Chibnall wzbudza wiele emocji. Oto ciąg dalszy naszej redakcyjnej rozmowy na temat showrunnera.
Redakcja Whosome kontynuuje rozmowę o obecnym showrunnerze Doctor Who. Pierwszą część dyskusji przeczytacie tutaj.
Clever Boy: Obecnie mamy przerwę, już niedługo zobaczymy odcinek specjalny. Długo nie było wiadomo, czy będą to święta Bożego Narodzenia czy Nowy Rok. Osobiście wolałbym, żeby nastąpił powrót do odcinków świątecznych. Dla mnie były one bardzo fajną odskocznią pomiędzy kolejnymi seriami. To także dodatkowa rzecz, na którą warto było czekać na Święta, a potem podzielić się reakcjami z ludźmi z całej Polski, a nawet świata. Dla mnie to także była mała tradycja, bo od Snowmen oglądałem odcinek świąteczny co roku podczas Świąt z bratem. Osobiście bardzo mi tego brakuje. To jedna z decyzji Chibnalla, która jakoś we mnie uderzyła. Boli także to, że Steven Moffat specjalnie napisał dodatkowy odcinek, żeby Doctor Who nie straciło miejsca w świątecznej ramówce i tym samym, by jego następca nie rozpoczynał przygód Trzynastej Doktor od odcinka świątecznego. Straszna szkoda, bo choć lubię Twice Upon a Time, regeneracja podczas finału 10 serii byłaby moim zdaniem piękniejsza, a tak to trochę czułem, że Twice było lekko wymuszone. Moffat nawet w czasie roku bez Doctor Who stworzył odcinek świąteczny. Chibnall jednak przyszedł i przygotował odcinek „noworoczny”, a następnie nie otrzymaliśmy żadnego odcinka specjalnego, a dopiero po równym roku 12 serię. Odcinek specjalny był fajną przerwą i takim przejściowym okresem w oczekiwaniu na nowe przygody Doktor(a). Czy tylko mnie ta sprawa gryzie?
Seweryn Dąbrowski: W pełni zgadzam się z tym, co powiedział Clever Boy i mi także bardzo brakuje odcinków świątecznych. O ile zawsze stoję na stanowisku, że Doctor Who cały czas musi się zmieniać, o tyle w tym przypadku czuję autentyczny smutek. Smutek, że po tylu latach naprawdę pięknej tradycji postanowiono, ot tak, z nią zerwać. Oczywiście, w to miejsce wskoczyły przygody noworoczne, jednak nie czuć już tej… porcji magii, którą nasz ukochany serial regularnie dostarczał w każde święta Bożego Narodzenia. Mam więc nadzieję, że następny showrunner powróci do idei tworzenia odcinków świątecznych. Z drugiej strony, skoro obecnie całkowicie odeszliśmy od wspomnianego standardu, to może warto byłoby pójść w kierunku tworzenia odcinków specjalnych z okazji innych świąt? Powstawanie co rok historii nawiązującej do zupełnie innych obchodów wydaje się naprawdę świetnym pomysłem.
Ginny N.: Nas ta zmiana zdecydowanie nie gryzie aż tak. Jasne, miło jest mieć odcinek świąteczny i fajnie, jak było wiadomo zawsze, że jest tego 25 grudnia, ale nasze „święta” akurat nijak się specjalnie nie różnią od innych dni, bo taki los ateistycznych osób. Okres tej przerwy trwa między chrześcijańskim bożym narodzeniem a nowym rokiem, i dowolny dzień na ten świąteczny odcinek jest dobry, więc przesunięcie go na Nowy Rok nas jakoś mocno nie zasmuciło. Brak odcinka świątecznego przed 12 serią? Może trochę bardziej, ale cóż, Chibnall ma inny tryb pracy i mamy jakoś przeczucie, że jeśli zostanie w serialu na dłużej, to w 2021 też nie powinniśmy spodziewać się odcinka na święta. Choć może się mylimy. A co do innych świąt – to byłoby może miłe i skoro mamy na pokładzie TARDIS muzułmankę, to może jakieś święto, które obchodziłaby Yaz, ale patrząc na to od strony technicznej – taki odcinek to jest dodatkowa praca dla ekipy poza kręceniem normalnej serii. Jeden w roku jest czymś do zrobienia. Kilka w roku mogłoby pewnie być już problematycznie. Niekoniecznie niewykonalne, ale jednak na pewno wymagające większego nakładu tak pracy, jak i finansowego, w tym i tak bardzo wymagającym już od strony technicznej serialu.
