Pełna emocji podróż Joela i Ellie dobiegła końca. Jak nam się spodobał finał The Last of Us i jak oceniamy cały serial? Zapraszamy do lektury wyliczanki.
O naszych wrażeniach z pozostałych odcinków przeczytacie tutaj: KLIK.
DOBRE RZECZY
1. Gra aktorska w ósmym odcinku
Pedro Pascal po raz kolejny udowadnia, że doskonale pasuje do roli Joela. Scena z przesłuchaniem i torturami pokazała, jak zimny i bezwzględny potrafi być, tylko po to, by za chwilę pokazać jego przywiązanie do Elli i ojcowskie uczucia do niej. Widząc go przytulającego i pocieszającego dziewczynę, można zapomnieć, że dopiero co torturował mężczyznę i zamordował z zimną krwią dwóch innych. Bella Ramsey w tym odcinku zagrała mistrzowsko. Zarówno przerażenie, kiedy odkryła, jakim typem człowieka jest David, jak i furię, gdy z nim walczyła, i szok, kiedy opuściła płonący budynek. W scenach w klatce i w walce wyglądała na hardą dziewczynę, która bez skrupułów łamie palce i zatapia nóż w szyi przeciwnika. W objęciach Joela stała się na powrót nastolatką, która właśnie przeżyła traumę i musiała walczyć o życie wszelkimi dostępnymi sposobami. (Rademede)
Bella Ramsey jest w tym odcinku niesamowita. Bardzo podobało mi się to, jak zagrała swoją postać, również te brutalne sceny. Zdecydowanie to ona tam lśniła! (Clever Boy)
Podpisuję się pod waszymi opiniami. Od początku byłam zachwycona tym castingiem, jednak to, co Ramsey robi w finale ósmego odcinka, jest po prostu niesamowite. My jej nie oglądamy, my tam z nią jesteśmy, razem z nią przeżywamy furię, szok i przerażenie. To było coś fenomenalnego i tak prawdziwego zarazem! I do tego Joel przytulający i uspakajający swoją „małą dziewczynkę”. Bardzo dużo było tam emocji! (Paternoster Gang)
2. David
Wcale nie tak oczywiście zły na początku odcinka. Ba, nawet kiedy okazało się, czym (a właściwie kim) karmi ludzi w sekcie, czy też kolonii (co kto woli), nie odebrałam go jako złego do cna człowieka, a jako zdesperowanego przywódcę, który chwyta się moralnie wątpliwych rozwiązań, żeby wyżywić ludzi. Coś w stylu katastrofy lotniczej w Andach, kiedy rozbitkowie musieli jeść ciała zmarłych ofiar, aby przeżyć. David był niezwykle charyzmatyczny i elokwentny, potrafił przekonać do swoich racji. Prawdziwą twarz pokazał dopiero, gdy Ellie złamała mu palec i uświadomił sobie, że dziewczyna na nic mu się nie przyda, więc stała się ofiarą, której trzeba się pozbyć. Kiedy podczas walki rzucił, że lubi, kiedy jego ofiary walczą, zaczęłam się zastanawiać, ile z osób przerobionych na mięso zmarło w wyniku wypadku, a ile tak naprawdę padło ofiarą jego sadystycznych zapędów i było w pełni świadomych, co je czeka. (Rademede)
David był ciekawym antagonistą. Nie ukrywam, że za dużo nie pamiętałem z tego fragmentu gry, więc byłem ciekawy, co tutaj dokładnie się wydarzy. Podobało mi się to skupienie się na jego społeczności i pokazaniu, jaką ma władzę i jaki może być okrutny. Jego walka z Ellie była świetna i praktycznie idealnie odwzorowana z gry. (Clever Boy)
Przyznam, że mam trochę mieszane uczucia co do tego wątku. Wiem, że był w grze, tak że było ogromne prawdopodobieństwo, że pojawi się też w serialu, rozumiem też, dlaczego się pojawił – wszak od początku obserwujemy świat po pandemii i to, jak graniczne sytuacje wydobywają z ludzi to, co w nich najlepsze i najgorsze – ale też zaczęłam odczuwać trochę przesyt skakaniem po kolejnych odsłonach okropności, do których zdolny jest nasz gatunek. Odcinek trzymał w napięciu i był fenomenalnie zagrany i zrealizowany, niemniej jednak wolałabym dostać nieco więcej czasu dla finałowej historii, która, mimo tragizmu, wypadała przy wszystkim, co się stało wcześniej, dość blado. (Paternoster Gang)
3. Narodziny Ellie
Nie wiele wiemy o rodzinie Ellie oraz jej początkach. Serial mógł nam to pokazać i bardzo się cieszę, że tak się stało. Bardzo mi się to podobało. W matkę Ellie wcieliła się aktorka, która gra Ellie w grze, więc to taki dodatkowy smaczek. Wygląda też na to, że widzowie odkryli, jak znaleźć antidotum i odporność na tę zarazę. Szkoda, że Marlene się nie połapała. (Clever Boy)
4. Żyrafy
Gdy tylko ogłoszono, że powstaje adaptacja – to była jedna z rzeczy, które musiały się wydarzyć. Scena z żyrafami w grze była świetnym zaskoczeniem i oderwaniem od ciężkiego klimatu oraz tego, co dopiero miało zajść. Podjarałem się, gdy już wiedziałem, że dostaniemy je w serialu! A do tego potem okazało się, że żyrafa była prawdziwa! (Clever Boy)
