Niewiele możemy zrobić z ogromnym stresem, w którym wszyscy żyjemy, ale czasami coś sprawia, że przez chwilę jest lepiej. Takim fantastycznym plasterkiem, który powinien zagościć na waszych ekranach, jest serial Heartstopper.
Heartstopper to ośmioodcinkowa ekranizacja komiksu Alice Osman (który został wydany w Polsce przez wydawnictwo Jaguar w przekładzie Natalii Mętrak-Rudej, choć informacji tej nie znalazłam w samej książce…). Opowiada historię Charliego, który ma czternaście lat, chodzi do szkoły dla chłopców i ma paczkę przyjaciół podobnych do siebie – nieco wycofanych i w szkolnej społeczności niezbyt popularnych. Jest zdolny, dobrze się uczy, biega najszybciej ze szkoły, gra na perkusji, ale wszelkie jego osiągnięcia przysłania fakt, że jest wyoutowanym gejem. To też sprawiło, że ma na koncie długą historię walki ze szkolnymi dręczycielami.
Pewnego dnia nauczyciel przydziela mu miejsce w ławce obok Nicka – szkolnej gwiazdy, chłopaka, którego wszyscy znają, wszyscy lubią i wszyscy podziwiają. Charlie wzdycha z rezygnacją, ale robi dobrą minę i to… zmienia wszystko.
To, co następuje później, to zdecydowanie za mało zdecydowanie za krótkich odcinków, które pokazują nam rozwijającą się relację między dwoma chłopakami, z których jeden wie, kim jest, ale ma problem z określeniem siebie w relacji z innymi, a drugi myśli, że wie, kim jest, ale odkrywa, że wszystko było złudzeniem, nawet on sam, a wszystko się dopiero zaczyna.
Heartstopper zachwycił mnie tym, czym jest, ale też tym, czym nie jest. Nie jest mianowicie kolejną historią o queerowym cierpieniu. Coming out nie jest w nim ogromnym wyzwaniem, któremu mogą podołać tylko najsilniejsi – jest trudny, ale możliwy i piękny, bo oznacza, że się siebie poznało i zaakceptowało. Kilka razy bohaterowie na głos zadają sobie pytanie „Dlaczego my jesteśmy tacy?”, ale to nigdy nie jest sposób wyrażenia niezadowolenia ze swojej tożsamości i orientacji, tylko podszyty rozbawieniem i dezaprobatą namysł nad własnym postępowaniem, obawami, nieśmiałością w wyrażaniu swoich uczuć i potrzeb. Jakie to jest piękne! Realistycznie też pokazany jest coming out jako proces – coś, co robi się wielokrotnie, wielowarstwowo, co jest ciągłą dyskusją ze sobą i światem. Pojawia się homofobia, mamy wspomnianą, na szczęście już przeszłą transfobię, jednak wydaje mi się ogromnie ważne to, że poprzeczka nie leży na ziemi, to znaczy startujemy z poziomu trochę bardziej zaawansowanego niż „dwóch chłopaków trzyma się za ręce i to sensacja na całą szkołę”. To nie jest odgrywana po raz milionowy ta sama walka o podstawowe uznanie istnienia tęczowych osób. Na pierwszy plan wysuwa się z jednej strony dezorientacja, bo coś się zmienia w głowie i trzeba za tym nadążyć, a z drugiej – całkowicie zwyczajne zastanawianie się nad tym, czego oczekuje się od relacji i jak siebie w relacji nie zgubić. Mamy też bardzo realistyczne, a ciągle jeszcze rzadkie przedstawienie queerowego wątku nie w osamotnieniu, lecz w kontekście innych relacji – queerowe osoby jednak zazwyczaj się przyciągają i grupują wokół wspólnych doświadczeń, tak też jest tutaj. Jest to więc bardzo solidna, napisana i pokazana z wielkim zrozumieniem tęczowa reprezentacja.
To, że mamy tu do czynienia z nastolatkami, którzy jeszcze w ogóle nic nie wiedzą, dodaje temu jakiejś niewinności i autentyczności – ani przez moment nie miałam poczucia, że ja w te ich wahania i rozterki nie wierzę. Może też dlatego, że nie jest to przedstawienie młodzieży oparte na wyskokach, kontrowersjach, szokowaniu. Wręcz przeciwnie; ta młodzież jest bardzo grzeczna, o wiele grzeczniejsza niż nawet w (umiarkowanie grzecznym) Sex Education. Ich problemy są problemami nastolatków, są związane ze szkołą, przyjaciółmi, odkrywaniem siebie i zmianami, jakie w tym wieku we wszystkich zachodzą. I całe szczęście, bo mam wrażenie, że tego w popkulturze jest ostatnio za mało. Na tym tle historia Charliego i Nicka jest po prostu romantyczna w słodki sposób, który może byłby niestrawny, gdyby całość nie była tak harmonijna i stworzona z niesamowitą czułością.
Heartstopper to serial, który jest jak ciepły kocyk i przytulenie przez bliską osobę, jak wygrzewający się na słońcu kot, jak kubek gorącego kakao, jak puchaty szczeniaczek, jak tęcza po burzy, jak przebłysk świata, który jest… odrobinę lepszy od naszego, ale na tyle, że jest prawdziwy i budzi raczej nadzieję niż zazdrość. Opowiada historię prostą, słodką, przepiękną – o dorastaniu, poszukiwaniu, komunikacji, wsparciu, rodzinie urodzenia i rodzinie, którą się znajduje później. O odkrywaniu siebie, bo to właśnie należy robić, gdy ma się piętnaście lat – bez lęku, bez ciemnej chmury szyderstwa i dezaprobaty, bez ciągłego ukrywania się i robienia uników.
Zazdroszczę dzieciakom, które wychowują się z Netfliksem i dostają takie seriale jak Heartstopper, Sex Education czy She-Ra… Mam nadzieję, że te seriale rzeczywiście dają im nadzieję na przyszłość, dowartościowują i dodają odwagi. Nie jestem docelową widzką tych produkcji, ale je uwielbiam, bo niemal fizycznie czuję, jak coś we mnie ogrzewają. Nie spodziewałam się jednak po Heartstopperze, że tak mnie głęboko poruszy. To serial spokojny, bez intensywnych dram, bez budowania napięcia na braku komunikacji, za to ze wsparciem, łzami, wspierającą rodziną i przyjaźnią, która zdaje egzamin, choć wszystko się zmienia i wszyscy się zmieniają. Nie brak w nim trudnych tematów, nie prezentuje rzeczywistości wygładzonej – ale pokazuje świat, który nie przygnębia.
Jestem zachwycona. Obejrzyjcie koniecznie ten serial. A ja pędzę czytać komiks!
PS. Na wzmiankę zasługuje też strona techniczna – jestem zakochana w tych subtelnych animowanych wstawkach, które dopowiadają trochę, co się dzieje w głowach bohaterów. Przepiękne!
Heartstopper, scen. Alice Oseman, reż. Euros Lyn, Netflix 2022.
(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.