Genndy Tartakovsky dał się poznać jako nietuzinkowy twórca, czerpiący garściami z wielu różnych źródeł kulturowych i gatunków filmowych. Co jak co, ale akurat Tartakovsky nigdy nie bał się wrzucać do jednego kotła różnorakich elementów, otrzymując w zamian twór skrajnie odmienny od pozostałych na rynku rozrywkowym. Unicorn: Warriors Eternal nie jest w żadnym razie wyjątkiem.
Tartakovsky jest tylko jeden
Ze święcą szukać równie zaangażowanego twórcy kreskówek na Zachodzie. Chyba jako jedyny (bez wątpienia ze względu na pochłaniającą go pasję) trzyma się twardo określonej wizji przy wyznaczaniu kierunku, w jakim dana produkcja ma ostatecznie podążyć. Żadne wysoko postawione kierownictwo nie ośmieli się zanadto dyktować mu warunków, szczególnie w kwestiach estetycznych. Zeszłoroczny tytuł Unicorn: Warriors Eternal, który zadebiutował w ramach bloku programowego Adult Swim dla dojrzalszego widza, idealnie świadczy o jego uporze w realizacji upragnionego projektu wedle starannie opracowanego planu.
Fleischer w nowej formie
Rzadko konsumuje się produkt komercyjny tak pieczołowicie przygotowany. Nie sposób odmówić zespołowi produkcyjnemu, już nie wspominając o samym Tartakovskym, zaangażowania i miłości do sprawowanego fachu. Nawet najdrobniejszy element, również mimika i gestykulacja zostały opracowane w oparciu o prace amerykańskich pionierów w dziedzinie kreskówek dla młodszego widza. Każdej z postaci przypisano styl wzorowany na klasycznych animacjach z lat 30., wyprodukowanych przez największych gigantów amerykańskiej branży rozrywkowej. Oglądając wygibasy co poniektórych postaci kobiecych, trudno nie zauważyć podobieństw do nad wyraz ekspresyjnej Betty Boob z serii kreskówek produkcji Fleischer Studios, studia będącego wówczas na równi z behemotem filmów animowanych, jakim niewątpliwie nadal pozostaje Walt Disney Studios. Obierając estetykę charakterystyczną dla filmów rysunkowych z epoki Maxa i Dave’a Fleischerów, odpowiedzialnych także za pamiętny serial animowany z Supermanem, udało się ostatecznie nadać kreskówce tożsamość odrębną od wizerunku konkurencji, ostatnimi czasy czerpiącej inspirację przeważnie od animatorów ze wschodniej części półkuli.
Różnorodny świat
Nie da się opowiedzieć ekscytującej przygody bez doboru odpowiednich bohaterów. Akurat twory, przy których zacięcie pracował Tartakovsky, zawsze mogły poszczycić się nietypową galerią postaci. Przy okazji produkcji przygód Samuraja Jacka dużo eksperymentowano, wplatając figury z panteonów bóstw nordyckich, egipskich, hinduskich; jegomoście z różnych środowisk kulturowych wpadali niespodziewanie na scenę, w tym kochany przez wszystkich nieokrzesany osiłek o szkockim rodowodzie. Nie inaczej mogło być w przypadku tytułowej zgrai wojowników.
Każdego z bohaterów poddano procesowi reinkarnacji, co tylko stanowi kolejne potwierdzenie zapędów Tartakovskiego do implementowania elementów charakterystycznych dla rozmaitych wierzeń i filozofii. W tym konkretnym scenariuszu główny prym wiodą wątki ściśle związane z hinduizmem i buddyzmem, a konkretnie wspomniana już wcześniej koncepcja wędrówki duszy z jednego ciała do kolejnego. Tytułowa drużyna powraca co kolejne pokolenie w nowych wcieleniach, by raz po raz ratować świat przed niechybną zagładą ze strony pradawnego zagrożenia. Cała intryga dzieje się w większości na tle silnie zindustrializowanej metropolii, gdzie steampunkowych elementów jest pod dostatkiem. Przechadzając się zatłoczonymi ulicami, trudno nie zauważyć najróżniejszej maści maszyn parowych oraz robotopodobnych automatów. Nie powinien za bardzo ten fakt dziwić, w końcu za tymczasowe naczynie dla reinkarnowanych dusz służy wielgachny robot z cylindrem na głowie. Ilekroć pojawia się na ekranie w swojej mosiężnej formie, budzi natychmiastowy respekt wśród maluczkich.
