Czasami najdzie człowieka ochota obejrzeć coś dobrego, najlepiej przy posiłku, bo inaczej robi się głodny od tych wszystkich (nomen omen) pyszności. I tak przegląda serwisy streamingowe, programy kulinarne widziane już po kilka razy, aż trafia na coś innego. Anime. O jedzeniu potworów. I myśli: dlaczego by nie? I przepada.
Uwaga na spoilery.
TW: w tekście jest dużo o jedzeniu mięsa
Delicious in Dungeon opowiada o drużynie Toudenów – Laiosa i jego siostry Falin oraz Marcille Donato, Chillchucka Timsa, Namari i Shuro. Historia zaczyna się, gdy drużyna zmagająca się z głodem staje na drodze smoka. Falin, w paszczy potwora, teleportuje resztę drużyny poza loch, sama jednak zostaje. Laios postanawia wrócić po siostrę, przekonany, że przy powolnym systemie trawiennym smoków mają szansę ją uratować. Namari i Shuro odchodzą z drużyny. Marcille i Chillchuk zostają – Marcille powodowana silną więzią z Falin, Chillchuck dla zapłaty za to zlecenie. Laios zaś postanawia, że aby dotrzeć z powrotem do Falin i mieć dość sił, by pokonać smoka, muszą zacząć jeść potwory, które staną na ich drodze. Pozostała dwójka protestuje i wtedy dołącza do nich Senshi, krasnolud, który od lat żywi się potworami z lochu. Z czasem do drużyny dołączają także żywy miecz[1] Kensuke i przemieniona klątwą w hybrydę kocioludzką Izutsumi. Takiej drużyny loch jeszcze nie widział.
Kilka faktów: Serial został wyprodukowany przez studio Trigger i wyreżyserowany przez Yoshihiro Miyajimę. Za scenariusze odpowiada Kimiko Ueno, dizajn postaci powstał dzięki Naoki Takedzie, muzykę do serialu stworzyli zaś Yasunori Mitsuda i Shunsuke Tsuchiya. Obecnie możemy obejrzeć na Netfliksie pierwszy sezon, a drugi został zapowiedziany w dniu zakończenia pierwszego.
To pyszne jajo zniosła równie pyszna kura. Manga Delicious in Dungeon (ダンジョン飯, Danjon Meshi) napisana i zilustrowana przez japońską artystkę Ryōko Kui (九井諒子) powstawała w latach 2014–23. Cała historia liczy 97 odcinków (w serialu, po pierwszym sezonie, jesteśmy trochę za połową oryginalnego materiału). Manga zyskała popularność, nominacje, nagrody i wyróżnienia. W 2016 przewodnik Kono Manga ga Sugoi! uznał Danjon Meshi za najlepszą w top 20 mang dla mężczyzn. Podczas SDCC w 2018 roku wyróżniono ją jako jedną z najlepszych ciągłych serii dla dzieci i młodzieży. Z kolei w 2024 roku manga wygrała 55 Nagrodę Seiun[2] dla najlepszego komiksu.
Ja jako laik w temacie o mandze nie słyszałem i dowiedziałem się o niej dopiero po iluś odcinkach anime. Choć to nic dziwnego w przypadku japońskiego anime, które podbija serca zachodniej publiczności, że jest oparte o mangę właśnie. W dobie internetowego fandomu to współistnienie wybrzmiewa jednak inaczej niż w latach 90. czy pierwszej dekadzie XXI wieku, kiedy jako dzieciaki oglądaliśmy Pokemony czy Czarodziejkę z Księżyca. W przypadku Delicious in Dungeon do spotkania dochodzi w dużej mierze na Tumblrze.
Jak powszechnie wiadomo, nie powinno się wchodzić na Tumblr, jeśli chce się uniknąć spoilerów. Ale w tym wypadku spoilery dodają tylko całemu daniu smaku. Są oczywiście gifsety, analizy i teorie odnośnie do anime. Jest i główny ship tej historii, Farcille (Falin + Marcille). Ale równolegle i manga przeżywa renesans. Mamy kadry z niej, memy, spoilery do tego, co nas jeszcze w anime czeka, wszystko to podane w tak radosnym i wyczekującym sosie od osób, które znają mangę i nie mogą się doczekać tego, jak zrealizuje to wszystko anime – dla siebie i dla osób, które mangi nie znają. I ta radość, to wyczekiwanie się po prostu udzielają. Z nimi każdy czwartek jest jeszcze lepszy.
Programy kulinarne bywają inspiracją, podpowiadają rzeczy, których niekoniecznie nauczyło się w domu rodzinnym, rozbudzają apetyt na nowe doznania. My zawsze z ciekawością ich wyglądamy. Choć nie każdy format nam podchodzi, to nawet pomimo tego, że sporo rzeczy nie jemy (witajcie sensory issues), te, które nam się podobają, sprawiają nam sporo przyjemności.
