Kontynuujemy recenzowanie serialu Wywiad z wampirem. Scenarzyści zdecydowanie nas rozpieszczają, a AMC przedłużyło go o kolejny sezon, nie pozostaje nam więc nic innego, jak rozsiąść się wygodnie i oglądać z lubością.
Zacznę od tego, że w ramach powrotu do korzeni/głębszego podbudowania referencyjnego (wymówki, wymówki…) od tego odcinka cyklu recenzenckiego dokładam do materiałów porównawczych pożyczoną z biblioteki wersję książkową – oraz że ponownie zachwyca mnie klimat zbudowany już w pierwszym odcinku, szczególnie że mojej mocno opartej na filmie pamięci umknął fakt, iż rodzina Louisa w serialu jest żywcem (sic!) przeniesiona z powieści. Nie mówię już o tym, że miejscami scenarzyści cytują książkę verbatim. Jest to piękne, proszę P.T. Czytelników.
W odcinku trzecim Louis zaczyna filozofować i przerzuca się na dietę zwierzęcą (co jest spójne z oboma materiałami referencyjnymi). Lestat, rzecz jasna, uważa to za równie pociągające, co jedzenie sucharków przy suto zastawionym stole. Eksplorujemy ich związek, jego queerowość i tak zwaną otwartość. Piszę „tak zwaną”, ponieważ żaden z nich nie jest monogamistą i obaj ocierają się o hipokryzję, gdy przychodzi do akceptowania „otwartości” inicjowanej przez partnera. Ścierają się ze sobą, przekomarzają i kłócą, ale w podtekście pozostaje pewien rodzaj czułego pobłażania, którego brakuje w książce. Przypomnijmy jednak, że Anne Rice dopiero w późniejszych tomach jednoznacznie nazywa ich związek „miłosnym”. W pierwszym tomie Kronik wampirów Louis opisuje Lestata mniej więcej tak, jak naiwny twink może opisywać swojego pierwszego, doświadczonego i znudzonego ideą romantycznej miłości kochanka, unikając jednak jakichkolwiek aluzji do seksu.
Należy tutaj dodać, że Sam Reid i Jacob Anderson otwarcie przyznają, że cieszą się z tak bezpośredniego i otwartego pokazywania queerowości bohaterów Wywiadu z wampirem: obaj uznają, że jest to w stu procentach zgodne z DUCHEM, w którym pisała Anne Rice.
Nie samym queerem jednak wampir żyje (a szkoda). W odcinku trzecim obserwujemy więc również, jak Louis próbuje utrzymać status quo i pozostać w kontakcie z rodziną, co kończy się dokładnie tak, jak moglibyśmy się tego spodziewać. Nie powinno się mieszać wampirów i śmiertelników, a już na pewno nie powinno się zostawiać młodego wampira „na głodzie” samego w pokoju z niemowlęciem. („Ale w końcu ugryzłeś to dziecko, czy nie?” pyta zafrapowany Daniel w jednej z najlepszych scen odcinka, i tak, owszem, my też chcemy to wiedzieć).
Daniel jest zresztą absolutnym mistrzem drugiego planu – z lubością wytyka Louisowi niekonsekwencję i brak spójności narracji sprzed trzydziestu lat z tą prowadzoną obecnie, i ma dokładnie ten sam wyraz twarzy, co ja, kiedy przygląda się jak jego gospodarz je kolację. Trigger warning: są zwierzątka. A potem ich nie ma.
Ciekawym zabiegiem – prowadzącym w konsekwencji do spotkania z Claudią, zapowiedzią którego kończy się ten odcinek – jest przesunięcie znaczeniowe pojęcia „zarazy” czy też „plagi”. W wersji filmowej życiu Claudii zagraża niebezpieczeństwo z powodu epidemii ospy (gorączki krwotocznej?), w serialu natomiast z powodu „zarazy społecznej”, którą z perspektywy włodarzy Nowego Orleanu stanowią ludzie tacy jak Louis (niebiali, Kreole). Znakomicie są tu pokazane paralele z książką i filmem. Docieramy do 31. minuty filmu i kończymy odcinek obrazami tłumu podpalającego domy w kreolskiej dzielnicy.
