Kiedy mówię świetna, mam na myśli Wielka*.
Nie ukrywam, że o The Great („Wielka”) usłyszałam wtedy. kiedy przy okazji jedenastej serii zrobiło się głośno o Sachy Dhawanie. Serial wychodził mniej więcej jednocześnie z Doctor Who i wkrótce potem przekonałam się, by go obejrzeć. Dziś mamy już za sobą dwa sezony, które w Polsce można obejrzeć na przykład na HBO MAX. A dlaczego warto? (Bo, nie oszukujmy się, totalnie warto).
Po pierwsze, The Great opowiada historię carycy Katarzyny – tej carycy Katarzyny, którą znamy z książek do historii. Tej, która uczestniczyła w rozbiorach Polski. Tej, której zgodnie z plotką przypisuje się stosunki z koniem. Tej, o której wielu z nas nie pamięta wiele więcej. I wiecie co? To absolutnie nie szkodzi, aby dobrze się bawić przy The Great. Wiedzenie więcej też nie szkodzi. Bo The Great to nie jest serial, który aspiruje, jak wiele podobnych, żeby być choć trochę poprawnym historycznie. To w końcu serial z podtytułem *An ocassionally true story, czasem się zdarza, że prawdziwa historia.
Na czym więc skupia się serial, skoro nie na historii? Chciałabym może powiedzieć, że skupia się na Katarzynie, ale prawdę powiedziawszy, głównie skupia się na tym, żeby dobrze się bawić – nieważne, czy jest się osobą, która napisała scenariusz, ogląda serial, a nawet – zajmuje historią zawodowo. Chociaż kto tam z historykami wie, może się jednak denerwują? W każdym razie bohaterowie The Great denerwują się całkiem często: strzelają do siebie, rzucają kieliszkami, które roztrzaskują wraz z wieloma ideałami (do ideałów jeszcze wracają, do stłuczonych kieliszków – tylko służba), wyzywają się, zrzucają z tronu i knują, ale nade wszystko piją wódkę. I prowadzą fabułę w podobnego rodzaju półchaosie, którym dzielę się z wami w tym tekście.
Na początku The Great Katarzyna (Elle Fanning) jest jeszcze Zofią, tętniącą naiwnością wybranką cara Piotra (Nicholas Hoult). Car jest nieszczególnie mniej naiwny, chociaż w zupełnie odwrotny sposób. Poznają się, biorą ślub, naiwność Katarzyny odpada kawałek po kawałeczku. Piotr lubi swój naiwnie brutalny pogląd na świat gubić i znajdować od nowa w tym samym miejscu, w którym go porzucił. Kochają się, nienawidzą. Kochają się, nienawidzą. Historia Rosji wydarza się gdzieś w międzyczasie. I czasem nawet się zgadza. Tak okazjonalnie. Czasami.
Tymczasem poznajemy innych bohaterów: Orlo (Sacha Dhawan), idealistę i mistrza administracji, który – w przeciwieństwie do reszty dworu – jest raczej romansosceptykiem. Marial (Phoebe Fox), zdegradowaną do roli służącej szlachcianka, której nie przysłużył się konflikt z kochanką Piotra, Georginą (Charity Wakefield), żoną jego najlepszego przyjaciela, Grigora (Gwilym Lee) – jakkolwiek źle brzmi ten łańcuch postaci, na tym go przerwę, chociaż daleko mu do końca. Dodam tylko jeszcze, że do tego mamy też fenomenalnego jak zwykle Adama Godleya w roli prawosławnego arcybiskupa. Każdy jest powiązany z każdym, i zwykle w najgorszy z możliwych skomplikowanych sposobów. I każdy zagrany w punkt.
Bohaterowie The Great są idealnie przerysowanie napisani i idealnie przerysowanie odegrani. Za każdym razem interpretacja aktorów idzie o jeden malutki kroczek za daleko, żeby była realistyczna i miała szczególny sens, a jednak ten malutki kroczek robi całą atmosferę serialu. Wszyscy bohaterowie są zdecydowani i pijani, po omacku broniąc tego, czego niby są pewni, ale nieszczególnie może przekonani, a już tym bardziej może mając pojęcie, co w ogóle robią. Cudownie niepozbawieni wad i wyśmienicie często pozbawieni zalet.
Można powiedzieć, że o ile pierwszy sezon opowiada o swoistym dorastaniu Katarzyny (emocjonalnym i politycznym), a drugi – o jej dojściu do władzy. Oba te procesy wiążą się w serialu zarówno z całkiem sensownymi, jak i absurdalnymi problemami, tak z prawdziwymi tragediami, jak i najdziwniejszymi zwrotami akcji. I to właśnie w tej produkcji jest najpiękniejsze: jest przedstawiona tak absurdalnie, że (o ile rzeczywiście nie znamy się na historii), nie mamy właściwie zielonego pojęcia, które sceny mają jakieś podłoże w rzeczywistości, a które są całkowicie zmyślone. Weźmy tę historię z koniem: wszyscy słyszeli ją czy to na lekcjach historii, czy to jakoś przy okazji. Większość z nas zapamiętała ją głównie dlatego, że jest tak absurdalna, że musi być w niej ziarenko prawdy. Bo przecież kto by to w ogóle wymyślił.
Dokładnie tak jest z The Great. I to właśnie jest w niej najwspanialsze.
To także jest przyczyna, dla której z tej recenzji nie dowiedzieliście się właściwie nic konkretnego. Ale to dobrze. Jest w niej przynajmniej ziarnko prawdy. A nawet więcej niż kilka.
*To jest nawiązanie do The Crazy Ex-Girlfriend, którego nie widać, bo jest po polsku. Ale zaśpiewajcie sobie. #humbled&blessed
Fennistka i redaktorka. Herbaciara i kociara wiecznie zakopana w stosach książek, które planuje przeczytać, ale tylko ciągle słucha piosenek których nikt nie zna. Z Doktor(em) zwiedza światy wszelakie od 2016 roku. Na Whosome zajmuje się przekładem, redakcją i bardzo (bardzo) rzadko coś skrobnie sama. Zwykle tekstowo panoszy się jednak w szeregach Grupy Pohjola – bo jak już się nabawić zawodowego skrzywienia, to na poważnie.