W ostatni weekend lipca odbyła się w Skierniewicach dziesiąta edycja konwentu o nazwie SkierCon, organizowanego przez miejscowy Cech Fantastyki. Zapraszamy do lektury relacji z wydarzenia.
Każda informacja o SkierConie, jaka do mnie docierała, sprawiała, że wzmacniał się mój plan odwiedzenia kiedyś tego konwentu. Edycja popandemiczna (tak zwana, bo oczywiście, że przywieźliśmy sobie z niej wirusa…) intensywnie kusiła ekologicznym nastawieniem i kolorowym programem, w sporej części plenerowym.
SkierCon odbywał się w dość skomplikowanym, ale nieźle przystającym do konwentowych potrzeb budynku skierniewickiego Ekonomika. Było wszystko, czego osoba konwentująca mogłaby sobie życzyć: kilka nitek programowych (prelekcje, panele dyskusyjne z udziałem gości, sporo konkursów), wydarzenia okołosportowe (na przykład nauka strzelania z łuku), konkurs cosplay (w tym także konkurs na strój wylosowanej postaci przygotowywany podczas konwentu z materiałów znalezionych na jego terenie — rewelacyjny pomysł!), gamesroom z mnóstwem planszówek, sesje RPG i stoiska, na których można było zostawić trochę pieniędzy.
W zapowiedzi SkierConu (TUTAJ) zachwycałam się zawartością programu i rzeczywiście rzadko się zdarzało, żeby o danej godzinie nie kusił co najmniej jeden punkt programu — a zazwyczaj dwa albo nawet trzy, zmuszając do podejmowania trudnych decyzji. Z realizacją obietnic opisów prelekcji i paneli było różnie. Niektóre prelekcje były świetne, na przykład o biologii w Disneyu (załapałam się tylko na kawałek, ale widać było, że prelegentka ma sporą wiedzę), dwa punkty programu Artura Olchowego (jeden, planowany, o używaniu folkloru do światotworzenia i drugi, na zastępstwo, o dystopiach i antyutopiach), prelekcja o dzikich roślinach i ich użyciu w medycynie oraz tradycyjnej wiedzy Anny Traut-Seligi oraz o genderze w grach wideo. Inne, choć brzmiały dobrze, nieco mnie rozczarowały — na przykład prelekcja o tym, jak fantastyka może pomóc radzić sobie z życiowymi kryzysami czy niektóre panele dyskusyjne, w których miewałam wrażenie, że paneliści nie mają zbyt wiele do powiedzenia i woleliby znaleźć się gdzie indziej. Nie jest to jednak coś, na co wpływ mają organizatorzy, a ja też po latach konwentowania jestem dość wybredna i marudna. Odbyły się też trzy moje punkty programu — prezentacja Grupy Wydawniczej Alpaka z małą, ale aktywną widownią, prelekcja o cancel culture z widownią o wiele większą i bardzo życzliwą i zaangażowaną oraz, już pod koniec konwentu, wykładzik o przyszłościach, jakie maluje przed ludzkością Doctor Who. Jestem zadowolona zwłaszcza z tej drugiej, bo temat był ciężki, obawiałam się nieprzyjemnej dyskusji, a do tego ekran odmówił współpracy (pewnie dlatego, że to była sala do religii…), jednak wszystko poszło całkiem dobrze i pewnie jeszcze do tego tematu kiedyś wrócę.
Niestety z powodu pogody — Skierniewice są miastem o bodajże największej liczbie słonecznych dni w roku, ale oczywiście podczas SkierConu musiało padać… – nie wszystkie atrakcje się odbyły, bo też nie wszystkie dało się przenieść do wnętrza szkoły, jak na przykład wyczekiwane przeze mnie ognisko. Na szczęście udało mi się zdążyć zwiedzić trochę miasto, bo to zawsze dla mnie ważne, gdy jadę na konwent w nowym dla mnie miejscu, i odkryłam przepiękny park. Bardzo przyjemnie zwiedzało się też rozciągające się nieopodal szkoły spore, niesamowicie kolorowe osiedle pełne bloków pomalowanych w kwiaty, drzewa i różne geometryczne wzory.
Co jeszcze można było znaleźć na SkierConie? Na przykład stoisko garncarskie (niestety do zabawy z kołem była kilometrowa kolejka), namiot ze świetnym jedzeniem (podpłomykami, pesto z miejscowych ziół i innymi cudami) i kino plenerowe — w piątek, kiedy pogoda jeszcze dopisywała, udało mi się załapać na spory kawałek Akademii pana Kleksa. Dzięki współpracy z pewną dużą firmą mleczarską na konwencie dla każdego były darmowe jogurty (bardzo miłe, choć kłóciło się trochę z ekologicznym podejściem…), a uczestników dowoził na miejsce kursujący z dworca darmowy autobus (miał tylko kilka kursów, ale w starannie wybranych momentach). Bardzo mi się podobało to, że przy każdej atrakcji znajdowała się informacja o dostępności (np. dla osób z niepełnosprawnościami) oraz content warnings, czyli ostrzeżenia dotyczące treści (np. przemoc), choć realizacja tego pomysłu mogłaby być lepsza. Dostępność nie zawsze zależała od osoby prowadzącej prelekcję, która nie mogła wiedzieć, czy na przykład będzie mieć duży ekran czy salę dostępną dla osoby poruszającej się na wózku. Zabrakło też możliwości wpisania własnych ostrzeżeń dotyczących treści w formularzu zgłoszeniowym (organizatorzy nie na wszystko wpadną). Content warnings ogólnie wymagały może lepszego wyjaśnienia, bo ewidentnie niektórzy nie wiedzieli, o co w tym chodzi, i potem w opisach punktów programu można było znaleźć takie kwiatki, jak prelekcja „adekwatna dla dzieci” z ostrzeżeniem o przemocy i treściach o charakterze seksualnym… Jednak wielki plus za wyznaczanie kierunku — SkierCon nie jest pierwszym konwentem z content warnings, ale to ciągle bardzo rzadkie i słabo znane w Polsce narzędzie, które warto promować.
SkierCon to konwent nieduży — w tej edycji wzięło udział około 1400 osób — ale organizowany z sercem i bardzo profesjonalnie. Wszystko działało jak należy (a jeśli nie działało, to nie było tego widać), w zabawę wplecione były treści edukacyjne (jak apel, by każdy miał ze sobą jakieś naczynie i sztućce, by nie korzystać z jednorazowych), z konwentem powiązany był też konkurs literacki otwarty także dla osób bardzo młodych. Jeśli macie Skierniewice w zasięgu przyjemnej podróży albo chcecie odwiedzić to sympatyczne miasto — polecam regularne spotkania Cechu Fantastyki i udział w różnych jego inicjatywach. Oraz, oczywiście, miejcie na oku kolejną edycję SkierConu!
SkierCon: strona i profil na Facebooku

(ona) kulturoznawczyni, redaktorka i tłumaczka, fanka fandomu. Lubi polską i niepolską fantastykę, szynszyle, psy, rośliny doniczkowe, kawę i sprawiedliwość społeczną.