Młoda arystokratka Arcana wraca po kilku latach spędzonych w dalekiej szkole z internatem dla dobrze urodzonych panien, by rozpocząć dworskie życie u boku starszego brata. Co może pójść nie tak?
Szybko się okazuje, że w zasadzie wszystko: począwszy od tego, że brat jest… nieobecny, a zamek wypełniony rozimprezowanymi gośćmi, miasto zostaje odcięte od świata przez cykliczny przypływ, w piwnicy kryje się straszliwa tajemnica, a ta przeklęta wieszczka ciągle. stawia. tarota.
Bardzo trudno pisać o tym, czym jest Arcana, nie wplątując się w gęstwinę spoilerów, więc nie będę szczególnie próbować ich unikać.
Powieść miesza kilka doskonale nam znanych motywów w taki sposób, że zadziwia na każdej stronie. Jeden wątek tego gobelinu to Young Adult: Arcana ma siedemnaście lat, jest hrabiną, wraca do domu, by wkroczyć w dorosłość, okazuje się jednak, że czeka ją sporo wyzwań, w efekcie których wychodzi na powierzchnię jej pyskata, aktywna, ogarnięta do granicy geniuszu jaźń. Mamy tu też kryminał rodem z powieści Agathy Christie, w którym nikt nie był świadkiem tragedii, ale wszyscy są podejrzani, a tak naprawdę to trup się sam prosił i każdy miał solidny motyw, jest więc w czym wybierać. Mamy wreszcie swoisty dzień świstaka, bo wszystko spowija magia; czy zamieszanie z czasem pomaga w śledztwie czy przeszkadza? Niełatwo to rozstrzygnąć, choć na pewno lepiej mieć kilka szans niż nie mieć…
– Co za szczęście – usłyszała niosący się po wodzie szept. – Nie muszę… Tak długo… – Podniósł głowę i spojrzał prosto na Arcanę. W czarnych oczach czaiła się trwoga, ale też niewysłowiona ulga. – Przepraszam. Jestem potworem.
– Bo chciał sieur śmierci mojego brata? – zapytała.
– Skąd…
– A kto nie chciał, u licha?! – burknęła nagle, zupełnie nie jak wyrafinowana arystokratka. – Numerki można było rozdawać, loteryjkę zrobić, grę w bingo prawie, i patrzeć, na kogo wypadnie. Myśli sieur, że dlaczego nie mogę namierzyć zabójcy? Każdy w tym przeklętym miejscu chciał mu poderżnąć gardło, tylko jakoś nikt nie miał odwagi!
Arcana zaskoczyła mnie i zachwyciła na kilku poziomach. Wspaniałe jest lekkie przerysowanie wszystkiego – powieść jest odrobinę groteskowa, bardzo dynamiczna, choć oparta na koncepcji, która mogłaby szybko znużyć. Nie dzieje się tak jednak, wręcz przeciwnie; w miarę jak powiększa się zasób wiedzy Arcany, poszerzają się też jej perspektywy, a decyzje stają się coraz dziwniejsze, ale zarazem pozostają spójne i logiczne. Bohaterka błyskawicznie się uczy – może aż za szybko, zdaje się mieć jakąś supermoc; żongluje informacjami i własnymi hipotezami bez większego wysiłku, choć, oczywiście, zdarza jej się popełniać błędy, nieraz tragiczne w skutkach.
Bardzo rzadko pałam jakąś szczególną sympatią do fikcyjnych postaci, ale muszę przyznać, że Arcanę polubiłam niemal od razu, gdy tylko z trochę marudnej, ale entuzjastycznej nastolatki zaczęła się zmieniać w przenikliwą i niepowstrzymaną panią na włościach. Pierwsze zaskoczenie to jej niecodzienna, chłodna reakcja na zwłoki; później dostarcza wielu kolejnych, pokazując się jako młoda kobieta równocześnie bardzo stanowcza i wyczulona na nastroje i losy osób wokół siebie, które dopiero poznaje; zdeterminowana, zarozumiała, bezczelna. Każda kolejna pętla, zamiast zaciskać się na jej szyi, odkrywa nową warstwę jej osobowości, wystawiając ją na nowe wyzwania, którym daje radę i dzięki którym odkrywa, do czego jest zdolna, samą siebie zaskakując. Można więc ją sobie pokrytykować za to, jaka jest sprawna, choć nie bardzo miała kiedy się tego nauczyć – ale ja to kupuję. W tym groteskowym świecie Arcana ze swoją supermocą logicznego myślenia błyszczy jasno.
– Dopóki nie było viskondessy, otaczała mnie ciemność. Teraz czuję, jakby prowadziło mnie światło latarni morskiej, jakby wyciągało mnie z mroku i sztormu na bezpieczny ląd. Viskondessa jest dla mnie tą latarnią, aniołem, który niesie światło.
