Spełniona obietnica to wciągająca powieść, w której osoba czytająca nie gubi się mimo wielu przenikających się linii czasowych.
Na pierwszy rzut oka Spełniona obietnica Tetsujiego Takaoki w przekładzie Joanny Kaniewskiej zdaje się tylko kolejną pozycją przeznaczoną dla osób zainteresowanych azjatycką literaturą fantastyczną. Powieść zapewniła autorowi Japanese Fantasy Novel Award w 2019 roku, musiało być w niej zapewne więc coś przyciągającego uwagę i wartego dostrzeżenia. Jak się okazało, historia nakreślona przez Takaokiego dostarcza wielu interesujących przemyśleń oraz czytelniczej satysfakcji.
Fabuła prowadzona jest wielotorowo i skupia się na paru odrębnych historiach, które łączą się później w jedną, co może początkowo przyprawiać o skonfundowanie natłokiem imion, nazw i informacji, z czasem jednak jest tylko lepiej. Wszystko zaczyna się od odnalezienia podczas wykopalisk wisiora w kształcie strzały. Na znalezisku widoczne są inskrypcje nawiązujące do krain Dienan i Kuang, o których informacji próżno szukać w jakichkolwiek źródłach historycznych. Z tego też względu archeolog Qihe – a później również jego syn, przyjaciel syna Tanabe Hiroyuki i jego syn, Naofumi – zgłębiają dwie starożytne opowieści, traktujące o losach wyżej wymienionych krain. Przeważająca część powieści skupia się więc na treści Opowieści o Cynobrowych Królestwach Południa oraz Dziesięciu kronikach pokoleń boskich władców, które to historie przeplatają się, a niektórzy bohaterowie i bohaterki pojawiają się zarówno tu, jak i tam. Nie trzeba wiele wysiłku, by domyśleć się, że z czasem Takaoka powiąże obie te historie, co ma miejsce w drugiej, zdecydowanie krótszej części książki.
Trzeba oddać autorowi, że pomimo wprowadzenia paru linii czasowych zostawia osobom czytającym wyraźne wskazówki, o czym jest obecnie mowa, dzięki czemu w powieści naprawdę trudno jest się pogubić. Tropy te najczęściej występują w postaci krótkich informacji na samym początku poszczególnych (pod)rozdziałów. Przeskakiwanie z kroniki na kronikę stanowi niejako odzwierciedlenie pracy kolejnych osób, które starają się wyłuskać z tekstów odpowiedzi na pytania związane z odnalezionym artefaktem. Sposób prowadzenia narracji jest zatem tożsamy z wydarzeniami rozgrywającymi się w powieści, co w tym przypadku działa wyjątkowo sprawnie, pogłębiając immersyjność przedstawionej tu historii.
Jak wskazuje w posłowiu tłumaczka, autor skupia się na przedstawieniu osobom czytającym fantastycznego świata jasno nawiązującego w obrębie swojej konstrukcji do rzeczywistych krain. Tak więc państwo Wuzhou, gdzie toczy się akcja powieści, porównać można do Chin a wyspę Zhubai do Tajwanu. Podobny zabieg w swojej twórczości stosuje również Rebecca F. Kuang, amerykańska pisarka chińskiego pochodzenia (o jednej z powieści autorki pisału u nas Maple Fay). Wymienić tu można chociażby trylogię Wojen makowych, którą sama autorka w wywiadzie przeprowadzonym przez Alyssę Duspivą dla RT Book Reviews określiła jako „powieści fantasy stanowiące reinterpretację losów Chin w dwudziestym wieku” („fantasy reinterpretation of China’s twentieth century”). Zarówno zatem w utworach Kuang, jak i Takaoki, znaleźć można jasne odniesienia do rzeczywistych wydarzeń i państw, oboje skupiają się również – mniej lub bardziej bezpośrednio – na tym, w jak różny sposób może zostać przedstawiona historia poszczególnych nacji. Zaznaczmy, że Amerykankę o wiele bardziej interesuje społeczno-polityczny wymiar dyskursu historycznego – kto go tworzy, czyim interesom służy, kto zyskuje na takim jego kształcie, a kto traci – i w pełny oraz przekonujący sposób artykułuje to w powieści Babel, czyli o konieczności przemocy.