Lierre: Mnie trochę gryzie takie ignorowanie poprzednika – odcinki świąteczne były dużym, ugruntowanym już wydarzeniem i rezygnacja z tego to po prostu marnowanie potencjału. To trudny do zdobycia slot, tak po prostu go oddawać… nie rozumiem tego. Choć nie jestem może przywiązana do samej idei świątecznego odcinka, wolałabym, żeby serial trzymał się konsekwentnie swojej antyreligijności, a nie wskakiwał nagle w Boże Narodzenie, które nijak do niego nie pasuje. Ciekawe, co stało za tą decyzją Chibnalla. Nowy Rok jest po prostu gorszym momentem na emisję, ludzie wtedy już tak się nie obijają i nie ma atmosfery do podbicia okolicznościową historią.
Clever Boy: No dobra, to może ja zbyt sentymentalny jestem. Nie zbaczając w całości z tematu – Revolution of the Daleks będzie mieć premierę 1 stycznia, również w Polsce. Jednak do tej pory, jak zawsze, skąpi się nam informacji. Na urodziny Doctor Who dostaliśmy teaser. I choć pokazuje nam powrót Jacka, na który bardzo czekałem (a już dawno plotki krążyły, że aktor był na planie, gdy kręcili sceny z Dalekami), to jednak było to kilkanaście sekund. Marne pierwsze wrażenie. Czuję się głodny, odkąd Chibnall przejął serial. Nie nasyca nas informacjami, promocja jest prawie zerowa, a ekipa ukrywa się jeszcze bardziej niż wcześniej. Moim zdaniem to zabija ekscytację. Nagle dowiedzieliśmy się, że kręcą już 13 serię. Poinformowali nas trochę po fakcie i zapewne tylko dlatego, że musieli wyjść w plener. No nieładnie. Gryzie mnie to. A co wy na to?
Ginny N.: Zgadzamy się z tobą. W poprzedniej erze w pewnym momencie mieliśmy już przesyt spoilerów, jakimi raczył nas Moffat, i to było trochę męczące, bo choć budowało hype, to też lekko go w nas zabijało. I rozumiemy chęć zmiany i odcięcia się Chibnalla od tego sposobu promowania, gdzie nie ma miejsca po prostu na pracę nad samym serialem. Ale to znów zabija hype. Tym bardziej że na kolejne serie trzeba czekać dłużej. Jasne, krótkie teasery i drobne informacje też cieszą, ale bardzo jednak zabrakło nam porządnego zwiastunu teraz, a ogólnie jakichś informacji wcześniej. Przydałoby się tu jednak jakieś konkretniejsze wypośrodkowanie. Niekoniecznie chcemy takiego samego zalewu Doctor Who z wszystkich stron jak za Moffata, ale na pewno chcemy więcej dłuższych wywiadów z twórcami, aktorkami itp. Może jakieś DW Extra czy coś na ten wzór. Niekoniecznie też chcemy miliona zdjęć z planu, ale po prostu: konkretnych i ciekawych informacji, a nie prawie całkowitej ciszy. I przecież to nie tak, że tym się musi jakoś mocniej zajmować sam Chibnall, na pewno nie w takim stopniu w jakim zajmował się Moffat, którego było wszędzie pełno, nawet jeśli miało to swój urok. Ale konkretny zespół PR-owy z jakimś sensownym planem na to, jak faktycznie promować serial, bardzo by się tu przydał.