W odcinku czwartym witamy Claudię (w tej roli genialna Bailey Bass), czyli, jak to ujmuje Daniel, „plasterek” mający naprawić mocno dysfunkcyjny związek. Scenarzyści zdecydowali się ponownie ją postarzyć – książkowa pięcio-, a filmowa ośmiolatka ma w serialu lat czternaście, co niesie za sobą konsekwencje w postaci przyspieszonej przemiany materii i rozbuchanych hormonów, jak to u nastolatki. Dzięki temu zabiegowi ja osobiście przyjmuję charakter i motywacje tej postaci z dużo większą łatwością niż w przypadku poprzednich wersji opowieści – podczas lektury książki ciężko mi było zaakceptować, że pięciolatka tęskni do posiadania ciała dorosłej kobiety. Obserwujemy zatem zachłyśnięcie się Claudii jej nowym życiem i nieuniknione nim rozczarowanie, bardzo zręcznie pokazane. Próba poradzenia sobie z monotonią życia, odnalezienia swojego miejsca w „rodzinie”, w której się znalazła, nieudane próby okiełznania ogromnego apetytu na (nie)życie i krew – ja to kupuję, i państwu również polecam.
Nawiasem mówiąc, historię Claudii poznajemy niejako poza „głównym nurtem” wywiadu – Louis, wymawiając się traumą i cierpieniem, wręcza Danielowi stos pamiętników Claudii (dziewczyna miała gust, też chcę takie zeszyty!) oraz parę białych rękawiczek i dyskretnie się ulatnia. Co nie przeszkadza Danielowi ostro krytykować absolutnego braku konsekwencji w wychowaniu Claudii przez obu jej opiekunów („tatkę Louisa i wujcia Lestata”) – i słusznie, szczególnie biorąc pod uwagę bałagan, do którego ów brak kiedyś doprowadzi. Historia toczy się podobnie do książki i filmu – Claudię dręczy niepohamowany apetyt, co powoduje spore problemy ze „sprzątaniem” i zachowaniem dyskrecji; Lestat szybko zaczyna odczuwać znużenie ojcostwem i dyskretnie wycofuje się na drugi plan, z którego od czasu do czasu rzuca zgryźliwe uwagi i przytyki; Louis natomiast próbuje balansować pomiędzy tą dwójką, co kompletnie mu nie wychodzi.
Odcinek kończy się, kiedy stosunki między Claudią, Lestatem i Louisem są jeszcze w miarę dobre – około 51 minuty filmu i 130 (z czterystu) strony książki. W podtekście widzimy jednak, że druga połowa sezonu będzie obfitować w dramaty, na które warto ostrzyć sobie zęby (sic!). Produkcja i scenarzyści bardzo o nas dbają, a czwarty odcinek pokazał, że potrafią się bawić formami narracji i świetnie rozumieją motywacje swoich bohaterów, dzięki czemu pomimo odświeżenia i uwspółcześnienia pewnych wątków pozostają wierni materiałowi źródłowemu.
A jakby tej niesamowitej zabawy ze światem Anne Rice było mało, są jeszcze sceny przekradania się z trumny do trumny i wyzwolenia seksualnego, przy których co bardziej queerowi widzowie chichoczą z zachwytu. Czego i wam życzę, bez względu na wasz stosunek (co ja mam dzisiaj z tymi kalamburami, doprawdy…) do queeru.
(osobatywy; onu/jenu) Queerowa osoba lewicująca. Pisze, piecze chleby, rozgląda się po świecie. Jej totemami są River Song i Lady Mary Crawley. Chętnie skoczy w czarną dziurę za Kathryn Janeway lub Gabrielem Lorcą. Przepada za dragiem.