jednej, strasznie lubię.
Zacznę od omówienia poszczególnych tekstów tworzących Harde Baśnie. Będą lekkie spoilery, ale postaram się raczej zachęcić do lektury niż ją komukolwiek zepsuć.
Zbiór otwiera Demon w studni Ewy Białołęckiej. Opowiadanie traktuje o, no cóż, demonie uwięzionym w studni – mijają eony, a on siedzi i czeka, by się wreszcie wyrwać na powierzchnię, bo bardzo boleśnie mu się to nie udaje. Czy w końcu się uwolni? Tego nie powiem – każda informacja będzie już spoilerem. To opowiadanie krótkie, zabawne, inteligentne i ciepłe jak wszystko, co wychodzi spod pióra tej autorki. Trochę przyćmiewają je kolejne, w większości poważniejsze i bardziej rozbudowane, więc myślę, że dobrze, że znalazło się na początku: wprawia w dobry nastrój i płynnie wciąga w lekturę całego tomu.
Następnie mamy już obszerniejszy Sen nocy miejskiej Magdaleny Kubasiewicz. To autorka, która może większą popularnością cieszy się wśród czytelników prozy obyczajowej, ale jej fantastyka również jest pierwszorzędna. Tym razem zaprezentowała czytelnikom urban fantasy i zagadkę kryminalną, a elementem baśniowym jest inspiracja Śpiącą królewną. Współczesna Polska, magiczne, bogate rody i śpiąca dziewczyna. Historia jednak potoczy się inaczej niż w baśni, prowadząc do ciekawej, wzmacniającej konkluzji. Sięgając po antologię, liczyłam na to, że znajdę w niej przetworzenia klasycznych baśni we współczesnym duchu, z odniesieniami do tego, co w tych baśniach jest z punktu widzenia XXI wieku okropne, niepokojące, a nawet obrzydliwe. Nie zawiodłam się – i tym bardziej było to satysfakcjonujące, że właśnie baśń o śpiącej królewnie jest dla mnie jednym z najbardziej jaskrawych przykładów tego, jak baśniowe motywy, tak doskonale nam znane, z pozoru niewinne i romantyczne, są z punktu widzenia współczesnej czytelniczki po prostu czystym koszmarem.
Białe Aleksandry Zielińskiej wbiło mnie w ziemię. To w ogóle jest z całej Hardej Hordy ta pisarka, którą znam najsłabiej, ale wszystko jej autorstwa, co dotychczas wpadło mi w ręce, absolutnie mnie zachwyciło. Antologia przypomniała mi, że miałam się nią zainteresować. Białe to opowieść o świecie pochłanianym przez zimę i ostatnich chwilach trzyosobowej rodziny – matki i dwóch córek – przed ostatecznym pokonaniem (czy może wchłonięciem) przez tytułowe Białe. Sam koncept budzić może skojarzenia z Lodem Jacka Dukaja, ale to jest zupełnie inny poziom – zdecydowanie wybieram Zielińską z jej minimalizmem, precyzją i zniuansowanymi emocjami, pełznącym dramatem i nieuchronną, cichą jak padający śnieg katastrofą. To też jeden z tych tekstów, w których motyw baśniowy jest wplatany bardzo subtelnie – zajęło mi chwilę załapanie, do której z klasycznych opowieści odnosi się autorka, nie będę więc tego tutaj zdradzać.
Do której baśni odnosi się natomiast Martyna Raduchowska w Potworze z lasu nie ma wątpliwości od samego początku. Kapturek mieszka w domku w lesie ze swoją matką, lokalną wiedźmą, a po okolicy co jakiś czas grasują wilki gustujące w ludzkim mięsie. Dlaczego matka tak mało mówi Kapturkowi o przeszłości? Dlaczego nie wolno jej wyjść z domu bez czerwonej peleryny? Od początku w opowiadaniu gęsto jest od pytań, a gdy zaczynają się pojawiać odpowiedzi, robi się… brutalnie. Mocna, mroczna baśń – jeden z moich ulubionych tekstów w zbiorze, ze świetnie stopniowanym napięciem i bardzo barwną narracją.
Róże świętej Elżbiety Agnieszki Hałas (której powieść recenzowałam już na Whosome) nie do końca do mnie trafiły, ale zafascynowała mnie narracja i oryginalne podejście do głównego założenia antologii. Nie jest to reinterpretacja klasycznej baśni, ale tekst na motywach legendy o rycerzu trafiającym do podziemnego dworu Wenus – myślę, że znanej niewielu czytelnikom zbioru – w połączeniu z klasycznym, ale stosunkowo nieczęsto używanym w fantastyce motywem zaświatów, fae i długowieczności, która jest raczej ciężarem niż błogosławieństwem. Dość ponure opowiadanie, ale barwne i intrygujące, pełne odniesień, za którymi trzeba trochę poszperać, by je zrozumieć i w pełni docenić.
