This Is How You Lose the Time War to nagradzana mikropowieść o wojnie czasu i rodzącej się relacji dwójki bohaterek z obu stron konfliktu.
Uwaga na spoilery.
W Polsce niespecjalnie istnieje rynek mikropowieści fantastycznych. Choć zdarzają się takie wydawnictwa (np. będąca na pograniczu fantastyki Niepełnia Anny Kańtoch), zwykle mamy do czynienia z tłumaczeniem mikropowieści z rynku anglosaskiego, ale wciąż dominują u nas pełnowymiarowe powieści i cykle powieściowe. Dlatego po mikropowieści często łatwiej jest sięgnąć w oryginale, nawet jeśli te są tak uznane jak This Is How You Lose the Time War Amal El-Mohtar i Maxa Gladstone’a. Tymczasem ta forma, gdzieś pomiędzy dłuższym opowiadaniem a powieścią, ma naprawdę wiele ciekawego do zaoferowania. Zdecydowanie warto byłoby, gdyby i u nas ten rynek zaistniał – tak dla tłumaczeń, jak i dla polskich autorz.
Przejdźmy jednak do samej This Is How You Lose the Time War. Akcja mikropowieści zaczyna się, gdy Red na polu wygranej przez siebie bitwy znajduje list od Blue. Na kopercie napisano: „Zniszcz mnie, zanim przeczytasz”, a wygrana Red okazuje się nie tak nieodwracalna, jak się jej zdawało. I tak wkraczamy w kolejne rozdziały, naprzemiennie opowiadane przez Red i Blue, które walczą o wygraną swoich stron oraz odnajdują i czytają listy tej drugiej, w których wyjaśniają sobie nawzajem, jak udaremniły działania swojej przeciwniczki. Taki układ formalny wprowadza do powieści rytm, który łatwo śledzić. Mamy tu prostotę, jaką rzadko spotkamy w powieści, a która w dłuższej formie być może stałaby się szybko nużąca. Tutaj jednak ujmuje w przejrzyste ramy naszą historię i nadaje jej strukturę, sprawiając, że z niecierpliwością wyczekujemy kolejnych rozdziałów, reakcji i odpowiedzi drugiej z bohaterek na poczynania i list pierwszej z nich – i vice versa.
Bohaterki walczą po dwóch stronach wojny, jednak ich korespondencja nie jest przepełniona nienawiścią. Wręcz przeciwnie, poza lekkim drażnieniem się, sporo tu sympatii i wzajemnej ciekawości. W poetyckim języku, wymagającym pewnego skupienia, ale niezwykle przyjemnym w odbiorze, osoby autorskie ujmują skomplikowany, mocno odbiegający od naszego obraz wszechświata i jego dwóch krańców, które reprezentują Red i Blue. Zarazem centrum tej opowieści to Ziemia (różne wersje Ziemi, różne kosmyki warkocza czasu), gdzie Red i Blue prawie się spotykają, ale nigdy nie widzą dłużej niż przez ulotną chwilę – a i tego starają się unikać, nawet jeśli ciekawość i pragnienie każą im siebie nawzajem szukać. Obie niszczą i obie dbają o dane pasma czasu – zależnie od tego, czego wymagają od nich ich dowódczynie, tak jak robią to od wieków, jednak stopniowo ich relacja zmienia ich postrzeganie całego konfliktu i swojego miejsca w nim. Rozmawiając poprzez swoje listy, zaczynają zastanawiać się nad sprawami, o których wcześniej nigdy nie myślały, i wracają do kształtujących je wspomnień.