Paternoster Gang: Przyznam, że też nie rozumiem tej strategii marketingowej. Przychodzi mi jedynie do głowy, że może wynika ona z chęci podkreślenia, że Doctor Who to też gigantyczna franczyza, a nie tylko serial, ale powiedzmy sobie szczerze: dla ogromnej większości ludzi, szczególnie z krajów nieanglojęzycznych, to jest przede wszystkim serial, a o Big Finish i innych mediach nawet nie słyszeli. A jak do tego dodać jeszcze na przykład cały wielki hype wokół Time Lord Victorious, które jest oczywiście dużym przedsięwzięciem, ale nadal o nieporównywalnie mniejszym zasięgu, to naprawdę się zastanawiam, co się dzieje z PR-em serialu. Pierwsza Doktora to już wystarczający powód, by zrobić wokół nowych serii promocyjne cudeńko, a jak do tego dołożyć rewolucję z końcówki 12 serii… Tak, zdecydowanie brakuje mi tu porządnego marketingu i jestem przekonana, że ten brak przełożył się na oglądalność i zaangażowanie.
Seweryn Dąbrowski: Odnosząc się do słów Paternoster Gang – uważam, że to już nawet nie jest strategia marketingowa, a wręcz strategia antymarketingowa. Zupełnie nie potrafię zrozumieć postępowania Chrisa Chibnalla i innych twórców, które jako whovianie odczuwamy od roku 2018. Mam wręcz wrażenie, że obecny showrunner stara się izolować od fanów, co jest tym bardziej przykre, kiedy popatrzymy pod tym względem na działalność jego poprzednika.
Lierre: Za czasów Moffata (za Daviesa nie oglądałam na bieżąco, więc nie wiem, czy było podobnie) byliśmy zasypywani informacjami, ale… to wcale nie sprawiało, że przed emisją tak dużo wiedzieliśmy. To było wbrew pozorom bardzo starannie planowane i wyważone – na tyle, żebyśmy mieli czym nakarmić złaknione informacji mózgi, ale też żeby nas trochę pozwodzić i zaskoczyć samą historią. To naprawdę dobrze działało. Jasne, bywało irytujące, ale… trzymało nas w ekscytacji. Teraz nie ma się czego uczepić. Straciłam poczucie, że jako widzka i fanka jestem jakąś częścią tego procesu – osobą, o której uwagę się zabiega. Czuję raczej, że twórcy z wielką łaskawością rzucają mi okruszki, które nieszczególnie robią mi apetyt na całe danie (niewybitne zresztą – dobre i sycące, ale nie z tej ligi, na którą liczyłam; efekt jest taki, że całość pozostawia niedosyt z rodzaju tych raczej nieprzyjemnych). Bardzo to jest dla mnie przykre.
Podobnie jak Paternoster, nie rozumiem tej strategii marketingowej, szczególnie wprowadzonej nagle po latach zupełnie innej polityki. Nie powiem, że jest nieprzemyślana – stoi za tym sztab. Ale widzę, że nie działa. Nie trafia tam, gdzie mogłaby. Nie są ogrywane największe atuty, które należałoby rozdmuchiwać. I jest dość płytko – podobnie jak Ginny, tęsknię za wywiadami. Nie ruszają mnie zupełnie te sporadyczne króciutkie nagrania czy marketingowe ogólniki, które czasami wypuszcza Chibnall. Marzą mi się porządne, głębokie rozmowy z twórcami i aktorami. Ze scenarzystami odcinków. Z odtwórcami głównych ról. To zawsze były osoby, które miały bardzo dużo do powiedzenia i brakuje mi możliwości poznawania ich punktów widzenia. Właściwie w ostatnim czasie przypomina mi się tylko jeden taki materiał.
Clever Boy: Czasem warto jednak, tak jak mówicie, żeby sekrety zostały sekretami. 12 seria miała te wspaniałe momenty właśnie dlatego – nagłe pojawienie się Mistrza i wyjawienie jego tajemnicy (zmiana tonu odcinka w ostatnich momentach jest nieziemska!), powrót Jacka czy tożsamość Ruth – gdyby wcześniej to wyciekło lub by to ogłosili, to nie byłoby aż takiej ekscytacji. Myślę, że podobnie byłoby z Timeless Child…
Lierre: No ale wiecie, przed World Enough and Time wszyscy wiedzieli, że Mistrz Simma wraca, a i tak byli w szoku, gdy się ujawnił – tak się to robi. Jest sporo możliwości między spoilerowaniem (takim zgodnym z definicją – czyli psującym zabawę) a udzielaniem informacji, które mają zaostrzyć apetyty widza i sprawić, że zapisze sobie w kalendarzu miesiąc wcześniej, że musi coś obejrzeć.