Anna Kańtoch w Krok przed tobą zajęła się bardzo niepokojącym motywem doppelgängera, sobowtóra, który zajmuje miejsce swojego pierwowzoru. Autorka łączy ten motyw z równie klasyczną wizją przejścia między prawdziwym światem a krainą baśni, tyle że… w drugą stronę niż to najczęściej bywa opisywane. Jak to bywa u Anny Kańtoch, jest pięknie i dziwnie, minimalistycznie i przejmująco.
Zaskoczyło mnie w tej antologii opowiadanie Anny Nieznaj. Zazula, kukułeczka moja w pierwszej kolejności nie sięga do baśni, lecz do… Ogniem i mieczem (wplatając jednak piękną baśń o uciekającej królewnie). Ogromnie lubię tę autorkę, ale przyznam, że od tej sympatii większa okazała się niechęć do Trylogii. Nie jestem więc w stanie ocenić ani docenić tego tekstu. Byłam jednak pod ogromnym wrażeniem języka. Niełatwo wejść w taką stylizację, a na ile jestem w stanie stwierdzić, Annie Nieznaj wyszło to doskonale. Jeśli lubicie takie klimaty, to myślę, że będziecie się doskonale bawić, czytając ten świetnie skonstruowany opis alternatywnego przebiegu doskonale nam wszystkim znanych wydarzeń.
Detektyw Fiks i śmierć w czerwonym pokoju Anny Hrycyszyn to, o ile się nie mylę, drugie opowiadanie o dwójce detektywów w fantastycznym, steampunkowym świecie. Znałam już tych bohaterów – detektywa, który potrafi zmieniać się w lisa i jego wspaniałą współpracowniczkę Jaśminę – i z ogromną przyjemnością przeczytałam relację z ich kolejnej sprawy. Mamy tu wyjątkowo okrutne morderstwo, tajemniczą mechaniczną maszynę-orkiestrę i… niestety bardzo ponadczasowy motyw przemocy domowej i wykorzystywania. Luźno oparta na Pięknej i bestii historia wciągnęła mnie od pierwszych akapitów i mam ogromną nadzieję, że doczekamy się kiedyś zbioru opowiadań o tych przesympatycznych bohaterach. (Wspomniane drugie, a raczej pierwsze z nich znajdziecie w antologii Skafander i melonik Sekcji Literackiej ŚKF Logrus).
Milenę Wójtowicz odkryłam bardzo niedawno. Jej miejska fantastyka z mocnym naciskiem na… również nieco fantastyczną administrację i biurokrację (bohaterami książek, które czytałam kilka miesięcy temu, jest strzyga – specjalistka od BHP oraz półinkub – psychiatra specjalizujący się w „nienormatywnych” istotach, także już tych martwych) jest po prostu ujmująca – jeśli będziecie mieli okazję, koniecznie sięgnijcie po jej powieści: Post Scriptum i Vice versa. Opowiadanie jest dodatkiem do nich właśnie, co bardzo mnie ucieszyło. Sześć koszulek z łabędziami to opowieść o małej firmie, problemach z ubezpieczeniem i o tym, że w kapitalizmie nawet śmierć nie stanowi usprawiedliwienia dla nieobecności w pracy. Jest przezabawne i bardzo przy tym ciepłe i kochane.
Krystyna Chodorowska to również jedna z tych osób, których czytałam niewiele, ale do których mam absolutne zaufanie. W opowiadaniu Ten, co pośród lodów dostarczyła spokojną, nostalgiczną i smutną wizję Spitsbergenu niedalekiej przyszłości. Lodowiec się topi, białych niedźwiedzi już nie ma, a ludzie, jak to ludzie, próbują się odnaleźć w zmieniającej się rzeczywistości świata postępującej katastrofy klimatycznej. Jedyne, co mam temu tekstowi do zarzucenia, to naprawdę dość duża odległość do najbliższej baśni – ale przeszkadzało mi to tylko przez chwilę, a potem wciągnął mnie tekst. Zawiera nawet psa, no doprawdy!
Klątwa Hexenwaldu Anety Jadowskiej to zdecydowanie jeden z najlepszych tekstów Hardych Baśni. Bardzo zgrabnie łączy toruńską lokalność cyklu o Dorze Wilk (którego znajomość nie jest jednak konieczna, by cieszyć się z opowiadania) z… baśnią o Jasiu i Małgosi, oczywiście. Mamy do tego zagadkę i śledztwo: najpierw poszukiwanie zaginionych nastolatków, a potem… coś innego. Jest momentami naprawdę ponuro i brutalnie, a zarazem niektóre pomysły są ujmujące – przede wszystkim postać leśnej wiedźmy. Czyta się jak świetny kryminał, jest bardzo dobrze skonstruowane, kreatywnie podchodzi do wybranych klasycznych motywów i doskonale żongluje napięciem.