5. Relacja Ellie i Joela – niezmiennie!
Podobało mi się lekkie odwrócenie ról w finałowym odcinku. To Joel jest tutaj gadułą, a Ellie rozmyśla nad swoją przyszłością i milczy. Bohaterowie mają chwilę, żeby wyznać sobie uczucia, co jest naprawdę przepiękne. Joel otworzył się na Ellie, co zmieniło jego życie i je uratowało. Aktorzy grają wszystko tak przekonująco, że nie można im nie uwierzyć. (Clever Boy)
6. Brak większych zmian w finale
Ostatni odcinek jest trochę epilogiem tej historii i taka była wiosna w grze (gra dzieliła się na pory roku). Brakowało mi tunelu z zarażonymi, a poza tym bardzo mi się podobało, że nie przekombinowali i dostaliśmy w miarę wierną adaptację. Decyzja podjęta przez Joela była ciężka, ale zrozumiała. To wybór tego, co jest mniejszym złem. Ja chyba nie poświęciłbym bliskiej mi osoby, a że Ellie stała się dla Joela drugą córką, miał szansę uratować chociaż jedną. Pamiętam, że za pierwszym razem, gdy grałem w The Last of Us, czułem mały niedosyt przy ostatniej scenie. Za drugim przejściem było już inaczej. Tutaj mi to aż tak nie przeszkadzało, a chyba nawet doceniłem takie zamknięcie. A jakie będą tego konsekwencje? Ja już wiem, a ci, którzy nie grali, dowiedzą się w drugim sezonie. (Clever Boy)
7. Aktorzy z gry
W dwóch ostatnich odcinkach pojawiło się aż czworo aktorów z gry: Merle Dandridge, w obu przypadkach w roli Marlene (poznaliśmy ją już na początku serialu), Troy Baker, czyli Joel z gry, jako James, pomagier Davida, Ashley Johnson, czyli pierwsza Ellie, tym razem jako jej matka oraz Laura Bailey, w serialu anonimowa pielęgniarka, która w drugiej części gry podkładała głos Abby. To świetny element fanserwisu, ale też bardzo miły gest uznania talentu osób, które stworzyły kochane – bądź znienawidzone – przez widzów i graczki postacie. Serial pełen jest easter eggów i ukłonów w stronę osób fanujących grę, jednak ten wydaje mi się z nich wszystkich najciekawszy, ze względu na wprowadzenie elementu swoistego dialogu między pierwowzorem a adaptacją i dwoma różnymi sposobami opowiadania historii. (Paternoster Gang)
ZŁE RZECZY
1. Coraz mniej zakażonych
Z odcinka na odcinek coraz mniej widzimy zakażonych grzybem ludzi. Zdaje się, że łatwiej spotkać tych, którzy chcą zamordować bohaterów, niż zombie. Główny powód apokalipsy i śmiertelne zagrożenie, a na horyzoncie ich nie widać. Jest to dość rozczarowujące, szczególnie że zainfekowanych widzieliśmy tylko w początkowych odcinkach. Czuję się tym zawiedziona, bo nawet czołówka serialu pokazuje rozwijającą się grzybnię i sugeruje, że to będzie głównym motywem. (Rademede)
Mnie także to trochę razi. Z drugiej strony w grze zarażonych też nie było aż tylu w porównaniu z ludźmi, co pokazywało, że to właśnie ci drudzy są większym zagrożeniem, bo potrafią być przebiegli i bezwzględni. Ale zdecydowanie zarażonych powinno być więcej. (Clever Boy)
2. Nagłe zniknięcie pozostałych mieszkańców kurortu
Kiedy David przynosi upolowanego jelenia do głównej sali, widać, że kolonia liczy całkiem sporo osób. A jednak podczas walki Davida z Ellie nie ma absolutnie nikogo w okolicy, kto mógłby mu pomóc. Nikt nic nie słyszał czy nikt nie chciał nic zrobić? Może coś przegapiłam, ale zdziwiło mnie nieco, że nikt z mieszkańców się nie pojawił w końcówce odcinka. (Rademede)
