Kiedy pojawiła się informacja, że Susanna Clarke wyda nową powieść ucieszyliśmy się niezmiernie. W końcu udało nam się ją przeczytać.
Uwaga na lekkie spoilery.
Autorka powieści Johnatan Strange i pan Norrell od kilkunastu lat nie publikowała nowych tekstów. Z powodu choroby Clarke długo właściwie nie pisała, a obecnie robi to dość powoli. Udało się jej jednak wydać kolejną powieść. Piranesi podbił świat. Jako, że jej najsłynniejsza powieść jest naprawdę świetna, mieliśmy dość wysokie oczekiwania względem i tej historii. Czy udało jej się je spełnić? Sęk w tym, że nie jesteśmy pewni.
W przeciwieństwie do Johnatana Strange’a i pana Norrella, Piranesi to nieduża powieść, ot taka idealnej długości, ani za gruba, ani za cienka (jakkolwiek czasami te dłuższe powieści też się pochłania). Jest ona także zdecydowanie równie dobrze przemyślana pod względem konstrukcji co Johnatan Strange i pan Norrell. Piranesi, którego losy śledzimy pisze swój dziennik – dziennik osoby, dla której istnieje Dom i nic poza nim. W Domu są istoty żywe (ryby, ptaki, Ten Drugi), martwe (posągi, kości trzynastu osób) oraz siły natury (chmury, pływy, gwiazdy, księżyc i morze). Jest to też dziennik prostoty i zrozumiałego świata, „nauki” polegającej na katalogowaniu i dziwacznych rytuałach Tego Drugiego – na osobności, której nie da się osiągnąć w Innym Świecie. Choć narrator zapewnia nas, że istnieje jedynie nieskończenie wielki Dom, od początku podejrzewamy, że nie jest to prawda.
Piranesi z czasem dokonuje kolejnych odkryć, które zapisuje w swoim dzienniku. Musi się z nimi zmierzyć i zrozumieć – jakkolwiek „musi” jest tu być może określeniem na wyrost. Dość długo ciężko mówić o świadomym wyborze czy poczuciu przymusu. Narrator zbiera okruchy wiedzy i przygląda im się z ciekawością, a gdy dokonuje już bardziej świadomych wyborów przeważa w nim właśnie ciekawość, a nie konieczność.
Piranesi to powieść oparta na intrydze, w którą zagłębiamy się razem z jej głównym bohaterem. Intrydze, która ciekawi, ale w ostatecznym rozrachunku dostrzegamy w niej więcej podbudowy ciekawego świata i jego wykorzystania niż samej skomplikowanej intrygi. Przy czym, jak mówiliśmy, jest to bardzo sprawnie napisana powieść i czytaliśmy ją z przyjemnością. Na koniec jednak zostajemy z poczuciem niedosytu. Z poczuciem, że świata przedstawionego jest o wiele więcej niż opowiedzianej nam historii.
Być może taki odbiór to po prostu kwestia naszych osobistych upodobań literackich, ale choć polubiliśmy Piranesiego, a decyzje jakie podejmuje na koniec nie popadają w banał, dużo ciekawsze były dla nas te fragmenty, które skupiały się na poznawaniu intrygi z Innego Świata. W tej części narracji poczuliśmy ducha Johnatana Strange’a i pana Norrella.
Z drugiej strony nie potrafimy odrzucić tej narracji o intrydze odkrywanej z oddalenia emocjonalnego i uznać ją za nieinteresującą perspektywę. Podział na dwa światy – ten, który znamy i ten Prawdziwy, gdzie można być (prawie) samotnie, żyjąc w nim bez większych zmartwień jest ciekawą metaforą. Odsuwając kwestię choroby Susanny Clarke, która sprawiła, że przez długie lata widuje głównie swojego męża, odosobniona od reszty świata i zdecydowanie odbijającej się metaforycznie na kartach powieści, czujemy do tej narracji pewne przywiązanie na poziomie emocjonalnym. Nawet te z nas, którze lubią tłumy, potrzebują czasem momentów i miejsc tylko dla siebie. Współczesny świat męczy i boli – choć także cieszy i intryguje i co jeszcze – ale też ucieczka od niego, jeśli możliwa, dobrze, żeby była ucieczką z własnej woli. Nie każdenu jest to jednak dane.
Być może Piranesi to także w pewnym sensie odpowiedź Clarke na oczekiwania czytelnicz na kolejne jej powieści. Duch historii takich jak ukochana przez wiele osób powieść o dziewiętnastowiecznych angielskich magach wciąż gdzieś tam jest, ale fragmentaryczny i zapomniany, składany z niekompletnych części. Powrotu do tamtych narracji już jednak nie ma, podobnie jak nie ma powrotu do świata starożytnych – nawet poprzez Dom. Zostaje coś nowego, złożonego z zapisu wspomnień i ze wspomnień tego, co rzeczywiste w pamięci. To coś podąża własnymi ścieżkami.
Mamy więc swoje wątpliwości w odbiorze Piranesiego, pewnie niespełnienie oczekiwań, a jednocześnie cieszymy się, że przeczytaliśmy tę powieść i że możemy zastanawiać się o czym ona tak właściwie jest. Niezbyt wiele – nawet najciekawszych – lektur zostawia nas z podobnym zadaniem domowym. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że nasze zdanie na jej temat za jakiś czas będzie inne niż dziś.
Czytaliście Piranesiego? Odbieracie go podobnie czy zupełnie inaczej? Dajcie znać na naszym Facebooku.