Clever Boy: Mnie trochę bolało, że to ujawnili prasie, bo gdyby nie taka sytuacja, to by nie wyciekło i nie musieliby go zapowiadać. To byłaby taka cudowna niespodzianka. Choć ja też byłem zaskoczony, że okazał się tą postacią, bo go nie rozpoznałem. To tak jak z Judoonami – fajnie, że ich zapowiedzieli, a jednocześnie mieliśmy sporo niespodzianek w tym odcinku.
Ginny N.: To nawet nie to, że ujawnili to prasie (choć może też), ale to było po prostu tak chamsko w zwiastunie serii i nam się to bardzo nie spodobało, nawet jeśli potem ujawnienie w odcinku zagrało, bo zwyczajnie zapomnieliśmy, że Mistrz uwielbia przybierać różne maski. Jednak zgodzimy się, że ukrywanie Ruth wyszło lepiej – nawet pomimo naszych zastrzeżeń, a już Mistrz Dhawana? To było mistrzowskie posunięcie z tym, jak go wprowadzili. Po prostu uważamy, że da się lepiej dobrać proporcje tego, co się ukrywa, a o czym (i w którym momencie promocji serialu) mówi się otwarcie.
Clever Boy: Już w 11 serii zasugerowano nam motyw Timeless Child. Jestem bardzo ciekawy, co o tym myślicie. To zbytnia ingerencja w historię serialu? A może świetny pomysł, który można fajnie rozwinąć i zdecydowanie powinno się go rozwinąć? No chyba że jesteście całkiem przeciwni i wolelibyście, żeby to było kolejne kłamstwo Mistrza, które ma namieszać w życiu Doktor, no a później ktoś to zretconnuje. Jakie są wasze odczucia i myśli?
Ginny N.: Obawialiśmy się trochę tego wątku, ale ostatecznie całkiem nam się podoba. Jasne, fajnie jak Doktor była po prostu zwykłą Gallifreyanką i nie było w tym wielkiej magii i z tym Timeless Child się gryzie i to nie tak, że łykamy ten wątek w całości. Ale to, jak ten wątek został zrealizowany i jak ostatecznie podchodzi do niego Doktor całkiem nam się podoba. Fajne jest też rzucenie trochę większego światła na prehistorię Gallifrey i otworzenie pola do spekulacji. Czy Tecteun była The Other – trzecią z osób założycielskich Gallifrey, jaką znamy? Czy Gat to Rassillon? A może Rassillonem jest ta Władczyni Czasu z Dywizji? A może to w ogóle nowe postaci, które nijak mają się do oficjalnej mitologii gallifreyańskiej cywilizacji? Trochę zgrzyta nam reakcja Mistrza jako nazbyt przesadzona, choć z drugiej strony – może właśnie ma sens? W końcu to coś bardzo nowego o tym, kim jest i on sam. Całościowo jesteśmy na (ostrożne) tak.
Ale to, czego się obawiamy to, że właśnie, jak wspominasz, Clever Boy, ten wątek może zostać łatwo zretconowany. Chris Chibnall w pewnym momencie – czy to będzie za serię, dwie czy pięć – odejdzie i stery serialu przejmie inna osoba. Sam pokazał, jak łatwo zrobić coś tak wielkiego, gdy zretconował odzyskanie Gallifrey, które wprowadził i (w naszym odczuciu niespecjalnie potem je wykorzystał) Moffat, każąc Gallifrey pozostawać ukrytą. Miało to sens, ale też okazało się być dość mocno po nic, a Chibnall wyraźnie na obecność Gallifrey też nie miał pomysłu. Więc nowa producentka wykonawcza po Chibnallu może powiedzieć, że nie, wątek Timeless Child to bzdura i nie będzie już prawdą. I to nas trochę męczy – bo tego typu istotne zmiany powinny jednak zostawać z nami na dłużej. Jasne, co producent wykonawczy to inna wizja i to jest zrozumiałe, a z tym ponownym zniszczeniem Gallifrey przez Mistrza ostatecznie się pogodziliśmy (zwłaszcza że mamy tu też furtkę do przeszłości Gallifrey, którą wprowadził wątek doktor Ruth i postaci Gat), ale jednak, jak już dopisujemy w jaki sposób Doktor jest nagle kimś jeszcze innym, niż myśleliśmy, niech to zostanie na dłużej niż tylko era Chibnalla.
