Pełne sale, przebogaty program, tłumy na błoniach, mnóstwo stoisk i atrakcji plenerowych, wypite hektolitry lemoniady i atrakcje od świtu (no, prawie) do nocy. Tegoroczne Dni Fantastyki były bardzo intensywne i minęły stanowczo zbyt szybko. Jak się bawiła na nich nasza redakcja?
Wrocławskie Dni Fantastyki to już obowiązkowy punkt w kalendarzu redakcji Whosome. Podobnie jak w ubiegłym roku, stawiliśmy się w mocnym, pięcioosobowym gronie, godnie dopełnionym przez redakcyjne fantastyczne psiaki – Strzałkę i Idefiksa. Piątek, 26 sierpnia w dużej części należał właśnie do tej dwójki, z wielkim zaangażowaniem eksplorującej każdy zakątek i przyjmującej głaski konwentowiczek. Ten pierwszy dzień wydarzenia tradycyjnie był spokojniejszy, wykorzystałyśmy go więc do zwiedzania zamkowych błoni, odwiedzania licznych stoisk wystawców, bractw rekonstruktorów i warsztatów. Naszą uwagę szczególnie przykuł fantastycznie zorganizowany plac na tyłach zamku, pełen przeróżnych atrakcji. Jedną z nich była kuźnia, w której można było, z pomocą kowala, wykuć broń lub monety. Tuż obok znajdowało się stanowisko z rozstawionymi łuczniczymi tarczami oraz profesjonalnym łucznikiem, który służył radą co do odpowiedniej techniki strzału, pozwalającej trafić w sam środek tarczy. Nie zabrakło warsztatów z kaletnictwa, kucia czy repusterstwa, a także pokazów walki. Swoją obecnością zaszczyciła nas nawet Wolkańska Akademia Nauk, która posiadała swój własny, przeciekawy program. Co jakiś czas zatrzymywałyśmy się też przy scenie plenerowej, na której tego dnia królowały Hortus i Żmij.
Dzień zamknęła dla nas pierwsza ze zgłoszonych przez nas prelekcji: Paternoster Gang i River opowiadały o ewolucji baśniowych kobiet w popkulturze. Rozplątywały tradycyjne motywy i tropy, a także omówiły kilka przykładów ich reinterpretacji we współczesnej popkulturze. Tym jednak, co najbardziej zaskoczyło nas w trakcie tej prelekcji, był… tłum, który się na niej stawił. Pandemia zdążyła już odzwyczaić nas od takiego luksusu i wciąż miałyśmy w pamięci ograniczenia z ubiegłego roku, które pozwalały na jedynie połowiczne zapełnianie sal, a także praktycznie uniemożliwiały spontaniczne zaglądanie na spotkania, które nas zaciekawiły, choć nie na tyle, by kupić na nie bilet.
W sobotę czas między naszymi prelekcjami – w południe Lierre podsumowała epokę Trzynastej Doktor, a pod wieczór Paternoster wprowadziła słuchaczy w magię filmów Christophera Nolana – wypełniliśmy sobie, głównie śledząc wydarzenia na scenie. Po raz kolejny urzekł i zachwycił nas koncert piosenek erpegowych Radka Ganczarka, nie opuściliśmy też ulubionego punktu części z nas – konkursu cosplay, gdzie szczególnie ujęła nas rodzina pewnego wiedźmina. Mocnym punktem wieczoru był koncert heavyfolkowego Żywiołaka, jak zawsze gromadzący tłumy i porywający widownię do tańca. Zaglądaliśmy też na punkty programu w zamkowych salach, jednak piękna pogoda i kolorowy tłum wyciągały nas na zewnątrz, do fantastycznych atrakcji, po których można było wędrować bez ani chwili znudzenia.
Nie ominęliśmy również jednego z ciekawszych punktów Dni Fantastyki – przeuroczego i całkiem sporego gamesroomu, znajdującego się na jednym z balkonów zamku. Na świeżym powietrzu można było zagrywać się w planszówki, od erpeżków po Monopoly. Dwa piętra niżej, w piwnicy zamku, znajdował się drugi gamesroom. Ten wypełniony był stanowiskami z konsolami do gier. Udało nam się dostrzec podłączone i gotowe do gry Xboxy 360 oraz Playstation 5 z grą Stray, która podbiła już serca kociarzy na całym świecie.
Niedziela była już dla nas czasem pożegnań, ostatnich zakupów, chowania się przed deszczem i zalegania w wygodnym VIP roomie (Strzałka serdecznie przeprasza za obszczekiwanie wszystkich dookoła). Zorganizowaliśmy sobie mały spacer z transmisją i narracją, którą mikrofon najwyraźniej zignorował, a tak się staraliśmy nie mówić głupot! Zostaliśmy też prawie staranowani przez zwartą linię rycerzy i zobaczyliśmy kilka performerów. Ostatecznie rozkład pociągów i chyba już tradycyjny deszcz na koniec imprezy wygoniły nas z leśnickiego zamku i niestety czas było się zbierać, jako że większość z nas przyjechała do Wrocławia z całkiem daleka…
Nie możemy nie wspomnieć o kwestiach organizacyjnych. Z nowości bardzo przypadła nam do gustu możliwość zakupu już nie tylko karnetów, ale też biletów na pojedyncze prelekcje czy panele. To świetny, inkluzywny pomysł dla osób zainteresowanych tylko kilkoma biletowanymi wydarzeniami, takich, które mogły na konwent wpaść tylko na chwilę, a także tych, które koniecznie chciały wziąć udział w tych szczególnie obleganych punktach programu. Ucieszyło nas też przeniesienie press roomu na drugie piętro – zawsze to odrobina mniej wspinania się po schodach. No i jak zwykle rozczuliło nas to, jak bardzo, jako media i prelegentki, byłyśmy zaopiekowane. Wciąż zaskakuje nas, jak kameralnym i ludzkim, mimo swojej wielkości i wciąż rosnącej popularności, pozostają Dni Fantastyki. Osoby organizatorskie – czapki (i fezy) z głów!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.