W Gender queer Maia Kobabe opowiada historię odkrywania swojej niebinarności i aseksualności.
Po komiks Gender queer Maiu Kobabe chcieliśmy sięgnąć, od kiedy dowiedzieliśmy się, że ukazało się jego polskie tłumaczenie. Polskie wydanie zostało poprzedzone krótkim wstępem Karoliny Fedyk traktującym o niebinarności i języku inkluzywnym. Ustawia on komiks w kontekście, w jakim powinno się go u nas odczytywać, czyli ze świadomością, że to nie są jakieś zagraniczne problemy, a kwestie jak najbardziej dotyczące także osób w naszym kraju. Bo my, o czym mówi Fedyk, odpowiedzialna zresztą także za konsultację niedyskryminujących terminów w komiksie, istnieliśmy w przeszłości i istniejemy współcześnie. Używamy neozaimków, budujemy społeczności i współtworzymy kulturę. Tak samo jak autoru Gender queer.
Komiks, napisany i zilustrowany przez Maiu Kobabe, a pokolorowany przez jenu siostrę Phoebe, składa się z opowieści o życiu od wczesnego dzieciństwa autoru aż po moment, w którym zostału nauczycielum sztuki, mając ledwie dwadzieścia parę lat. Wyjście z szafy jako osoba niebinarna nieraz następuje później, ale samo doświadczenie niebinarności zaczyna się już od małenu. Żyjemy w końcu w świecie, w którym nawet dziś słyszymy ciągle takie pojęcia jak „obie płci” czy „kobiety i mężczyźni” w odniesieniu do wszystkich ludzi na świecie – mimo że są to pojęcia błędne. I tak w pozornie sielankowej otoczce, w rodzinie o dość liberalnym światopoglądzie, gdzie przekraczanie norm płciowych nie jest niczym dziwnym, Maia zmaga się z tym, kim jest. A im mocniej zanurza się w świat poza bąbelkiem rodzinnego ciepła – idąc do szkoły, będąc na publicznej plaży, słuchając enbyfobicznej przyjaciółki – tym mocniej społeczność wymusza na nienu to zastanowienie. Społeczeństwo jednak, każąc jenu myśleć o sobie jako dziewczynie i zachowywać się jak dziewczynie przystało, natrafia na opór – bo Maia dziewczyną nie jest.
Kobabe prowadzi nas przez stopniowe odkrywanie tego, kim jest, przez normy płciowe, z którymi zderza się nawet w swojej dość niekonformistycznej pod tym względem rodzinie. Najwięcej zrozumienia odnajduje w siostrze (też queerowej), która zawsze jest dla jenu wsparciem, niezależnie od tego, jak Maia się w danym momencie identyfikuje. Gorzej jest w szkole, choć to tu Maia trafia do Sojuszu LGBTQ+ i Hetero, dzięki któremu zaczyna lepiej rozumieć swoją orientację i płeć, choć do pełnego wyjścia z szafy jeszcze trochę czasu musi minąć. W domu rodzice niby są otwarci, a jednak, kiedy Maia próbuje zakomunikować mamie, że jest osobą niebinarną, ta odwołuje się w dyskusji do argumentów o odrzucaniu stereotypów kobiecości jako czymś naturalnym. Z czasem pojawia się więcej zrozumienia, ale Maia wciąż musi prosić o używanie wobec nienu poprawnych zaimków. Wciąż też waha się, na ile powinnu ujawniać się przed kolejnymi osobami czy grupami. Kiedy jenu bycie poza szafą da nadzieję innym, a kiedy przyniesie jenu kłopoty?
Maia jest niebinarnu i aseksualnu, a choć komiks nosi tytuł Gender queer, także aseksualności poświęca on trochę miejsca. Maia próbuje wychodzić ze strefy komfortu, przekładać wyobrażenia o związkach na realne życie, ale niespecjalnie jenu to wychodzi. Kolejne związki albo się nie udają, albo kończą się, gdy do Maiu dociera, że to nie jest to, czego chce.