Paternoster Gang: To jest świetny pomysł i też mam nadzieję, że zostanie z nami na dłużej. A w zasadzie jeśli nie zostanie, to odwołuję to, co napisałam w pierwszym zdaniu. Przyznam, że nie ekscytowałam się aż tak bardzo dokonaną przez Chibnalla rewolucją, ale obiektywnie patrząc, to jest to odważna próba pchnięcia Doctor Who na nowe tory i jako takiej mówię jej zdecydowanie tak (ale też, ciut ciszej: czemu tak późno?). Bardzo bym chciała jednak, by ten wątek był prowadzony bardziej spójnie niż w poprzednich dwóch seriach – bo przecież producent zapowiadał go już od The Ghost Monument, tylko że w 11 serii zrobił to, że ujmę to eufemistycznie, zbyt delikatnie. Więcej mylenia tropów, więcej wskazówek, nawet takich malutkich jak we wspomnianym odcinku, i mogłoby być naprawdę dobrze. Podobnie jak Ginny liczę też na rozjaśnienie prehistorii Gallifrey i rozwiązanie zagadki postaci, które poznaliśmy w 12 serii. I w sumie to rozwinięcie wątków Ruth czy Gat znacznie bardziej by mi się podobało, niż kolejne, zapowiadane już, powroty znanych i lubianych. Mocno jednak obawiam się powtórki z rozrywki – czyli zbyt wielu historii z potworem odcinka, a zbyt mało z motywem przewodnim. Może jednak, paradoksalnie, krótsza 13 seria przyczyni się do lepszego opowiadania historii? Oby!
Lierre: To ja się tutaj wykażę umiejętnością marudzenia. Mam – a raczej miałam – ogromną nadzieję, że Timeless Children to kłamstwo Mistrza. Miałam nadzieję, że zostanie odkryta jakaś prawda o nim, nie o Doktor(ze). Mam alergię na grzebanie w odległej przeszłości (dlatego też nie ekscytuje mnie Time Lord Victorious), wielkich przedwiecznych, tajemnice sprzed eonów i innych wiecznych wojowników – może za dużo się naczytałam Moorcocka. Doktor już taka, jaka jest, stąpa po wąskiej granicy między tym, co dla mnie jest OK i tym, co jest już za bardzo ekstra i wpada w szufladkę potencjalnej żenady. Nagłe dołożenie Doktor(owi) masy lore’u, którego widz nie zna, jest z jednej strony ekscytujące – Doktor znów jest tajemniczą postacią! – ale z drugiej przeskakuje mi tę granicę i przewraca się na pyszczek. Bardzo duża część uroku postaci Doktor(a) opierała się dla mnie na tym, że był(a) nikim – self-made-person, postacią niezwykłą nie tylko z urodzenia, ale też za sprawą swoich decyzji. No i… to dalej istnieje, nikt tego nie wymazał, ale doszła nowa warstwa, która mi się z tym trochę gryzie. Może nie mam na tyle zaufania do twórców – gdyby z czymś takim wyskoczył Moffat, połknęłabym. Gdyby był to Davies – pewnie miałabym nadzieję, że temat gdzieś tam sobie umrze. Jest jednak moim zdaniem trochę za wcześnie na ocenę tego wątku. Kluczowe tu będzie to, co Doktor zrobi z tą wiedzą i co z tym nowym motywem zrobią scenarzyści następnych serii. Wielkim plusem są nowe postacie – Tecteun, Gat, Ruth. Wielkim minusem jest dla mnie, dodatkowo, ponowne zniszczenie Gallifrey. Nie powinni byli tego robić. Trochę to marnuje piękny wydźwięk całego wątku Wojny Czasu i The Day of the Doctor, a później finału 9 serii. Dało się tu opowiedzieć o wiele ciekawsze historie.