Poza blaszanym robotem szeregi zespołu zasilili: elficki książę, mroczna czarodziejka oraz medytujący mnich. Takiej gromady wojowników nie powstydziłby się sam J. R. R. Tolkien. Oczami wyobraźni łatwo można zobaczyć całą paczkę wędrującą wspólnie w stronę Góry Przeznaczenia, poskramiającą po drodze legiony demonicznych popleczników Saurona. Każdemu z protagonistów przypisano cechy charakterystyczne dla postaci ze świata fantastyki, w tym twórczości tolkienowskiej, jak butność, nieustępliwość, waleczność, potencjał do dalszych przemian. Każdy z osobna ma też swoją własną drogę do przejścia, aczkolwiek tak się niefortunnie składa, że tylko w niektórych przypadkach jest to naprawdę warte uwagi. Pochodzenie jednego z kluczowych bohaterów dosłownie odnosi się do opowieści związanych z legendarnym królem Arturem i rycerzami Okrągłego Stołu. Automatycznie reszta towarzystwa zaczyna wypadać blado, również mając na względzie niemały udział w całej kabale długobrodego Merlina, mierzącego wszystkich wokół swoim złowrogim spojrzeniem.
Ekscytująca zabawa
Jak to zwykle bywa w przypadku Tartakovskiego, akcja i humor idą ze sobą w parze. Nieważne jak bardzo katastrofalne wydarzenia by nie byłyby, zawsze znajdzie się miejsce dla komicznej scenki. Pogodzenie obu tych aspektów nie byłoby możliwe bez odpowiednich wizualiów. Powietrzne i naziemne pojedynki z potworami wypadają ekscytująco, co oczywiście jest zasługą niesamowicie płynnej animacji. W miarę prosty do powielenia design każdej postaci w dużej mierze umożliwił przeprowadzenie tak niekiedy karkołomnych potyczek. Zdecydowanie jest na czym zawiesić oko, gdy wieczni wojownicy ruszają do boju.
Fantasy dla małych i dużych
Serial w pierwszej kolejności trafił na Adult Swim – blok programowy Cartoon Network dla nieco dojrzalszego widza. Ten fakt może wprowadzać w zakłopotanie zatroskanych rodziców, ale niepotrzebnie. Ani razu na ekranie nie pojawiają się sceny, które mogłyby potencjalnie nadszarpnąć psychikę małoletniego odbiorcy o nieukształtowanej jeszcze osobowości. Cały sezon opracowano w taki sposób, aby był wystarczająco strawny zarówno dla młodszej, jak i starszej grupy odbiorczej, rezygnując przy tym z nadmiernej infantylności. Pojawiają się co prawda głupkowate momenty, ale w żadnym razie nie traktują z góry małoletniego widza, a powstały wyłącznie z myślą o chwilowym rozładowaniu i tak dość napiętej atmosfery spowodowanej przez zagrażające światu zło.
Ciąg dalszy nastąpi?
Na chwilę obecną dalszy los kreskówki pozostaje nieznany. Niby intryga nie została jeszcze w pełni rozstrzygnięta, tyle że historia zna niestety przypadki nagłego anulowania produkcji z błahych powodów, również tych uwielbianych przez konkretne grono fanów. Byłoby szkoda, gdyby tak dobrze zapowiadająca się seria fantasy, estetycznie unikatowa na tle innych seriali animowanych, odeszła tak szybko w zapomnienie.
Jeżeli jeszcze nie oglądaliście, sprawdźcie koniecznie! Pierwszy sezon jest w całości dostępny do obejrzenia przez polskiego użytkownika na platformie streamingowej HBO Max.
Uwielbiam światy oderwane od rzeczywistości. Gdy tylko w taki wpadam, ciężko mnie z niego szybko wybudzić. Dlatego właśnie oglądanie i czytanie treści pełnej fantastycznych elementów bywa takie niebezpieczne w moim przypadku. Generalnie na co dzień ochoczo piszę, szczególnie na tematy związane z popkulturą.