Takaoka zdaje się bardziej skupiać na tym, w jaki sposób opowieści o dawnych czasach rezonują z indywidualnymi bohaterami – szkoda więc, że tak niewiele miejsca poświęcił kolejnym osobom próbującym doszukać się w starożytnych tekstach prawdy o strzale znalezionej podczas wykopalisk. W ten sposób historia stanowiąca klamrę dla losów Zhenqiego, Majiu oraz Yaohuy pozostawia pewien niedosyt, a jej bohaterowie poprzez swoją niedookreśloność zdają się mało autentyczni. O wiele bardziej interesujące są więc dla mnie opowieści osadzone w przeszłości.
Muszę przyznać, że mam pewien problem z okładką książki. Została na niej ukazana jedna z najważniejszych postaci, czyli Yaohua – władczyni królestwa Dienan. Bohaterka nosi wieniec z kwiatów, który jest bardzo istotnym oraz symbolicznym dla całej historii elementem. Ilustracja utrzymana jest w jasnych, fioletowo-białych barwach i generalnie sprawia wrażenie dosyć optymistycznej, zachęcającej do kupna książki szczególnie młodsze osoby zainteresowane literaturą azjatycką. W książce tymczasem całkiem sporo jest brutalnych scen batalistycznych, opisów makabrycznych stworów czy tortur, co stoi w wyraźnej sprzeczności z tym, w jaki sposób prezentuje się oprawa. Można to uznać za błahą sprawę, ale myślę jednak – być może nieco naiwnie i idealistycznie – że okładka książki nie powinna wyłącznie komunikować osobie czytającej gatunku, do którego należy utwór, czy być zwyczajnie estetycznie atrakcyjną obietnicą (pun intended) tego, co znajdziemy w środku. Tu wyraźnie zabrakło elementów, które niosłyby za sobą również znaczenie współgrające z wydarzeniami z książki oraz ich charakterem – sam wianek na głowie Yaohuy to jednak za mało.
Pochwały należą się za to autorce przekładu za liczne przypisy przybliżające obce terminy osobom czytającym niezapoznanym z kulturą Chin czy Japonii. Niezwykle interesujące jest również posłowie, w którym tłumaczka opisuje inspiracje Takaoki oraz strategię przyjętą podczas przekładu powieści, polegającą na zachowaniu „chińskiego stylu” imion i nazw własnych. Na końcu posłowia umieszczono również przygotowaną przez Kaniewską tabelkę z wymienionymi wyżej nazwami w japońskim i chińskim odczytaniu wraz ze znaczeniami poszczególnych ideogramów, co stanowić może gratkę dla zainteresowanych osób.
Napisanie tej recenzji było dla mnie pod paroma względami trudniejsze od innych, wymagało bowiem wyrwania się z zachodniocentrycznej strefy komfortu i skupienia sił na powieści fantastycznej z zupełnie innego kręgu kulturowego. Z tego względu też nie koncentrowałem się szczególnie na mitologicznych czy religijnych nawiązaniach i symbolach, których w książce jest wiele – moja wiedza w tym zakresie jest zwyczajnie zbyt ograniczona. Czy Spełniona obietnica to książka, po którą warto sięgnąć? Pomimo pewnych wad, które starałem się tu wyłożyć, powieść Takaoki jest według mnie warta poznania – przede wszystkim ze względu na zręcznie nakreśloną historię, sprzyjający zanurzeniu w historii sposób prowadzenia narracji oraz plastyczność obrazów, jakie tworzy autor.
Tetsuji Takaoka, Spełniona obietnica, tłum. Joanna Kaniewska, Yumeka 2024. Serdecznie dziękujemy wydawcy za udostępnienie egzemplarza do recenzji!

Student filologii polskiej, początkujący badacz nauk humanistycznych. Są w nim dwa wilki – jeden uwielbia mroczne opowiadania weird fiction (szczególnie Wojciecha Guni i Thomasa Ligottiego), drugi zatapia się w solarpunkowych opowieściach o pozytywnych wizjach człowieka w przyszłości. Lubi pływać, chodzić po Karkonoszach i dyskutować o książkach.