Seweryn Dąbrowski: Doctor Who to dzieło kultury, które jak żadne inne potrzebuje ciągłych zmian. To zresztą właśnie dzięki nim nasz ukochany serial przetrwał przez tyle lat. Naturalnym wydawało mi się więc, że Chris Chibnall – korzystając z mocy, jaką daje mu obecnie piastowane stanowisko, także będzie chciał trochę zmieszać. Osobiście, pomysł całej historii związanej z Timeless Child jest dla mnie… OK. Widzę w nim zarówno całą masę pozytywnych stron, w które całość może podążyć, jak i liczne negatywne aspekty mogące być skutkami takiej decyzji kreatywnej. Nie mogę jednak w żaden sposób winić twórców za to, że ci chcieli spróbować czegoś nowego. Jedyne, co mogą teraz zrobić wszyscy fani łącznie ze mną, to cierpliwie czekać na dalszy rozwój wydarzeń i trzymać kciuki, aby obecny showrunner miał na to wszystko interesujący pomysł.
Paternoster Gang: Zgadzam się, że zniszczenie Gallifrey to ogromny minus i nie potrafię się z nim pogodzić. Nie rozumiem motywacji Mistrza, i nie zrozumiem, choćby to wyjaśnił jeszcze 100 razy, bo ten wątek jest bez sensu. Z Timeless Child miałam przez chwilę taką myśl, że Chibnall miał dość oceniania go jako zachowawczego, więc przegiął w drugą stronę… No ale jednak nie, taki od początku miał plan, tak że mimo wszystko daję mu kredyt zaufania. Bo, zwyczajnie, chcę zobaczyć, co z tym zrobi, jak chce to wszystko pociągnąć. Po 11 serii nie byłam ciekawa, co dalej, teraz jestem. I za to daję mu wielkiego plusa.
Clever Boy: Nie umiem się zdecydować, jak oceniam ten wątek. Dla mnie to nie jest jakaś straszna tragedia i nie jęczę jak niektórzy, że Chibnall mi zepsuł serial. Jednocześnie nie do końca jestem zadowolony z tego, jak to zostało poprowadzone. Tak jak Lierre, wolałem, żeby Doktor był tą osobą, która wyłamała się z szeregu, a nie jest wybrańcem lub jakimś bogiem. Nie podobało mi się także zniszczenie Gallifrey. To już jest nudne i zaczyna mi być szkoda tych kosmitów, którzy co chwilę umierają lub się ich wrzuca w jakąś czarną dziurę na końcu wszechświata. Nie do końca podoba mi się też, czemu Mistrzowi aż tak odbiło, gdy poznał prawdę. Co trochę powtarzał, że Doktor jest jego przyjacielem, a nagle traktuje to, że ma w sobie „jego część”, jakby to było najgorsze zło świata. Mógł być wściekły na kłamstwa, ale bez przesady.
Liczę, że to nie koniec wątku Timeless Child i jakoś Chibnall nam to w nadchodzącej serii zrekompensuje. Jest tu zbyt dużo niewiadomych, żeby to od tak porzucić. Nie wiem, w jaką stronę to pójdzie, ale fajnie by było, jakbyśmy zobaczyli jeszcze raz Ruth. Ta postać mnie od razu kupiła.
Lierre: No nie, twierdzenie, że Chibnall zepsuł serial jest skrajnie głupie. Jest w tym, co robi, spójny i widać, że ma wizję. Która może nam się oczywiście nie podobać, ale to nasz problem, a nie jego… Na razie widzimy w tym niespójności, ale zawsze tak było, gdy oglądało się na bieżąco – pamiętacie, ile hejtów było na Moffata, że nie domyka wątków? Z perspektywy czasu to się wydaje śmieszne. Nie musimy dostawać wszystkiego od razu, linearnie i z pokazywaniem palcem, na co zwracać uwagę. Jestem więc, mimo jakiegoś tam wstępnego niezadowolenia z pomysłów, które nie wpisują się w moje preferencje, w oczywisty sposób zaintrygowana, jak to się potoczy dalej.