Byłam bardzo ciekawa opowiadania Marty Kisiel. Jej teksty są zawsze takie ciepłe, przyjemne, zabawne i pełne niuansów i nawiązań. Idzie, powtarzał wiatr… nie jest ciepłe, przyjemne ani zabawne. Jest szokująco wręcz mroczne, jakby najbliższe jakiemuś ponuremu, skrywanemu centrum, z którego wyrastają nasze najbardziej niepokojące opowieści i symbole. Śmierć, kopanie grobów, zemsta, epidemia – no dokładnie wszystkie te rzeczy, których nie spodziewałam się u Marty Kisiel. Jeśli do któregoś opowiadania wrócę, to pierwszej kolejności właśnie do tego, bo ma warstwy i wszystkich na pewno nie odkryłam. Nie czytajcie go przed snem.
Antologię Harde Baśnie zamyka Życzenie wróżki chrzestnej Aleksandry Janusz. To bardzo dobry epilog antologii – jest lekko i zabawnie, a splatają się w nim motywy z różnych źródeł, zarówno baśni, jak i mitów. Wróżka z baśni w Asgardzie na dworze Friggi? Czemu nie? Coś tak czuję, że to opowiadanie wielu osobom szczególnie przypadnie do gustu.
Harde Baśnie to zbiór bardzo różnorodny – od fantastycznych reinterpretacji klasycznych baśni, przez teksty, które tylko luźno się odwołują do znanych motywów, aż po opowiadania, które temat uznały tylko za pretekst do opowiedzenia jakiejś historii płynącej w zupełnie innym kierunku. Motywy baśniowe bywają osią fabuły, jednym z użytych elementów, estetycznym ozdobnikiem – albo wręcz pojawiają się jedynie w tonie, w narracji, w specyficznym klimacie opowiadania, odwołaniach do pewnych ponadczasowych kwestii. Bo o to też chodzi w baśniach, że powstały w zamierzchłej przeszłości, a są opowiadane również dziś i ciągle jakieś ich aspekty wydają się nam bliskie życia. Czasami zapominamy jednak, że baśnie służą do opowiadania; powinny być żywe i zmienne. W końcu mają funkcję, nie są tylko historyjkami opowiadanymi dla umilenia czasu. Źródłem baśni jest groza i przestroga, celem ostrzeżenie i oswojenie, pokazanie konsekwencji, nieraz też bronienie status quo, tego (pozornie) bezpiecznego miejsca, w którym się znajdujemy, choć przecież też dodają odwagi, kuszą wizją zmiany. Dlatego tak inspirujące i owocne jest śmiałe opowiadanie baśni na nowo, po przefiltrowaniu przez to, jak współczesny opowiadający i słuchacz myśli i postrzega swoją rzeczywistość. Czasami – a może często – taka reinterpretacja dodaje sprawczości bohaterkom, które nawet jeśli w oryginalnych wersjach są protagonistkami, rzadko mają jakikolwiek wpływ na swoje losy. Czasami dodaje zwrot akcji w miejscu, w którym w baśni padłoby „i żyli długo i szczęśliwie”. Czasami przenosi to, co dla nas już tak znane, że aż banalne, w zupełnie nowy kontekst, w którym wymowa uderza na nowo z pełną mocą. Bardzo cała ta zabawa jest rozwijająca i pobudzająca wyobraźnię. I nigdy się nie kończy – bez względu na to, ile takich reinterpretacji przeczytamy, zawsze znajdzie się coś nowego i świeżego.
Współczesna polska fantastyka to mocne, różnorodne, świetne literacko głosy kobiet. Harda Horda to nie wszystkie warte uwagi pisarki, ale jeśli nie wiecie, od czego zacząć zapoznawanie się z nimi, to Harde Baśnie są bardzo dobrym punktem wyjścia. Każda z autorek reprezentuje zupełnie inny styl, ma inny układ odniesień, odmienny punkt widzenia. Mają różne stylistyki i sięgają po różne konwencje i gatunki, a każda ma intrygujące, nieraz zaskakujące (lub niepokojące!) zainteresowania, które prześwitują trochę zza słów ich opowiadań. Bardzo doceniałam też krótkie komentarze od autorek umieszczone po kolejnych opowiadaniach. Czasami podpowiadają elementy układanki, na które czytelnik mógł nie wpaść, a czasem dostarczają po prostu ciekawostek o procesie twórczym. Ich lektura była dla mnie za każdym razem bardzo interesująca.
O ile na pewno nie każde z opowiadań tworzących Harde Baśnie każdemu czytelnikowi trafi do gustu i do serca, to nie ma w tym zbiorze ani jednego tekstu słabego, niewykończonego czy pozostawiającego z poczuciem niewykorzystanego potencjału. Do tego książka jest przepięknie, starannie wydana – duży format, twarda oprawa, piękna okładka i strony tytułowe opowiadań. Jeśli zastanawiacie się nad prezentem dla znajomej osoby lubiącej fantastykę – albo po prostu dobrą literaturę – to Harde Baśnie idealnie się nadają.
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.