O samej wojnie wiemy, że trwa od dawna i że obie strony są przekonane o tym, że to one zwyciężą, ale poza dość ogólnym dążeniem do sukcesu wiecznie rosnącego i wypuszczającego nowe pędy Ogrodu i technologicznie rozwiniętej Agencji (świata tego co było i świata tego co będzie walczących o przyszłość), jest to konflikt zarysowany dość ogólnikowo. Śledzimy poczynania naszych bohaterek, ich małe bitwy, zwycięstwa i porażki, ale tak naprawdę nie wyjawia się nam celów samej wojny, nie poznajemy pełnego ciągu jej wydarzeń, poza tym ogólnym, wszechogarniającym konceptem przyszłości. Ale jaka miałaby to być przyszłość konkretnie? Jak ma wyglądać utopia Agencji, a jak utopia Ogrodu? To, co gdzie indziej byłoby rdzeniem wielotomowego cyklu, tutaj stanowi zaledwie szkielet dla o wiele bardziej intymnej opowieści o spotkaniu, porozumieniu i odkrywaniu siebie nawzajem. I – bardzo naturalnie – rodzącej się z tego wszystkiego miłości. Mikropowieść może pozwolić sobie na takie przesunięcie akcentów i skupienie się na tym, co w powieści akcji byłoby zaledwie wątkiem pobocznym. Tutaj jednak nasza wiedza o celach konfliktu jest ograniczona, tak jak wiedza Red i Blue o nich jest ograniczona. Wielka wojna stanowi tło – istotne, ale nie najważniejsze.
Nasze bohaterki, uwikłane w wojnę czasu, zdają się nie mieć wyboru odnośnie swoich losów – nawet swoją korespondencję, jako odejście od tego, czego się od nich wymaga, muszą ukrywać na przeróżne, bardzo nietypowe sposoby, tak by nie tylko jej odnajdywanie stanowiło wyzwanie dla siebie nawzajem, ale by nie dowiedziały się o niej Komendantka Agencji i Ogród. Red i Blue, długo przekonane o słuszności swoich działań, uwikłane w systemy społeczne ze złożoną hierarchią, choć niezwykle uzdolnione, nie są własnymi osobami. Swoją pracę wykonują z oddaniem, zaangażowaniem i pomysłowością, ale stanowią tylko pionki w wielkiej grze, która zdaje się nie mieć końca – i zapewne naprawdę go nie ma, żadna ze stron nie jest silniejsza od tej drugiej i szale zwycięstwa pozostają mniej więcej w równowadze. A przynajmniej jest tak, dopóki Red nie natrafia na pierwszy list od Blue. Poprzez tę korespondencję bohaterki wykrawają kawałki siebie, które są tylko ich i których nie muszą ani nie chcą dzielić z Agencją ani z Ogrodem. To miłość i to okruchy wolności, które być może dadzą im szansę na wyrwanie się z systemów, dla których wypruwały sobie żyły.
Nie bez znaczenia jest, że w tym, co można uznać za niezłą metaforę kapitalizmu, wszechogarniającego, wymagającego bezwzględnego oddania systemu, który obiecuje zwycięstwo, ale daje jedynie wielki bezowocny wysiłek, obie bohaterki są kobietami, a centrum mikropowieści jest ich rodząca się miłość. Wiedzą jednak, że ani Agencja, ani Ogród nie pozwolą być im razem. Wystarczy że Agencja w pewnym momencie odkrywa, że Blue często i gęsto wkracza w pasma czasu, niwecząc działania Red, by zmusić ją do zdrady ukochanej. Oczywistej dla Blue, a jednak niemożliwej do odrzucenia. Systemy, które korzystały z pracy Red i Blue, nie pozwolą im po prostu odejść. Ich praca jest zbyt ważna. Ich posłuszeństwo jest zbyt ważne. Bycie jednostkami – choć przecież zdawało im się, że są na swój sposób wolne, nawet jeśli wciąż połączone z innymi, czy to poprzez korzenie, czy przez umysły – zupełnie zbędne. A miłość? Miłość jest absolutnie niepożądana. Mimo wszystko jednak rośnie wbrew wszystkim przeciwnościom.
Są takie powieści, które zostają w nas na długo. Zwykle niezbyt długie. Takie powieści zostawiają w nas haki przemyśleń i emocji, które zmieniają to, kim jesteśmy. Nie ma tych powieści przesadnie wiele, ale This Is How You Lose the Time War jest zdecydowanie jedną z nich. Będziemy do niej wracać i być może odkrywać nowe sensy. Przede wszystkim to jednak po prostu opowieść o miłości i byciu otwarcie sobą w systemie, który wszelkie tego typu przejawy odmienności najchętniej by zniszczył. Coś, co osoby queerowe w tym kraju nieźle znają.