Aseksualność w przypadku autoru to także problemy z wizytami u ginekologa, które są szczególnym przyczynkiem do ogromnego stresu, pomimo świadomości, jak ważne są one dla jenu zdrowia. To też łączące aseksualność i niebinarność kwestie cielesności i seksualizacji ciał postrzeganych jako kobiece. To krew miesięczna i związana z nią paraliżująca fobia. Sporo aseksualnych osób – szczególnie tych, które są niechętne seksowi – odnajdzie siebie w jakimś stopniu w tych kadrach i tak samo pewnie te osoby niebinarne, które wolałyby pozbyć się macic.
Gender queer zestawia dobre, uprzywilejowane życie z wewnętrznym zmaganiem pomiędzy tym, kim jest autoru, a jako kogo postrzega jenu świat. Onu samu, nawet przed zmianą zaimków, nie chce być postrzeganu jako dziewczynka, a później kobieta, a jednak wciąż i wciąż, nieważne ile razy by tłumaczyłu (jeśli ma siłę czy odwagę tłumaczyć), spotyka osoby – bliskie i obce – które nie rozumieją jenu niebinarności. Które mówią jenu wprost, że nie będą używać jenu zaimków. Ale gdy jednak to robią, pojawia się u Maiu euforia.
W tym kontekście nie do końca przemawia do mnie decyzja odnośnie pierwszej części komiksu – traktującej o czasach zanim autoru zaczęłu używać dukaizmów, jednak pisanej już z punktu widzenia autoru dukaizmów używającenu. O ile używanie form żeńskich w samych kadrach jest jak najbardziej zrozumiałe, o tyle z ich metanarracją w formie żeńskiej mamy już problem. Nie nazwiemy jej błędem, ponieważ została skonsultowana z autoru, a nigdy nie jest błędem używanie wobec siebie same_ takich zaimków, jakich się chce. Mamy jednak poczucie, że w szerszym kontekście takie podejście może zamącić czytelniczom, sugerując postrzeganie niebinarności jako zmiany/odrzucenia poprzedniej płci, a nie akceptacji i rozumienia tego, kim było się zawsze. Mimo że cały komiks jest o czymś całkowicie odwrotnym.
Język, jakim mówimy o osobach niebinarnych i do nich – przekazuje Kobabe – jest ważny. Potrafi dać wytchnienie i potrafi ranić. Jest to nieraz cienka granica. Nie każda odpowiedź będzie tu więc łatwa i jednoznaczna. I nie z każdą każda osoba odbiorcza musi się zgodzić.
Pomijając jednak nasze marudzenie, komiks czyta się płynnie, bez potknięć i niedoróbek, a wiemy dobrze, że tłumaczenie komiksów jest wymagające. Trzeba wpasować się w dymki, często z dłuższymi niż w oryginale słowami, i do tego utrzymać rytm zdania i ładunek emocjonalny, który dopełni ilustracje, a nie będzie od nich odrywał. Dlatego zwykle wolimy czytać anglojęzyczne komiksy w oryginale. W wypadku Gender queer jednak zdecydowanie możemy tłumaczenie polecić. Do tego mamy ładne, czytelne ilustracje, które dobrze oddają treść, za którą podążamy, i stany emocjonalne autoru w danych momentach jenu życia. To historia, która będzie bliska wielu niebinarnym osobom i dobrze wyjaśni, czym jest ta cała niebinarność, osobom otwartym na jej zrozumienie. To zdecydowanie może być taki swoisty przewodnik Niebinarność 101, który można podarować bliskim niebinarnym i binarnym.
A co dalej z Maiu? W Gender queer zostawiamy jenu, gdy zastanawia się, czy wyjść z szafy przed młodzieżą, którą uczy o komiksie, czy jednak lepiej będzie, jeśli tego nie zrobi. To trudna decyzja – jedna z wielu takich do podjęcia, bo po tym pierwszym razie wychodzi się z szafy nieustannie. Ale to już temat na inną opowieść. Taką, którą niekoniecznie musimy otrzymać w formie komiksu czy jakiejkolwiek innej.
Maia Kobabe, Gender queer. Autobiografia, Centrala 2021, tłum. Hubert Brychczyński