Mocna (a od niedawna znacznie mocniejsza!) reprezentacja trekkies w naszej redakcji rzuciła się na nowy sezon serialu Picard z wielkim entuzjazmem. Oto nasze wrażenia z oglądania drugiego odcinka. Opinie o pierwszym znajdziecie tutaj: KLIK.
Maple Fay: Ooo, robi się wesoło! W obliczu przeważających sił wroga kapitan Shaw przejawia zdrowy rozsądek oraz kąśliwe poczucie humoru, a na scenę wkracza smakowicie psychotyczny złol (Amanda Plummer! Dejcie więcej Amandy Plummer!) – oraz Worf, cały na biało (dosłownie i w przenośni – posiwiał, co zrobić, ale wygląda przy tym wybitnie dystyngowanie. Nie tylko jak na Klingona).
Pomimo rozlicznych rodzajów broni (pociski z antymaterii, Nieznana Technologia Amandy „Vadic” Plummer, smutne oczy Beverly Crusher) wymierzonych w Picarda et consortes, w największym niebezpieczeństwie wydaje się być Raffi: pozostawiona samej sobie przez swój „kontakt” we Flocie, dręczona wyrzutami sumienia z powodu nie dość szybkiego działania, które nie zapobiegło zamachowi na centrum rekrutacyjne, ostro krytykowana przez byłego męża, zmuszona do dokonania wyboru między rodziną a obowiązkiem oraz do złamania swoich zasad… tak, Raffi jest zdecydowanie tragiczną postacią tego odcinka. Jej wątek zajmuje tutaj najmniej miejsca (większość akcji dzieje się na pokładzie „Tytana” podczas negocjacji ze złolem polującym na Jacka, syna Beverly), ale tym razem najmocniej chwycił mnie za serce.
Coraz bardziej lubię też pilotującą „Tytana” Sidney LaForge: jest uroczo bezpośrednia, wygadana i piekielnie inteligentna, a przy tym widać, że pali się do działania i marzy o jakiejś „fajnej akcji”. Cóż, jak mawiają: uważaj, czego sobie życzysz…
Ach, żeby mi nie umknęło: Riker domagający się od Picarda informacji (daty! Okoliczności! Diagramy!… czy jakoś tak) jest absolutnie rozczulający – i oczywiście okazuje się, że ma nosa do pewnych spraw. Brawo, kapitanie Riker. I brawo ja za zadanie właściwego pytania po poprzednim odcinku.
Paternoster Gang: Drugi odcinek dostarczył mi wszystkiego, co kocham w Picardzie: świetnie nakreślonych postaci, charyzmatycznej złolki, zwrotów akcji, które MUSIAŁY się wydarzyć – ale za to w jakim stylu! – fantastycznych dialogów i poczucia, że nawet w najtrudniejszym momencie warto stanąć po jasnej stronie mocy. Nie wiem, który moment jest moim ulubionym – wjazd „Tytana” między statek Beverly a Shrike, pierwsze wejście Amandy Plummer czy moment, w którym Shaw, słysząc, że Jack jest synem Picarda, po prostu odpuszcza, i przecież nie muszę wybierać, bo całość była zwyczajnie niemożebnie dobra.
Bardzo udały się te nowe postacie. Jack to taki klasyczny łobuz o złotym sercu, irytujący i pociągający zarazem, mocno przekonany, że są misje i wartości, które unieważniają prawo i zasady. Nieodrodny syn swojego ojca – no to akurat było dość oczywiste – i matki, której historia, jeszcze nieopowiedziana, jest pewnie bardziej intrygująca niż jego. Shaw, któremu można sporo zarzucić, ale na pewno nie niedbanie o swoją załogę czy brak przenikliwości – nie oszukujmy się, on z miejsca wiedział, że Picard i Riker nie są zainteresowani żadną inspekcją, tylko mają plan i liczą na jego naiwność i magię otaczającej ich sławy. W sumie nie dziwię się jego irytacji, choć jej przejawy były mocno niefajne. Dobrze było go zobaczyć w tym odcinku już w roli kapitana, który podejmuje trudne decyzje i koniec końców, przynajmniej chwilowo, ocala wszystkim tyłki. Bardzo też szanuję jego docinki do Picardowej „stanowczości”. I w końcu Vadic, wspaniała złolka napisana specjalnie dla Amandy Plummer, w, trzeba przyznać, idealnie do niej pasującym złowrogim statku. Jakaż ona jest cudowna i okropna zarazem, jak bardzo przypomina drapieżnika bawiącego się z upatrzoną ofiarą i jak bardzo ciekawa jestem jej motywacji. Taka moc, tyle zachodu, by schwytać może i nie niewinnego, ale mimo wszystko pozornie nie aż tak ważnego Jacka? W tym musi być drugie dno i jak najszybciej chcę się dowiedzieć jakie!