Zakładam, że te budynki były bardziej na uboczu/odludziu, by inni nie widzieli, że zjadają ludzi. Chociaż pewnie pożar przyciągnąłby uwagę innych osób lub zakażonych. Faktycznie o tym nie pomyślałem, ale jak już Rademede wspomina, to jest w tym trochę racji. (Clever Boy)
3. Finałowy odcinek
Ciężko mi nawet rozpisać, co mi się w nim nie podobało, bo chyba wszystko. Najnudniejszy odcinek ze wszystkich jako finał sezonu… Bardzo duże rozczarowanie. Był, coś tam się zadziało, Joel zabił ludzi, koniec. Jak ta żyrafa pośrodku niczego. (Rademede)
4. Brak zmian w stosunku do oryginału w finałowym odcinku
Clever Boy uznał to za plus, a ja… mam problem. To, co zagrało w grze, czyli decyzja Joela, by ocalić Ellie nawet za cenę spalenia świata, tu moim zdaniem wyszło problematycznie. Wiem, że gdyby odbyło się to inaczej, oznaczałoby to konieczność ogromnych zmian w planowanej drugiej części, niemniej bardzo męczy mnie zarówno postawa Marlene, jak i Joela – choć każde z nich, paradoksalnie, chce chronić Ellie. Tyle że ona nie potrzebuje ochrony, nawet przed najtrudniejszą prawdą, i oboje, znając jej historię, powinni zdawać sobie z tego sprawę. Choć, z drugiej strony, zatajając przed nią prawdę, wybrali też łatwiejszą drogę dla siebie, a to akurat psychologicznie jest bardzo prawdziwe. A że The Last of Us nie bierze jeńców, wiemy, że to po prostu nie mogło skończyć się dobrze. Niemniej jednak dodanie więcej perspektywy Marlene, jej spotkania z Ellie, rozmowy, która z pewnością się odbyła, moim zdaniem dobrze zrobiłoby temu odcinkowi, który po wcześniejszych emocjach wypadł jednak dość płasko i nie oddał sprawiedliwości finałowej tragedii. (Paternoster Gang)
PODSUMOWANIE CAŁOŚCI
Dla mnie nie był to zły serial. Pierwsze odcinki były bardzo dobre, zapowiadały świetną historię. Obsada aktorska idealnie dobrana, do tego klimatyczna muzyka i widoki. Jako adaptacja gry serial wypada wręcz wybitnie w porównaniu do większości produkcji próbujących przełożyć grę na serial lub film. Jako serial sam w sobie też jest dobry, ale dla mnie zabrakło w nim zakażonych. Zamiarem twórców było pokazanie, że to drugi człowiek jest najbardziej niebezpieczny w apokalipsie, ale bili tym motywem w każdym jednym odcinku i w połowie sezonu zaczęłam się tym nudzić. Po pierwszych trzech czy czterech odcinkach już nawet nie było wspominane, że są jakieś zombie i trzeba na nie uważać. Śmiertelne zagrożenie w postaci zainfekowanych zniknęło z oczu i myśli bohaterów po przetrwaniu ataku hordy. Bardzo mnie taki obrót sprawy rozczarował, tak samo jak finał sezonu. Nie wiem, czy będę oglądać drugi sezon, ale zaczęłam oglądać rozgrywkę drugiej części gry. (Rademede)
The Last of Us zostaje dla mnie na razie serialem roku. Na ten moment nic innego interesującego dla mnie nie widać na horyzoncie. Dostaliśmy chyba najlepszą adaptację gry wideo w historii. Miałem sporo obaw przed premierą, ale bardzo szybko zostały one rozwiane. Otrzymaliśmy piękną i emocjonalną historię. Joel i Ellie byli świetnie napisani i zagrani, bardzo szybko można było zżyć się z postaciami, zrozumieć ich motywacje i zachowania. Śmiałem się, pękało mi serce, oglądałem z przejęciem. Podobało mi się to, że gdy twórcy mogli, odchodzili