Clever Boy: Rozmawiamy o przyszłości. Może więc zakończmy na ostatnim gdybaniu jej dotyczącym. Przed nami 13 seria, która będzie krótsza. Czy waszym zdaniem to moment, w którym Chibnall powinien odejść z serialu? A może liczycie na to, że jeszcze kilka lat z nami zostanie? Ja mam nadzieję, że Jodie zostanie na więcej niż trzecią serię, choć zazwyczaj aktorzy po trzeciej rezygnują. Dla mnie Chibnall mógłby odpuścić już, ewentualnie zrobić jeszcze jedną, ostatnią serię – w końcu zbliża się 60. rocznica Doctor Who, no i jeśli coś mieliby naszykować z tej okazji, to raczej nie dadzą zrobić tego od razu nowemu showrunnerowi. A kto po Chibnallu? Dla mnie odpowiedź jest prosta – pora na kobietę. Może Phoebe Waller-Bridge? Choć chyba wolałbym ją jako Doktor.
Ginny N.: Nie uważamy, żeby Chibnall powinien już odejść. Zwłaszcza że, jak pisze Lierre, jednak on wyraźnie jakiś pomysł na swoje serie ma. W którymś momencie oczywiście odejdzie, ale trochę na przekór tym głosom, które tylko na niego jako showrunnera narzekają, chcemy, żeby pokazał nam trochę więcej niż trzy serie. Cztery na pewno. Pięć? To może byłoby już trochę przeciąganie, ale z drugiej strony taki Davies był przy Doctor Who przez cztery i pół serii, nawet jeśli ta ostatnia była tylko słabo powiązaną grupką kilku odcinków specjalnych, a Moffat aż przez sześć. Chcemy więc zobaczyć, jakie Chibnall będzie miał pomysły i pomysły na ich realizację, gdy się rozwinie (a jego rozwój wyraźnie widzimy pomiędzy seriami 11 i 12). Chcielibyśmy jednocześnie, żeby Jodie została z nami dłużej. Ale też nie chcemy, żeby jej era i era Chibnalla pokrywały się w 100%, więc może niech 14 Doktor przyjdzie po trzeciej albo czwartej serii Chibnalla i to ona zostanie z nami po tym, jak Chibnall odejdzie z serialu?
A kto mógłby go zastąpić? Nie mamy tu konkretnych nazwisk. W ostatnich latach mniej śledzimy produkcje BBC, czy w ogóle brytyjskiej telewizji, więc trudno nam powiedzieć, kto mógłby sobie z uniesieniem Doctor Who poradzić. Nie zapominajmy w końcu, że to jest wyjątkowe stanowisko, jakiego nie ma w takiej formie przy żadnym innym serialu. Stanowisko, które wymaga ogromu doświadczenia i wysiłku, by stworzyć oglądalny – a co dopiero dobry – serial. Ale tak, to powinna być albo kobieta, albo osoba niebinarna, choć taką z odpowiednim dorobkiem i umiejętnościami pewnie trudniej byłoby znaleźć, choćby dlatego, że po prostu niebinarne osoby dostają mniej szans w podobnych polach działalności zawodowej.
Seweryn Dąbrowski: Czuję się bardzo rozdarty. Z jednej strony, prawie wcale nie podoba mi się to, co Chris Chibnall zrobił (pod względem fabularnym) w dwóch ostatnich seriach. Niemal każdy odcinek jego autorstwa był dla mnie bowiem w najlepszym przypadku poprawny. To samo dotyczyło zresztą epizodów napisanych przez innych scenarzystów, nad którymi ten powinien sprawować kontrolę. Z drugiej zaś, wciąż liczę na to, że obecny showrunner jeszcze się rozwinie i pokaże na co naprawdę go stać. Co do Jodie Whittaker to naprawdę nie chcę, aby tak szybko odchodziła z serialu. Aktorka jest w swojej roli fenomenalna i podtrzymuje tradycję trafnych wyborów castingowych. Ona nie gra Doktor, ona nią jest. Niestety, przez naprawdę kiepsko napisane scenariusze wciąż nie wiem, jaka jest ta inkarnacja i dopiero chciałbym ją lepiej poznać. Mam więc nadzieję, że stanie się to już w nadchodzącym sezonie.
