Nimona Noelle Stevenson to, jak mówi motto tego komiksu, historia dla wszystkich potwornych dziewczynek. Ale zdecydowanie nie tylko dla nich.
Po komiksy nie sięgamy tak często jak po powieści, jednak czasami trafiamy na coś niesamowitego, co pochłaniamy jednego dnia (komiksy czyta się szybciej). Tak było z Nimoną autorstwa Noelle Stevenson, podrzuconą przez koleżankę, u której spędziliśmy parę dni urlopu kilka lat temu. Od razu wiedzieliśmy, że musimy mieć ten komiks na własność – w oryginale. W oryginale, ponieważ o ile nawet słabsze tłumaczenie powieści czy reportażu może być znośne, o tyle utrata choćby odrobiny języka w tak kondensującym i starannie operującym nim medium jak komiks jest trudna do przełknięcia. Bardzo nie lubimy, gdy komiksy w tłumaczeniu tracą głos, który nadali im twórcy, więc i w Nimonie nie zamierzaliśmy tego głosu tracić.
Nimona to komiks o zmiennokształtnej nastoletniej dziewczynie, która wprasza się na zamek swojego ulubionego złoczyńcy, Ballistera Blackhearta, i ku jego niezadowoleniu oznajmia, że zostanie jego pomocnicą. Szybko okazuje się, że Nimona jest o wiele bardziej krwiożercza niż Ballister (jakkolwiek sporo w niej także delikatności), mający, jak każdy dobry złoczyńca, zasady, których nie zamierza łamać. A właściwie… Złoczyńcą został, ponieważ taka rola została mu wyznaczona przez Agencję zrzeszającą rycerstwo królestwa, w którym rozgrywa się akcja komiksu. I choć odgrywa tę rolę całkiem nieźle, to wcale nie jest złym człowiekiem. Dużo gorszym wydaje się jego nemezis – Ambrosius Lionheart – skrywający dość paskudne mechanizmy Agencji, której służy i w której dobro wierzy, pod pięknymi słowami i dużą dozą naiwności.
Agencja stanowi też pastisz współczesnych korporacji, nic więc dziwnego, że przedstawia się ją jako prawdziwego antagonistę w tej historii. Cały komiks miesza różnorodne motywy i tropy, pokazując nam postaci w stereotypowych dla pseudośredniowiecznej wyprawy rolach narzuconych przez system. System, z którym nie próbują walczyć, choć w tych rolach każda z nich traci coś dobrego i ludzkiego. Dopiero Nimona pozwala na zmianę tego stanu rzeczy: dzika, nieoswojona, pełna cierpienia, lęku i poczucia krzywdy maskowanych humorem, ale które raz po raz wybuchają w spektakularnym i budzącym lęk gniewie. Jedynie ona jest tu prawdziwie wolna, nawet jeśli niebezpieczna. Ona też jest prawdziwie skrzywdzona przez system, próbujący wcisnąć ją w rolę, której ta potworna dziewczyna nie chce się poddać.
Całość opowieści tworzy jednak nie tylko tekst, ale i – jak to w komiksie – warstwa wizualna. Ekspresyjna i niejednokrotnie przezabawna, buduje świat, w którym wiernie oddany stan rycerski żyje w erze współczesnej technologii, a czasami wręcz technologii przyszłości niczym z filmów o Jamesie Bondzie. To połączenie, z pozoru nieprzystające do siebie, jest jednak kwintesencją fantastyki, która poprzez historie o wyprawach rycerskich opowiada nam właśnie o współczesnym świecie. Nimona pokazuje stan rycerski jako świat korporacji dążących do własnych celów, bezdusznie traktujących swoich pracowników i „poddanych” podzielonych na tych, którzy są jego zdaniem nieodpowiedni (jak queerowi Ballister i Ambrosius, których należy nie tylko rozdzielać, ale wręcz nastawić przeciwko sobie) czy zbyt odmienni (jak Nimona, którą należy ukryć, wykorzystać do cna, a potem odrzucić niczym zepsutą zabawkę). To świat lęku i nienawiści ukrytych pod pięknymi słówkami i starannie wyreżyserowaną walką ze złem, które – gdy przyjrzeć mu się bliżej – tak naprawdę nikomu nie zagraża.
Na koniec jednak zostajemy z okruchem nadziei. Gdy opadają maski i prawdziwe zło zostaje spektakularnie pokonane, świat staje się przyjaźniejszym miejscem, nie potrzebującym już ani złoczyńców, ani bohaterów. Wystarczą kochający się ludzie. A potworne dziewczyny mogą chodzić własnymi ścieżkami.
Jak wspomnieliśmy na początku: nie tylko dziewczyny. Nimonę czytaliśmy po raz pierwszy parę miesięcy przed tym, jak zorientowaliśmy się, że jesteśmy osobą niebinarną, a jednak wciąż mocno z nią rezonujemy. Nie zdziwiło nas też zupełnie, kiedy okazało się, że autorzu komiksu, w którym można dopatrzyć się pewnych wątków autobiograficznych, niedawno samu wyszłu z szafy jako osoba niebinarna. To poczucie odmienności i braku akceptacji przez świat, przenikające cały komiks, jest podskórnym doświadczeniem wielu osób niebinarnych i łatwo dostrzec tego typu niebinarne kodowanie tytułowej Nimony. Tym bardziej jednak cieszy właśnie fakt, że komiks daje nam odrobinę nadziei na to, że lepszy świat, choć nieraz bywa trudniej dostępny, jest możliwy.