trochę od gry, dzięki czemu lepiej poznawaliśmy inne postacie i dostaliśmy oddech od głównej fabuły. Moje oczy mogły cieszyć się pięknymi lokacjami, widokami, świetnie udekorowanymi pomieszczeniami, często pełnymi detali i smaczków dla fanów gry. Dostaliśmy też świetną muzykę. Cieszę się, że poświęcono chwilę na genezę wirusa oraz narodziny Ellie. Moim największym zastrzeżeniem jest to, że znałem grę (chociaż nie grałem w nią dawno i wiele rzeczy już mi się rozmyło) i wiedziałem, jak potoczą się losy postaci. To opowieść o relacjach i podróży. Nie potrzeba mnóstwo akcji, by pokazać wciągającą i emocjonalną historię. Mogę zgodzić się z Rademede, że nie mieliśmy dużo zakażonych, ale to nie o nich tutaj chodzi. Dobrze, że byli w tle – podobnie to działało w grze. Zresztą seriali z „zombie” jest naprawdę mnóstwo, wiele z nich jest bardzo do siebie podobnych, a tutaj dostaliśmy coś innego. Ja jestem zachwycony, chociaż chciałbym spędzić w tym świecie jeszcze więcej czasu. Nie mogę się doczekać dalszej części i tego, co przygotują twórcy. Druga część gry podobała mi się bardziej, wywarła na mnie ogromne wrażenie i przez różne decyzje siedzi ze mną do dziś i wywołuje u mnie spore emocje. Czekam więc na serialową adaptację. Po pierwszym sezonie zostaję z nadzieją, że nawet w trudnych warunkach, w okropnym i brutalnym świecie, możemy znaleźć coś lub kogoś, dzięki czemu będzie warto żyć i może to odmienić nasze życie. Nie warto porzucać nadziei. (Clever Boy)
Dostaliśmy genialną adaptację gry, ale czy też świetny serial? Mimo zachwytu większością odcinków nie jestem pewna. Mam poczucie, że przez rozwinięcie zbyt wielu wątków pobocznych trochę zabrakło czasu na budowę tego, co było kluczowe dla tej historii – relacji Joela i Ellie. Dzieląc się wrażeniami z poprzednich odcinków, wyraziłam obawę, że przez zwolnienie tempa akcji i poświęcenie całego odcinka przeszłości Ellie zgubimy coś ważnego, i moim zdaniem tak się stało. Wierzę, że Ellie zmieniła Joela, stała się powodem, dla którego znowu zaczął żyć i zaczęło mu na czymś zależeć (cóż za piękna paralela do historii Billa i Franka, swoją drogą), ale wierzę w to, bo Pedro Pascal jest wspaniałym aktorem, a nie dlatego, że twórcy nam to tak do końca pokazali. To rwane tempo i kierowanie uwagi widzów w coraz to inne miejsca to moim zdaniem największy mankament serialu.
Niemniej jednak The Last of Us dało nam wiele dobrego. Fenomenalną obsadę, z głównymi bohaterami na czele, ale też znakomitymi kreacjami postaci pobocznych, z Anną Torv jako Tess i Melanie Lynskey jako Kethleen na czele. Wielowymiarowy świat po apokalipsie, z przyczółkami terroru, ale też nadziei. Bardzo niejednoznaczne moralnie, ale też prawdziwe opowieści o ludzkiej naturze. I w końcu wprawdzie niedoskonały, ale nadal walący obuchem po głowie finał o tym, że tak naprawdę Joel nie miał wyboru, tak jak nie miałaby go pewnie większość z nas, bo zawsze ważniejsze jest dobro najbliższych, i nasze, a dopiero potem losy świata. I to jest w sumie fajne, że Joel nie jest żadnym bohaterem, tak jak i my zwykle żadnymi bohaterami nie jesteśmy. (Paternoster Gang)
Chcecie podyskutować o serialu? Zapraszamy do grupy Polifonia fantastyczna!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.