Ale co można wynieść z kulinarnej fikcji? Ci z nas, którzy jedzą mięso nie znajdą przecież mięsa mantykory, hipogryfa czy innego krakena. Nie zrobimy sobie kiełbasy ze smoka. I może to lepiej, bo kto chciałby walczyć ze smokami w prawdziwym życiu? Albo hodować krakeny w sposób, w jaki funkcjonują prawdziwe hodowle. Animowana przemoc w celu ochrony swojego życia i zjadanie tego przed czym broniły się postaci to jednak coś innego. Z etycznego punktu widzenia trudno mieć do drużyny Toudenów pretensje, nawet jeśli entuzjazm Laiosa może odrzucać tych spośród nas, którzy wolą dietę wegańską.
W rzeczywistych lochach znaleźlibyśmy może pająki i szczury. Ale nie jesteśmy dyskowym krasnoludem by żywić się szczurami. Poza tym nie lubimy keczupu. A jednak oglądanie Delicious in Dungeon przynosi nam tę samą przyjemność, co zwykłe programy kulinarne. W każdym odcinku czekamy, co nowego przygotuje Senshi ze swoimi przyjaciółmi i wyobrażamy sobie, jak pyszne są te dania. Z przyjemnością słuchamy kulinarnej filozofii krasnoluda i właściwie to tak, coś z tego z nami zostaje jako inspiracja w naszej własnej kuchni. Może nie jest to coś w stylu Nanny Ogg’s Cookbook, z daniami możliwymi do przyrządzenia w wersji 1:1, ale i tak jest to swego rodzaju edukacja kulinarna.
Delicious in Dungeon to jednak nie tylko gotowanie. To także opowieść o przyjaźni, miłości i celach, które rosną wraz z drogą, w którą się zagłębiamy. Laios, Marcille i Chillchuck chcieli tylko uratować Falin, siostrę Laiosa. I to wciąż jest ich główny cel, ale wokół niego narosły całkiem poważne komplikacje. Mamy zdziczałego maga, mamy przepowiednię o władcy lochu, mamy Falin przemienioną w hybrydę smoczo-kurzo-ludzką. I mamy opowieść o ekosystemie lochu, gdzie wszystko się ze sobą łączy. A choć Senshi, Marcille, Laios i Chillchuck są bardzo różnymi postaciami, to wszyscy rozumieją ten ekosystem – poprzez kulinaria, magię, monstra i pułapki. No i jest też Izutsumi, która sama jest hybrydą potwornoludzką, a więc w lochu odnajduje dla siebie lepszą przestrzeń niż na powierzchni. Nawet jeśli niekoniecznie się z tego cieszy.
Nasza drużyna nie istnieje jednak w pustce. Loch plądruje i zamieszkuje wiele innych postaci, z którymi drużyna Toudenów się spotyka, je razem, i się rozstaje.
Inni na co dzień nie jedzą potworów, uważają to za dziwaczne, może nawet czyniące potwornym. Choć to logiczne korzystać z lokalnych źródeł pożywienia, by móc dotrzeć głębiej w trzewia lochu bez konieczności nieustannych powrotów na powierzchnię. I co złego jest w zjedzeniu mięsa, które z konieczności samemu się stworzyło? Tak wielu chce dotrzeć do centrum lochu, pokonać zdziczałego maga, ale nie mają na to szans. Nie bez stania się częścią jego ekosystemu i korzystania z jego potwornych darów.
Świat na zewnątrz lochu jest jednak bardziej skomplikowany. Rządzony przez małostkowych ludzi, którzy pragną bogactwa, przez wyniosłe elfy, które uważają, że wolno im pojawić się w dowolnym miejscu, narzucając swoją wolę ponad lokalne prawa. Pełnym istot, które nie pochwalą użycia czarnej magii do przywrócenia do życia siostry, przyjaciółki, ukochanej, towarzyszki podróży. A przecież skoro już zabiło się smoka, który ją zjadł, to niech to będzie po coś. Skoro zaszło się tak daleko, gdy ci na powierzchni ocenią każdy krok drużyny Laiosa, tak że nie będzie dla nich powrotu – mogą tylko zmierzać coraz dalej w głąb lochu i tego, co na nich w nim czeka.
Delicious in Dungeon nie stroni od krwi, mięsa, wewnętrznych monologów, komentarza społecznego, traum itd. itp. Ale na koniec dnia jest po prostu pyszne. Także my czekamy już na dalszą ucztę w drugim sezonie.
[1] Nie pytajcie.
[2] Japońska nagroda literacka w dziedzinie fantastyki naukowej, przyznawana od 1970 przez Stowarzyszenie Grup Fanów Science Fiction w Japonii.
A jak wam podoba się Delicious in Dungeon? Zapraszamy do dyskusji w naszych social mediach: Facebook, serwer na Discordzie i grupa Polifonia Fantastyczna.