– Baronetti nie wie, na co się porywa. Nie zna mnie – zaprotestowała słabym głosem, przykucając przy mężczyźnie. – Przypominam, że pierwszy z diabłów jest określany jako ten, który niesie światło.
– Pierwszy z diabłów jest też potężnym aniołem, choć możliwe, że zsunął się odrobinę za nisko.
Pojawiają się też wokół Arcany inne fantastyczne postacie. Moim faworytem jest oczywiście mag Beth, równocześnie bardzo disaster i bardzo kompetentny, oraz wielki podrywacz baronetti He, na którym skupiają się wszystkie plotki, i wszystkie one zarówno mają sto procent racji, jak i nawet nie próbują dotrzeć do sedna. Świat Arcany to też służba – stanowcza opiekunka i służąca Coppe, kamerdyner Bastoni o niepokojąco zimnej krwi czy podkuchenna Cade, w której Arcana trochę się przegląda, a równocześnie na której ćwiczy swoje zdolności knucia, planowania i matkowania wszystkim wokół.
Najlepsze w postaciach jest to, że każda z nich zdaje się być z innej bajki, a jednak tworzą spójny zestaw – Arcana wyrwana ze współczesnej powieści dla młodzieży (nieoceniająco!), Beth z humorystycznego fantasy, baronetti He z romansu, Bastoni z fabuły sensacyjnej, kapitan Forza Teth z thrillera. Sprawia to, że każda interakcja jest zaskakująca, a postacie – też przez to, że trochę grają (w końcu jesteśmy na dworze) – ciągle przełamują oczekiwania. Nie sposób ich na chwilę spuścić z oka, bo są gotowe solidnie nabroić albo wleźć tam, gdzie nie powinny.
Przyznam, że nie zawsze jestem kompatybilna z pisarstwem Anny Szumacher, ale przez Arcanę ma we mnie wierną fankę. Dużo radości sprawiał mi lekki, błyskotliwy styl powieści, bardzo charakterystyczny i momentami może zbyt intensywny – czytałam powieść po kawałeczku, nie wiem, czy gdybym nie postanowiła jej pochłonąć na jedno posiedzenie, to by mnie nie znużył. Nie stało się tak jednak i doceniałam wszystkie te subtelne żarciki i cięte riposty, i bardzo, bardzo dużo czarnego humoru.
– To niebezpieczne! I niedorzeczne, właśnie po to viskondessa ma mnie! – wyrzucił z siebie w końcu.
– Bastoni! – Wstała gwałtownie. – Ja ci nie mówię, jak masz mordować ludzi, i tego samego oczekuję w zamian!
Zatkało go. Autentycznie odebrało mu mowę.
– Ale przecież… – zaprotestował już o wiele bardziej potulnie. – To nie wypada…
Próbowała zachować poważny wyraz twarzy. Naprawdę próbowała. Wreszcie zasłoniła usta dłonią i niewyraźnie odpowiedziała:
– Czyli nie przeszkadza ci fakt, że to nielegalne i niemoralne, tylko problemem jest, że to niestosowne?
Zastanowił się.
– Chyba nie powinienem odpowiadać na to pytanie. Mogłoby się okazać, że wywieram zły wpływ na viskondessę.
– Och, nie. – Machnęła lekceważąco ręką. – Jeśli chodzi o zły wpływ, baronetti He o wiele lepiej się w tym odnajduje.
Lektura pozostawiła mnie z pewnym niedosytem – specyficzna struktura książki pociąga za sobą chyba niemożliwy do uniknięcia problem urwanych wątków. W toku fabuły pojawiają się motywy przedstawione jako niezwykle istotne (alchemik, siostra He, nieślubne dzieci Ajina), które potem znikają, co może być nieco frustrujące, ale chyba trzeba to przyjąć, bo gdyby autorka postanowiła wszystko posplatać, książka by się musiała mocno rozrosnąć – no i też Arcana ze swojej perspektywy miała jednak ograniczone możliwości otwartego korzystania ze wszystkich zgromadzonych informacji. Niech więc sobie będzie takie niedopowiedziane.
Gorąco polecam tę powieść wszystkim, którzy lubią tajemnice, śledztwa, symbolikę tarota, pyskate bohaterki, błyskotliwy styl, humor nieprzesłaniający fabuły, nieprzewidywalność i eksplorowanie fabularnych możliwości. Inspirujące! Widać, że autorka doskonale się bawiła, pisząc, i jest to zdecydowanie zaraźliwe.
Anna Szumacher, Arcana, Mięta 2024. Dziękuję wydawcy za udostępnienie egzemplarza książki.
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.