Choć, podobnie jak Maple, najbardziej martwię się o Raffi, zdeterminowaną, by poznać prawdę o ataku na Flotę i ryzykującą sobą i życiem (w sumie nie wiem, co gorsze). Choć w końcu dostaje pomoc, to bardzo nie lubię jej bez Seven (i czy ktoś w końcu powie, dlaczego one nie są razem – i czy są razem – to drugie razem znaczy co innego niż pierwsze, mam nadzieję, że to jasne), aczkolwiek domyślam się, że to wszystko się łączy – zabójcza broń, Vadic, Jack, Beverly i śledztwo Raffi. Oj, bardzo dużo emocji jest w tym sezonie, i bardzo jest on dobry!
Lierre: Ja króciutko tym razem. Uśmiałam się jak norka z Picarda, który dodaje dwa do dwóch, układa puzzle, dokonuje obliczeń, stawia tarota i dochodzi do logicznego wniosku, dramatycznie blednąc, że wplątał się właśnie w awanturę rodzinną, w której centrum jest Picard junior. Jest to lekko żenujące, ale dobra, miej sobie takiego łobuza z genami, eee, poprzedniego ciała, czemu nie.
Poza tym tajemnicza wrogini w PRZEPIĘKNYM statku, z tą swoją złolską nonszalancją, była wspaniała. Nie jestem fanką takich wątków mafijnych, jakie tu wychodzą na pierwszy plan na obu płaszczyznach, i „Tytana”, i Raffi, no ale trudno – macie coś do wytropienia, to tropcie na zdrowie.
I Worf, borze szumiący… I Shaw, który z rezygnacją po prostu włącza się w ten chaos, wbija się na chama między statki, nawet już w pewnym momencie przestaje próbować sprzeciwiać się kolejnym dzikim pomysłom – aż mi go trochę żal.
Kira Nin: Ja dziś też krótko, chyba poprzedni odcinek zjadł mi całą elokwentność. Och, jaki dobry ciąg dalszy! Już przy pierwszym odcinku miałum wrażenie, że oglądam film TNG, na który wszyscy czekaliśmy, i drugi odcinek mnie w tym utwierdza. Bardzo, bardzo mi się podoba taki klimat. Już widać wyraźnie, jak starannie jest budowana fabuła tego sezonu, tu drobiazg, tam drobiazg, wszystko składa się w całość. I do tego te wszystkie nawiązania w tle! Podobają mi się zwłaszcza drobiazgi, jak skrzynka slug-o-coli. I chcę wiedzieć, czy piłka bejsbolowa ma coś wspólnego z kapitanem Sisko.
Poznajemy trochę lepiej Jacka. Bardzo interesująca postać, i faktycznie kogoś mocno przypomina. Jeśli oglądaliście odcinek TNG Tapestry, to podobieństwo jest jeszcze bardziej uderzające. Ciekawe, czym dokładnie naraził się Vadic. A jak już mowa o Vadic, to wow, widziałum ją przez kilka minut, a już dołącza do moich ulubionych trekowych antagonistów. Jest tak cudownie chaotycznie zła! Nie mogę się doczekać, aż zobaczymy jej więcej.
Kapitan Shaw zaczyna podejmować decyzje! I nie jest szczęśliwy. Ale myślę, że jest dla niego nadzieja. W końcu dowództwo floty nie rozdaje kapitańskich stanowisk byle komu.
Zgadzam się, że w tym odcinku Raffi wydaje się być w największym niebezpieczeństwie, na wielu płaszczyznach. Beznadziejna sytuacja? Potężny nieprzyjaciel? Widzieliśmy to już, Picard sobie poradzi. Ale to wszystko, co Raffi ma na talerzu, wydaje się być bardzo… obezwładniające. I to bardzo stresujące dla widza, ale bardzo dobrze przemyślane: skomplikowana przeszłość, zwłaszcza taka, jaką Raffi ma za sobą, nie powinna zostać tylko w przeszłości. Trochę chcę ją okryć kocykiem i dać kubek herbatki, a trochę chcę zobaczyć, jak sobie z tym poradzi.
Worf! Cieszę się z niego strasznie, bo kocham takie oczywiste niespodzianki. „Jesteś wojowniczką”, „nie szukaj winy”, nikt, nikt inny w całym treku tak nie mówi, to było tak bardzo jasne, kto to jest, a nie przyszło mi zupełnie do głowy, że to Worf jest tajemniczym kontaktem Raffi.
To prawda, że Riker domagający się informacji jest takim wspaniałym detalem! To wciąż ten sam Riker, który wrobił Picarda w noszenie ze sobą horgahna podczas wakacji na Risie.
A także: czy zauważyliście, że wahadłowiec, którego użyli Picard i Riker, nazywał się Saavik?
Oglądacie serial Star Trek Picard? Podzielcie się wrażeniami na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.