Paternoster Gang: Chris Chibnall dostał bardzo trudne zadanie. Przejął dowodzenie nad Doctor Who po Stevenie Moffacie, który nadał serii unikalny charakter i dorobił się – zasłużenie – masy zwolenników, a dodatkowo to nowemu showrunnerowi przypadło w udziale przedstawienie pierwszej Doktory, co, we wciąż patriarchalnej rzeczywistości, było posunięciem ogromnego ryzyka. Od początku było wiadomo, że będzie oceniany przez pryzmat poprzednika, a Jodie Whittaker pod kątem płci. I tak też się stało, ale daleka jestem od tłumaczenia słabości ostatnich serii i działań wokół nich mizoginią. To by było zbyt proste i zwyczajnie niesprawiedliwe. Chibnall nie spełnił wszystkich nadziei, które w nim pokładałam, jednak dał nam całkiem sporo odcinków, do których lubię wracać, i nadał serii nowy charakter. Jego druga seria była znacząco lepsza od pierwszej, odcinek noworoczny zapowiada się póki co zjawiskowo, tak że, jak już wspomniałam wcześniej, daję mu jeszcze kredyt zaufania. Czy chcę, żeby odszedł po 13 serii? Nie, chciałabym, żeby wyciągnął wnioski z 12, tak jak, mam wrażenie, zrobił to po swoim debiucie. I zdecydowanie nie chcę odejścia Jodie Whittaker. Przeciwnie, liczę, że przy mniejszej liczbie kompanów w TARDIS w końcu będzie czas na rozwój jej postaci. A kto po Chibnallu? Nie będę oryginalna: proszę o kobietę!
Lierre: W tym temacie są we mnie dwa wilki 😉 Jeden chciałby pożegnać już Chibnalla i Whittaker – z całą sympatią do obojga. Drugi życzy im, a w szczególności Chibnallowi, możliwości pociągnięcia do końca zamysłu, z którym niewątpliwie showrunner objął swoje stanowisko. Wydaje mi się, że na pożegnanie jest jeszcze za wcześnie, jeszcze wszyscy są odrobinę nieopierzeni. Różnica między bardzo nieśmiałą 11 serią i wywracającą wszystko do góry nogami 12 była tak wielka, że naprawdę mam poczucie, że jeszcze Chibnalla nie rozgryźliśmy. Krakowskim targiem powiem więc – cztery serie dla Chibnalla, a potem zmiana na kogoś innego. Tylko na kogo?
Davies i Moffat dość wyraźnie wychowywali sobie następców albo przynajmniej do tej roli rozważali osoby sprawdzone w pracy nad Doctor Who. Chibnall poszedł w innym, ogromnie ekscytującym kierunku i zaprosił do współpracy twórców z innych okolic, nazwiska mniej znane i nowe w whoniversum. Nie sposób z tego grona świetnych twórców i twórczyń wyhaczyć jedną osobę, co do której mielibyśmy pewność, że wystarczy jej pary na ogarnięcie całej serii i całej związanej z tym otoczki. Bo po prostu ich nie znamy na tyle. Myślę jednak, że koniec końców to po prostu serial i stanowisko, na którym kompetentna osoba powinna się odnaleźć, a w brytyjskim świecie telewizyjnym kompetentnych osób nie brakuje. Któreś z nazwisk znanych nam z czołówek odcinków 11 i 12 serii kiedyś awansuje i zostanie showrunnerką. Jakkolwiek ekscytująca nie byłaby myśl, że serial przejmuje ktoś zupełnie inny, to byłby to chyba ruch nierozsądny.
A wy co myslicie o Chrisie Chibnallu i poruszanych w dyskusji wątkach? Dajcie znać na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.